Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2020, 04:30   #169
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70 - 2037.V.08; pt; południe

Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 13:01
Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; kanały
Warunki: kanały, ciemno, sauna, wilgotno, cicho na gorąc i pogodnie



Czwórka xcomowców rozbiegła się po dwóch magazynach wskazanych przez Cole. Jeden z amunicją a drugi z bronią. Do tego jeszcze wzięli się za widoczne półki i regały z wyposażeniem dodatkowym. W tym czasie dziewczyna o granatowych włosach niecierpliwiła się sprawdzając czas. W końcu wróciła do wejścia głównego aby tam poczekać na szabrowników. Law zajęty pakowaniem i przenoszeniem kolejnych fantów na wózek stracił ją z oczu. Minuty uciekały w zastraszającym tempie. Tyle można było zabrać! Ale wózek miał swoją pojemność a każda minuta zmniejszała margines bezpieczeństwa. W końcu ktoś mógł się połapać, że czwórka magazynierów ładuje ten wózek bez opamiętania.

Ale przyspieszonym oddechom i zgrzanym skroniom towarzyszył tylko brzdęk ładowanej broni, skrzynek i pudeł, odgłos pośpiesznych kroków czy przyciszone głosy. Ale żadna syrena alarmowa. W końcu Law uznał, że to odpowiedni moment między pojemnością wózka a czasem. Zdawało się, że dopiero co weszli z Cole do magazynu, na wózek jeszcze można było trochę załadować militarnych skarbów a już minął kwadrans. Jak szybko! Skaner więc dał sygnał do odjazdu. Pozostała trójka jeszcze rzuciła ostatnie ładunki na bezładny stos wewnątrz wózka i w pośpiechu ruszyli do wyjścia. Tam zastali czekającą na nich naukowiec.

- No nareszcie! Co tak długo! - była wyraźnie zdenerwowana. Byli już wewnątrz wrogiej bazy już prawie godzinę. Nie wiadomo było ile potrwa ta cisza. - Idźcie za mną. Jak kogoś spotkamy i by się czepiał to spróbuję go spławić albo zagadać. - mówiła szybko gdy już stała w drzwiach. Wyszła pierwsza poprzedzana przez Zorro. Ale czy na dobre, czy na złe na zewnątrz nadal panowała ta błotna plucha. Ale przy okazji i bezruch. Na zewnątrz nie czekali na nich strażnicy z wycelowaną bronią. Albo ktoś znacznie gorszy. Cole wyszła na zewnątrz. Law nie był pewny czy chociaż przez chwilę zdjęła kaptur z głowy od momentu gdy w biurze założyła płaszcz.

- Długo wam jeszcze zajmie? - w słuchawkach usłyszeli pytanie Fausta który pewnie wciąż stał pod włazem. Akurat jakoś mijał ten kwadrans jak Law się do niego odezwał mówiąc o tym kwadransie. Ale już wracali! Jeszcze parę minut!

Mechaniczny kot torował im szlak. Widzieli jego ciemny kształt kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów przed sobą. - Zorro mówi, że jest pusto. Pospieszcie się zanim ktoś się nami zainteresuje. - dziewczyna musiała być ostro zestresowana. Jakby pułapka miała się zatrzasnąć z każdym kolejnym krokiem. Ale jakoś się nie zatrzasnęła.

Ciągnąć i popychając wózek pełen wojskowego szpeja z dawnych armii dotarli do magazynu z włazem. Nadal wewnątrz było ciemno. Wepchnęli wózek do środka chociaż był ciężki jak cholera nawet dla kilku osób. Zwłaszcza jak dopiero teraz zwrócili uwagę na te trzy schodki jakie dzieliło wejście od gruntu. Wcześniej po prostu po nich zeszli nie zawracając sobie nimi głowę. No ale już byli wewnątrz magazynu. Cole z ulgą zamknęła drzwi i chwilę przy nich gmerała zamykając je nie tylko na klamkę.

Teraz musieli wepchnąć wózek wzdłuż prostego korytarza. Ten nadal był ciemny więc ktoś musiał oświetlać drogę latarką. Aż dotarli do magazynku z włazem. I tutaj trzeba było zostawić wózek. I znów stracili prawie kolejny kwadrans na tym by teraz rozładować wózek z wojskowego złomu. Faust i Strauss, wciąż zgromadzeni pod włazem, w swoich kanarkowych kombinezonach, odbierali podawane z góry egzemplarze broni.

- O tak, to lubię! - zaśmiał się chrapliwie numer 2 wśród zbrojnych gdy dostał do swoich łap pierwszy egzemplarz zdobycznej, ciężkiej broni. Rzeczywiście wyglądali na dobraną parę i pasowali do siebie. Niestety wózka nie dało się przepchnąć przez właz więc musieli go zostawić w zagraconym magazynku. A tam czwórka xcomowców i Cole musieli jeszcze się przebrać w kanarkowe skafandry ochronne. Tylko Cole miała inny bo czerwony. Ale widocznie tak samo spełniał swoje zadanie. Gdy już skończyli kompletować kombinezony i ostatni z nich przechodził przez właz, tylko tym razem na dół okazało się, że w bazie od momentu gdy przełazili przez ten właz w przeciwnym kierunku minęło prawie 1,5 godziny.

- Zbieramy się! Ruchy, ruchy! - Faust górował nad wszystkimi wzrostem. Część zdobycznego wyposażenia mogli wziąć na siebie a część na wózek jaki ze sobą przywieźli. I znów mogli zanurzyć się w te duszne, ciemne kanały. Chociaż było łatwiej. Bo oślepione wcześniej systemy bezpieczeństwa pozwalały na użycie latarek. Więc chociaż pchając i ciągnąc wózek tym razem pełen a nie pusty to poruszali się chyba jednak szybciej. Ale jeszcze nie byli bezpieczni. Wciąż byli pod kompleksem Boeinga. A w razie alarmu powierzchnią ci wszyscy strażnicy, drony i pojazdy na pewno będą poruszać się szybciej niż oni tutaj kanałami.

Latarki dodawały otuchy ale skłębiona para, sprawiała, że światło szybko w niej grzęzło. Z odległości kroku widać było tylko skłębioną parę i może plecy kogoś przed sobą. Bardziej już pomagało oznajmić innym o swojej pozycji. Tak dotarli do drugiej kraty. Właściwie w drodze powrotnej to była to pierwsza licząc od włazu do rupieciarni. Czyli dowyjścia z kanału było jeszcze z jakieś 300 m w linii prostej. Z parę minut marszu.

- Ruchy, ruchy, ludzie! - dopingujący głos Fausta było bardziej słychać w słuchawkach niż go widać. Chyba, że ktoś akurat szedł tuż za nim lub przed nim.

- Cześć. Chciałam wam tylko dać znać, że właśnie przestało padać. Przejaśnia się. - niespodziewanie w słuchawkach usłyszeli głos Bl4ckRain która prawie nie odzywała się odkąd weszli do kanałów.

- To źle? - zapytał Ivan zastanawiając się pewnie co to zmienia w ich sytuacji.

- Nieważne! Ruchy, ruchy ludzie! Już niedaleko! - wielkolud po raz kolejny ponaglił niewielką grupkę zapakowaną w jaskrawe skafandry z niewygodnymi butlami tlenowymi na plecach.

Zdążyli zrobić parę kroków gdy wydawało się, że ktoś się przewrócił. Co nie zdarzyło się po raz pierwszy od zejścia do kanałów bo nawet ze światłem w tej gęstej parze szło się prawie po omacku. Ludzie więc co chwila potykali się, popychali, wpadali na siebie no a czasem się przewracali w tym nerwowym chaosie i pośpiechu gnani presją alarmu za swoimi plecami i nad swoimi głowami. Ale tym razem temu odgłosowi towarzyszył męski krzyk pełen strachu.

- Co jest?! Co tam się dzieje?! Kto tam się tak drze?! - w słuchawkach słyszeli na raz szybkie pytania Fausta i krzyki mężczyzny. Chyba Ivana. Pozostali próbowali się połapać które z bladych plam światła należy do niego bo grupka trochę się rozproszyła skoro i tak musieli iść gęsiego.

- Rozrywa mnie! Rozrywa! - wśród krzyków dał się słyszeć rozpaczliwy głos Ivana który coś zbyt długo się szamotał jak na zwykły upadek.



---



Mecha:


Kto będzie miał pecha: Kostnica 4 > Ivan

Przytomność Ivana: Kostnica 4 > suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline