Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2020, 20:28   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Pandemia Z

Czas: 2021.08.01; nd; ok 11:00
Miejsce: Portland; Ross Island
Warunki: jasno, ciepło, pogodnie, powiew


- Nie możemy tu zostać zbyt długo. - głos nieco zarośniętego bruneta rozległ się w niezbyt jasnym wnętrzu.

- No co ty nie powiesz? - odparował mu drugi męski głos. Tym razem należący do młodszego mężczyzny. Rozebrany do samych bokserek prezentował swoje liczne tatuaże.

- No tak. Wszystkie nasze rzeczy zostały w samochodzie. Musimy po nie wrócić. - starszy był na tyle stateczny i opanowany, że nie było go młodszym tak łatwo wyprowadzić z równowagi.

- Myślisz, że zostawili nasze rzeczy? - to przykuło uwagę młodszego który w ich trójce zazwyczaj pełnił rolę głównego kierowcy.

- Zazwyczaj chodzi im o nas. Rzeczy ich nie interesują. Ale od wczoraj to kto wie, może je ktoś sobie przygarnął. - były wojskowy odparł spokojnie. Wstał z pieńka i dorzucił drewno do ognia. Dobrze, że kiedyś odsłużył swoje w ich wojsku. To przynajmniej było komu w miarę sprawnie czoraj ogień rozpalić w tej dziurze jaką znaleźli.

- Kurwa, myślałem, że dam radę! - wydziarany rzucił ze złością. W gruncie rzeczy złościł się sam na siebie. Tak niewiele brakowało! Przecież tyle razy im się udawało! Ale cholera wczoraj mu się powinęła noga. Czy raczej koło. I samochód zamiast planowanego “myk” zrobił “odmyk” no i się rozpieprzyli. Dobrze, że był obowiązek zapinania pasów i poduszki powietrzne. To samo zderzenie jakoś tylko trochę ich poturbowało i zamroczyło na chwilę. Na tyle by zdążyć wydostać się z samochodu i uciekać jak najdalej od 20-tek. Oddali trochę strzałów chyba by zabić własny strach. Tamtych było zbyt wielu, byli zbyt blisko i byli zbyt szybcy. Widzieli jak pędzili w ich stronę. Wiedzieli, że żaden człowiek nie mógł się ścigać z 20-kami. A im dłuższy był dystans tym miał mniejsze szasne. Tylko jeśli chodziło do dobiegnięcie do solidnej kryjówki czy odjeżdżającego samochodu to była jakaś szansa. Ale kryjówki nie było a samochód właśnie przygwoździł w barierkę. To właśnie chyba Kanadyjczykowi zawdzięczali to, że w ogóle tu dzisiaj siedzą. - Do wody! - rzucił wtedy krótko i cała trójka zbiegła po tych schodach i chodnikach do tej cholernej wody. A 20-ki już pędziły za nimi! Wbiegały do wody gdy cała trójka zaczynała płynąć. Wtedy też Aaron przypomniał sobie, że jest chujowym pływakiem. Jego żywiołem były kółka i kierownica a nie jakieś pedalskie kostiumy pływackie! Ale wczoraj to mu się odbiło czkawką. Zwłaszcza, że te cholerne 20-ki pruły za nimi jakby się męczyły przy pływaniu tak samo jak przy bieganiu. Czyli wcale.

- Nic się nie stało. Zdarza się. Ale musimy wrócić i sprawdzić co z samochodem i rzeczami. Sprawdź ciuchy czy wyschły. - Jesper nie tracił spokoju. Pocieszył kumpla i dał mu zajęcie by nie myślał po próżnicy. Zwłaszcza o tej cholernej wodzie. Właściwie to nawet nie do końca byli pewni co się stało z pościgiem. Zawrócili? Potopili się? Cholera wie. Najpierw płynęli co sił w nogach i ramionach a do tego jeszcze przez większość trasy musieli pomagać ich kierowcy by dał radę. I przestał panikować by chyba był przekonany, że utopi się w tej rzece prędzej niż go dorwie jakaś 20-ka. Może dlatego teraz świadom tamtego wstydliwego dla siebie momentu chciał to jakoś zakryć agresją i złością.

- No spodnie jeszcze trochę mokre. I bluzy. Ale w sumie mogą być. - wydziarany pomacał suszące się ubrania. Dobrze, że pogoda była ładna. No ale w końcu to sam środek lata i mieli końcówkę wczorajszego dnia, całą noc i porannej na te suszenie. I te lżejsze rzeczy już zdążyły wyschnąć. Gorzej, że nie mieli nic na zmianę bo wszystko zostało w samochodzie.

- Buty też jeszcze trochę. Macie, zjedzcie coś. - Jesper wyciągnął w ich stronę 2 snickersy. Połamał je na 3 mniej więcej równe części i dla każdego zostało po dwa małe kawałki. Musiał je mieć gdzieś skitrane w ubraniu bo przecież znów nic nie zdołali zabrać z samochodu. A żołądki też już im dokuczały. W końcu nie jedli nic od wczorajszego obiadu. To był kolejny powód dla którego musieli się ruszyć stąd. Byli głodni. A tutaj nie znaleźli żadnego jedzenia. Dobrze, że w kończącym się dniu znaleźli tą chatę. Chyba ktoś tu był przed nimi. Cholera wie kiedy. Bo drzwi były przymknięte. Ale gdy z wycelowanymi gnatami sprawdzili tą drewnianą chatę okazała się pusta. Ani ludzi ani zarażonych. Był kominek więc mogli się ogrzać, zdjąć ubrania i je wysuszyć a także dwa łóżka. Jak mieli spać na zmianę to w sam raz. W końcu nie mieli pewności czy żaden z 20-ek nie dotarł jednak ich śladem tutaj. Albo wcześniej tutaj nie rezydował. Przez ostatnie miesiące i tygodnie kto sobie nie wyrobił takich nawyków to miewał problemy z pozostaniem w stanie pełni zdrowia. No ale poza tym chata nie oferowała takich luksusów jak woda czy jedzenie. Chociaż i tak stanowiła ciekawą alternatywą dla spania w lesie pod drzewkiem.

- Ile wam ammo zostało? - zapytał Kanadyjczyk wyjmując swoją spluwę. Kolejna bolączka. Mało ammo. Znów z tego samego powodu co cała reszta. Wszystko zostało w samochodzie. Każdy miał tylko to co w chwili jego opuszczania miał na sobie. Czyli dość niewiele. Gdy położyli na stole swoje gnaty i wyjęli magi okazało się, że może nie mają problemu z ostatnią kulą ale jednak zapasy były dość skromne. Trzeba było zdobyć jakąś broń lub ammo. W końcu przy samochodzie nadal mogli kręcić się zarażeni. A w tej chwili nie bardzo mieli się z nimi jak strzelać aby wywalczyć sobie drogę do auta gdyby zaszła taka potrzeba.

- Cholera nie liczcie na mnie, że będę znów pływał w tej cholernej rzece! Mowy nie ma! Odpada! Dajcie mi furę to wyjadę z każdej sytuacji ale nie namówicie mnie by się taplał w tej cholernej rzece! I właściwie gdzie my w ogóle jesteśmy? - wytatuowanego znów poniosło gdy uzmysłowił sobie, że być może będą znów musieli płynąć przez tą rzekę. No ale faktycznie tak po skosie jak ich wczoraj nurt znosił to było z kilkaset metrów. Mając takie towarzystwo po tej stronie brzegu gdzie został samochód woleli już znaleźć się na przeciwnym. Tylko wczoraj nie bardzo już mieli czas, siły i chęci by zwiedzać okolice. Ledwo starczyło im sił i woli by z zarośniętej plaży wejść w ten las. Tam na szczęście tuż przy brzegu wiodła solidna ścieżka. I ona właśnie zaprowadziła ich do tej kryjówki.

- Właśnie. Sil, idź się rozejrzeć gdzie my właściwie jesteśmy. Twoje rzeczy najbardziej wyschły. - Kanadyjczyk spojrzał na jedyną kobietę wśród ich trójki wyznaczając ją do tego zadania. No to poszła sprawdzić dokąd wiedzie druga strona ścieżki.





