Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2020, 09:57   #75
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Oczywiście. To tylko propozycja. Jeśli chcesz możesz udać się w swoją stronę. Możesz osiedlić się gdzie chcesz w cesarstwie, a ja zapewnię ci wszystko co może być ci potrzebne. – Powiedział. – Możemy zrobić również tak… choć to tylko propozycja, że teraz udasz się ze mną i moją świtą na wolne ziemie, będziesz mogła odwiedzić swój klasztor, a do tego czasu podejmiesz decyzję co dalej. Wiem, że Morrisana i Garren chcą podróżować przez ziemie niziołków do cesarstwa, ale mogę poprosić, żeby wrócili się z nami na wolne ziemie i później podprowadzili cię przez step. Wtedy jeśli zechcesz wyruszyć w stronę cesarstwa pójdziesz dalej z nimi, jeśli zechcesz wędrować na południe, przydzielę ci oddział. Marion, zrobię co mogę aby ci pomóc.

Zdałam sobie sprawę, że Cesarz naprawdę czuł się w powinności by mi wynagrodzić.
- Dziękuję... To bardzo chojne... - odpowiedziałam zamyślona nad jego słowami. - Faktycznie twoja propozycja by na razie dołączyć do twojej świty wydaje mi się najrozsądniejsza - zgodziłam się, ale też nie chciałam żeby z mojego powodu plany Morrisany i Garrena uległy zmianie, bo podejrzewałam, że tam gdzie idą będą potrzebowali czasu na podjęcie ważnej dla nich decyzji.

– A zatem chcesz poznać kobietę, której zamierzam złożyć propozycję ślubu? – Zapytał z uśmiechem.

- Oh... - aż wyprostowałam się gdy to powiedział. Przez Falrisa zrobiłam się uczulona na ten temat. - Nie chciałabym przeszkadzać - miałam ochotę wycofać się z tego co powiedziałam.

– Nie przeszkadzasz. Poznałaś już dwie osoby z mojej zaufanej drużyny i dziedziczkę trzeciej. Lady Aithane jest czwarta, może to i dobrze gdybyś ją poznała. Czy Morrisana albo Garren wspominali o drużynie? – Zapytał z zaciekawieniem.

Zmarszczyłam brwi w gorączkowej próbie przypomnienia sobie.
- Chyba tylko wspomniała, że oboje byli twoimi towarzyszami - odpowiedziałam niepewnie.

– Rycerz, Barbarzyńca, Kapłanka, Bard, Medyk, Zwiadowczyni, Alchemiczka i Mistrzyni miecza – Wymienił. – Barbarzyńcę, Kapłankę i uczennicę barda już znasz, dziś poznałaś rycerza – Wyjaśnił.

Teraz skojarzyłam wcześniejszą rozmowę między Morrisaną a Evi.
- Kim są pozostałe osoby? - mimochodem zainteresowałam się.

– Opowiedzieć ze szczegółami? – Zapytał.

- Jeśli masz na to czas - odparłam bo nie chciałam się mu narzucać.

– Morrisana mówiła, że wspomniała ci o Valiorze i Elverin, jego żona… Doktor plagi i jego żona. Mistrz medycyny, mężczyzna, któremu powierzyłbym własne życie i życie każdego kogo kocham… jednak z pewnych przyczyn nie mógł wyruszyć z nami na tą wyprawę. Co już o nich wiesz od Morrisany?

- Tylko tyle że był lekarzem plagi i oboje ucierpieli z powodu zabobonów i ludzkiej chciwości - odpowiedziałam.

– Co wiesz o samych lekarzach plagi? – Pochylił się do ciebie.

- Nic konkretnego - wzruszyłam bezradnie ramionami.

– W całym cesarstwie jest tylko jedna szkoła, która uczy lekarzy plagi. Zapewne wiesz z ksiąg, że w dawnych czasach plagi i zarazy potrafiły zdziesiątkować całe miasta, a nawet królestwa. W związku z tym najlepsi, ale zarazem najbardziej oddani medycynie i ratowaniu zdrowia uczą się jak walczyć z plagami. Jak zapewne się domyślasz, wejście do miasta w którym panuje zaraza wymaga ogromnej odwagi i poświęcenia. Lekarze plagi to jedni z najszlachetniejszych i najbardziej odważnych ludzi jakich znam… a jednak wielu zwykłych obywateli cesarstwa czuje wobec nich strach i niechęć. Czy domyślasz się dlaczego?

- Bo są tam gdzie choroba i ich kojarzą z zarazą, więc idąc dedukcją prostego ludu oni są jej winni - odpowiedziałam z niezadowoleniem w głosie, bo przecież niedawno taki głupi motłoch próbował mnie ukamienować za to, że nie pozwoliłam im zabić niewinnego goblina za to, że jest goblinem.

– To jeden z powodów. Jednak jest jeszcze jeden. Gdyby chora matka z konającym na jej rękach dzieckiem padła ci do kolan błagając o ratunek dla dziecka… a ty wiedziałabyś, że dla dziecka jest już za późno, a dla matki jest to może ostatnia chwila by ocalić jej życie… komu byś pomogła? – Zapytał.

Chwilę się zastanowiłam nad tym co powiedzieć.
- Oszukałabym ją, że leczę jej dziecko, a tak naprawdę bym swoje działania skupiła na niej - odpowiedziałam.

– Oni nawet na to nie mogą sobie pozwolić. Gdy panuje zaraza, muszą być całkowicie skupieni na zadaniu… bo nie prosi ich o ratunek jedna matka, ale setki. Setki dzieci, kobiet i starców błaga o pomoc, a oni mogą pomóc tylko części z nich, resztę ignorując. Lekarze plagi nie są pozbawieni uczuć, ale muszą się ich wyprzeć w walce z zarazą bo ocalić jak najwięcej osób. Wymaga to od nich ogromnej wytrzymałości i opanowania… bo pamiętaj Marion, że samo zostanie lekarzem plagi to dowód na to, że darzą oni innych większą miłością niż sami siebie, bo niejeden z nich w trakcie swej misji zmarł od chorób, z którymi walczył. Czy rozumiesz z czym tak naprawdę wiąże się ich praca? – Upewnił się.

- To ogromne poświęcenie z ich strony... - powiedziałam z powagą.

– Valior jest jednym z najwybitniejszych lekarzy jakich znam. To on wraz z towarzyszami brał udział w opanowaniu plagi w Calden. Pomór dotknął niemal wszystkich mieszkańców i miasto zostało zamknięte. Mój ojciec wysłał armię by nikogo nie wypuszczali. Lekarze walczyli pół roku by ocalić jak najwięcej ludzi. Niestety w końcu zaraził się i włodarz miasta. Arystokrata… zażądał aby leczył go najlepszy lekarz, więc wysłano Valiora. Okazało się jednak, że rokowania włodarza były bardzo dobre i nie potrzebował ciągłej opieki… on był jednak innego zdania i trzymał Valiora cały czas blisko siebie. Pomór trupiej twarzy… słyszałaś o tej zarazie? – Zapytał. A ty przypomniałaś sobie z ksiąg, skąd pochodzi jej nazwa. Zaraza powoduje powstawanie dużych, ropnych obrzęków na całym ciele, jednak najbardziej widać to po twarzy chorego. Nawet gdy ktoś powróci do zdrowia, jego twarz często po wszystkim szpecą duże blizny i deformacje po obrzękach. Zaraza bardzo trudna do wyleczenia i szybko przenosząca się przez dotyk. Choremu należało między innymi odprowadzać ropę z obrzęków, w innym wypadku obrzęki na szyi mogłyby go udusić, oraz kąpać w wodzie z dodatkiem olejku żewnego i innych leków. Wody należało się po tym pozbyć wlewając do głębokiego dołu, ponieważ sama też mogła być źródłem zakażenia.

- Tak, czytałam o tym... Okropna choroba - odpowiedziałam.

– Gdy zaraza się kończyła arystokrata, którego imienia nie wymienię, również wracał do zdrowia, gdy już mógł wychodzić z łoża, spojrzał w lustro… Domyślasz się co zobaczył?

- Oszpeconą przez chorobę twarz…

– Ponoć gdy ten arystokrata poczuł się dobrze i zaczął zdrowieć, przysiągł, że wpłaci sto tysięcy sztuk złota na szkołę lekarzy… zaś samego Valiora obsypie srebrem… W chwili gdy ujrzał swoją twarz, jego wdzięczność zastąpiła ślepa furia… zapewne domyślasz się na kogo ją wylał? – Spojrzał ci w oczy.

- Co mu zrobił? - skrzywiłam się.

– Kazał zedrzeć z niego szaty i wrzucić go do dołu kloacznego, do którego wlewano skażoną wodę.

Zrobiło mi się niedobrze na samo wspomnienie o tym.

– Jego towarzysze go wyciągnęli… ale jak się domyślasz, zachorował. Bradzo, bardzo poważnie… oczywiście gdy tylko zaraza się skończyła włodarz kazał przepędzić lekarzy, nie bacząc na to, że wszyscy zajmowali się leczeniem Valiora. Jego stan był naprawdę poważny. Sam Valior przyznał, że często namawiał jego kolegów, by zaprzestali leczenia, bo był daleko poza granicą, po której pacjenta uważało się za straconego. Gdyby zaraza wciąż trwała… umarłby, bo lekarze musieliby zająć się lepiej rokującymi. Tak czy siak wypędzenie ich z miasta wszystko skomplikowało. Zwłaszcza, że Valior był nosicielem zarazy. Słowem, cała grupa na kolejne trzy miesiące oddaliła się o wszelkiej cywilizacji… Valior przeżył. Oszpecony bardziej niż jakikolwiek inny z chodzących po świecie, którzy przeżyli chorobę. Właśnie dlatego nigdy przy innych nie zdejmuje szat i maski lekarza. Jednak to nie był najstraszniejszy cios jaki spadł na Valiora...

- Też się pochorowała? - skuliłam się w miejscu gdzie siedziałam.

– Nie. Jego żona jest elfem. To były czasy gdy elfy na ziemiach królestwa były tolerowane… ale nie lubiane. Ona jest alchemikiem... a konkretnie aptekarką. On lekarz, ona aptekarka, gdy akurat nie walczył z zarazą wraz z nią w małym miasteczku prowadził lecznicę. Jednak mimo, że pacjenci odnosili wiele korzyści z jego obecności nie byli przychylni jego żonie. Gdy do miasteczka dotarła plotka, o jego śmierci, jego zajadły rywal, miejscowy balwierz, który więcej wiedział o kuglarstwie niż medycynie, zdołał namówić kilkunastu próżniaków i zwykłych łajdaków, by oskarżyli ją o szarlataństwo. Balwierz liczył, że wygnają elfkę, a zamiast tego skazano ją na śmierć. Jak się jednak okazało ów balwierz nie był tak podłym łotrem jak się wydawało. Jedyną możliwością by ocalić kobietę było jej kupno jako niewolnicy. Balwierz zrobił to, lecz dobroci nie wystarczyło mu by być dla niej łaskawym. Brał ją zatem jak swoją własność i zmuszał do pracy ponad siły. Po kolejnych miesiącach Valior powrócił dając kłam plotkom… jednak jego żona była już własnością innego mężczyzny. Jego dom sprzedano a pieniądze wzięła rada miasta. Nie miał nic, oprócz królewskiej wypłaty za pracę w Calden. Wypłaty, za którą wraz z przysięgą opuszczenia miasta na zawsze, zapłacił balwierzowi za swoją żonę. Jako niewolnica z wyrokiem śmierci, nie mogła zostać uwolniona ani ułaskawiona. Dlatego dla wszystkich wokół są Panem i niewolnicą… ale na bogów… jak oni się kochają.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline