Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2020, 14:18   #134
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Po przetrwaniu kanonady pytań, majordoma, której akompaniowały inne niewiasty w strojach o zbliżonych krojach i kolorystyce, udała się, aby przygotować dla dwójki gości kąpiel oraz posłania. Na życzenie Nany, nikt (ni to służki, ni wspólnik) nie towarzyszył jej w okraszonej płatkami kwiatów bali. Z kolei na życzenie Valeriusa dwójce pierzastych gości przydzielono odrębne sypialnie. Oba pokoje znajdowały się vis a vis na trzecim piętrze przybytku i urządzono je w stylu, który pokrywał się z resztą wystroju żywcem zaczerpniętego z Baśni tysiąca i jednej nocy. Przed udaniem się na spoczynek, Shateiel zdążył jeszcze poddać mięśnie Nany kolejnej serii rygorystycznych ćwiczeń. Zakonnica poddała się już i nie protestowała w głowie aniołowi, może w końcu sama odczuła nieznaczną poprawę ich wspólnej kondycji?

Następny dzień powitał ich w atmosferze lekkiego chaosu wywołanego naprędce czynionymi przygotowaniami. Nie były to stricte ich przygotowania - aniołowie zebrali się z łóżek dobre kilka godzin po wschodzie słońca i musieli tylko cierpliwie poczekać, aż Celica oraz podległe jej dziewczęta wystroją ich w odpowiednie odzienie - które, zgodnie z zapowiedzią, dostarczone zostało przez gońca, gdy skrzydlaci jeszcze smacznie spali. Nie, przygotowania i towarzysząca im atmosfera szczęsnej niecierpliwości tyczyły się samej metropolii. Ludzie krzątali się za oknami niosąc rozmaite narzędzia rzemieślnicze, materiały budowlane, ozdoby oraz jadło i napitek. Wszyscy zdawali się udawać w stronę skweru, niektórzy wykorzystując do przetransportowania swych klamotów zwierzęta juczne, inni kilkakrotnie kursując w te i we wte. Ich ekscytacja względem zbliżającej się wielkimi krokami uroczystości zdawała się elektryzować powietrze. Była o tyle zaraźliwa, że Valerius, już cały wystrojony i wypachniony, wyglądał raz za razem przez zaślepkę, obserwując nieświadomych niczego mieszkańców miasta z satysfakcją małego chłopca szpiegującego poczynania zaaferowanych dorosłych.


Nana z trudem poddała się procesowi ubierania, a tkwiący w jej ciele Shateiel dostawał szału za każdym gdy jej twarz rumieniła się i zaczynała drżeć od najmniejszego dotyku. W końcu poprosiła Celicę by tylko ona jej pomogła, lub jedna z dziewczyn, ale tylko JEDNA. Do tego to ciągłe zamartwianie się o Kaalę. Shateiel z trudem spróbował zwrócić jej uwagę na przygotowania i na barwność tego wszystkiego. Fakt, że założenie - a następnie skrupulatne dopasowanie - wszystkich elementów stroju dziewczyny zajęło blisko czterokrotnie dłużej niż w przypadku Vala także dolewał oliwy do ognia. Anioł kuźni, ekspercko przemaglowany na kuriozalną koncepcyjną fuzję arabskiego szejka oraz dziewiętnastowiecznego dandysa, szwędał się swobodnie po pomieszczeniu, zamieniając zaślepkę na okna, a w końcu całkowicie porzucając zabawę w podchody i otwierając na oścież drzwi wejściowe (ku zdziwieniu wciąż stróżujących przy nich zbrojnych). Następnie podstawił sobie pod zad pufę, usadził się prostopadle do wejścia i w najlepsze obserwował uliczny zgiełk, niczym jakąś abstrakcyjną formę żywego, improwizowanego teatru. Przynajmniej jego wygłupy pomogły nieco w odciągnięciu uwagi Nany od dłoni obłapującej ją szwaczki. Nim dziewczyna się spostrzegła, było już po wszystkim - wyglądała równie nietypowo jak Val, choć jej suknia sugerowała krzyżówkę motywów arabskich oraz wiktoriańskich. Ta krawiecka abominacja, to monstrum sprzecznych priorytetów - estetycznej zwiewności malowniczych barw oraz pompatycznej elegancji otrzymanej poprzez bezkompromisowe usunięcie (zarżnięcie) swobody ruchów dolnej partii ciała - miała pozostać w pamięci Nany jeszcze na bardzo długo.
- Wow. Wyglądasz jak ktoś cosplayujący szlachciankę z Diuny - w jego słowach mieszały się uznanie i... współczucie.
- Lepiej podaj mi rękę, bo zaraz się chyba zabiję w tym czymś. - Shateiel westchnął ciężko, po pierwsze z powodu absolutnej niewygody, jak i protestów Nany w jego głowie. Bo za obcisłe, bo za dużo pokazuje. Trzeba było zgarnąć ten habit, przynajmniej w głowie miałby spokój. Nana umilkła. Najwyraźniej tamten strój też nie kojarzył się jej dobrze.
- Prezentuje się pani przepięknie! - Zapewniła Calica, a towarzyszące jej dziewczęta przyklasnęły w afirmacji. Valerius zgodził się, z ostrożnością krytyka podziwiający rzecz majestatyczną, acz zapewne z bliska niebezpieczną. Pewnie dlatego też zastanawiał się przez dłuższą chwilę, czy aby napewno rozsądnym jest podać koledze rękę - a nóż-widelec gorset ze zwierzęcych kości zatrzaśnie się na niej w najmniej spodziewanym momencie, zmieniając dwójkę aniołów w nierozerwalnie złączoną herezję godną doktora (krawca?) Frankensteina? W końcu jednak wsparł Shateiela, pomagając mu zrobić kilka kroków i nabrać pewności w nowej kreacji.

Nana westchnęła ciężko i spojrzała na stojącą obok Calicę.
- Gdzie... odbędzie się ta audiencja? Chyba powinniśmy już ruszać, jeśli mam gdzieś w tym dotrzeć. Sama - ostatnie słowo wypowiedziała z niechętnym pomrukiem, skierowanym wyraźnie w stronę drugiego skrzydlatego.
- Jak bardzo chcesz, to poproszę jednego z tutejszych dziadków, żeby pożyczył nam wózek. Wrzucimy cię z resztą klamotów i przewieziemy raz-dwa.- Val obdarował kolegę swoim opatentowanym, ociekającym złośliwością uśmiechem.
- Za bardzo cię spodnie uwierają? - Shateiel wymownie spojrzał na krocze drugiego anioła, co Nana podsumowała w głowie głośnym jęknięciem.
- Ech. Poradzę sobie... jakoś inne kobiety w tym chodzą - skwitował w końcu Halaku, dając upust narastającemu zrezygnowaniu oraz irytacji.

- Panie i panowie! Dzieci i młodzieży! Tylko dzisiaj, w naszym namiocie! Jedyna, niepowtarzalna, dziewczyna-kandela...- Val chciał wbić Shateielowi jeszcze jedną “subtelną” szpileczkę, ale wymowne chrząknięcie, które niespodziewanie rozległo się za plecami aniołów, wykoleiło tok myślowy jego prezentacji. Nana obejrzała się za siebie, ciekawa komu zawdzięcza tę przyjemną konkluzję. Znajoma twarz - no dobrze, przyłbica - kapitana wczorajszej eskorty pojawiła się w drzwiach, uwieńczona salutami dwójki strażników. Gdy jego oczy natrafiły na dwójkę delegatów, mężczyzna wysilił się pod warstwą metalu na uśmiech, którego nikomu nie dane było dojrzeć.
- Dzień dobry. Szykownie państwo wyglądają - wyraził naprędce swoje uznanie.
- Wraz z moimi ludźmi przybyliśmy, aby odeskortować państwa do pałacu. Czy jesteśmy gotowi, by wyruszyć? - Ton głosu, ponownie pełen żołnierskiego drygu, sugerował, że sam kapitan gotów był jak najbardziej, ale - w przeciwieństwie do niecierpliwej szlachcianki, która towarzyszyła pochodowi wczoraj - mógł poczekać parę minut, aby dać gościom szansę na doszlifowanie wszystkich szczegółów.
- Możemy ruszać…- Shateiel spojrzał na stojącego obok Vala, a potem ponownie na czekającego na nich gwardzistę. - Tylko... powoli.

W owym momencie kapitan wykazał się wystarczającą bystrością, by odnotować dwie rzeczy - pierwszą była mało umiejętnie skrywana niechęć Valeriusa do udzielenia wsparcia swojej koleżance. Drugą stanowił (mniejszy lub większy) brak rozeznania Nany odnośnie poruszania się w kuriozalnym, wrażonym na nią stroju. Połączenie obu tych czynników sprawiło, że żołdak wyciągnął dłoń w stronę anioła śmierci, zaoferowawszy się, by wziąć dziewczynę pod depo. Shateiel puścił Vala i ujął podaną rękę.
- Dziękuję. - Pozwolił Nanie na posłanie mężczyźnie szczerego uśmiechu. Wiedział, że zakonnica jest w tym najlepsza. Zresztą... nadal czuł, że to jej ciało.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 19-10-2020 o 10:54.
Highlander jest offline