No to poszła. Szło się właściwie całkiem przyjemnie. Może jeszcze gdzieś na zgięciach ubrania czuła nieprzyjemną wilgoć rzecznej wody. Ale tylko na początku. Potem albo ubranie nagrzało się od ciała albo po prostu przestała na to zwracać uwagę. Za to miała okazję podziwiać przyrodę. I to dosłownie bo ten piękny, letni dzień przez ten las szło się ścieżką całkiem łatwo i przyjemnie. Ptaszki ćwierkały, słonko świeciło, drzewa szumiały. Istna pogoda i okolica na piknik. Trochę gorzej, że w tej leśnej gęstwie łatwo się było ukryć. I tym z wirusem i tym bez.

Dość szybko się zorientowała się, że chyba są na jakimś cyplu. Bo momentami porośnięty lasem fragment lądu był tak wąski, że sięgał może na kilkanaście kroków z każdej strony ścieżki. No a jak wyszła na brzeg by sprawdzić jak to wygląda to po prawej widać było mniej więcej jednostajny brzeg rzeki. Ale po lewej była jakaś zatoczka. Całkiem spora bo przeciwległy brzeg był oddalony gdzieś z kilkaset metrów dalej.

Właśnie na tej zatoczce dostrzegła pierwsze ślady cywilizacji poza tą chatą w jakiej nocowali. Jakieś bujające się na wodzie barki czy inne krypy. Chyba bezludne i pełne piachu. A na przeciwległym brzegu widać było jakieś budynki i chyba dźwigi czy coś takiego. Wyglądało na jakąś budowę czy coś podobnego. Z tak daleka nie widać było zbyt wiele szczegółów ale, żadnych śladów ludzkiej obecności nie dostrzegła. Ale skoro były tam budynki to mogło być coś przydatnego. Broń. Amunicja. Jedzenie. Ubrania. Samochód. Tak, takie rzeczy na pewno by im się przydały. No ale trzeba było tam dojść.

A droga okazała się mocno na okrętkę. Szła tak ze trzy kwadranse nim doszła do celu. Najpierw ścieżka dotarła do jakiejś prawdziwej drogi a potem tą drogą doszła do jakiegoś wyrobiska. Tam zastała jakąś wielką koparkę na gąsienicach a zaraz za zakrętem kolejną. Nawet był jakiś maszt zrobiony z kratownic. Nie była pewna co to jest i czy działa. Ale była realna szansa, że to jakaś antena czy nadajnik. Gdyby tak było i jeszcze ten złom działał to była szansa, że jest tutaj radio. A radio w świecie zorac bardziej szwankującego internetu i telefonii wracało do łask z epoki komercyjnego zapomnienia. Wystarczyło mieć zwykłe radio nawet w zwykłym smartfonie. I nawet bez sieci odbiornik mógł odbierać potrzebne kanały. No nie zawsze tak to bezproblemowo działało no ale przynajmniej taki w ciągu ostatnich miesięcy wyrobił się stereotyp. No ale na razie pośpieszna ewakuacja przez rzekę skutecznie odcięła ich od łączności radiowej. Albo wszelkie telefony dobiła woda a radio zostało razem z samochodem.

No i wreszcie doszła. Gdy wyszła zza kolejnego zakrętu dotarła do krzyżówek. Na piaszczystej drodze wciąż dało się dojrzeć koleiny po ciężkim sprzęcie. Chociaż już dość mocno rozmyte i zdeformowane. Widocznie dawno nikt tędy nie jeździł. Ale może pół setki kroków dalej widziała nawet ten ciężki sprzęt. Tyły trzy zaparkowanych wywrotek. Stały przed jakimś większym budynkiem. Wyglądał jak magazyn czy no coś takiego związane z budową. Właściwie wszędzie jak okiem sięgnąć widać było jakieś hałdy piachu i żwiru oraz ślady plac budowlanych. Trochę jak skrzyżowanie budowy i złomowiska. Trochę zaniedbanego bo poza głównym placem i drogami było całkiem sporo krzaków, kęp trawy i drzew. Tam i tu widać było więcej tego sprzętu budowlanego. Jakieś spychacze, koparki, dźwigi, wywrotki i cholera wie jak to się wszystko nazywało i do czego służyło. Cała okolica wyglądała jednak na cichą i bezludną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 29-04-2020 o 20:38. Powód: Zmiana tytułu.
Pipboy79 jest offline