| Młode wilki na spotkaniu integracyjnym
Minęło kilka godzin. Spokój zapewnił głównie fakt, że Dziadek wybył z domu, a Kora poszła do pracy zostawiając w bardzo widocznym miejscu broń. Najpierw przybyła Abigail i usiadła na fotelu. Eddy powąchał ją nieufnie, ale ta go pogłaskała i utonęła w laptopie, potem przybyła Diana rozentuzjazmowana potarmosiła po łbie Eddiego i poszła do lodówki. Potem przyszedł Vincent z kwiatami dla rodziny. Na końcu przybyła Amanda z naręczem map i paroma książkami.
- Witam. Możemy brać się do roboty?
- Kawy herbaty? - zaoferowała Jill wlewając wody do czajnika. - Czy u was też była niejaka Michele lub się kontaktowała w inny sposób?
- Nie… Ona jest z Europy. Tam mają takie imiona - Rzekła diana - Może z mlekiem, tak po europejsku? - poprosiła
- Mnie chyba śledzi jakaś afroamerykanko-rdzenaamerkanka - rzekła Abigail
- Mnie naszła… - Vincent przełknął ślinę - Spotkała mnie na ulicy i powiedziała, że byłbym martwy… gdyby była wrogiem
- Czyli odwiedziła nie tylko mnie. Abigail, czy tobie też powiedziała,że jest nie do namierzenia przez sieć? - Jill liczyła, że zyska na antypatii wobec Michelle.
- Nie do namierzenia? - zaciekawiła się drobna blondynka.
- To to jest stalking! - rzekł Vincent - Czy to nie jest karalne?
- Jesteśmy Garou, stalkinking i gorsze rzeczy to nasza specjalność... - mruknęła Amanda.
- Nie no, nie możemy dać się jej poniewierać! - rzekła diana Może powiemy komuś?
- Najpierw potrzebujemy coś na nią znaleźć, by mieć co powiedzieć. Jak również nie możemy dać się groźbą bez pokrycia. W każdym razie świetna inicjatywa Amando. Dobrze się spisałaś. - dla większego efektu klasnęła. - A co z totemami? Cokolwiek znaleźliście?
Diana wyciągnęła z torby niewielki i bardzo nie Chinokowy totem ze sklepu z pamiątkami.
- Tylko tyle znalazłam - rzekła zasmucona. Vincent Triumfalnie wyciągnął z torby ładny rysunek przedstawiający połączenie Forda T, Garbusa, Yugo i jakiegoś taniego samochodu z Polski czy innej Rumunii.
- A ja proponuje by naszym totemem został duch “Samochodu dla mas” - rzekł z powagą
- Nie ma duchów samochodów - rzekła Amanda.
- Oczywiście, że są. Jest wędrowny szczep, który ma za totem osiemnastokołowca. - odparł Vincent
- Proszę… Niech to już będzie jakiś normalny totem… Sokół, kruk czy przynajmniej Sowa. - rzekła błagalnie Amanda. To może niech każdy napisze swoją propozycję totemu, to zobaczymy czy na któryś będzie więcej głosów zarządziła Jill wyciągając z plecaka notatnik. Wyrwała czystą kartkę, by napisać na niej "SOWA”
Każdy coś napisał, gdy tymczasem Eddie położył na stole gumową kaczkę. Potem pokazano Kartki. Były na nich: Kojot, Koń, Sokół, i kot. Chyba łatwo było przeczuć co, kto wybrał.
- Kojot to nie totem wilkołaków tylko kojotołaków, Vinc - warknęła Amanda.
- A ja widziałam film - zaczęła Diana.
- Niech już będzie sowa. Powiedzmy, że pies na nią głosował - Metyska wyjęczała opierając głowę na stole.
-[¡] Zatem postanowione. -[/i] Jill starała się mówić jak najspokojniej i bez uśmiechu. Wygrała! A Amanda nie. Trzeba z gracją przyjmować zwycięstwo jak i porażkę. Posmakowawszy na podniebieniu małej zwycięstwo odkaszlnela by powiedzieć: -[¡] Zatem, następny punkt proszę- jakieś propozycje na dar dla Czerwonego Wulfa?[/i]
- Chyba kilku turystów, związanych i bezbronnych - rzekła uśmiechnięta Abbie.
- Ci turyści, których znajdowano to byli słudzy żmija i Ghoule, których dopadli nasi krewni… Wulf to wilk czyli pewnie mięso… świeżo upolowane. - rzekła zmęczona Amada.
- No to upolujemy dla niego sarnę. To chyba wystarczy? -zaproponowała Jillian. Znając życie to jeszcze w ich ręce wpadłby Lloyd.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i Diana wstała.
- Zamówiłam pizzę. Cztery. Dwie z papryką i peperoni, jedną hawajską i dwie z bekonem i chyli - rzekła i wstała.
- Dziękuję, reszty nie trzeba napiwku. Nie wolno go przyjmować - usłyszała głos George'a i drzwi się zamknęły.
- Jem Hawajską. Wiecie, że wynalazł ją Grek z Kanady? - rzekła Abigail.
- Typowe dla Kanadyjczyków. Tylko wiecie, musimy udać się do lasu i tam ręcznie, pazurami upolować zdobyć? - rzekła Amanda.
- Zdziwiłabym się jakby było inaczej. W końcu to niejako chrzest wilkołaków. Ustalmy termin kiedy moglibyśmy się wszyscy zebrać i jakoś to będzie - skwitowała Wnuczka Szamana licząc, że zdąży z czymś rozsądnym zanim dojdzie do chaosu.
- Ja mogę kiedy chcecie - Rzekł Vincent wyraźnie powstrzymując się przed szerokim uśmiechem.
- I ja też! - zawołała Diana
- W niedzielę zawsze jestem na nabożeństwie, ale tak to zawsze - rzekła Abigail.
- Nie mam życia poza byciem wilkołakiem, wiecie o tym chyba. Pojutrze więc? [/i - mruknęła Anada.
- Pojutrze po zmroku. - przyznała Jillian - Jakieś obiekcje?
- Raczej do południa. Spędzimy w tym lesie kilka dni. Na szczęście, choć to było pewnie dobrze przemyślana decyzja, mam domek w lesie… Kto robi zapasy? - rzekła Amanda.
- Dobrze, mogę się tym zająć - zaoferowała Jill. Mniejsza o Amandę- miała paskudne wrażenie, że reszta towarzystwa nie nada się do realizacji tego przedsięwzięcia - Jakieś specjalne wytyczne, alergie lub inne życzenia?
- Mam nietolerancję laktozy - rzekł Vincent jedząc pizzę. Diana spojrzała na niego spode łba.
- Ale tylko coś złego powiesz o moich tatkach… Lub o country to zamorduje. Ja nie mogę jeść orzeszków.
- Ja w sumie mogę wszystko, Tylko muszę mieć klej do protez. Rodzice usunęli je jak… zanim się zmieniłam - rzekła Abigail.
- A ja nie wyglądam dobrze gdy śpię. Bardzo niedobrze - rzekła Amanda. Wszyscy po za nią rzucili się na pizzę.
Jillian złapała jeden kawałek pizzy. Potem bez przekonania zapisała informacje żywieniowe zespołu. Odchrząknęła, żeby spytać: - Jakieś jeszcze tematy do omówienia?
- Ja zajmę się prowiantem! - zawołała Abigail z uśmiechem.
- A ja podpałką! - dodała Diana. Eddie- pies zmieniający się w człowieka
Wszyscy patrzyli na Eddiego, który zmienił się wy wysokiego (nie do końca) Indianina i rzucił się na pizzę.
- Cheszcz i naszpepnym razem dawajcie picze mieszno uszte ż piccza czosz - rzekł z ustami pełnymi pizzy. Diana zaczęła poprawiać włosy, Vincent miał minę “A miało być tak pięknie”, a Abbie po prostu powiedziała cześć.
- Rozumiem, że twoje plemię ma przewagę w watasze? Dobrze, rozumiem? - rzekła Amanda.
Jillian starała się zapanował nad twarzą, żeby się nie uśmiechnąć (bardzo wrednie) do Amandy. Liczyła, że pozostanie jej na twarzy neutralno- mądry wyraz godny Szamana. Najlepszy jaki mogła sobie wyobrazić do zaprezentowania się jako jednostka silna, nie łamiąca się pod obcasikiem panienki Suworow i gardząca opinią pozostałych.
- Traktuj, to jak chcesz Amando - powiedziała spokojnie – Ale liczę, że zapewnicie Eddiemu miłe przyjęcie do stada. Stosunkowo od niedawna się przemienia
- Pewnie, moja pierwsza przemiana była… Nie pamiętam, zaraz po narodzinach… Niewiele mogę pomóc. Ale... - wstała i ukłoniła się dwornie - Witamy cię Eddie w naszej watasze, oby gaja cię chroniła, a luna natchnęła do chwalebnych czynów.
- Tak, zapewnimy - rzekł vincen bez entuzjazmu. Edie patrzył na niego z wyzywającą wyższością
- No pewnie - zawołała Diana.
Abi podeszła i zaczęła go po głowie
- Zawsze lubiłam dogoterapię
- Widzisz Eddie, zostałeś uznany za część watahy - wnuczka Szamana mimowolnie potarmosiła swojego pupila za uchem. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że robi to na jego ludzkiej wersji. - Czy ktoś jeszcze chciał podjąć jakiś temat? Widział coś dziwnego?
- Oprócz najbardziej tokenowej watahy na świecie? Nie, absolutnie - rzekła Amanda.
- Ja chciałabym zobaczyć człowieka-sowę dodała Abigail nieco nie na temat.
Jillian w duchu ulżyło, bo nikt nie wytknął krążenia po okolicy Łowców Nadnaturalnego (Lloyd i George) ani powrotu Terry’ego do miasta. Miała, więc czas, żeby się tym zająć i pogadać z Dziadkiem. Przede wszystkim powinna pogadać o Terrym z Dziadkiem. Powinien wiedzieć, że jej Eks jest wampirem. Tyle jest winna nestorowi rodu. A on jest jej winien jakieś porady co z fantem jak nowy wampir w mieście zrobić?
Moment w którym powinna zaprezentować Georga i Lloyda musi poczekać. I jakim cudem trafili tutaj z dostawą pizzy? Czy w tym miasteczku nie było już innych dostawców?! Sprawę Lloyda i Georga pozostawiała na później (im później tym lepiej). Im mniej będą się rzucać w oczy, tym dla nich bezpieczniej.
- To w takim razie możemy się rozejść z przygotowaniami.... –zarządziła watasze- Eddie, pies! - poleciła.
Eddie zmienił się z powrotem w psa. Reszta powoli rozchodziła się do domów, tylko Abigail została. Westchnęła i podeszła do Jillian z laptopem.
- Powinnaś pierwsza to zobaczyć - pokazała jej dokument, akt urodzenia niejakiej Michele Carrello. Matką była nijaka Izabela Carello, ale ojcem… był dziadek Jill.
__________________ You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh |