Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2020, 15:51   #115
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
- Do czego ty mnie doprowadzasz, Leileno? - Jednak jak na kogoś niezadowolonego z rozwoju wydarzeń, zaczęła rozpinać swoją suknię zaskakująco szybko. Umbero był tym rozwojem wypadków szczerze zainteresowany, za to Alden… o, jemu podobało się tam, gdzie był.
Lei przerwała lizanie fallusa, aby odwrócić głowę i popatrzeć. Rozbierające się kobiety były dla niej bardzo pobudzającym widokiem. Rozbierający się mężczyźni w sumie też, o ile nie byli tacy jak pewien grubas z dalekich krain. Pewny standard należało zachować. Stękała cicho, biorąc Aldena w całości w swoją małą, ale coraz bardziej doświadczoną pupkę.
Fourtail, nawet jeśli pod względem osobowości nie była ulubioną znajomą panny Mongle, to pod względem figury była całkiem kusząca. Gdy obnażyła już swój pełny biust, Umbero bez skrępowania zaczął pomagać sobie dłonią w uzyskaniu jak najszybciej sztywności. No, jeszcze by się czarodziejka zdążyła rozmyślić i przepadła by mu taka gratka.
Pas trzymający suknię został rozwiązany, ciężka tkanina opadła na ziemię, a i bielizna, która kryła się pod spodem nie utrzymała się długo na ciele. Fourtail pewnie podeszła do spółkującej z kolegą Leileny.
- Co mam robić? - zapytała rzeczowo. Tylko zbierająca się między jej udami wilgoć trochę kontrastowała z profesjonalną fasadą.
- To proste - wysapała nastolatka i stęknęła, gdy kochanek otarł się wyjątkowo dobrze o wnętrze. - Och Alden… - skupiała się z trudem. - Musi pani z jednej strony stymulować fallusa z dzwi, a z drugiej Umbero…
- Czy wy nie moglibyście tego po prostu skonstruować tak, by móc rzucić czar kołatki? - swoją pretensję zgłosiła nie wiadomo do kogo, ale równocześnie skrzętnie przystąpiła do realizacji słów nastolatki. Oparła się rękami o wrota, jedną dłonią obejmując kamienny członek.
- Gotowy tam już jesteś? - odwróciła głowę do szatyna.
- Tak - tantrysta wyglądał, jakby miał zasalutować przy tych słowach, ale jakoś się opanował.
- No to bierz się do roboty - nakazała chłodno. Kręcenie przy tym pośladkami niestety kompletnie rujnowało postawę obojętności. Nie, żeby chłopak się tym przejmował. Złapał w dłonie krągły tyłeczek i zaczął wpychać się w oferowane mu łono. Reakcja w magicznej aurze była natychmiastowa… zresztą tak samo, jak głośny jęk Rere.
- Uwielbiam orgie - jęknęła Lei, ale przypomniała sobie wreszcie po co tu byli. Odwróciła się w stronę drzwi i przyjęła w usta kolejnego kamiennego drąga. Zaczęła ssać niczym prawdziwego, nieustannymi stęknięciami komentując poczynania Aldena, który był znacznie mniej opanowany od swojego kolegi. Gdyby nie przyjmowała go w ciasnej pupie, gotowy byłby sprintem gonić do orgazmu. Od kiedy Lei ich poznała, blondyn był gwałtowniejszy.
Do ucha nastolatki dobiegło chwilę potem mlaskanie i pokasływanie, gdy i starsza z kobiet zaczęła oralnie stymulować magiczne prącie. Magia robiła się coraz mocniejsza, to samo działo się z tym słabym echem, które wcześniej czuła gdzieś na samej granicy - aura reanimacji. Czyżby tego dawni tantryści użyli do ożywienia fallusów? Nekromacji? Członki w dotyku na pewno były kamienne. Przecież chyba nikt nikomu nic nie ucinał i nie zamieniał w kamień… Dawna magia, która prawdopodobnie została zapomniana. Ale może uda się zgłębić niedostępną gdzie indziej wiedzę? Lei zdwoiła wysiłki, choć prawdę mówiąc do kochanek się wysilał bardziej, napychając ją bardziej i bardziej na fallusa, aż zaczęła się ślinić i lekko dusić po wzięciu go do gardła. Czekała na przebudzenie mocy, starając się z ogromnym trudem kontrolować orgazm i nie dojść przedwcześnie.
