Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2020, 13:24   #133
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Ekhm! - Pani Dziesięciu Szklanych Burkanów zwerbalizowała odgłos odchrząknięcia, co w uzębieniu Nany wywołało mimowolny zgrzyt irytacji.
- Jeśli nasyciliście już oczy majestatem tego miejsca, to pozwólcie proszę, że wskażę wam wasze kwatery - zarządziła bardziej niż zasugerowała. Cały pochód odbił gwałtownie w lewo, omijając skwer i w żadnym razie nie kierując się w stronę trzech lśniących zielenią iglic. Miast tego orszak obrał sobie za cel budynek z piaskowca ulokowany na jednej z bocznych ulic odbiegających od głównej miejskiej arterii, którą przybyli. Ulica owa była nieco zbyt wąska, zmuszając eskortujący aniołów oddzial do zmiany formacji. Jej stan - choć może lepszym określeniem byłoby “splendor” - nie pozostawiał jednak wątpliwości. Wędrowcy znajdowali się teraz w dzielnicy szlacheckiej - ścieżkę wybrukowano karmazynem, przepastne okna barwiło ozdobne szkło ukazujące sceny żywcem wyjęte z mitów, a same budynki charakteryzowała architektoniczna nieskazitelność spleciona ze złotych odcieni. Nozdrza Nany rejestrowały zapach kadzideł oraz drogich perfum, a jej umęczoną pustynną przeprawą skórę muskał delikatny zefir, który - biorąc pod uwagę lokalizację i rozkład zabudowań - raczej nie mógł poszczycić się naturalnym pochodzeniem.
- Jest tu pięknie. - Powiedziała cicho zakonnica, chcąc nieco zamaskować faux paux, które popełnili z wcześniej z Valem. Niepokoiło ją… a raczej Shateiela, że mieli tu mieć jakieś kwatery. Anioł, wciąż nieufny, postrzegał to jako spanie w obozie wroga.

Zatrzymali się przed budowlą, która - mimo swego czaru - niczym nie różniła się od pozostałych. Zaślepka w zdobionych rycinami drzwiach otworzyła się, ukazując parę błękitnych oczu osadzonych w twarzy o ciemnej karnacji. Po krótkim rekonesansie, kawałek drewna zaskoczył ponownie na swoje miejsce, a bariera otworzyła się, uwalniając snop bijącego z wewnątrz światła. W przejściu stała młoda dziewczyna odziana w pomarańczowe szaty. Ukłoniła się eskortującej anioły szlachciance i zaprosiła przybyszy do środka gestem prawej dłoni. Emisariuszka pokręciła odmownie głową, odrzucając ofertę gościny.
- Tu nasze drogi się rozmijają. Dziękuję wam za współpracę i życzę spokojnej nocy. Stojąca przed wami służka to Calica. Jest majordomką tej gościnnej rezydencji. Wino, jadło, uciechy cielesne - spełni każde wasze życzenie, jeśli leżało będzie w zasięgu jej możliwości. - Oczy szlachcianki błysnęły ostrzegawczo, sugerując, że inny rozwój wydarzeń może zaowocować nieprzyjemnymi konsekwencjami.
- Kapitanie! - Pani Dziesięciu Szklanych Burkanów zwróciła się do dowódcy eskorty.
- Proszę, aby przydzielił pan do stróżowania budynku swoich najlepszych ludzi.
- Tak jest, zajmę się tym natychmiast - odrzekł mężczyzna profesjonalnym, nie tolerującym opieszałości tonem.
- Dobrze. Jak mówiłam, wasze spotkanie z Wezyrem zostało wyznaczone jutro, około południa. Gońca wyślemy, gdy koordynator Czarnej Metropolii gotów będzie was przyjąć. Strażnicy wyznaczeni przez kapitana wyruszą razem z wami, zapewnią w ten sposób eskortę i zniechęcą... element nieporządany. Czy macie jakieś pytania nim się oddalę? - zapytała kobieta w czerwonej woalce w znany jej, sformalizowany sposób.
- Tak, uhm, z chęcią porozmawiałabym z kimś, kto wyjaśniłby mi, jak zachowywać się przy wezyrze - Nana odpowiedziała wiedząc, że ich przewodniczka raczej oczekiwała reakcji w stylu "wszystko dobrze, jesteśmy zachwyceni."

Zasnuta czerwienią dyplomatka wypowiedziała na bezdechu dwa słowa, których skrawki Nana zdołała wyłapać nim te uleciały na wietrze. Brzmiał to jak “...a ...ównież”, a kwestii towarzyszył księżyc cierpkiego uśmiechu, który zarysował się pod woalką.
- Calica was wtajemniczy. Choć niegdyś ktoś mądrzejszy niż ja stwierdził, że wystarczą jedynie “odrobina szacunku i zdrowego rozsądku.”
Val chyba zamierzał jakoś dopiec mówiącej, ale w ostatnim momencie opamiętał się i zatrzasnął gębę na kłódkę. Jego oczy zdawały się mówić “to może lepiej zostaw mnie w domu, zanim naświnię facetowi na dywan”. Za plecami szlachcianki, zgodnie z poleceniami starszego stopniem, zbrojni zaczęli przemieszczać się na z góry upatrzone pozycje. Mimo obładowania rynsztunkiem poruszali się z nader zwinnie, a po chwili lwia część ich oddziału całkowicie zniknęła aniołowi śmierci z oczu.
- Mnie uczono, że jest wiele sposobów na okazanie szacunku i zawsze znajdzie się jakiś, którym można kogoś obrazić. - Nana uśmiechnęła się do dyplomatki. - Dziękuję... porozmawiam na ten temat z Calicą.
- Dobrze. Wobec tego jeszcze raz dziękuję wam za wspólną wędrówkę i życzę dobrej nocy.- odwróciła się natychmiast, nie podchwytując szczwanego uśmiechu swojej rozmówczyni. Może i temperament miała ognisty, ale potrafiła określić swoje priorytety na tyle, by zdać sobie sprawę, że dalsze przekomarzanie zaowocuje jedynie przedłużeniem jej przymusowej posługi jako dyplo-niańka. Kiwnęła głową kapitanowi zbrojnych i zaczęła się oddalać, zmierzając na powrót w stronę placu.
- Zechcą państwo wejść do środka - ponownie zaświergotała służka w pomarańczy. Jej ton był usłużny i uczynny, a mimo to zabarwiony swoistą... pociesznością.
Nana spojrzała nieco niepewnie na Vala. Wolała jednak, by płomiennowłosy anioł się nie odzywał, więc szybko odpowiedziała dziewczynie.
- Tak. - Podążyła w kierunku wskazanym przez Calicę.


***
Po złapaniu tchu przyszedł czas na zbieranie informacji. Shateiel miał pytania, majordoma posiadała odpowiedzi. Z chęcią też się nimi dzieliła. Val miał za to pusty brzuch (w końcu oderwano ich od reszty karawany nim zdążyli cokolwiek zjeść), toteż zamiast ciekawości wolał zaspokoić głód. Gdy on chłonął zawartość mis i salaterek, Nana wchłaniała zasady lokalnej etykiety. Jeśli chodziło o zwyczaje audiencyjne, to nie odbiegały one zbytnio od wyobrażeń zakonnicy - wchodząc na salę po zapowiedzeniu przez sługi, panowie silili się na ukłon, damy zaś na dygnięcie z lekkim uniesieniem sukni. Spocząć - czy to na poduszkach czy przy stole - można było dopiero, gdy - gestem lub słowem - udzielone zostało odpowiednie przyzwolenie. A co jeśli przyjdzie im wspólnie zjeść uroczysty obiad? Cóż, służka w pomarańczy rozwiała także te niepewności, tłumacząc, że to wezyr inaugurował - oraz zakańczał - wspólny posiłek ujmując (albo odkładając) sztućce. W przypadku obecnie panującego osobnika, niejednokrotnie prowadziło to do sytuacji, gdzie goście z utęsknieniem patrzyli na wynoszone przez służbę talerze. Lista potencjalnych faux pas, jakie można było popełnić podczas audiencji, również nie była mała - zakaz kontaktu fizycznego, zbliżania się na odległość mniejszą niż półtora metra, podnoszenia głosu w gniewie, wykonywania agresywnych gestów, wypowiadania obraźliwych względem majestatu słów czy w końcu wyjmowania oraz posługiwania się niezaaprobowanymi wcześniej przedmiotami. Ostatnia restrykcja wyłożona przez majordomę podpowiedziała Nanie, że taszczoną ze sobą łepetynę skrzydlaci powinni najwyraźniej “oclić” u pałacowej straży zanim wejdą na salę. Co więcej, stroje noszone przez aniołów - jak Nana zdążyła już zauważyć wcześniej - nie pasowały do otoczenia. Na audiencję u ważnej lokalnej osobistości nie pasowały tym bardziej, jednak Calica zapewniła, że z samego rana pałacowi posłańcy dostarczą coś bardziej odpowiedniego. A widząc wątpliwości, jakie zdawały się narastać na twarzy rozmówczyni, szybko dodała, że wezyr jest człowiekiem (?) cierpliwym, mądrym oraz sprawiedliwym, toteż nie leży w jego zwyczaju piętnować ni karać delegatów za ich brak znajomości lokalnych obrządków. Zwłaszcza tak znamienitych jak poplecznicy Białej Damy, którymi - według wszystkich wkoło - aniołowie przecież byli.


 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 03-01-2021 o 11:27.
Highlander jest offline