Szedł na samym końcu, ledwo nadążał za pozostałymi. Strasznie bolała go głowa i miał mdłości. Na początku chłód był dla niego zbawienny, jak to zawsze bywa w przypadku mocnego kaca. Jednak im dłużej trwała podróż, tym bardziej łotrzyk miał wszystkiego dość. Przez chwilę nawet chciał zawrócić, ale wiedział, że nie będzie miał z czego żyć, jeżeli wróci do karczmy, zanim wykona zadanie.
Byli już blisko celu, gdy nagle na drogę wyszły dwa wygłodniałe wilki. Delamros głośno przełknął ślinę. Czy naprawdę przyjdzie mu umierać w takich okolicznościach? Na szczęście widok atakującego dragonborna, dodał mu trochę otuchy. Może nie będzie, aż tak źle. Chorster powoli ruszył w stronę wilków, niestety potknął się o coś w śniegu i upadł prosto w zaspę.To była kropla, która przelała czarę goryczy. Nienawidził śniegu, nienawidził mrozu, a najbardziej w tym momencie nienawidził tych przeklętych wilków.
Wyjął zza pasa swój sztylet, podrzucił go w powietrzu, sprawnie złapał rękojeść i rzucił się na tego samego wilka, którego zaatakował jego towarzysz. Ciężko poruszać się w śniegu, ale na szczęście, ku zdziwieniu nawet samego Delamrosa, udało mu się zranić wilka bardzo dotkliwie.