Wysiłki całej czwórki pogrążonych w chuci kochanków przyniosły rezultat. Oba kamienne fallusy wyprężyły się i pociągnięte ciężarem uwieszonych na nich kobiet opadły w dół. W sali zaterkotał jakiś mechanizm, tyle że dźwięk dobiegał z niewłaściwego kierunku. Nieoczekiwanie coś ciężkiego upadło na ziemię, z potwornym hałasem, zmuszając wszystkich do odwrócenia się. Kawałek jednej ze ścian odpadł, uwalniając jakieś monstrum, które wytoczyło się na wolność. Twór miał siedem stóp wzrostu i wystarczył jeden rzut oka, by Leilena nabrała pewności do czego została wykorzystana nekromancja. Ciało istoty wyglądało na pozszywane ze żmudnie dopasowanych do siebie kawałków. Szeroki, umięśniony i zielonkawy tułów wygląda na orczy. Długie, silne nogi były chyba ludzkie. Głowa, o gładkiej i beznamiętnej twarzy oraz spiczastych uszach należała kiedyś do pięknego elfa. Za to to, co dyndało potworowi między nogami od razu przypomniało Leilenie centaury.
- Czy to coś jest wrogie? - zapytał Alden, wciąż wepchnięty w tyłek koleżanki. Odpowiedział mu jedynie wściekły ryk i szarża golema. A magiczne komponenty leżały gdzieś pośród pozrzucanych ubrań.

Och, czyli jednak mieli dodatkowe zabezpieczenia! Lei zareagowała szybciej niż by siebie o to podejrzewała. A na dodatek zrobiła coś wyjątkowo szalonego. Wyswobodziła się od Aldena i wybiegła naprzeciwko golema, rzucając jedyne zaklęcie, które mogła tak szybko bez komponentów: pojedyncze słowo mocy. Nie miała pojęcia czy zadziała, ale hej, to przecież bestia tantrystów. No i oprócz niego miała do dyspozycji laskę od Nessaliny, ale leczenie z niej jeszcze na pewno się przyda.
Czar zadziałał wzorcowo. Może nawet lepiej, niż się Leilena spodziewała. Monstrualne przyrodzenie ożyło podobnie jak wcześniej kamienne fallusy, tyle że to było chyba nawet większe niż ramię dziewczyny. Stając aż zaburzyło równowagę golema, który zatoczył się do przodu wpadając na rudowłosą i boleśnie powalając ją na ziemię.
- O szlag, szlag - klęła Fourtail, rzucając się pędem do swojej sukni.
- Lei, co ty wyprawiasz?! - zawołał bardzo zaniepokojony Umbero.
- Pozbądźcie się tego kiedy to zajmuję! - zdążyła tylko krzyknąć, zanim została przygniecona. Bałaby się, gdyby nie wcześniejsze podniecenie. Jakimś cudem zdołała się jednak skupić na myśleniu o seksie. O twardym zwierzęcym kutasie. Nie była na nie magicznie przygotowana i przez to nie będzie w stanie przyjąć go całego… ale jej seksualne ciało nie zamierzało się opierać. Była przecież tak blisko orgazmu. Rozchyliła nogi, sama. Zanim racjonalizm wszedł do gry. Olbrzymie przyrodzenie wylądowało na jej brzuchu, już tryskając słabo jakąś wydzieliną. Piękna, elfia twarz patrzyła na nastolatkę bezmyślnym wzrokiem, ale magia która animowała pozszywane ciało radziła sobie sprawnie bez myślenia. Biodra golema zaczęły się gorączkowo poruszać, gdy niezgrabnie próbował zsunąć się niżej.
- Co to w ogóle jest? - gorączkował się Alden. - Jakiś nieumarły?
- Nie wiecie? - Fourtail odkrzyknęła z kolan, rozrzucając gorączkowo swoje ubrania. - To przecież wasza szkoła magii!
- Ale ma chyba z tysiąc lat. Żadna księga w naszej Akademii nie jest nawet w połowie tak stara!
To sobie znaleźli czas na historyczne dysputy. I racjonalna Lei krzyczałaby na nich za to. Ale teraz działała prawdziwa krew Mongle, która wreszcie mogła posmakować pierwszego prawdziwego gwałtu. Tak jakby, bo wcale się nie broniła. Wręcz odwrotnie, gdy już poczuła na swoim ciele tego fiuta, nie mogła już odpuścić. Starała się trochę unieść biodra i przesunąć wyżej, aby mógł zakosztować przyjemności po śmierci. Czy będzie w ogóle coś czuł?
Coś tym stworem jednak powodowało, nawet jeżeli były to najbardziej podstawowe instynkty. Odpełznął na kolanach aż twardy trzon ześlizgnął się ku rozchylonej szparce i pchnął z siłą godną końskiego przyrodzenia. Szeroka jak pięść główka zaczęła boleśnie rozciągać wargi. Leilena wrzasnęła i wygięła się w łuk, kiedy posiadł jej małe ciało. Był ogromny! A ona lubiła ogromnych. Miała wrażenie, że rozrywa małą cipcię… z a drugiej strony nie było to nic, czego nie naprawiłaby magia, a wrażnie było wrecz niesamowite. Położyła dłonie na jego torsie, jakby w próbie odepchnięcia, ale nawet tego nie próbowała. Daleko nie mogła go przyjąć i tego żałowała najbardziej. Bardziej rozsądne myśli całkiem wyparowały. Był ciepły, niemal gorący. Pierś, którą dotykała nie unosiła się w oddechu, ale kołatało w niej mocno serce, skóra była zupełnie naturalna. A biodra, nie ograniczane normalnymi możliwościami ciała, poruszały się w zawrotnym tempie wpychając się ile tylko było to możliwe.
- Lei, trzymaj się! - dobiegł jej uszu krzyk, chyba Aldena.
Usłyszała to jak przez mgłę. Krzyczała, głośno. Każde pchnięcie docierało do końca szparki, wywołując bolesne impulsy. Ciało aż podrygiwało, malutkie pod tą bestią. Umysł nastolatki trafił do zupełnie innego miejsca, czystej ekstazy, w której nawet ból penetracji przybliżał bardzo szybko do orgazmu. Pierwszy poczuła prawie od razu. Zaczęła niekontrolowanie drżeć, przez całe ciało przechodziły niesamowite fale rozkoszy. A za nim zbliżały się następne. Rozerwana pochwa brała go w siebie coraz łatwiej. Dziewczyna nie wiedziała jak długo trwała ta brutalna inwazja, ale nagle poczuła, że jest pusta. Nic nie przyciskało jej do ziemi. Ktoś się nad nią pochylał, miał jasne włosy. Alden? Czy Rere? Świadomość powracała dość ospale.
- Lei, co z tobą? Odezwij się.
Zamrugała z trudem, próbując złapać oddech. Czy naprawdę to się stało? Dała się zgwałcić? Ciało jednocześnie bolało jak i odczuwało błogą rozkosz wielokrotnego orgazmu. Uśmiechnęła się słabo.
- Udało się? - wychrypiała.
- Jeszcze nie - to jej kolega się nad nią pochylał, teraz ostrożnie biorąc ją na ręce. - Fourtail wysłała go do innego wymiaru, ale zaraz się wyrwie. Tyle, że teraz będziemy gotowi.
Leilena została położona na miękkiej stercie ubrań. Ledwie zdążyła się trochę otrząsnąć, a monstrum znowu pojawiło się na środku sali, przy akompaniamencie grzmotu i jasno migającego powietrza. Zanim jednak zdążyło cokolwiek zrobić z trzech stron zaatakowała je magia. Ogień, kwas i czarodziejskie, metalowe ostrza do spółki szybko już uporały się ze strażnikiem. Dziewczyna w tym czasie wykorzystała zaklęcie leczące z bransolety będącej początkowo magiczną laską. Nie chciała tego robić kiedy uwaga będzie na niej, w końcu to może wzbudzić ciekawość.
W końcu ciszę w sali zakłócały tylko ciężkie oddechy wymęczonych, nagich magów. Żaden inny potwór się nie pojawił, falliczne dźwignie w kamiennych wrotach dalej pozostawały proste i gotowe do użycia. Fourtail odzyskała głos jako pierwsza i zdecydowała się go wykorzystać do zamartwiania nad napadniętą nastolatką.
- Jak się czujesz? Jesteś ranna? To naprawdę nie powinno się zdarzyć - przyklęknęła przy dziewczynie.
- Gdyby istniał żywioł seksu, to byłabym jego żywiołakiem - wyszeptała, uśmiechając się i lekko unosząc. - W ten sposób nie da się mnie zranić. To przez orgazmy odpłynęłam.
Dzika czarodziejka odetchnęła z ulgą, słysząc takie słowa.
- To dobrze. Bardzo dobrze - pokiwała głową. - Chyba lepiej będzie się ubrać. I… no nie wiem. Wrócić do obozu?
Stali przed wrotami do jakiegoś antycznego skarbca i teraz Fourtail zebrało się na rozsądek? Po tym, co już Leilena przeszła?
- Nie wiem czy wiesz, ale przed pojawieniem się tej bestii to właściwie ładowaliśmy swoją moc - zachichotała dziewczyna. - Ja jestem jej pełna. Nie widzę powodu, aby teraz wracać. Chłopcy? - zapytała Aldena i Umbero. Nic sobie nie robiła z własnej nagości.
- No, jeśli faktycznie nic ci nie jest - rzucił ten pierwszy. - Narobiliśmy się trochę przy tym wszystkim, a nie wiem ile te fallusy utrzymają magii. A co, jeśli przy ponownym ich aktywowaniu wyrwie się coś innego? Ja bym otwierał.
- No, najwyżej uciekniemy - poparł go drugi. Tym samym Rere została przegłosowana.
- Skoro tak chcecie - uległa. - Ale wy to otwieracie. W końcu z was takie jurne, silne chłopy.
Mężczyźni, choć nagość krępowała ich w takim samym zakresie co Mongle, ubrali się naprędce, by tym razem mieć wszelkie potrzebne do czarów składniki pod ręką. Fourtail przy wkładaniu swojej sukni potrzebowała pomocy młodszej dziewczyny. Gdy już wszyscy byli gotowi, Alden chwycił za jedną dźwignię, Umbero za drugą i pociągnęli z całej siły. Z sufitu opadł tuman kurzu, kiedy wrota zaczęły otwierać się do środka ze świdrującym uszy zgrzytem. Za nimi znajdowały się ciemne schody, które Fourtail ponownie musiała rozjaśnić swą magiczną latarnią.Stopnie okazały się być w znacznie lepszym stanie, niż podmokły przedsionek i nie schodziły zbyt nisko. Kończyły się jakąś przestronną salą, dość dużą by pojedyncza lampa nie była w stanie wyłonić wszystkiego z mroku… z wyjątkiem jednego kształtu. Kobiecy tułów wyskoczył z ciemności, sunąć na długim, wężowym ciele. W gęstych, czarnych włosach istoty powbijane były połyskujące ostro sztylety. Ręce miała rozłożone szeroko, jakby zaraz miała zamiar kogoś pochwycić w zabójczym uścisku i do tego krzyczała:
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
No to ostatnie jakoś nie pasowało do układanki. Leilena, która właśnie prostym czarem naprawiła swoją tunikę i skończyła ją na siebie nakładać, uniosła szybko wzrok. Kolejna pułapka? Nie miała jednak zaklęć mogących rozproszyć oszustwo, dlatego rzuciła pierwsze, które przyszło jej na myśl. Zaatakowała - niegroźnie - umysł zbliżającej się istoty, próbując z niego wyssać jak najwięcej wspomnień i być może z nich coś wywnioskować. Od magii bojowej byli inni.
Wizje, których doznała były bardzo nieprzyjemne. Czuła dojmującą samotność. Widziała małą figurkę, którą tuliła do piersi i nuciła kołysankę. Stała przed lustrem, wrzeszcząc na swoje odbicie. Drapała kamień, czując jak krew spływa jej po dłoniach, a skóra odchodzi boleśnie płatami. Wizja urwała się, kiedy Lei zobaczyła we wspomnieniach sztylet, którym przeciągnęła sobie po gardle.
Kompani rudowłosej cofnęli się o krok unosząc dłonie w bojowych inkantancjach, ale istota widząc to zatrzymała się błyskawicznie i padła na ziemię.
- Nie, nie, błagam!
- Czekajcie. Czym… kim jesteś? - rudowłosa wyszła przed resztę, marszcząc brwi. - Masz wspomnienia. Wydaje się, że żyjesz. Ale musiały minąć setki lat. Widziałam jak podrzynasz sobie gardło.
Nieznajoma uniosła się powoli. Jej ludzka część nie była większa od tułowia Rere, ale wężowe zwoje były długie i grube, przez co wyprostowana z łatwością górowała nad innymi.
- Setki? Bogowie, setki? - załkała. - Próbowałam nas zabić tyle razy, ale ja nie mogę umrzeć. Jestem strażniczką tego przybytku.
- To naga - Fourtail pacnęła się w czoło. Słówko w języku halruaańskim miało zabawne konotacje, szczególnie gdy istota faktycznie nie miała na sobie żadnego ubrania.
- Strażniczką, która się cieszy, że ktoś wszedł do środka? - Leilenie coś tu nie pasowało. Nawet jeśli na istotę przyjemnie się patrzyło. - Dlaczego nam dziękujesz?
- Spędziłam tu setki lat. Tylko z nimi - wskazała rękami… powietrze. - Chcę stąd wyjść! Bierzcie sobie stąd co tylko chcecie, tylko pozwólcie mi wyjść - załzawiona i łkająca brzmiała bardzo wiarygodnie, ale przecież to mógł być mimo wszystko podstęp.
- A co z właścicielami? - Fourtail pozostawała nieufna.
- Pieprzyć ich! - krzyknęła naga, obnażając przy tym dwa długie, groźnie wyglądające kły. - Zostawili mnie tu na wieki, a sami pewnie poumierali.
- Kim byli? - zaciekawiła się rudowłosa. - Lubię się pieprzyć - powiedziała bez związku.
- Czarodziejami, którzy specjalizowali się w cielesnej magii - odpowiedziała szybko, chyba zadowolona z tego, że może z kimś porozmawiać.
- I wszystko tak tutaj zostawili? I ciebie też? - zainteresował się Umbero.
- Tak. Kiedyś przychodzili… codziennie? - spojrzała w bok. - Prawie codziennie? - powtórzyła ciszej, rozmawiając sama ze sobą. - Nie pamiętasz? Ja też nie. Ale byli tu często. - Odwróciła się ponownie do mężczyzny. - Aż przestali przychodzić. W ogóle.
Lei nie była specjalistką w temacie historii swego państwa, ale wiedziała o magicznej katastrofie sprzed wieków, która rozbiła niegdyś wielkie, magiczne Imperium na którego resztkach rozwinęło się Halruaa. Może to właśnie przez taki kataklizm strażniczka została uwięziona?
- Gdzie pójdziesz, jeśli cię wypuścimy? - zapytała jeszcze Lei. Ta istota była fascynująca i mogła mieć niesamowitą wiedzę o tym co było kiedyś.
- Ja, ja… - bezimienna zaniemówiła i zwinęła się w kłębek. Ani trochę nie wyglądała już na groźną strażniczkę. - Nie wiem. Gdzieś. Nie tu. Gdzie mogę odpełznąć?
- Świat się zmienił - westchnęła rudowłosa. - Nie znam tych okolic, ale takich jak ty w okolicy się raczej nie spotyka…
- Cóż, to w sumie prawda - włączyła się Rere. - Ale z drugiej strony, sama dysponujesz magią, prawda? To wystarczy, by zdobyć w naszej krainie szacunek. I większość czarodziejów wie, że żaden z ciebie potwór, więc nie zrobią ci krzywdy - postawa nagi najwyraźniej przełamała jej ostrożność.
- Mogłabyś ruszyć z nami - wypalił Alden. - Jedziemy do stolicy, tam najlepiej mogłabyś się we wszystkim zorientować. A my możemy ci pomóc, prawda? - spojrzał na Umbero i Lei.
- Eee… no - mruczał coś niepewnie kolega.
- O ile masz zaklęcia potrafiące zamienić dolną część twojego ciała w bardziej ludzką - rudowłosa jak zwykle wcale nie widziała problemu. No i naga była piękna. To działało nie tylko na Aldena. - Moje jeszcze nie są tak silne.
- Dlaczego miałabym to robić? - zmrużyła zdziwiona oczy, o wąskich jak szparki, wężowych źrenicach.
- Bo wzbudzisz strach. Ciekawość. Ktoś na pewno w końcu postanowi zdobyć cię dla siebie. Jesteś w dodatku piękna - wymieniała Leilena. - Nawet w ludzkiej postaci przyciągniesz wiele uwagi. Dopiero gdy się gdzieś zadomowisz, poznasz ten świat, to będziesz mogła oswajać otoczenie ze swoją prawdziwą naturą. No, albo pójdziesz gdzieś, gdzie prawie nie ma innych istot… ale z tego co widzę, to masz już dość samotności.
- Nie, nie, nie - pokręciła gwałtownie głową. - Nie chcę być sama - w mgnieniu oka, jak żmija wyskoczyła do przodu, łapiąc Leilenę za ręce, w chwyt silny jak imadło. - Ale ja nie umiem zmieniać postaci.
Umbero i Rere aż podskoczyli, ale naga wciąż nie była agresywna. Alden był spokojniejszy. Podszedł do koleżanki i poklepał ją po ramieniu.
- Oj, nie mnóż kłopotów. Nikt się nie będzie jej bał w naszym towarzystwie. A że wzbudzi ciekawość, to i co z tego? Zazdrość przez ciebie przemawia, że nie będą się gapili tylko na ciebie - uśmiechnął się ciepło do pół-żmii, która trochę uspokojona poluźniła chwyt.
To było aż dziwne, dobrze wiedział, że Lei nie czuła zazdrości. Przedstawiał sprawę znacznie prostszą niż w rzeczywistości była. Dziewczyna postanowiła sprawdzić jego myśli, ale jeszcze nie teraz. Wtedy, gdy nie będzie się spodziewał.
- Jak masz na imię? - zapytała zamiast tego nagi. - Ja jestem Leilena. Czy zostały tu jeszcze jakieś pułapki i inne niespodzianki?
- Nazywam się… - strażniczka urwała, a jej oczy otworzyły się szeroko. - O bogowie, nie pamiętam!
W międzyczasie, korzystając z zamieszania które wprowadzała szalona naga, Alden zaczął rozglądać się po wnętrzu. Chyba nie dosłyszał pytania o pułapki.
- No dobrze, w razie czego nadamy ci nowe. A pułapki? - nie ustępowała Leilena.
- Nie ma żadnych - zapewniła naga, w końcu zupełnie puszczając Leilenę. - Kiedyś były. Ale ona rozbroiła je z nudów - istota machnęła głową w kierunku absolutnie niczego.
- Mówisz, jakby był tu ktoś oprócz ciebie - zauważyła rudowłosa. - Czasem wręcz z kimś rozmawiasz. To z samotności?
