Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2020, 11:37   #131
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
The vastness of the desert frightened her. Everything looked too far away, even the cloudless sky. There was nowhere you could hide in such emptiness.

― James Carlos Blake


- Witajcie, wędrowcy! - huknął jeden z mężczyzn, kiedy pochód się zatrzymał. Jego przesłonięta facjata miała więcej czerni oraz złotych akcentów, toteż pewnie przypadło mu dyrygować resztą tych zakutych łbów.
- Emisariuszka wezyra, Pani Dziesięciu Szklanych Buranów, przybyła, aby oficjalnie powitać was w Habroxii! - uderzył drzewcem broni w piaszczyste podłoże i zrobił krok do tyłu, klękając. Reszta karmazynowej menażerii postąpiła tak samo. Kobieta wysunęła się na przód. Erma i Kaala zgięły się w pół. Fenn i Torg podobnie. Alex natomiast powstał. Wyszedł wysłanniczce na spotkanie, stając naprzeciw niej. Val rzucił Nanie spojrzenie z cyklu “co, kurwa, tym razem?”, ale nadal siedział twardo na tyłku. Płaszczenie się przed jakąś nieznaną bździągwą nie było w jego stylu. Dziewczynę natomiast ciekawiło coś innego - jakim cudem członkowie pustynnej przeprawy nie zdołali usłyszeć tej gigantycznej hałastry trzaskającego metalu, kiedy ta zbliżała się w ich stronę? Nana podniosła się i przyjrzała kobiecie. Osoba od wezyra… czyli istniała szansa, że mogła ich do niego doprowadzić? Bez słowa skupiła spojrzenie w oczach emisariuszki. Dłonie zakonnicy oparły się na szlufkach dżinsów, gdy czekała na rozwój wydarzeń.

Mimika kobiety - przynajmniej ta widoczna przez woalkę - była idealnie gładka, jak tafla jeziora w pozbawiony bryzy dzień. Jednak mimo to, od przybyłej szlachcianki emanowała aura znudzenia i odgórnego przymusu. Każdy jej gest zdawał się szeptać: “Mam pilniejsze rzeczy do roboty, nie chcę tu być, nie chcę problemów, a wy nie chcecie stać się moimi problemami.” Ale jej głos stał w opozycji do przekazu niewerbalnego.
- Bądźcie pozdrowieni, przybysze! Wezyr Czarnej Metropolii pragnie gorąco powitać was w swojej domenie. Przesyła pozdrowienia i uroczyście zaprasza was na swe włości, gdzie zostaniecie ugoszczeni z najwyższą czcią, należną wysłannikom Białej Damy.
Zakończyła recytację połowicznym ukłonem wymaganym przez etykietę dyplomatyczną.

Nana uniosła brew, zaskoczona. Kojarzyła pewną... “Biała Damę”, ale nie była pewna, czy to o nią kobiecie chodzi. Równie dobrze ekipka, do której dołączyli mogła przybywać od kogoś o takim tytule. Rozejrzała się po drużynie Alexa, szukając jakiegoś potwierdzenia dla swoich pomysłów. Valerius przysunął się do sojuszniczki bliżej, zostawiając na piachu smugę w kształcie swoich czterech liter. Zniżył konspiracyjnie łepetynę oraz głos.
- Jej się chyba rozchodzi, o tą kościaną wariatkę z domu na kościanej grabce. Ech, mogliśmy byli przed daniem dyla spytać ją o pseudonim artystyczny. Zaoszczędzilibyśmy sobie lawirowania i siódmych potów. Ale teraz już dupa, chujem rzeki nie zawrócisz...
Płomienny anioł zasygnalizował swojemu śmiercionośnemu koledze po fachu, że nie ma wielkiej pewności, co do własnych przypuszczeń, ale i tak zamierza im zawierzyć. Ukradkowy uśmiech rzucony skrzydlatym przez Alexa sugerował z kolei, że winni oni skorzystać z okazji, która wpadła im w ręce - druga mogła prędko się nie powtórzyć.
- Chyba tak... bo nasi nowi towarzysze nie wykazują chęci do wyruszenia z tą “emisariuszką”. - Nana podeszła do kobiety. W tych całych, kojarzących się zakonnicy Arabią, klimatach, Shateiel czuł się w swoich dżinsach i t-shircie jak dziwak. - Mamy pójść z wami, czy zgłosić się, gdy dotrzemy do miasta?

Namiestniczka rzuciła aniołowi śmierci spojrzenie zarezerwowane dla największych społecznych faux pas. “Ośmielasz się lekceważyć pochód wysłany po ciebie przez pana tych ziem?! Masz czelność?!” - mniej-więcej taki przekaz zawierały w tym momencie zwierciadła jej duszy. Jednak usta oraz struny głosowe uwolniły zgoła inną przyśpiewkę.
- Ależ oczywiście, możecie udać się do metropolii własnym, spokojnym tempem. Jesteście w końcu naszymi gośćmi, a nie więźniami. A jako że wyglądacie na dość zmęczonych... pozwolę sobie wrócić do Wezyra sama i zapowiedzieć wasze przybycie na jutrzejsze przedpołudnie. Ale... jest jedno “ale”. Będę zmuszona zostawić z wami część mojej straży przybocznej. Tereny te bywają niebezpieczne nocą, a choć nie wątpię w wasze umiejętności, protokół wymaga ode mnie takiego, a nie innego postępowania. Czy te warunki są dla was satysfakcjonujące?

W makówce Shateiela rodziły się liczne pomysły, mające na celu zirytowanie nadętej kobiety, ale Nana szybko je powstrzymała. Zrezygnowany przytaknął ruchem głowy.
- Wyruszymy z wami, nie chcemy robić więcej kłopotów. - Skinął na Vala. - Jeśli pozwolisz tylko, Pani... pożegnamy się. Ci ludzie uratowali nam życie.
- Oczywiście, rozumiem. Nie musicie się śpieszyć - zapewniła namiestniczka, tonem równie przekonywującym co serdecznym - czyli niemal wcale. Pstryknęła palcami, a parada towarzyszących jej zakutych łbów ustawiła się na powrót w gotowości.
Nana podeszła spokojnym krokiem do Alexa.
- Będzie lepiej, jak z nimi wyruszymy. - Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Jeśli będziemy ci mogli jakkolwiek wynagrodzić ratunek, to mów.
- Gdy teraz na to patrzę... to nie jestem pewien, czy nie zrobiłem wam niedźwiedziej przysługi - wyszeptał, spoglądając chyłkiem na naburmuszoną szlachciankę.
- Ale mówiąc całkiem poważnie, nie przejmuj się. Jestem pewien, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo. A poza tym, fajnie było znowu zobaczyć kogoś z domowych stron. Nawet jeśli domowe były tylko na pół gwizdka. - zapewne nawiązywał do wspomnianej wcześniej różnicy “w pochodzeniu” między sobą samym a Naną - lustrzane odbicia, rzeczywistości równoległe oraz cała reszta liźniętego wcześniej galimatiasu.

- Jutro, gdy tylko odprowadzę moich podopiecznych na skwer, zakotwiczę na dzień lub dwa w Strzaskanym Dzbanie. Taka karczma niedaleko targu. Jeśli znajdziecie trochę czasu i chęci, zawsze możecie spróbować mnie znaleźć. Rzecz jasna, jeśli do tego czasu nie wysadzicie całego miasta w powietrze - Alex łypnął sugestywnie na Valeriusa, a potem wyszczerzył się do dziewczyny.
- Bywam bardziej destruktywna. - Nana mrugnęła do Alexa.
- Jeśli tylko będziemy jeszcze w mieście, postaram się, byśmy dotarli do tej karczmy. - Zakonnica wyciągnęła dłoń do mężczyzny. Blondyn odwzajemnił pożegnalny gest.

- Ja... ja też bym chciała, żeby odwiedziła nas pani w czasie festiwalu - napomknęła Kaala, wychylając się nieśmiało zza pleców swojego przewodnika.
- Pani obecność napewno dodałaby mi otuchy podczas mojej próby... - dopowiedziała, z namacalną nadzieją w głosie. Obserwujący to Valerius zacisnął wargi w cienką, ołówkową linię - jakby właśnie wgryzł się w dorodną cytrynę. Natychmiast jednak się opamiętał, donośnym chrząknięciem zabijając całą emocjonalność w zarodku.
- Jeśli tylko wezyr pozwoli. - Nana uśmiechnęła się do młodszej dziewczyny. -Postaram się… kiedy ma się odbyć próba?
- Pojutrze - dorzuciła Erma. - Dziewczętom przysługuje dzień odpoczynku nim wypełnią swoją powinność i własną ofiarą zapoczątkują Festiwal Równonocy.

Wspomnienie o nadchodzącej uroczystości wywołało ciekawą reakcję ze strony oczekującej namiestniczki. Widocznie targnęło nią do góry, jakby wzdłuż kręgosłupa przebiegło jej wyładowanie elektryczne. Tak, Pani Dziesięciu Szklanych Buranów stała się jawnie napięta, to tupiąc nogą, to reprymendując swoich podkomendnych, to znowu rzucając zniecierpliwione zerknięcia w stronę smolistych iglic za murami miasta.
- Jeśli tylko będę mogła się pojawić, to to uczynię. - Shateiel powiedział te słowa opanowanym tonem, choć Nana w jego głowie zaczynała się niepokoić. Dla niej "ofiara religijna" kojarzyła się głównie z tym, co robił jej Lamoine. Nie wiedziała też, jak się ma żegnać, więc skłoniła się dziewczynie delikatnie. Kaala ugięła się niżej, ukazując tym samym szacunek dla starszej - i w jej mniemaniu roztropniejszej - od siebie dziewoi. Erma, w swej szczodrości, wysiliła się jedynie na skinienie głowy. Fen, wciąż małomówny, uniósł dłoń na pożegnanie. Zawtórował mu myśliwy, który pomachał Valeriusowi i Shateielowi swoją otyłą grabką, szczerząc się przy tym pogodnie. Widząc, że pożegnalne ceregiele mają się ku końcowi, namiestniczka skinęła głową kapitanowi straży. Ten dał aniołom chwilę na pokonanie dystansu z jednej zbieraniny do drugiej, a potem, przy pomocy gardłowej komendy, której Nana ni w ząb nie zrozumiała, ogłosił wymarsz.

Zakonnica zgarnęła plecak, w którym miała czaszkę oraz nieliczne posiadane przez siebie rzeczy i wróciła się do dowódczyni tego całego orszaku.
- Wybacz, Pani, zwłokę - odezwała się spokojnie, przyglądając się namiestniczce. Czyżby ona też kiedyś była taką ofiarą? Jeżeli zawierzyć krótkiemu wykładowi z socjologii wygłoszonemu przez Alexa, przypuszczenie to jawiło się jako wątpliwe. Dyplomatka posiadała manierę kogoś, kto od dziecka opływał w luksusy, kto postrzegał wyższość swojego bytu względem bytów innych jako coś zupełnie naturalnego. Jej zmierzłość i małostkowość były raczej rezultatami prób zachowania swojego statusu za wszelką cenę, niemiłośiernego forsowania swego światopoglądu na całość lokalnej rzeczywistości.
- Nic się nie stało, wspominałam, że nie musicie się śpieszyć - odpowiedziała kobieta z przesłoniętą karmazynem twarzą. Teraz, kiedy kierowali się na powrót w stronę zabudowań, presja w jej głosie kapkę zelżała. Val z kolei zdawał się całkiem zadowolony.
- Ta laska to chyba jedyna osoba, którą byłbym w stanie orżnąć w pokera - zaszumiał koledze nad uchem, przyglądając się namiestnicze z fascynacją dziecka - dziecka uzbrojonego w lupę i zmierzającego pewnym krokiem w stronę mrowiska.
- Myślę, że może to być o tyle prostsze, że pokera pewnie tu nie znają.
Nana pokręciła z niedowierzaniem głową i jeszcze raz obejrzała się na grupę, którą opuszczali. Przynajmniej problem kontaktu z wezyrem właśnie rozwiązał się sam. Pozostało tylko pytanie jego intencji względem upadłych.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 19-10-2020 o 15:35.
Highlander jest offline