Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2020, 21:04   #287
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Axamander… zapomniała o nim… i o jego języku i różkach i tym denerwującym, przeuroczym ogonku i…

“Peeeeniiisssss” ozwała się w odmętach Umrao “peeeeeeniiisssssss z łuuusssskamiii…”

Sundari oklapła nieco i straciła zainteresowanie narzeczonym. Przegrał… widział to. Przegrał sromotnie. Nie powinien przypominać o istnieniu konkurenta. Ciekawość tawaif była zbyt silna, zjadała ją od środka, skręcała i wyżymała… do tego jej własna wyobraźnia była jej największym wrogiem. Lekka głowa, skłonna do snu na jawie i bujania w obłokach zabrała ją na przygodę wraz z mermanami i diablętami, w podmorskim zamku królowej syrenek.
- O czym myślisz? - zapytał jej kochanek muskając palcami wargi zamyślonej kochanki, by przyciągnąć jej uwagę do siebie. Nie zareagowała, a przynajmniej nie tak jakby tego chciał. Odsunęła się od niego i na czworaka podeszła do koca, padła na niego brzuchem, po czym przetrurlała się na plecy, głośno wzdychając… jakby z rozkoooszy? lub perwersyjnego cierpienia?
Axamander był trochę jak taki syren. Ogon miał. I łuski.

“Łusssssskiiii” mruczała Pasja, aż jej echo odbiło się w umyśle zaintrygowanego przywoływacza.

A gdyby tak… zabrać Axamanderowi jego diabelski rodowód, ale nie zabierać mu diabelskiego spadku (co dla Laboni brzmiało jak ostatnia głupota), po czym dodać do tego elfią… nie… drowią krew… (babka zaczęła błagać o zesłanie boskiego pioruna, by ją trafił), taaaak… taki Axamander był jeszcze bardziej ciekawy niż dotychczas, a gdyby dodać do tego skrzydła…

“Anielskie czy smocze?” spytała rozmarzona Jodha.
“Obojętnie!” zapiszczała Seesha i tancerka ponownie pogrążyła się w dziwnych wizjach, trochę takich jak z pamiętnika Rodzynki, trochę jak z opowieści Starca o kulcie czarnego smoka, a trochę przekładając na fantazje wspólne doświadczenia z Jarvisem, aż wyszła jej prawdziwa epopeja.
- Mówiłeś coś? - zreflektowała się dopiero po chwili.
- Zastanawiałem się o czym rozmyślałaś, gdy zapomniałaś o całym świecie - odparł żartobliwie magik.
- Aaaa… nic takiego, chodź tu. - Poklepała miejsce obok siebie. - Czemu jesteś tak daleko?
- Zamyśliłem się - odparł przywoływacz i przybliżył się do tawaif, po czym uśmiechnął się. - Tak jest rzeczywiście lepiej.
- Prawda? - mruknęła zadowolona kociczka, przytulając się ciałem do ciała.
Czarownik nie był może najwygodniejszą przytulanką na świecie, ale był jej jedyną i całkowicie jej i tylko jej przytulanką. A nic bardziej nie dodawało uroku jak ekskluzywność.

“Zakazany owoooc… też brzmi pysznie” mamrotała pod nosem Umrao, ale mając pod ręką ulubieńca, łaskawie odstąpiła od rozmyślań nad obcymi penisami.

Chaaya jeszcze przez chwilę trwała w roztargnieniu. Wprawdzie diablik odleciał gdzieś daleko w chmurki, ale jego cień nadal krążył nad marzycielską bardką, która oddawała się aktualnie rozmyślaniom na temat koloru nieba i rodzajem nieba, jego istotą, przydatnością i formą.
No bo… gdy patrzyło się w niebo to widziało się bezmiar błękitu, takiego samego błękitu jaki się widzi w górskich jeziorach czy ciepłych morzach. Nocą niebo przybierało barwę czarnego granatu lub grafitowego bakłażana, zupełnie jak zimowe oceany podczas sztormu. Trzeba było też pamiętać, że z nieba padała woda, i choć złotoskóra znała i rozumiała owe zjawisko atmosferyczne, to ten przypadek tylko przechylał szalę na rzecz jej teorii, iż niebo to tak naprawdę, taka druga woda. Taka… odwrócona woda. Coś jak woda po drugiej stronie lustra. Daleko, daleko od ziemi z której nie da się dolecieć do tego wodnego świata, którego kolor zdobi firmament.
Deewani z ciekawością oddawała się tym myślom, lecz po chwili się zgubiła… i to bardzo. Rozzłoszczona, że nie nadąża za resztą sióstr burknęła wyniośle, ich “nie brzmi to zbyt logicznie” i nadąsała się jak gąska.

Kurtyzana coraz częściej wracała ustami na męskie ramię i szyję, ręką gładząc wewnętrzną stronę uda magika. Czasami nieruchomiała lub oglądała się na coś w zaroślach, lub niespodziewanie zmieniała pieszczotę na ugryzienie, ssanie, albo liźnięcie i ponownie wracała do pocałunków.
Jej kochanek nie przeszkadzał w tych rozmyślaniach. Wykorzystywał okazję do figli, do muskania piersi, wodzenia palcami po udach, sięgania między nie. Niczym wytrawny złodziej szukał na ciele Chaai punktów, które otworzyłyby ją na bardziej wyuzdane pomysły, rozpalając jej ciało.
Podchodzili do siebie jak pies do jeża. Ona sprawdzała kiedy on będzie gotowy, a on sprawdzał kiedy ona. Dziewczyna miała jednak bardziej przewrotną duszę i skłonności do wychodzenia przed szereg, więc po jakimś czasie czarownik wylądował na dole, a ona na górze.
- Tooo… o czym tak myślałeś, że się ode mnie odsunąłeś? - zagaiła ciekawsko, odgarniając mu włosy z czoła.
- Jakby cię tu rozochocić - zamruczał w odpowiedzi magik całując usta. - Jak uśmieszek ci na buźce wywołać. Bo czeka nas… więcej ksiąg i zwojów.
- Cii… nie mów mi o pracy - jęknęła zbolale panna i zjechała udami poniżej jego pasa, łapiąc to na co miała teraz ochotę. - Tak się składa… - kontynuowała niewzruszona - że mam pewien pomysł. Wypłyniemy na poszukiwanie męskich syrenek. Jestem dobrym żaglem, wytrzymałym na niepogodę i dłuuugie rejsy. Jak tylko postawisz maszt, czeka nas… przygoda! - obwieściła chichocząc przy tym jak chochlik.
- Raczej ciebie.. skoro tylko męskie syrenki… ale… - mruczał Jarvis sugestywnie poruszając biodrami, gdy ocierał się o ukochaną. - ...jeśli zdołasz mnie jakoś przekupić, to kto wie… zabiorę cię na rejs w ich poszukiwaniu.
Dholianka cmoknęła z przekąsem, głośno artykułując odbicie się języka od podniebienia, po czym zsuwając się jeszcze niżej, pochyliła się nad przyrodzeniem, tylko po to by oblizać je jak kotka swoją łapkę.
- Kapryśna z ciebie szalupka… może nawiedzona? - burknęła czupurnie, ale najwyraźniej zasmakowała w przysmaku liżąc go i całując, trochę tak jak zrobiła to z tym… no… z tą landrynką na patyczku co od niego kiedyś dostała, jak to się nazywało… lizak?
- Na pewno dumna i z masztem niełatwym do obalenia. - Czarownik spoglądając w dół na kochankę, wyraźnie… i z łobuzerskim uśmiechem, rzucał jej wyzwanie. Jej i jej talentom łóżkowym.


Powrót do obozu zajął im trochę czasu… w końcu Chaaya musiała wygrać, a Jarvis nie zamierzał się łatwo poddać i wykorzystał wszystkie znane mu sztuczki. Co nie zmieniło faktu, że i tak sromotnie przegrał. Ale też nie wydawał się jakoś szczególnie smutny z tego powodu.
W samym obozie odpoczywał Faelsanor wraz Lucynką oraz Sharimą. Druid czuwał, dziewczyna ucinała sobie drzemkę po posiłku. Panował leniwy spokój. Tylko Axa nie było widać, ani uratowanej grubej rybki.
Kamala instynktownie poprawiła ramię torby w której skrywała skarby, którymi nie chciała się z nikim dzielić… w tym zagadkowymi książkami, na które owa ryba miała chrapkę.
- Czy wszystko w porządku? - spytała Faelsa, podchodząc do miejsca w którym siedział, by nie budzić łotrzycy.
- Axamander i Gamveel się kłócą. - Druid wskazał kciukiem na wejście do biblioteki. - Prawdopodobnie wkrótce będziemy się stąd zwijać. Jutro albo pojutrze.
- Trochę już ksiąg zebraliśmy - przypomniał Jarvis, a półelf dodał. - Nie wiadomo jednak czy zysk przewyższy koszty wyprawy.
Bardka podrapała się po policzku, intensywnie nad czymś myśląc. Cały ten pośpiech z powrotem był dość niespodziewany, tym bardziej, że jeszcze wczoraj planowali kiedy i jak zwiedzić ruiny, które przypadkiem sama znalazła.
- W takim razie… pójdę jeszcze poczytać. - Sundari odparła dyplomatycznie dwóch mężczyznom, po czym ruszyła do biblioteki. A nuż… napotka kłócących się, lub nawet na nich wpadnie, wtedy mogłaby się czegoś dowiedzieć. Tymczasem dla utrzymywania pozorów, wyciągnęła zapisany po brzegi notatnik i przewróciła jego strony na rozpiskę pomieszczeń bibliotecznych. Nie miała ochoty zagłębiać się w elfickie dogmaty panteonów, jeśli już miała coś czytać to miało być to coś o faunie i florze.
Przywoływacz przykucnął obok druida by cicho wypytać się o szczegóły, więc podążała sama i… przy wejściu natknęła się na ochroniarza Gamveela tarasującego jej wejście.
- Biblioteka na razie zamknięta - rzekł stanowczo spoglądając władczo na tancerkę, która uniosła wzrok znad zapisków. Otaksowała przeciwnika. Zamknęła kajecik i nabrała powietrza.
- Przyjmij moje wyrazy współczucia z powodu utraty towarzysza broni. Mam nadzieję, że ten mały kutafon, który was tu ściągnął zachowa się odpowiednio i nie spróbuję zejść z umówionej ceny za wasze usługi - odparła grzecznie, całkowicie zlewając pozę jaką przybrał wojownik.
- A teraz przepuść mnie bo muszę pracować… chyba, że chcesz bym się przeteleportowała, lub może nakryła niewidzialnością i nad tobą przeskoczyła… jak mi się zdaje… już raz to zrobiłam, a wtedy było was dwóch.
- Cóż... ryzyko zawodowe - stwierdził mężczyzna przyjmując jej wyraz współczucia z wdzięcznością. - Mędrcy niestety nie potrzebują opiekunów. Niemniej sama panienka rozumie. Rozkaz, nawet głupi, nadal jest rozkazem.
Co oznaczało, że się nie ruszy z miejsca.
- W porządku. - Dholianka wyglądała jakby dała za wygraną. - A może mógłbyś pójść i powiedzieć, że nie daję ci spokoju, bo ja koniecznie chcę czytać? - spytała, stając na palcach by zobaczyć coś za plecami wykidajły.
- Jeśli pó…- zaczął mówić ochroniarz, acz mu przerwała.
- AAAAXAAAA! - zawołała bowiem głośno - PRZESTAŃ SIĘ DYMAĆ Z TYM SOWIM WYPLUTKIEM! LUDZIE TU CHCĄ PRACOWAĆ!
Jej wrzaski przyciągnęły uwagę rogatego przywódcy wyprawy i diablę wkrótce pojawiło się podchodząc do dwójki stojącej przy wejściu.
- Nad tym właśnie pracuję. Byśmy mogli pracować. Nasz kochany przedstawiciel sponsorów chce skrócić wyprawę - wyjaśnił z kwaśnym uśmieszkiem.
- Naprawdę… - zaczęła zdegustowana panna spoglądając na przyjaciela a później na wojaka. - Ja rozumiem, że wy mężczyźni macie jakąś wewnętrzną potrzebę krzyżowania ze sobą mieczy, ale na wszystkich bogów. Nauczcie się dobierać swoich partnerów, a już tym bardziej… mierzcie swoje siły na zamiary. Ja z nim porozmawiam. Jestem w tym lepsza. Gadałam za ciebie z elfami? Załatwiłam sprawę? - Popatrzyła z wyższością swojego niskiego wzrostu. - Załatwiłam. Tego kogucika też oskubię… w przenośni, nawet nie myśl by mnie bić - pogroziła najmicie.
Axamander otworzył usta by zbić słowa bardki jakimś sprytnym kontrargumentem i… zamarł tak przez chwilę nie mogąc nic sensownego znaleźć. Po czym się poddał dodając. - Dobrze. Tylko pamiętaj, że on cię nie lubi od czasu tej małej sprzeczki w bibliotece.
- To straszne… nie wiem jak z tym będę żyła - sarknęła Chaaya i dumnie utorowała sobie przejście do środka budynku. - Gdzie on jest? Prowadź.
- Za mną - rzekło diablę ruszając przodem i podążając w kierunku najdalszych sal. - Znalazłaś jakieś wartościowe tomy wczoraj?
- Tak… trzy - odparła z półprawdą. - Jedna to erotyczny pamiętnik, który może się spodobać niespełnionym pannom lub… kawalerom. A o co “temu” chodzi? Z czym teraz zmaga się jego marna egzystencja?
- Nie wiem. Mam wrażenie, że ma jakiś ukryty cel i coś nie poszło po jego myśli. Więc kombinuje jakby tu ze mnie zrobić kozła ofiarnego - parsknął gniewnie Axa.
Tawaif zastanowiła się, czy powinna wyjawić rogaczowi prawdę. Jarvis niby nie mówił, że ta informacja jest dla nich ściśle tajna, ale także nie palił się by komuś o tym powiedzieć, wolała się jednak wpierw spytać kochanka. I nawiązując telepatyczną więź przekazała niepewne: ~ Czy mogę powiedzieć Axiemu o poszukiwanych przez sponsora księgach?
~ Możesz powiedzieć, że wiesz czego może szukać, ale lepiej nie zdradzać skąd to wiesz, a tym bardziej, że księgi owe są w twoim posiadaniu ~ zasugerował.
Tancerka złapała diablika za rękę i wciągnęła do najbliższego pomieszczenia, by się z nim poważnie naradzić. Sytuacja była delikatna i w dodatku postawiona na ostrzu sejmitara.
Tego się nie spodziewał, więc tylko syknął cicho poddając się jej chwytowi. - Co robisz?
- Ćhiiicho - mruknęła, drugą dłonią zakrywając kompanowi usta. Wychyliła się ostrożnie zza framugi, by upewnić się, że na korytarzu ani widu, ani słychu.
- Posłuchaj… tylko bądź cicho - odparła, patrząc mu w oczy i przybierając bardzo zdeterminowaną minę. - Przypadkiem się składa, że coś wiem… i przypadkiem się też składa, że się tą wiedzą z tobą nie podzieliłam… Nie pytaj jak. Nie pytaj skąd, ani kiedy i czemu, ale jednej nocy… kiedy myślał, że jest sam w budynku… zrobił coś bardzo, bardzo, baaardzo niebezpiecznego, szukając czegoś w jednej z bibliotek.
- Co niby ten wymoczek zrobił? - Axamander najwyraźniej nie miał o nim dobrej opinii.
- On ma… on ma coś co pozwala mu przyzwać coś… nie wiem co to, ale gdy tylko się pojawiło to wyczuło, że jestem w budynku i kazało mi uciekać… to coś nie jest dobre, ale najwyraźniej nie lubi Gamveela i to był jego taki eee… bunt wobec niego. Później tylko słyszałam jak ten krzyczał z wściekłości, bo był pewien, że coś znajdzie, ale nie znalazł. - Kamala przywarła do diablika, jakby chciała by ten znikł w ścianie, a ona razem z nim. Może zachowywała się troszeczkę paranoicznie, ale… to było takie ekscytujące. Przygody! Spiski! Intrygi! A ona w samym ich sercu!
- Następnego dnia, zdemolował jedną z bibliotek. To było wtedy, kiedy go nastraszyłam… Byłam zła jak traktuje książki i byłam zła, że zmusił wszystkich robotników, by szukali czegoś za niego, kiedy on tylko krzyczał i rozkazywał.
- Coś przyzywać? Przecież takie nic nie powinno… zajmować się demonologią. A co jakby się to wyrwało spod jego kontroli. Sama widziałaś co… walczyliśmy z takimi demonami zerwanymi z uwięzi. Czego właściwie szukał? - zapytał cicho poszukiwacz rozglądając się nerwowo za potencjalnymi szpiegami i… dłonią wędrując “zupełnie przypadkiem” po pupie przytulonej do niego tawaif.
Faceci, tylko jedno im w głowie.
- No wiesz… słoneczko… czego można szukać w bibliotece? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, z tym, że jej pytanie było retoryczne i troszeczkę, ale tylko troszeczkę… naigrywało się z rozmówcy. - Tak czy siak… mam niejaką wprawę w rozmawianiu z takimi ciumkaczami, w tych rejonach jest was, aż zbyt dużo… nie ważne, twoja rola w tym taka, że będziesz milczącym obserwatorem. Niewygodnym świadkiem, kiedy będę mówić co o nim myślę.
- Czyli mam cię zostawić sam na sam z nim? - zapytał rogacz, niepewny czy chce to zrobić.
- Tylko na chwilę - wyjaśniła dziewczyna. - Upozorujemy pewną scenkę. Namieszałam tobie i ochroniarzowi w głowie, wdarłam się do środka i zanim mnie dogoniłeś to ja już powiem część… a przy tobie drugą część.
- Czyli ja wchodzę, gdy ty powiesz swoje… ale po czym poznam, że mam wkroczyć? - zapytał diablik zupełnie “zapominając”, że maca krągłości jej pupy.
Tym pytaniem ją zbił z tropu, bowiem zapomniała, że nie ma z nim telepatii. Na szczęście z pomocą przyszła… torba, a raczej jej zawartość, a ściślej, pasażer na gapę.
Bardka wyciągnęła za ogon małego smoczka, który uparcie pilnował tajemniczych woluminów Miedzianołuskiego.
- Mam dla ciebie zadanie - rzekła w warkliwym smoczym - przydaj się na coś… choć raz. Dobrze? Proszę.
Pyrrasta zjeżyła się patrząc złowrogimi ślepkami to na diabliczka, to na bardkę. Jak śmieli jej przeszkadzać w świętym obowiązku pilnowania ksiąg dla starożytnego smoka?!
- Posłuchaj… - westchnęła Sundari, kładąc gadzinkę na dłoni. - Pewien zły czarodziej spiskuje przeciw nam, chce by misja… “caaała misja”, się nie powiodła. Potrzebujemy twojej pomocy.
- Jaka misja? - zaciekawił się rogacz, a pyrausta prychnęła gniewnie, podleciała w górę i łaskawie kiwnęła łepkiem zgadzając się pomóc.
- Jak to jaka… misja szukania wartościowych książek, wiesz ile tutaj jest jeszcze skarbów? Jak będziemy musieli wracać to to wszystko pójdzie w pizdu - fuknęła poirytowana, że musi taką oczywistość tłumaczyć, Dholianka. Następnie zwróciła się do nadąsanej wstążeczki czystej słodkości.
- Ukryjesz się w cieniu i będziesz przysłuchiwać się mojej rozmowie z Gamveelem, kiedy dam znak, polecisz po Axamandera. To jest Axamander. - Wskazała na rogacza. - Jest miły, nieco głupi, ale uroczy tak jak ty, więc nie bądź dla niego niemiła.
Wstążeczka spojrzała na rogacza jak na robaka pełzącego po ziemi, ale skinęła łepkiem, że rozumie. Chaaya zebrała się w sobie, machnęła na gada by leciał za nią, po czym odwróciła się do rogacza. - W której jest sali?
Axa wskazał jej jedną z nich. Położoną w głębi budowli, ale nadal daleką od miejsca w którym ostatnio się ścierała z Gamveelem.
- Pamiętaj, że was zbałamuciłam i wykiwałam - odparła na odchodnym, po czym poprawiła włosy, odeszła kawałek, zdjęła coś spod sukienki, po czym schowała do torby. Sprawdziła czy smoczek za nią leci, po czym jak ruszyła… tak nawet bogowie nie byliby w stanie jej powstrzymać.