- No cóż… oni nie są prawdziwi, ale bez nich bym oszalała - odparła z żelazną logiką wariata. - Słucham? - znowu zapytała swoje głosy. - Nie, ci są prawdziwi. Przecież nawet dotknęłam tej rudej. Och, masz rację. Nie dotykałam innych!
To odkrycie sprawiło, że wielka wężowa istota zaczęła pełzać od jednej osoby do drugiej i je macać. Ponieważ nikt nie miał ochoty jej irytować, znosili to z godnością. Alden korzystając z okazji nachylił się do Lei i szepnął.
- Rozumiesz, czemu wolałbym mieć ją na oku z nami?
Tajemnice były ciekawe, ale w tym przypadku rudowłosa trochę wolałaby trzymać się od tej jednej z daleka. Niewiele wiedziała o długiej samotności, ale jeśli naga była strażniczką, to na pewno mogła być śmiertelnie niebezpieczna. Zamiast tego dziewczyna zaczęła się rozglądać wokół. Może będą też jakieś pozytywy z przyjścia tutaj? W końcu miała obiecany udział w łupach, czyż nie?
Okazało się, że pozytywów było całkiem sporo. Czas skutecznie zniszczył meble, dywany i inne dekoracje, ale magiczne przedmioty pozostały nienaruszone. Okulary z obsydianu, oprawione w srebro, które po założeniu sprawiły, że ciemne pomieszczenie stało się jasne jak w środku dnia. Zestaw miedzianych dzwoneczków, którego zastosowania nastolatka nie znała. Kilka płaszczy i szat, które wyglądały tak świeżo, że na pewno musiały kryć w sobie magię. Zwieńczona krzyżem, złota laska opierała się o ścianę, a przez całą jej długość wiły się magiczne runy. Był też długi, skórzany bicz, który równie dobrze mógł służyć do poganiania niewolników, jak i czegoś… przyjemniejszego. Okryte mocno poprzecieranymi płachtami stały też dwa identyczne lustra, wysokie na dwie stopy. W sali znajdowały się też resztki regałów, a pod nimi w stertach leżały pożółkłe, wysuszone stronice. Sprawiały wrażenie, jakby mogły się rozpaść od samego dotyku. A to były tylko rzeczy, które można było łatwo wypatrzyć. W stosach zniszczonych mebli pewnie kryły się jeszcze inne znaleziska.
Umbero i Alden wzięli na siebie ciężar uspokajania strażniczki, a Rere dołączyła do rudowłosej. Oczy prawie jej się zaświeciły, gdy zobaczyła zestaw szat. Dziewczyna sporo krążyła, zanim wybrała sobie skórzany pejcz. Może wręcz bardziej bicz. Strzeliła nim na próbę z marnym skutkiem, lecz ostatnie wydarzenia z jej życia bardzo zbliżały ją do tego typu… przedmiotów. Mógł też przecież służyć jako broń, jeśli takich wypraw będzie więcej to lepiej się nauczyć czymś posługiwać. Już miała wracać do nagi, gdy w oczy wpadła jej mała torba na ramię, długości dwóch dłoni. Chwyciła ją bez namysłu, ciekawie zaglądając do środka i nie widząc tam nic.
- Oh - mruknęła do siebie.
Stan torby był jednak zbyt dobry, by była takim zwykłym kawałkiem materiału. Musiała się w niej kryć jakaś magia. Trzeba było zwyczajnie trochę poeksperymentować.

Eksperymenty okazały się jednak ciężką pracą. Przede wszystkim trzeba było zająć się nagą i wyprowadzić ją na zewnątrz, nim odbiłoby jej na tyle, że wyrwałaby się sama. Po wiekach spędzonych w samotności, wielka pół-żmija była złakniona towarzystwa i od razu zasypywała każdego zobaczonego człowieka dziesiątkami pytań. Halruaańscy tragarze byli mocno przestraszeni, ale na własne szczęście nie popadali w panikę. W końcu nawet najprostsi chłopi w państwie słyszeli to i owo o magii i magicznych istotach, dzięki czemu nie chwytali za widły i pochodnie. Wiedzieli, że nic by nimi nie zdziałali.
W środku było jeszcze gorzej. Trzeba było wszystkie znaleziska skatalogować, zabezpieczyć, a te najbardziej obiecujące - zidentyfikować na miejscu. I patrzeć przy tym Rere na ręce, bo Lei wciąż nie ufała do końca roztrzepanej czarodziejce. Handlowe doświadczenie kazało jej dbać o interesy własne oraz Akademii.
A zabezpieczanie resztek ksiąg i zwojów to już była czysta mordęga. Awanturnicze opowieści Umbero i Aldena jakoś nigdy nie wspominały o żmudnym rozklejaniu kartek. W efekcie, po dwóch pełnych dniach harówki, Lei była wdzięczna, że karawana wyruszyła w powrotną drogę. Wszystko to było bardzo ciekawym doświadczeniem, ale zwyczajnie rwały ją już plecy od ciągłego schylania się i targania eksponatów.

