19-04-2020, 20:19
|
#182 |
| Mikel był lekko zirytowany. Gigant najpierw wystrzelił, a później rzucił oskarżeniem, nie siląc się nawet na pytanie kim są i co tu robią. Postanowił odpowiedzieć mu w podobnym tonie.
-Zejdź nam z drogi. Nie tolerujemy Żelaznych Kłów w tym rejonie, ani nikogo kto im sprzyja. Atakując nas, stajesz po ich stronie. - warknął.
- MIkel! - Emi syknęła do niego masując mostek. Brakowało jej jeszcze oddechu, ale nie zamierzała pozwolić sytuacji przerodzić się w mordobicie. Następna strzała mogła być prawdziwa. Odwiesiła buławę i odwróciła ostrze sztyletu podnosząc ręce do góry tak aby było równoległe do jej przedramienia. Trzymała rękojeść tylko dwoma palcami.
- Nie jesteśmy tymi, którzy podpalili to miejsce! Dopiero tutaj dotarliśmy. Patrz, prowadzi nas jeden z łowców! - gestem głowy wskazała na niziołka.
Po słowach Mikela na twarzy giganta poza złością pojawiło się lekkie zdziwienie, ale minęło, gdy podniósł łuk i wycelował w wojownika. - Nie znam żadnych Kłów, podpalaczu! - wtedy też do jego spiczastych uszu dotarły słowa Emi. Spojrzał spod zmarszczonych brwi na Cirieo, który zrobił krok do przodu powiedział głośno. - Ona mówi prawdę, jestem Cirieo Thessaddin z fortu Ristin, ostatni z tamtejszych Łowców. Służyłem pod kapitanem Thrummondem -
Olbrzym przez chwilę rozważał te słowa, po czym opuścił broń i ukłonił się lekko. - W waszych słowach nie słyszę kłamstwa. Jeśli więc to nie wy wracacie na miejsce swej zbrodni, przepraszam za tą pomyłkę - powiedział już spokojniejszym głosem.
- Trochę bolesna… - dopplerka dalej masowała mostek. - Co tu się stało?
Gigant ponownie się ukłonił, tym razem w stronę Emi. - Ponownie przepraszam. Ma strzała nie wyrządziłaby ci większej szkody, mogła najwyżej wprowadzić w głęboki sen. Nie wiem, co tu się wydarzyło, przybyłem gdy tylko wiatr przyniósł mi ostrzeżenie o ogniu trawiącym to biedne drzewo - spojrzał ze smutkiem na spalony dąb - Ugasiłem płomienie, lecz byłem zbyt późno by uratować je, lub tamtych biedaków. -
Rufus wystąpił do przodu ze swoim toporem w dłoni, lecz powstrzymał się od ataku, pozwalając innym mówić - jak się okazało słusznie, ponieważ gigant wziął ich za podpalaczy. -A wiesz może kim są ci spaleni?- spytał się stwora.
Na to pytanie Emi sama spojrzała na spalone ciała i powoli się do nich zbliżyła mając na uwadze, że ich śmierć mogła być na tyle drastyczna aby podnieść ich do pionu. - Ogień strawił ich ciała, lecz zapewne to jedni z okolicznych łowców. Dąb nieraz dawał im schronienie i osłonę, ale tym razem ich wrogowie nie potrafili uszanować natury… -Wrogowie? Czy ostatnio kręciły się tutaj jakieś hobgobliny? One najechały cały region, zniszczyły też nasze rodzinne miasta - Phaendar. - pół-ork zadał kolejne pytanie, zbliżając się do ciał.
Emi wspięła się na drzewo starając się ocenić czy domysły olbrzyma są słuszne. Może to były hobgobliny poświęcone w pożarze?
- Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to sprawka tego druida o którym słyszeliśmy. - wtrąciła się do rozmowy. - Naturalna śmierć, coroczne pożary lasów to także część kręgu życia. Ale to tutaj nie … - krasnolud zastanowił się nad właściwym słowem - nie pasuje do rytmu natury. To ludzkie sprawki, kosztem natury. Jeżeli to był inny druid, to Natura szybko wywrze na nim pomstę
Krasnolud wysłał żuki do sprawdzenia jamy w której chcieli się ukryć - czy w środku było więcej nieszczęśników? - Nie wierzę, by sługa natury dopuścił się takiej zbrodni - powiedział z pewnością gigant - Nie spotkałem żadnych hobgoblinów, czyżby to one były podpalaczami? - |
| |