Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2020, 19:56   #12
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Ash zmrużył oczy na widok ptasiego dzioba.

- Jeśli Phandalin często gości takich podróżnych jak tamten, nie mam się co się bać bycia w centrum uwagi.

Na tle malowniczych gór i otoczone porośniętymi bluszczem ruinami dawniejszego miasta, Phandalin wyglądało jak z obrazka. Młodzieniec wyobrażał sobie jak musiało wyglądać setki lat temu, za czasów świetności, i czy będzie mu dane przeżyć drugą złotą erę. Nowe kiełkowało w cieniu starego, upór i determinacja leczyły dawne rany. Czuł jakąś dziwną, upajającą energię bijącą od miasta i jego mieszkańców. Czy było lepsze miejsce by przewrócić kartkę i zacząć nowy rozdział?

Mniej więcej tak właśnie Sokół opisał miejsce gdzie mieszkał Daran Edermath. Niewielki domek z tyłu sadu jabłoni, miejscami udekorowany krzakami róż i innych kwiatów. Po prawej Ash mógł dostrzec trzy niewielkie, drewniane ule oraz pół-elfa, który doglądał pszczołom w słomianym kapeluszu i ochronną siatką na twarz.

- Dzień dobry! - Ash postarał się zwrócić uwagę pół-elfa z daleka, by go nie przestraszyć, jednocześnie zachowując bezpieczną odległość od pszczelich żądeł. - Daran Edermath, jak przypuszczam? Przysyła mnie tropiciel Sokół. - Czarownik pokazał pszczelarzowi kopertę.

Daran obejrzał się za siebie, słysząc słowa powitania. Odszedłszy od małych robotnic, zdjął kapelusz. Jego zielone oczy zwęziły się na twój widok. Podszedł do niewysokiego kamiennego murka, który rozgraniczał jego własność od reszty miasteczka. Nic prócz srebrzystych włosów nie zdradzało jego wieku. Postać pół-elfa samą swoją budową wzbudzała ostrożny szacunek. Znać było, że życie zdążyło go doświadczyć, jednak wyszedł z tego obronną ręką.


- Tak… - powiedział po chwili zastanowienia. Słowa wypowiadał z nadmierną rozwagą i powolnością. - Jam jest owy Daran... Sokół? Dawno się nie widzieliśmy. Miesiąc… hmmm... może dwa nie było go w Phandalin. Jak się miewa i jak zwą Ciebie, pół-elfie? - nie było w tych słowach złośliwości, a jedynie uprzejma ciekawość, lekko wymieszana z podejrzliwością.

- Ashetar Cain, do usług. - Pół-elf wyglądał na poważną osobę, młodzieniec postanowił więc podać mu swoje pełne imię. - Dwa dni temu natrafiłem na lożę Sokoła podróżując przez Knieję Neverwinter. Zostałem ugoszczony i poproszony o przysługę dostarczenia ci tej przesyłki. Sokół, Corwin i Pell mają się dobrze, chociaż las stał się teraz zbyt niebezpieczny z powodu orczej bandy by Sokół mógł sobie pozwolić na pozostawienie loży i podróż do Phandalin. Sokół opowiedział mi co nieco o tym mieście. - Ash wykonał ręką zamaszysty gest. - Wygląda na to, że życie na rubieżach nie jest takie nudne.

- Ashetar Cain… - półelf zapamiętał to imię. - Obawiam się, że wiem skąd taka ilość orków w Kniei Neverwinter... Zaczekaj tu chwilę, pójdę po zapłatę. Ja i Gustaf mamy umowę. Ja płacę za jego posłańców, on za moich. Na ile się umówiliście? - wyjaśnił i odebrał od Asha list.

Chłopak machnął ręką.
- To drobiazg, naprawdę. I tak zmierzałem w te strony i jeśli mam być szczery, mam zamiar przez jakiś czas tu zostać. Może odpowiedziałbyś mi na kilka pytań o okolicy, mistrzu Daranie? W ramach zapłaty dla posłańca.

Ash: charyzma - zdany!
(Daran jest przyjaźnie nastawiony do Ash)

Mężczyzna odłożył przesyłkę pod pazuchę.
- Oczywiście… co cię trapi, przyjacielu?

- W mieście natknąłem się na tablicę ogłoszeń. Oprócz tego, że wygląda na to że w okolicy nietrudno znaleźć zajęcie, zaintrygowało mnie kilka razy powtórzone słowo… “smok”. - Ash pozwolił, by słowo zawisło na moment w powietrzu dla emfazy. - Czy to jakiś lokalny slang, czy może rzeczywiście miasto trapi tego typu kreatura?

Twarz półelfa przybrała wyraz troski.
- Nie wiemy… - zamyślił się - … to by tłumaczyło dlaczego orkowie schodzą z gór i dlaczego ich tak wiele w okolicy i według twoich słów, także w lesie... Trzy dni temu do Phandalin przybyli wędrowcy z odległych państw. Utrzymywali, że podróżowali powietrznym statkiem do Neverwinter, kiedy zaatakował ich biały smok. W Phandalin nikt go nie widział, ale nasz burmistrz wziął to na poważnie... - Daran prychnął i zamilkł na dłuższą chwilę.

- Zamknął się w swoim domu... - kontynuował - ...i niemal nie ujrzysz go na ulicach naszego miasteczka. Faktem jednak jest, że ów statek rozbił się pod Górami Miecza. Kupili od Barthena wozy i woły... dziś opuścili Phandalin. Oby to nie było prawdą… - Daran spojrzał do góry, jakby wypatrując tam wspomnianego smoka.

- Doprawdy? - Ash skrupulatnie zanotował w myślach słowa Darana. A więc to musiał być wóz który go dzisiaj minął. Smoki, latające statki, orcze hordy i przerażeni burmistrze - Phandalin mogło być najciekawszym miejscem w Krainach. - Wygląda na to, że ludziom przydałby się jakiś dowód na istnienie zagrożenia. Czy nasi… eh, podniebni rozbitkowie obozują gdzieś w pobliżu miasta?

- Nie, a przynajmniej nic o tym mi nie wiadomo. Podejrzewam jednak, że część z nich pozostała przy wraku. Słyszałem od Barthena, że mówili coś o naprawach, potrzebnych im częściach, minerałach i piecach… To… gdzieś na południowy-zachód od Phandalin u podnóża gór.

Chłopak uśmiechnął się szeroko. Sprawa się komplikowała w wyjątkowo interesujący sposób.
- Dziękuję, mistrzu Daranie. Ta rozmowa była dla mnie bardzo pomocna. Postaram się wynająć pokój w zajeździe Stonehill. Jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, proszę się nie krępować. - Ash uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń ku drugiemu pół-elfowi.

Uścisnęli nawzajem przedramiona, a Daran skinął głową.
- Gdybyś miał problem ze znalezieniem miejsca w Phandalin, możesz na mnie liczyć. Sam zaś… - zrobił pauzę - ...być może jeszcze się spotkamy w pewnej sprawie.

- Do usług. - Zapewnił Ash, powtarzając się z początku spotkania.

Idąc w stronę zajazdu Stonehill’a, chłopak czuł niezwykłą ekscytację. Po miesiącach prześlizgiwania się po chaszczach jak wąż, setkach mil znojnej podróży, zatrzymywania się w jednym miejscu tylko na sen, dotarł do miejsca gdzie nikt go nie znał, nikt nie miał o nim wyrobionego zdania, nikt go nie znajdzie. Mógł zacząć od początku, dokładnie tak jak tego desperacko pragnął przez ostatnie kilka lat. Czuł, jakby ktoś zdjął mu z ramion ogromny ciężar, gdy maszerował dziarsko ku karczmie.

Gdyby tylko wiedział, co go czeka...
 
Krieger jest offline