Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2020, 20:15   #98
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Magica Icaria


Gdy Eidith wylądowała w głównej bazie organizacji, przywitało ją olbrzymie zamieszanie. Setki adeptów i owiec było zaangażowane w przygotowanie Arki do operacji. Był to największy okręt Magica Icaria i być może największy w galaktyce. W tłumie Eidith dojrzała Klausa dyskutującego z Timem. Mistrz skinął głową do dziewczyny. - Odlot za sześć godzin. Przygotuj się.
Eidith była odrobinę zaskoczona tym całym bałaganem, ale na słowa Klausa odpowiedziała jedynie.
- Tak mistrzu. - Z tymi słowami odwróciła się na pięcie w stronę ogrodów, za którymi urzędował papież. Po drodze wysłała wiadomość do jego sekretarki, w treści której wspomniała jedynie coś o korupcji. Nie musiała wiedzieć wszystkiego, a samo słowo "korupcja", nie powinno budzić w sekretarce niepotrzebnych podejrzeń.
Eidith wprowadzono prosto do pomieszczenia papieża. Tym razem, jego strażnicy opuścili halę, gdy tylko Eidith weszła do środka. Mimo wielkiej nadchodzącej bitwy, Zoan nie miał na sobie żadnego pancerza, nie wyrosły mu skrzydła i nie wydzielał z siebie żadnej aury. Poza stertą dokumentów na jego biurku, nie było widać żadnej różnicy.
Mężczyzna powoli podniósł się z biurka i podszedł do Eidith ze skrzyżowanymi dłońmi. - Słucham.
Gdy tylko ujrzała lico papieża, od razu się skłoniła i położyła ręke na sercu.
- Ekscelencjo, udało mi się rozwinąć korupcję. Przybrałam formę która zamieniła mnie w coś pokroju… maszyny. -
- W samą porę. Zapamiętaj ten moment. Wszystko, co musisz zrobić, aby przywrócić korupcję, to wzbudzić jej wspomnienia w myślach. Przepisowo powinnaś przed tym ostrzec innych agentów w polu. - poinstruował. - Miej jednak na uwadze, że korupcja żyje własnym życiem. Przywołana na powrót forma nie zawsze będzie taka sama. - ostrzegł. - Coś jeszcze?
Nie wiedziała czy wypytywać o takie rzeczy papieża, ale najwyżej ryzykowała chłostę.
- Ten odłamek który mam w sercu czym on właściwie jest? - Spytała uniżenie, nie podnosząc głowy.
- To latarnia, wskazująca drogę korupcji. - odparł Zoan. - Chciałabyś wiedzieć, czym ona jest? - spytał, uśmiechając się szeroko.
Eidith przełknęła głośno ślinę, po czym uniosła głowę. Patrząc papieżowi w oczy skinęła głową.
- Tak. -
Zoan podszedł do Eidith i szepnął jej do ucha, po czym odwrócił się i odszedł do biurka. - Dlatego nie możesz nią manipulować. Byłby to najgorszy grzech.
Białowłosa była w szoku, po tym co usłyszała.
- Przepraszam ekscelencjo, nigdy się nie ośmielę tego zrobić. Jeszcze jeśli mogę zapytać… przeciw komu jest ta mobilizacja całego zakonu? Nadszedł w końcu czas w którym zastąpimy Cesarstwo? - Eidith była odrobinę podekscytowana tą myślą.
- Słucham? - Zoan się zdziwił. - Z tego co pamiętam, to ludzie wybrali Cesarzową. Niezależnie od tego, czy się z tym zgadzam, nikt by się niczego nie nauczył, gdybyśmy nawrócili ich siłą. - Zoan zdarzał się być mniej żądny krwi, niż sugerowałaby na to jego organizacja. - Ogłoszenie względem operacji będzie miało miejsce przed odlotem. Później chcę twoją drużynę u mnie na audiencję po szczegóły względem waszej roli w operacji.
"Stupid cunt of course" skarciła się w myślach.
- Oczywiście ekscelencjo. Jak sobie życzysz. - Ukłoniła się i zaczęła iść w tył. Dopiero przy drzwiach się odwróciła i wyszła z gabinetu papieża. Udała się prosto do swojego pokoju. Miała zamiar dokładnie wyczyścić CKP, i zwrócić go do zbrojowni. Służył jej dobrze ale potrzebowała czegoś z większą siłą ognia.
Gdy już skończyła serwisować karabin, przywracając go do niemal nowego stanu zapakowała go w walizkę i ruszyła do zbrojowni. Na miejscu z szerokim uśmiechem przywitała zbrojmistrza.
- Dzień Dobry, chciałabym wymienić ten karabinek szturmowy na coś większego. Siła ognia, duży magazynek, granatnik albo mikro rakiety. - podrapała się po brodzie, po czym dodała. - Musi być kinetyczny. Dodatkowo poprosze jakis rewolwer plazmowy. - Oparła łokcie na blacie.
Zbrojmistrz wcisnął coś na swoim komputerze. Jedna ze ścian rozeszła się na boki, ujawniając w większości pustą zbrojownię. - Jest stan specjalny, możesz wziąć, co chcesz, ale wszystko masz potem oddać. Zwlekałaś na ostatni moment, to nie wiem, co zostało.
Zostawiała tu swoje dziecko, a on gadał o oddawaniu… Eidith przeszła się między półkami. Od razu wpadł w jej oko duży karabin maszynowy, dokładnie jakiego potrzebowała. Rewolwer też się znalazł, miała dużo szczęścia. Sprawdziła obie bronie, pod względem eksploatacji. Były niemal nowe ze śladami użytkowania. Gdy zapakowała sprzęt wysłała wiadomość do mesy aby przyniesiono jedzenie do jej pokoju. Po spożyciu posiłku, weźmie prysznic i przeglądnie jeszcze raz sprzęt. Jeszcze trochę czasu miała a wolała dogłębnie zajrzeć w bebechy swoich pukawek.

The Arc of Saint Peter

Setki tysięcy żołnierzy weszło na pokład arki o godzinie odlotu. Ogromny okręt gwiezdny miał kilkadziesiąt pięter, każde mogące pomieścić kilkadziesiąt aktywnych osób. Nie był to jednak komfortowy okręt. Kościelna opozycja do nowoczesnej technologii oznaczała, że miał on tylko niezbędne minimum komfortów i infrastruktury. Jego znaczną część wypełniał magazyn zasobów na podróż, ponieważ w odróżnieniu od okrętów Cesarskich, załoganci nie mogli liczyć na wyprodukowanie nowego prowiantu w trakcie lotu.

W pierwszej kolejności załoga musiała stawić się w ogromnym holu środkowego piętra, którego większość stanowiło jedno wielkie pomieszczenie. Rano i wieczorem będą się tu odbywać modły. Teraz, będzie miało przemówienie. Na mównicę wstąpił Zoan, w swoim typowym, białym kimonie.
- Od momentu ustanowienia naszej organizacji działaliśmy w jednym celu: aby chronić ludzkość i jej naturę, aby dążyć do spełnienia naszego, ludzkiego potencjału. Głównym wrogiem tego procesu jest magia, nienaturalna umiejętność ludzi przepełnionych pychą i chciwością, służąca do naginania obrazu rzeczywistości ku własnym celom. Jej źródłem, są magowie. Do dzisiaj tylko dwóch z dwunastu magów opuściło istnienie. Dziś, idziemy pozbyć się kolejnego. Dziś, prowadzić nas będzie blask gwiazd w drodze ku jednemu z najbardziej grzesznych heretyków wszechświata: Śmierci. Dwunasty miesiąc noszący imię December rozsiewa od swojego poczęcia tylko zniszczenie, kończąc nasz kod i przyspieszając apokalipsę, chcąc odebrać nam czas, którego potrzebujemy dla samodoskonalenia. Jak się też możecie spodziewać, ze spotkania ze śmiercią, niewielu z nas odejdzie w jednym kawałku. Nie bójcie się jednak, bowiem walczycie o nieśmiertelność waszego gatunku, a wasze własne dusze staną się inspiracją dla pozostałych wiernych. Będziecie brać udział w bitwie, o której marzył każdy wojownik w historii ludzkości. Potrzebuję, abyście byli gotowi odegrać swoje role. Potrzebuję, abyście właśnie teraz, wykazali się taką wiarą w ludzkość, na jaką was tylko stać. To będzie największy test, przed jakim nasza organizacja stanęła do tej pory, ale przebrniemy przez niego zwycięsko, ponieważ przed nami nie istnieją żadne bariery i żadne granice. - Zoan uniósł dłonie, wywołując krzyki ekscytacji wewnątrz zgromadzenia. - Tym razem nie będziemy też walczyć sami. Dołączy do nas pewna niezależna organizacja, która podąża za podobnymi celami: - Zoan zszedł z mównicy, a na jego miejscu pojawiła się wysoka kobieta o długich, czarnych włosach.
- Nazywam się Zilva, jestem obecnym liderem największej w galaktyce gildii pirackiej. Naszym celem i staraniem od lat, jest zbieranie i ukrywanie najsilniejszych artefaktów magicznych z dala od rąk Cesarstwa, oraz wszystkich tych, którzy mogliby doprowadzić do ich nadużyć. Zdajemy sobie jednak sprawę, że jest to tylko leczenie symptomów. Może i nie mamy dowodów na to, że artefakty zostały stworzone osobiście przez magów, ale wiemy, że posiadają oni zdolności, które dają im za dużą kontrolę nad światem, dlatego staniemy dzisiaj ramię w ramię z wami...

Później, Kajuta Kapitańska

Zoan siedział na blacie biurka w swoim pomieszczeniu, delektując się winem. Klaus masował mu plecy z poważną miną. - Jak się czuje mój mały eksperyment? Nadchodzi wasz wielki dzień. Ustanowiłem tę grupę tylko i wyłącznie w sprawie naszego najazdu na December. Miałem nadzieję na to, że Eidith i jej wewnętrzna obecność urosną w siłę na tyle, aby sprostać zadaniu, choć nasze szanse są dalej ograniczone. Powiem wprost: albo się wam uda, albo wszyscy umrzemy. Będziecie odgrywać kluczową rolę w planie misji. W nagrodzie za sukces wypromuje was na oficjalny wydział kościoła. Jak nie... Cóż, wiecie, do kogo się zbliżamy. - Zoan kiwnął kieliszkiem wina, którym trzymał w dłoni, wskazując nim na Klausa. Mentor Eidith będzie równie odpowiedzialny za jej wyniki, co ona sama.
Eidith zwykła czuć ekscytacje natchodzącą masakrą, jednak tym razem było inaczej. Ogarniał ją spokój, skupienie. Dla niej liczyło się tylko cel misji. Była to winna kościołowi, a oczekiwanie czegoś w zamian byłoby oszczerstwem. Bardziej gotowa już nie mogła być.
- Choćby miało mnie to kosztować życie, December skona dzisiaj. For my hate is holy, and my dedication is unmatched. - z twarzy białowłosej można było wyczytać jedynie determinację.
- Jak wygląda plan ataku Ekscelencjo? -
Zoan odsunął się od Klausa i sięgnął do wnętrza swojego kimona, podszedł bliżej grupy i z zamaszystym ruchem, wbił ukryty sztylet w szyję S3X. Był to kris o krótkim, wężowatym ostrzu do złudzenia przypominającym odłamek, który wcześniej Zoan wbił w serce Eidith.
Papież zostawił broń w zielonoskórej, która opadła na podłogę. Jej oczy zmieniły się w szum radiowy typowy telewizji pozbawionej zasięgu, a z rany zaczęła wylewać się czarna maź. - Nie ma w nim żadnej filozofii. Weźmiesz ten nóż i wbijesz go w December. Sugeruję zrobić to z zaskoczenia.
- SEXY! - ryknęła Eidith od razu dopadając do toborki. Odrzuciła karabin na bok i uniosła jej głowę. Trzymała też rękę tuż nad rękojeścią krisa, nie wiedząc czy go wyciągnąć.
- Ekcelencjo… dlaczego? - spytała z zaciśniętymi zębami, a jej oczodoły zaszły czernią, w środku której były świecące bielą punkciki wpatrujące się w papieża.
- Bo czuję się dzisiaj dobroduszny. - Stwierdził Zoan, odwracając się do Eidith plecami i powolnym krokiem wracając w stronę swojego biurka, przyglądając się kolekcji książek na regałach, które mijał. - Po to twój mały Tobor wcisnął się w nasze szeregi, aby skraść sekrety korupcji. Cóż, skoro tak bardzo jej chcą, niech spróbują i sprawdzą, czy rzeczywiście da im magię, której tak bardzo pożądają. No, i nie chcę, żeby nas podglądali w trakcie tej operacji.
Eidith wyglądała na jeszcze bardziej wściekłą gdy usłyszała słowa papieża.
- Lepiej żeby cię to zabiło ty zielona kurwo. - wyrwała z jej szyi kirys i schowała go pod kurtkę. Papież na pewno miał rację co do jej intencji, co bardzo zabolało Wilczycę. Okazało się że nie ma tu nikogo.
- Czy wiadomo czego się spodziewać po December? - zapytała. Dziwnie jej to śmierdziało czymś z hadesu, może nawet za bardzo.
- Wszystkiego i niczego. Porozmawiamy o waszej konkretnej strategii, jak już uda nam się ją zobaczyć osobiście. Przedtem macie chwile dla siebie. Lot potrwa około tygodnia. Przygotujcie się.
Eidith już bardziej gotowa nie mogła być, a nawet jak chciałaby poćwiczyć swoją nową formę to nie może gdyż oficjalnie nie powinna istnieć.
- Co z tą kupą złomu ekcelencjo? - białowłosa podniosła swój karabin i wskazała nim na toborkę. - Mam jej odstrzelić łeb jak się obudzi? -
- Tak, uderzyłem ją nożem, który daje jej szansę przeżycia, żeby ktoś ją potem dobił. - kiwnął głową Zoan. - Niech leży w waszej kajucie, zobaczymy, co się stanie.
- Tak jest. Falco weź ją i razem z Bonnie obserwujcie. powiadomcie mnie o wszelkich zmianach. - Rozkazała, po czym ukłoniła się i opuściła gabinet papieski. Miała zamiar się przejść po okręcie, zobaczyć obok kogo będzie walczyć. Jednak na tą chwile liczyła że znajdzie pewną osobę, osobę którą z czystego strachu unikała. Yato posiadał korupcje na długo przed tym jak o niej słyszała. Co więcej wydawało się jej że ją lubi, po sposobie jak ją nazywał i dalej to robi gdy się do niej odnosił.
"Cześć… piękna." Na same wspomnienie tych słów dreszcz przechodził po kręgosłupie Eidith. Ale teraz już czuła się z nim na równi.
Mimo tego los nie chciał, aby Eidith przypadkiem wpadła na Yato. Jedyne znajome twarze, jakie ta zobaczyła na okręcie, należały do Alice, oraz jej nowej przełożonej, Sarii. Dwójka kobiet stała na straży przy wejściu do sekcji biskupiej.
Widząc Sarię Eidith uśmiechnęła się, lecz jej mina zrzedła gdy zobaczyła tą małą pijaczke. Szkoda że nie dawała jej pretekstów żeby ją odjebać. Przy niej nie miała zamiaru dyskutować o korupcji, a Saria pewnie nawet nie pamiętała że istnieje. Wzruszyła ramionami i poszła dalej. Ciekawe czy był tutaj gdzieś gość który niegdyś ją uratował przed roztrzaskaniem się o glebę.
Znalezienie piratów okazało się wyjątkowo łatwym wyzwaniem. Gdy tylko spacer Eidith zabrał ją w pobliże kantyny, do jej uszu doszły hałasy i muzyka frywolnej bandy. Znajdował się tam zarówno Dead Afro, jak i reszta ferajny, wliczając w to ich szefową Zilvę.
Eidith od razu poznała ten ubiór. Fascynowało ją jakim cudem można się tak nosić. Zaczęła kierować się w stronę jego czupryny, gdy była dostatecznie blisko krzyknęła.
- Dead Afro! Mój rycerz w czerwonym spandeksie, co tam u ciebie? -
- Ooooy, to ta dziewka co spadła z nieba! - krzyknął Afro, a otaczająca go załoga delikwentów podniosła kufle piwa w toaście. - Co ma u nas być? Mamy okazję się najebać i zabić śmierć! Normalnie gwiazdka! - czym gwiazdka była, Eidith nie miała pojęcia.
- Że z nieba od razu? Bardzo mi miło. - Eidith się zaśmiała, po czym przewiesiła karabin przez plecy. Od razu zaczęła szukać sobie miejsca. Nigdy nie zagłębiała się w pijackie imprezy, ale to mogła być jej jedyna okazja. - Kto tu za napitek odpowiada? - Eidith się rozglądała ale w tym harmidrze nie mogła takiej osoby zidentyfikować.
- Po prostu coś weź, to i tak za wasze pieniądze. - Afro machnął dłonią, wskazując na liczne trunki zdobiące stół. Wszystkie z ręcznie podpisanymi etykietami. - Ba, może sama nam coś poleć, bo nie wiemy, co pijemy.
Białowłosa nie wiedziała co z czym się pije, złapała za pierwszą lepszą butelkę i wzięła łyk. Było cierpkie ale z przyjemną nutą mięty.
- Mo...Mojito? Huh. - Trunek jej przypadł do gustu bo zaczęła go sobie wlewać dość łapczywie. Eidith reszte dnia spędziła na biesiadowaniu z piratami. Trochę dziwnym było świętowanie przed triumfem, ale nie bardzo to wilczycy przeszkadzało. W końcu drugiej okazji może już nie być. Jadą na śmierć, dosłownie i w przenośni.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest teraz online