“Zniszcz go, zniszcz go, zniszcz gooo!” dopingowała łobuzica, wyczuwając ducha walaki. “Rozdepcz, rozgnieć, rozpłaszcz, rozsmaaaaruj!”

Tawaif wpadła do sali, mało nie roztrzaskując barku o framugę i rozejrzała się gniewnym spojrzeniem furiatki w poszukiwaniu ofiary.

Gamveel spojrzał zaskoczony. Ba cofnął się nagle w przerażeniu… choć po chwili odzyskał posturę, pozując na obrażonego jej pojawieniem się.
- W dzisiejszych czasach nawet na ochronie nie można polegać. Idź stąd… nie mam czasu na twoje napady histerii - odezwał się zimno popędzając ją ruchem dłoni.
- Jesteś pewien, że mam wyjść? Bo mogę ci przyrzec, że jeśli stąd wyjdę to udam się prosto do twoich sponsorów i powiem jaką pizdę wynajeli do swojej tajnej misji - syknęła rozjuszona, tym razem naprawdę, bo jeszcze nigdy nie spotkała się z taką impertynencją. ONA! TANCERKA Z PAWIEGO TARASU!
- Nie będą słuchali byle przybłedy. Nie wszędzie duże cycki pozwolą ci się wcisnąć niewiasto. - odparł w odpowiedzi Gamveel splatając ręce w dumnej postawie. - Znaj swoje miejsce kobieto, bo próbujesz podskoczyć gdzie sięgnąć nie możesz. Nic nie wiesz o moich mocodawcach.
- Och z pewnością, gdybym takową przybłędą była… - odparła jadowicie, robiąc krok w jego kierunku. - Zauważyłeś moje piersi? - odparła z przesadzoną słodyczą, po czym uniosła swoje “pociechy” jakby się nimi chwaliła. - Jaka szkoda, że są poza twoim zasięgiem, miernoto. Tak… miernoto, bo tylko miernotą można nazwać osobę, której przywołaniec nie chce się słuchać. Myślisz, że twoi zwierzchnicy byliby zadowoleni, że nie potrafiłeś pomimo tylu przygotowań, zmusić “niewolnika” do pracy? - Chaaya zrobiła drugi krok, opuszczając ręce i nie pozwalając, dojść mężczyźnie do głosu.
- Dostałeś od mamy i taty książeczkę, dostałeś figureczkę, miałeś na stanie dwa tuziny pracowników i nagle wróciłeś przedwcześnie, bez pieniędzy, bez informacji, bez tego czego sobie tam szukałeś… myślisz, że jesteś taki sprytny, bo całą winę za wszystkie te niepowodzenia zrzucisz na kogoś innego. Przyznaj się… często to robiłeś prawda? Byłeś zbyt głupi, zbyt słaby, zbyt brzydki, zbyt ubogi… musiałeś więc znaleźć winnego i tak zrzucasz na wszystkich odpowiedzialność, za wszystkie swoje niepowodzenia. Uciekasz, chowasz głowę w piasek, płaczesz, biadolisz i oskarżasz. Tupiesz nogą! Wskazujesz palcem! Mamo! Tato! To oni, nie ja! To ich wina. Zmężniej trochę, myślisz, że jak długo będziesz tak tupać i krzyczeć. Nie jesteś już młody. Z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Kiedy skończy się data twojej przydatności, w najlepszym wypadku cie zabiją… w najgorszym… cóż, jestem pewna, że dobrze wiesz do czego są zdolni ci, których tak usilnie próbujesz teraz niezadowolić. Pochwal się… jaki argument wymyśliłeś na te wszystkie zmarnowane rozmowy, na sprzęt i pieniądzę, na szkolenia. Pochwal się.
- Ty mała wścibska ropucho!! - przez całą tą długą przemowę Gamveel purpurowiał coraz bardziej. Nic więc dziwnego, że gdy skończyła wylewał tą purpurowość głośnym gardłowaniem. - Dla kogo szpiegujesz co?! I nie udawaj, że taka.. tania ulicznica, do której ten rogaty przywódca wyprawy z bogów łaski potrafi zrozumieć tak wysublimowaną osobę jak ja! Nic ci do tego co powiem moim mocodawcom. I nie muszę niczego zmyślać… nie spisujecie się za dobrze w tej pracy. Nie znaleźliście nic naprawdę wartego uwagi!
- Och… jakimi czułymi słowami mnie nazywasz, czyżbym ci się śniła? - zakpiła panna, uśmiechając się jak diablica. - Zdecyduj się na coś. Albo jestem przybłędą, albo szpiegiem, albo portową dziwką. Musiałabym być nadczłowiekiem, by opanować tyle profesji i tytułów na raz. Nie mówię, że mi nie schlebiasz. To miłe gdy ktoś docenia moją pracę, a jeszcze milej jest patrzeć jak się wijesz, mój drogi robaczku. Wijesz się jak wij o dwóch pustych ramionach. Ani w jednym, ani w drugim nie ma księgi - stwierdziła dobitnie, po czym skierowała się tak jakby do wyjścia, przy okazji dając znak smoczkowi by leciał po Axamandera.
- W tej chwili jesteś przegranym. Cóż… jak my wszyscy kiedyś w życiu. Twoja decyzja czy chcesz wrócić z tarczą czy na tarczy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie masz dobrych kart w zanadrzu. Nie tylko ty masz kontakty, nie tylko ty pragniesz siły, nie tylko ciebie stać na sięganie po więcej i więcej. Pytanie co z tą sytuacją zrobisz dalej. Wrócisz, a ja cię zniszczę, czy spróbujesz zawalczyć i zyskasz moje milczenie. Możesz oczywiście próbować mnie zabić, ale w tym wypadku to raczej ja zabiję ciebie, po czym z przyjemnością zajmę twoje miejsce i zajmę się twoimi sprawami. Myślę nawet… że byłabym w tym lepsza od ciebie.
- Och doprawdy? A jakie ty masz karty? Poza wygadaniem się, że mnie podglądałaś i że masz w tym swój interes. Czyżbyś wiedziała więcej niż mówisz kobieto? - Gamveel ruszył ku niej przyglądając się jej podejrzliwie.
Złotoskóra popatrzyła na niego z politowaniem. Przecież niemal grali w otwarte karty! Niemal! Bo by do tego doszło, wszyscy gracze powinni umieć… myśleć?

“Co się z takim robi? Babcia nas nie uczyła jak się zajmować upośledzonymi…” przebąkiwała Deewani, nieco skołowana tym obrotem spraw.

- Czy ty… eee… próbujesz mi teraz… zagrozić czy coś? Nie domyśliłeś się, że skoro potrafię szpiegować to potrafię też no nie wiem… zabijać kiedy i jak chce? - upewniła się nieco rozbawiona.
- A ty? Nie domyśliłaś się, że ostatnim razem nie miałem powodu wykorzystać pełni mojego potencjału? - warknął gniewnie Gamveel, wyciągając magiczną różdżkę. Jej użycie i dalsze groźby przerwało wejście Axamandera z pyraustą na ramieniu.
- Ups… ktoś ci przerwał występ - oceniła Chaaya, spoglądając na przyjaciela. - A twój potencjał znam, opisał mi go twój przyjaciel, bardzo dokładnie, wręcz palił się do rozmowy - stwierdziła oględnie, po czym dodała lekko. - Ax słońce, ustaliliśmy, że zostaniemy tu jeszcze siedem dni? Lub do wyczerpania zapasów, a później, cóż… zależy, jeśli nasze poszukiwania pójdą źle… to osssobiście pójdę do naszych sponsorów i wytłumaczę sytuację.
- I tak pewnie będziemy musieli to zrobić. To znaczy ja… - wyjaśnił Axamander wzdychając ciężko, a Gamveel wybuchł sarkastycznym śmiechem. - Nie masz pojęcia o tym, kto naprawdę pociąga tu za sznurki… ani ta twoja przylepka. Pożałujecie wkrótce tego, że mi się naraziliście.

“Jaki on nudny…” zamarudziła chłopczyca. “Zabijmy go. Starcze… możemy go zabić? On się nawet nie nadaje na niewolnika… Jest gorszy od Jarvisa.” Rzuciła obelgą, która w jej mniemaniu była najokropniejszą na świecie. Być gorszym od nudnego Jarvisa?! TO SIĘ NIE MIEŚCI W GŁOWIE!

- Jasne, nie przejmuj się - odparła pocieszająco dziewczyna i zrobiła coś zupełnie niemożliwego w tej sytuacji!

Cmoknęła rogacza w policzek.

- Idę czytać dalej, tobie też to polecam… Gamveelu - odparła na odchodnym.

Udało się jej wyjść z komnaty. Za sobą słyszała nerwowe rozmowy toczone między rogaczem a wysłannikiem sponsorów. Pouderzała kijem w gniazdo os i Axamander właśnie zbierał użądlenia.
Laboni skwitowała tę sytuację z typowym dla siebie obrzydzeniem do mężczyzn, a już tym bardziej do mężczyzn, którzy pozwalają sobie wchodzić na głowę nieudacznikom. Postękała jeszcze, że pewnie brak słońca wpływa na stan umysłu tutejszych samców, którzy zaczynają przybierać damską formę.
Mało kto ją słuchał bo po pierwsze, śpiewka ta była stara, a po drugie, kobieta była zbyt zadowolona z siebie, by przejmować się mięczakami. Udawszy się do pomieszczeń, których jeszcze nikt nie sprawdzał, wybrała parę ksiąg i na szybko zaczęła ja przeglądać.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline