Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2020, 21:17   #20
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Pola
Była noc. Przedział wyglądał identycznie jak w jej poprzednim śnie. Osiem miejsc siedzących, co dwa miejsca rozdzielonych podłokietnikiem. Nad siedzeniami lustra, nad lustrami metalowe półki na walizki. Puste. Po obydwu stronach przedziału wieszaki. Niewielkich rozmiarów kosz, nad nim dwa małe stoliki, nad stolikami spore okno. Ostatnim razem zamknięte na klucz, który znalazła Iza. Tym razem było uchylone. Drzwi od przedziału również. Nie było też żadnej wody, przynajmniej nie pod nogami Poli. Ta bowiem znajdowała się za oknem, w dość sporej ilości. Pociąg nie jechał. Stał na środku mostu. Rzeka oświetlona była tylko światłem z miasta, do którego najwyraźniej prowadził ów most. Wnikliwa analiza krajobrazu za oknem z przedziału, oraz za sąsiednim oknem, które widoczne było na korytarzu pozwalała określić, że pociąg zatrzymał się tuż przed wjazdem na stację kolejową Szczecin Główny.
Pola była sama. Nie było kobiety z dzieckiem, nie było Artura, nie było Izy.

Naprawdę wierzyła, że to się jej nie przydarzy… że tym razem po prostu zaśnie i prześpi całą noc. Duchy, wizje Dżordża, a teraz jeszcze to…
“Spokojnie” - powiedziała sobie. “Spokojnie. Jest podobnie, ale nie tak samo. Wszystko da się ogarnąć. Spokojnie.”
Wstała i wyszła na korytarz. Rozejrzała się.

Na korytarzu była ogromna, narastająca kałuża wody, podążająca w kierunku Poli. Powoli. Grożąc jedynie zamoczeniem podeszw butów. Dwa przedziały dalej zza drzwi wychylała się czyjaś głowa. Zdecydowanie należała do kobiety. Nie bylejakiej. Odznaczała się zielonymi, neonowymi włosami. Była zaskoczona widokiem Poli. A w ustach najwyraźniej miała jedzenie, które szybko próbowała skonsumować.
- Hej! - zawołała Pola do zielonowłosej. - Znam cię! A ty mnie kojarzysz?
- Eeee… nie wiem, może byłam pijana? - Marta zdziwiła się, mimo to z uśmiechem przyglądała się Poli. Odwróciła głowę w stronę przedziału. - Tam ktoś jest, jakaś dziewczyna.


Pola, Marta, Wiktoria, Karol, Marcel, Stańczyk
Obecność jeszcze kogoś niezbyt Karola wzruszyła - uważał, że mają na głowie ważniejsze rzeczy, niż zawieranie nowych znajomości.
- Wynośmy się z tego przeklętego pociągu, póki stoi - zaproponował. - A poznawać się będziemy w trakcie... ewakuacji.
Pola zajrzała do przedziału i przejechała wzrokiem po zgromadzonych tam osobach - niestety, nie było jej „znajomych” z poprzedniego snu.
Zielonowłosa - pamiętała ją z wizji Dżordża, musiała więc być w takiej samej sytuacji, jak ona; jakaś odstawiona blondyna z małym pieskiem na rękach, dwóch ciemnowłosych facetów i Stańczyk. Rozpoznała ducha bez żadnego problemu wyglądał dokładnie tak, jak na obrazie Matejki.
- Ten pociąg się wykolei - powiedziała. - Musimy stąd wyjść.
- Na razie pociąg stoi, więc chodźmy do wyjścia - odparł Karol, ściągając z wieszaka torbę Marty. - Skąd wiesz, że się wykolei? - zainteresował się. - Karol - przedstawił się. - No już, wychodzimy - dodał.

- Pola - też się przedstawiła. - Jedziesz tym pociągiem, czy tylko o tym śnisz? - przeszła od razu do konkretów.

- Życie jest snem - zażartował Karol, równocześnie wychylając się przez okno by sprawdzić, czy, w razie konieczności, można by wyjść tą drogą.
Faktycznie w razie konieczności dałoby się przejść, chociaż biorąc pod uwagę, że byli na moście kolejowym to nie byłby to spacerek. Karol wydedukował, że najkorzystniej byłoby wyjść przez okno w pierwszym lub ostatnim wagonie, wtedy byłoby mniej kroków do przejścia w niekomfortowych warunkach, lub dostanie się na dach.

- A ludzie aktorami na deskach teatru - powiedział Marcel. - To chyba powiedział Szekspir. Nie pamiętam. Jednak metafory i cytaty mogą być w naszej sytuacji mylące. Jest tu i tak na tyle dezorientująco, że nie musimy na dodatek mylić się nawzajem słowami - mruknął i również spojrzał przez okno. Neurony lustrzane kazały mu skopiować zachowanie Karola. Wnet odwrócił wzrok z powrotem na Polę. - Nie jesteśmy tu naprawdę. Tylko o tym śnimy, wszyscy. Myślałem, że to jest atrakcja zarezerwowana tylko dla naszej czwórki… uhm… piątki… - spojrzał na błazna. - Ale zapraszamy do klubu. Nie mamy ciasteczek, wszystkie zjadłem. Prawie wszystkie!
Wyciągnął opakowanie z pojedynczym ptasim mleczkiem, które zostało. Chciał poczęstować nową postać.
- W każdym razie mam nadzieję, że nie jest tu z jedzeniem tak, jak w tym micie o Persefonie i nie będziemy zmuszeni zostać tu na zawsze po skosztowaniu - wydął usta. - Nie, żebym próbował ci obrzydzić i tym samym sprawić, aby dla mnie zostało - rzekł niewinnie.

- Dzięki - powiedziała, wyciągając dłoń. - Kokosowe? Jak już grzeszyć, to w najprzyjemniejszy z możliwych sposobów.
- Też widzisz Stańczyka? - wskazała postać brodą. - A inne duchy?

- Tutaj wszyscy go widzimy. Po przebudzeniu zostaje ze mną i mamy przez cały dzień wspaniałe przygody. Jak Pinky i Mózg - wyjaśnił Marcel. - Też próbujemy podbić świat, albo nawet więcej… ogarnąć moje życie - powiedział. - Udaje się z mniej lub bardziej ciekawymi rezultatami - uśmiechnął się pod nosem.

- Jak Tinky Winky - poprawiła go Pola.

- Mmm… nie, to torebka Marty, nie moja.
Marcel zamilkł na chwilę, zastanawiając się, czy powinien poruszać poprzedni temat.
- Nie widzę żadnych innych duchów… zazwyczaj… choć czasami zdarzają się mi się różne inne halucynacje. Oraz urojenia.
W nomenklaturze psychiatrycznej to były dwie zupełnie różne rzeczy.

Ponieważ Pola nie miała pojęcia o nomenklaturze psychiatrycznej - oraz o nomenklaturze jako takiej - a dodatkowo nie czytała w myślach, pokiwała tylko głową, a że była miła to nie dodała, że facet się powtarza.

- Tak, nie ma powodu do pośpiechu, możemy spokojnie licytować się tym kto ma bardziej nie po kolei w głowie - sarknęła blondynka i przerzuciła sobie kurtkę przez ramię. - Pociąg może i stoi, ale w każdej chwili może ruszyć i podzielić los Wandy - dodała i wyszła z przedziału, kierując się do wyjścia z wagonu. Mały piesek na jej rękach powąchał z zainteresowaniem, gdy z właścicielką minęli Polę.

- Wanda? - zapytała Pola. - Ta mała dziewczynka?

- Spytaj Stańczyka - odparł Karol. - On ją chyba zna, bo o niej mówił. Jakie duchy widzisz? - spytał.

- Głównie osoby, które nie dokończyły czegoś za życia - odpowiedziała Pola.

Marcel zdawał się kompletnie zrelaksowany po takiej porcji cukru. Ruszył za Wiktorią. Mógł też spróbować wyjść przez okno, ale to rozwiązanie zdawało się potencjalnie bardziej niebezpieczne. Jeśli rzeczywiście mogli stąd wyjść w tradycyjny, standardowy sposób. Rozmowa z tymi ludźmi była ciekawa. Ta kobieta powiedziała właśnie, że była medium. Marcel dlatego też nie czuł wielkiego parcia na eksplorację. Mimo to blondynka go nieco zmobilizowała.
- Chodź - mruknął do Stańczyka. - Zmywamy się stąd - powiedział, patrząc, gdzie dokładnie Wiktoria poszła.

Wagon w którym się znajdowali posiadał dziewięć przedziałów. Z jednego z nich wyszła Pola, minęła pusty przedział by wejść do kolejnego w którym była cała grupa. Wiktoria idąc w stronę drzwi wyjściowych z wagonu minęła kolejny pusty przedział. Drzwi do których podeszła blondynka były zamknięte. Szarpnięcie za klamkę nie dało rezultatów. Po za dziwnym niezidentyfikowanym trzaskiem, który usłyszeli wszyscy, nawet ci którzy jeszcze nie wyszli na korytarz.

- Tupturuptup - odparł Stańczyk, który podążył za Marcelem. Nic nie komentował, a że żadne pytania nie padły bezpośrednio do niego, to nie zadał sobie trudu by wtrącać się w rozmowy innych. Idąc za Felińskim podskakiwał wesoło niczym pełne nierozładowanej energii dziecko.

- Ciekawe, czy jeśli się spotkamy w prawdziwym życiu, nie tylko we śnie, to czy ktoś będzie wtedy widzieć Stańczyka. Na przykład ty Pola, skoro widujesz duchy. Jestem Marta - przedstawiła się zielonowłosa, nie mając na to wcześniej okazji. - Skąd jesteś?

- Z Zawiercia… ale nie tam się spotkałyśmy, widziałam cię w jednej z moich wizji. A ty skąd jesteś? I który raz śnisz ten pociąg? - zapytała Pola Martę.

- Szczecin - Marta odpowiedziała tylko na pierwsze pytanie - właśnie tam jedziemy.

- Pociąg z Warszawy do Szczecina… Wykolei się. Marta, który raz śnisz ten sen? - dopytała Pola z naciskiem.

- Czy ja wiem, trzeci? - odpowiedziała Marta po czym wyszła za Wiktorią, nie czekając na to co powie dalej Pola.

- Zamknięte - powiedziała Wiktoria do Marcela, który wyszedł za nią. Nie zamierzała się siłować z drzwiami, tym bardziej, że ich klucz uniwersalny pod postacią metalowej szafki został w przedziale. Skoro jednak już była tu to postanowiła przejść się korytarzem wagonu w kierunku jego drugiego końca, a po drodze sprawdzać, czy drzwi mijanych przedziałów są otwarte.

- Karol ma dużo kluczy - rzekł Feliński. - Może są do poszczególnych drzwi - zaproponował. - Ewentualnie do okien w poszczególnych przedziałach. Mam nadzieję, że nie, bo to znaczyłoby, że przedziały można otworzyć jedynie od wewnątrz - mruknął.
Szedł za Wiktorią i również za nią sprawdzał drzwi. Pukał głośno i pytał, czy ktoś jest po drugiej stronie.
- O jaką Wandę chodzi? - Marcel zerknął na Stańczyka. - Pola wspominała, że to jakieś dziecko? Czyje dziecko?

- Dziecko kobiety z przedziału, z mojego poprzedniego snu. Wandzia. Niemowlak. - dopowiedziała Pola, która również wyszła za wszystkimi z przedziału.

- Ciekawe… - Marcel spojrzał na Polę, odrywając wzrok od błazna. - Powiesz coś więcej na jej temat? Cokolwiek?

- Zwykły niemowlak. Może miał z pół roku? Matka ciągle nas beształa, żeby go nie budzić. Kiedy zaczęło przybierać wody mówiła, że Wanda nie może zginąć. Jak to matka. - Pola wzruszyła ramionami.

Marcel powoli pokiwał głową. Nie był pewny, co o tym myśleć.
- Oczywiście, że nie chcę, aby niemowlak zginął, ale nie wiem, czemu Stańczyk wspomniał akurat o nim. Może szczególnie rażą go nieszczęścia dzieci. Z tego wynika, że Wanda może być w niebezpieczeństwie nawet mimo tego, że poprzedni sen już się skończył. Widziałaś ją może w tym?