Ekspedycja okazała się bardzo intratna. Wiele ze zidentyfikowanych przedmiotów okazało się niezwykle cennych. Na czoło wysunęły się magiczne lustra i kryształowa kula. Te pierwsze były ze sobą sprzężone i niezależnie od tego, jak bardzo były od siebie oddalone, osoba stojąca przy jednym z luster, mogła swobodnie rozmawiać i widzieć osobę przy drugim. Kryształowa kula okazała się być bez mała artefaktem dawnej magii. Nie tylko pozwalała oglądać i podsłuchiwać niemal każde miejsce w Krainach - dzięki niej można też było nawiązać telepatyczny kontakt z obserwowaną osobą! Lady Aurora (za gorącymi namowami mistrzyni Carmi) wytargowała kulę jako zapłatę za pomoc Akademii. Fourtail nie była zbyt zadowolona, ale bardzo przytomnie (przynajmniej jak na siebie) nie przeciągała struny. Leilenie w nagrodzie przypadła magiczna torba, której wnętrze okazało się przestronne jak szafa, choć wcale nie nabierała wagi po wypełnieniu, oraz bicz, w którym okazało się, że zaklęto moc dominacji. Zdawało się, że na tym wszystkim najgorzej wyszli Umbero i Alden, bo otrzymali w zapłacie tylko trochę złota, ale za to zyskali nową przyjaciółkę - Iziss. Naga faktycznie wróciła z karawaną do Halagardu, wzbudzając przy tym niemałe zainteresowanie. Wieści o niej szybko dotarły do Rady Starszych, której członkowie chętnie porozmawialiby sobie z istotą pamiętającą czasy sprzed magicznego kataklizmu... A to był wystarczający pretekst dla rektorki, by odebrać im tę szansę oferując Iziss gościnę w Akademii. Kto jak kto, ale tantryści byli towarzyską grupą i zaakceptowali wężową kobietę bardzo szybko. Blessed, będąc badaczem magicznych istot, niemal się w niej zakochał.
Leilena nie mogła też tak od razu wypocząć po powrocie do dormitorium. Jak zwykle ciekawska Lily od razu zaczęła ją wypytywać o wyprawę. Na obiedzie, w przerwie między lekcjami, wszystko musiała opowiedzieć raz jeszcze, bo Connor i Siri też byli ciekawi co też się działo w dawnym miejscu spotkań tantrystów. A jakby ciekawości kolegów i koleżanek było mało, po zajęciach została po cichu zaproszona przez Selunarrę do jej gabinetu, na kolejne, osobiste przesłuchanie.

Iluzjonistkę dziewczyna zastała wygodnie ułożoną w swoim fotelu. Długie, zgrabne nogi kobiety wystawały z wysokich wycięć jej czarnej sukni, bez wątpienia mając działać na wybujałą wyobraźnię nastolatki.
- Przyszedł do ciebie list od mamusi - oznajmiła, wachlując się przy tym kopertą. - Ciekawe rzeczy się dzieją u niej w domu - zaczęła rozmowę.
Leilena wróciła z tego wszystkiego zmęczona i wyposzczona. Tego typu wyprawy nie zaspokajały w pełni jej apetytu, nic więc dziwnego, że od razu złapała się na ten widok, przesuwając po nogach spojrzeniem zanim spuściła wzrok w dół.
- Czy… czy mogę przeczytać? - zapytała cicho, nawet nie próbując dyskutować z tym, czy jej pani ma prawo czytać prywatną korespondencję. Oczywiście, że miała, rudowłosa była przecież jej własnością. Jak wszystkie rzeczy do niej należące - o których nauczyciele wiedzieli ma się rozumieć. Prawdziwa pani w końcu mogła być tylko jedna.
- Oczywiście, że możesz Leileno - za słowami nie szły jednak żadne gesty. Nauczycielka dalej wachlowała się papierem. - Jest tam sporo pikantnych kawałków o tęsknocie za twoją słodką cipką. To chyba nieodpowiednie słowa przy waszym pokrewieństwie, ale kim jestem by was krytykować - uśmiechnęła się nieszczerze. - Co możesz mi powiedzieć o nadze, z którą wróciliście? - zmieniła jakby nigdy nic temat.
- Twierdzi, że była strażniczką tamtego miejsca, że odczuwała ogromną samotność. Rozmawia sama ze sobą, a jej wspomnienia nie należały do miłych. Próbowała się zabić jak z nich zrozumiałam - dziewczyna opowiadała wszystko co wiedziała. - Mam wrażenie, że tkwi w niej jakaś tajemnica, ale nie jestem w stanie zgadnąć jaka. Ona sama też prawdopodobnie nie wie.
- Biedaczka. Na pewno potrzebuje pomocy, by sobie wszystko poukładać w głowie po takim czasie - Selunarra udała przejęcie. - A w czasie wyprawy? Spotkało was coś nietypowego?
- Oprócz kilku stworów, które widziałam po raz pierwszy i pułapki przy wejściu do tego miejsca chyba nic więcej - rudowłosa odparła po krótkim zastanowieniu. - Zostałam zgwałcona przez potwora - powiedziała niemal z dumą.
- I przyjmujesz to z taką lekkością? - iluzjonistka uniosła w zdziwieniu brew.
- Jako jedyny podczas tej wyprawy przyniósł mi porządny, wielokrotny orgazm… - wyszeptała, mocno się czerwieniąc.
- Biedaczka - Orbrynsar zmarszczyła brwi. - Twoja matka pisze w podobnym tonie. Coś o tym, że nie może patrzeć na konie, bo wywołują u niej nieprzyzwoite myśli - zdradzała fragmenty listu. - A ten potwór? Co to było?
- Jakiś zszywaniec, twór dawnych twórców tamtego miejsca. Przyszyli mu końskie przyrodzenie, między innymi… - Lei głośno przełknęła ślinę.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - nauczycielka postukała palcem o oparcie. Przełożyła rozmyślnie i powoli nogę na nogę, odsłaniając na chwilę nagie łono. - Ten zszywaniec… jego szczątki zostały w tych ruinach?
Panna Mongle nie mogła nie spojrzeć. Przeszedł ją dreszcz podniecenia.
- Chyba tak, nikt go ze sobą nie zabierał.
- Dobrze wiedzieć - spojrzała na trzymaną kopertę i w końcu wyciągnęła ją w stronę uczennicy. - To twoje, miłej lektury.
Lei wyciągnęła rękę, przejmując list.
- Dziękuję, pani. Mogę przeczytać teraz?
- Proszę bardzo, jeśli chcesz.
Rudowłosa nie należała do wyjątkowo cierpliwych. Wyciągnęła zawartość koperty i zaczęła czytać. Początek wyglądał jeszcze normalnie. Jina informowała, że w domu wszyscy są zdrowi i dobrze się im układa. Interesy szły zgodnie z planem. Inis spędzała dużo czasu ze swoją przyjaciółką, za to w domu przebywała krótko. Potem jednak zaczynało się robić coraz mniej przyzwoicie. Matka chwaliła się z wykonania polecenie Leileny. Puściła się z synem sąsiadów. Lei go pamiętała, lekko otyły, nieśmiały chłopak. Jeśli wierzyć w słowa Jiny, a nie było podstaw by uważać że kłamie, zapewniła mu najlepszy dzień jego życia. Na tym jednak sprośności się nie kończyły. Regularnie sypiała też z Marcusem, próbując zaspokoić swoją żądzę. Było jej z tym jednak coraz trudniej. Faktycznie wspominała o tym, że od patrzenia na konie przypomina jej się noc z centaurami i chciałaby ponownie poczuć w sobie wielkie, końskie przyrodzenie. Najbardziej jednak brakowało jej bliskości córki. Tego, jak jest przez nią traktowana, jak może jej służyć i pieścić. Słowem, bardzo tęskniła, ale na pewno nie tak, jak matka powinna tęsknić za córką. W zakończeniu Jina wyrażała nadzieję, że uda im się jak najszybciej spotkać i jest gotowa wykonać każde polecenie Leileny. Słowo każde podkreśliła dwa razy.

Rudowłosa miała tego dnia na sobie białą, ultra krótką sukienkę. Dzięki temu było dokładnie widać, jak wraz z każdym czytanym słowem, po udzie szybciej płynie strumyczek. Wreszcie skończyła, chowając list do koperty. Rumiana na policzkach nie uniosła spojrzenia.
- Muszę napisać mamie o tym potworze…
- Możesz odejść, nie będę cię powstrzymywać. Rodzina jest najważniejsza, prawda? - z jawną kpiną zapytała iluzjonistka.
- Zostanę przy tobie pani, tak długo jak będziesz mnie chciała - powiedziała szczerze. - Nie mogłabym mieć lepszej pani…
No cóż, tu trochę kłamała, ale przecież taka była jej natura, przejmowana od demonicy powoli lecz nieustannie.
- Jesteś urocza - zaśmiała się Orbrynsar. - Ale na razie mam od ciebie wszystko, czego chciałam. Idź już - odesłała ją ruchem dłoni.
- Tak, pani. Dziękuję - powiedziała nastolatka, starając się ukryć żal i czym prędzej opuściła pomieszczenie. W pierwszej kolejności rzeczywiście zamierzała odpisać mamie.
 
Lady jest offline