- Nie - Pola pokręciła głową. - Nie widziałam nikogo poza wami.

- Chodźmy w stronę lokomotywy - zaproponował Karol, dołączając do reszty. - Może uda się otworzyć jakieś drzwi. A od przodu pociągu jest bliżej do brzegu.

- Zaraz - Pola przystopowała Karola. - macie otwarte okno w przedziale, prawda? Wyjdę tym oknem i sprawdzę, czy da się otworzyć drzwi od zewnątrz.
Karol był pewien, że ten plan się nie powiedzie, ale nie chciał dyskutować.

Wiktoria prowadziła, razem z Marcelem sprawdzili, że pusty przedział numer 24, który minęli wcześniej jest otwarty. Można było do niego bez problemu wejść. Okno w nim było zamknięte. Wyglądał niemalże identycznie jak ich przedział, z tym że był pusty.
Następny przedział, oznaczony numerem 23, należał do nich - charakteryzował się otwartym oknem i sporą kałużą która rozlała się na niemalże cały korytarz.
Przedział z numerem 22 również był pusty i otwarty. Okno było zamknięte. Pobieżne przeszukanie nie wskazało nic ciekawego.
Kolejny przedział numer 21, był pusty i miał otwarte okno. Był to przedział z którego wyszła Pola.

W tym czasie Karol sprawdził jeszcze raz drzwi które sprawdziła wcześniej Wiktoria. Te prowadzące do kolejnego wagonu. Dziewczyna nie pomyliła się, a chociaż Karol miał dużo więcej siły, nie dało się ich otworzyć. Nie dostrzegł też żadnej dziurki na klucz ani scyzoryk czy nawet spinkę do włosów. Były jakby zatrzaśnięte.

Drzwi wyjściowe z pociągu, znajdujące się naprzeciwko, również były zatrzaśnięte. Podobnie jak te prowadzące do sąsiedniego wagonu.
Wszyscy znów usłyszeli trzask. Pochodził jakby spod podłogi.

Pola wróciła do przedziału numer 23, z otwartym oknem, gdzie mogła ocenić, że wyjście przez to okno jest realne. Przydałoby się, by ktoś ją asekurował jeśli podejmie się tego zadania.

Stańczyk i Marta pozostali na korytarzu pomiędzy dwoma grupkami. Błazen pokazywał palcem Marcie coś za oknem które było na korytarzu, prowadząc z nią ściszoną rozmowę zakonczoną wybuchem śmiechu Marty.

Pola i Karol
- Dobrze, że chociaż komuś jest wesoło - rzucił w ich stronę Karol, po czym wszedł do przedziału, w którym Pola usiłowała skakać z okna. - Pomóc ci? Lepiej żebyś nie spadła.

Pola wychyliła się, sprawdzając wysokość. Powinna zeskoczyć bez problemu, ale nie było powodu ryzykować bez potrzeby.
- Przejdę przez okno, przytrzymam się futryny i zeskoczę. Mogę złapać się futryny i zawisnąć, ale jeśli utrzymasz mnie przez chwilę i opuścisz, to będę mieć bliżej do ziemi. Słabo widać stąd, nie wiem na co spadnę.

Karol skinął głową, gotowy do udzielenia pomocy. Pola nie wyglądała na zbyt ciężką.

Pola powstrzymała go ruchem ręki.
- Ale zanim to wszystko .. Który raz śnisz ten sen? Znasz tych ludzi? W sensie - sądzisz, że są prawdziwi? Czy są wytworem wyobraźni, czy duchami jak Stańczyk.

Karol uśmiechnął się lekko.
- Z Martą rozmawiałem na messengerze - powiedział. - A Wiktoria na swoje konto na fejsie. Czyli istnieją. Nie są duchami, które, jak Stańczyk, uciekły z obrazu - zażartował. - Poprzedni sen skończył się gdy rozwaliliśmy drzwi od przedziału.

Prychnęła.
- Nie mam konta na fejsie. Czy to znaczy, że jestem duchem?
- Dobra, a ten drugi facet? Marta twierdzi, że śniła pociąg co najmniej trzy razy. Ja dwa, tak jak ty.. Dotykałeś tych ludzi? Stańczyka da się dotknąć? Daj rękę. - Wyciągnęła dłoń i zamachała niecierpliwie.

- Kto nie ma konta na fejsbuku, nie istnieje, nie wiesz o tym? - zaśmiał się Karol. - A co do dotykania... Nie próbowałem dotykać Stańczyka. Ani Marcela, chociaż można by go sprawdzić... jak się już obudzimy. Ponoć jest malarzem. Nic dziwnego, że przyczepił się do niego Stańczyk...
Podał rękę Poli.

Karol był realny, ciepły, miły w dotyku i w dodatku dobrze pachniał. Zadowolona, że nie będzie jej asekurował duch, Pola weszła na fotel, wystawiła górę ciała przez okno, potem przekręciła się tak, aby głowę mieć w środku a resztę ciała na zewnątrz. Przez chwilę balansowała przewieszona przez krawędź okna, czując, jak ta wbija się jej w brzuch. W końcu wyszukała podparcie dla stóp na zewnętrznej stronie okna, na granicy szyby i metalu. Akurat starczyło miejsca, żeby oprzeć stabilnie palce. Przytrzymała się dłońmi krawędzi i przeniosła ciężar ciała na stopy. Potem przycisnęła brodę do klatki piersiowej, wygięła plecy w łuk i wysunęła górna część ciała na zewnątrz.
Stała teraz na zewnętrznej krawędzi okna, stabilizując ciało przyciśnięte do szyby za pomocą łokci zaczepionych o kant okna.
- Złap mnie za nadgarstki – powiedziała, wyciągając dłonie do Karola, który natychmiast spełnił jej prośbę, pomagając dziewczynie we w miarę bezpiecznym opuszczeniu przedziału.

Złapała mężczyznę za nadgarstki, ciągle asekurując się łokciami.
- Dobra. Powiem ci, co zrobię. Najpierw opuszczę jedna nogę, a potem drugą. Wtedy zawisnę na twoich rękach. Jak powiem „Już” puścisz mnie,

- Rozumiem, nie bój się, nie zrzucę cię na ziemię - zapewnił Karol.

- Oprzyj się o ścianę i wystaw ręce za okno.
Karol, kryjąc uśmiech, wykonał polecenie.

- Gotowy? – spojrzała na niego. – Gdyby coś.. jakbyśmy się obudzili… daj mi swój nr telefonu, zapamiętam.

- Pięć pięć pięć cztery trzy cztery pięć pięć pięć - powiedział. - Ale lepiej wyślij sms-a.

- I sprawdź, czy oni wszyscy dają się dotykać. Gotowy? – powtórzyła.

- To raczej ja powinienem o to spytać - odparł. - Puszczam.
Ma jego oko Pola prawie stała na moście, więc nic nie powinno się jej stać.

Wiktoria i Marcel
- Czy to normalne, że poczułem ukłucie zazdrości, że został z Martą, zamiast snuć się za mną jak cień? - rzucił Marcel, uśmiechając się półgębkiem. - Już przyzwyczaiłem się do niego. Naprawdę jest moim diabłem stróżem.
Zdawało mu się, że cały wagon będzie pusty. Było to całkiem prawdopodobne i choć szukał, to nie spodziewał się niczego znaleźć. Jeśli ktoś byłby w którymś z przedziałów, to pewnie wyszedłby z niego podobnie, jak to zrobiła Pola.
- Trzeba mi było wziąć ten łom... - mruknęła do siebie Wiktoria z niezadowoleniem i spojrzała na Marcela. - Jak ci się ona podoba to powiedz jej to wprost - odpowiedziała na wypowiedź chłopaka.
- Mówiłem o nim. On mi się podoba - szepnął Feliński. - E… jako diabelski stróż, nie jako mężczyzna. Choć w sumie jest całkiem przystojny. Jak to Stańczyk. Ale ja nie o tym teraz… - Marcel zagryzł wargę.

Razem ruszyli do kolejnego przedziału. Wnet Marcel położył dłoń na klamce do przedziału nr 20 i pociągnął. Spróbował wejść do środka. Wtedy zdał sobie sprawę, że ten przedział nie był pusty. Przede wszystkim był pełen wody, która sięgała już bardzo wysoko dając niewielkie szanse dwójce zamkniętych w nim osób na nabranie ostatnich oddechów powietrza. Wiktoria i Marcel zdążyli zauważyć, że jest to mężczyzna i kobieta. Dziewczyna, była drobnej budowy. Proste brązowe włosy, orzechowe, przerażone oczy, niczym nie wyróżniające się ubranie. Trzymała się kurczowo półki na walizki, na nadgarstkach miała magnetyczne bransoletki. W oczy rzucał się też łańcuszek na szyi z ametystem. Mężczyzna, był wysoki, tyczkowaty. Miał brązowe włosy i taki sam zarost. Przeciętnej urody i przeciętnie ubrany. Jedyne co w nim było charakterystycznego to piękne zielone oczy.
Kiedy do umysłu Marcela i Wiktorii doszło co właśnie widzą, zupełnie nagle usłyszeli płacz. Dobiegał z końca korytarza do którego jeszcze nie doszli i zdecydowanie nie należał do osoby dorosłej.
- Dzidzia - zdziwiła się Marta, która nadal stała wraz ze Stańczykiem na korytarzu, na wysokości 23 przedziału. Zarówno ona jak i Stańczyk zwrócili oczy w tamtym kierunku.

Marcel w pierwszej kolejności szeroko otworzył drzwi. Miał nadzieję, że woda ze środka przedziału wyleje się na korytarz. Chciał uratować dwójkę ludzi znajdujących się w środku. Oczywiście, że słyszał przeraźliwy dźwięk dobiegający z odległości. Ale to ich widział. Tu nie było czasu ani na rozpatrywanie okoliczności, ani na rozważania. Nawet mu do głowy nie wpadło, że ten okrzyk, który słyszał, mógł należeć do Wandy. Chciał uratować ludzi, którzy stali przed nim. Wysokiego mężczyznę o brązowych włosach i kobietę z magnetycznymi bransoletkami. Miał nadzieję, że Wiktoria prędko ruszy w stronę końca przedziału, skąd dobiegał krzyk. Zdawała się rezolutną osobą, która mogłaby pomóc kolejnym ludziom. Marcel w pierwszej kolejności sięgnął jednak przed siebie. W kierunku dwójki nieznajomych, którzy zdawali szczególnie potrzebować jego pomocy. Miał nadzieję, że ich uratuje. Nie tylko dlatego, bo mogli posiadać istotne, ważne informacje. Po prostu nie chciał, aby ktoś zmarł, jeśli on sam mógłby temu przeciwdziałać.

- Idź do tego dziecka - rzuciła szybko Wiktoria do Marty, widząc że w przedziale są dwie dorosłe osoby. - Karol! Gdzie masz półkę?! - krzyknęła i zaczęła cofać się do ich przedziału na wypadek gdyby drzwi do zalanego przedziału okazały się być zablokowane.

Pola, Marta, Wiktoria, Karol, Marcel, Stańczyk
Najpierw rozległ się głośny trzask. Pola jako pierwsza zdała sobie sprawę z tego co się dzieje. Przez chwilę czuła, że stoi na moście. Później, że most pco było ka jakby pod jej ciężarem. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć tylko krzyknąć, już spadając w dół prosto do wody.
Most który zaczął łamać się w pół w miejscu gdzie stanęła wcześniej Pola, sprawiał że cały pociąg spadał wraz z nim w stronę wody.
Marcel nawet nie usłyszał dobrze tego trzasku, bo w tym momencie woda z otwartego przez niego przedziału chlusnęła prosto na niego co było wystarczająco niemiłym uczuciem.
Wiktoria cofając się kilka kroków w stronę przedziału zarejestrowała najwięcej z tych wydarzeń. Zanim ogarnęło ją niemiłe uczucie spadania, zauważyła Karola, który niemalże wypadł przez okno próbując ratować Polę, a następnie przy uderzeniu o wodę wpadł na powrót do przedziału.

 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline