Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2020, 18:35   #14
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Po odstąpieniu Scrap, szanse były wyrównane: 3 na 3. Choć tamci znali trasę, najemnicy byli dobrze przygotowani i ich możliwości daleko wykraczały poza standardy. Umówili się na brak wspomagaczy, dodatkowego ekwipunku oraz celowego przeszkadzania pozostałym uczestnikom. Bieg był pod górę, z przeszkodami i liczył około trzech kilometrów, nie nadzwyczajny dystans. Ale liczyła się szybkość. Ruszyli.
Szybko się okazało, że trasa była co prawda nieźle oznaczona, ale ciemności i fakt, że wiodła środkiem lasu, wcale nie ułatwiały zadania. Co i rusz napotykali skały, wykroty, zwalone drzewa. Wybór jak ominąć lub pokonać przeszkodę zależał od nich. Na początku na przód wysforowała się Shade, wykorzystując swoją zwinność w przeskakiwaniu i wymijaniu konarów. Reszta, oprócz nie mającego swojego dnia Foxa i niezbyt szybkiego Unita, utrzymywała solidne tempo. Snajperowi zupełnie nie szło i co i rusz o coś się zaczepiał, potykał, a i dostał zadyszki. Pewnie za dużo wypił. Shade zresztą też straciła tempo i mniejsza od męskich wytrzymałość dała znać w końcówce, w której to z kolei wybił się Unit, z każdą minutą nabierający większego tempa. Irishman zaczął nieźle, potem jednak spowalniało go nie zmęczenie, a gorszy w tych ciemnościach wzrok. Stracił trochę czasu także na szukanie chorągiewek.
Ostatecznie wygrał Unit, a niedługo po nim na szczyt - gdzie ustawiony został maszt radiowy, wpadli niemal jednocześnie Valerie, Kane oraz Lucas. Jakiś czas później przybiegła zziajana Eve.
- Oby stawianie ci piwa opłaciło się w inny sposób - wydyszała do Irlandczyka, kręcąc głową.
Ostatni, na szarym końcu, dotarł Fox. I to on musiał znosić spojrzenia wszystkich pozostałych, czekających tam na niego.
- A niech mnie cholera! - wyrzucił Raver, odtrącając zaplątaną gałąź i łapiąc powietrzę. - Możecie się śmiać. Ja już dzisiaj nie piję - zadekretował, kiwając głową z niedowierzaniem.
Słysząc oświadczenie Anglika Valerie roześmiała się wesoło. Ten bieg był naprawdę orzeźwiający. Zdrowa mieszanina zabawy i rywalizacji, która w życiu najemnika nie trafia się zbyt często.
- Dzięki za świetną zabawę. - Klepnęła Unita w naturalne ramię. - I gratulacje.
- Nie ma sprawy. Wreszcie to było wyzwanie - przyznał, kiwając kobiecie głową.
- Już tak się nie przechwalaj, biegasz tu codziennie. Nic dziwnego, że wygrywasz - parsknął Lucas.
- Powiedz tylko jak! - ucieszył się Kane, szczerząc się do Eve. A Foxa klepnął w plecy. - Nie bój się, nikomu nie zdradzimy, że mylisz drogę w lesie.
- Wolałabym pokazać, jak tylko dogadamy się co do tego dzielenia - kobieta odpowiedziała mu ze śmiechem. Dobre nastroje dopisywały, gdy zaczęli znacznie wolniejszą wędrówkę w dół, ku obozowi szkoleniowemu.

Scrap w tym czasie nie miała wiele do roboty. Frugo został podłączony, a żółtodzioby nie wychylały się ze swojego baraku. Z wykorzystaniem drona mogła przyjrzeć im się dyskretnie, mały komar wciskał się wszędzie. Na osiem osób były wśród nich dwie kobiety - w tym jedna młoda, ładna i delikatna niczym sama Dawn. Nie pasowała na siły specjalne, ale za to wokół niej siedziało przynajmniej dwóch albo nawet trzech młodych mężczyzn, otaczając ją atencją. Druga, starsza i bardziej ciałem zbliżona do Shade, trzymała resztę na dystans. Poza nimi dwóch pozostałych mężczyzn miało już dobrze po czterdziestce, a ostatni chłopak na oko może skończył niedawno osiemnaście. Piękna kolekcja skrajnych ludzi. Tylko ten ostatni kręcił się blisko wyjścia z baraku, wyglądając przez okno i wyraźnie się nudząc. Dawn wahała się jedynie odrobinę po zapoznaniu się z dostępnym składem osobowym żółtodziobów. Szybko zdecydowała, że ani nie chce znosić podrywaczy, ani zawiści adorowanej, ani niczego czego mogła doświadczyć od tej ósemki różnych ludzi. Trochę plotek chyba jednak nie było tego wartych. Ciekawe jak szkolenie kogoś takiego wróżyło jakości służb obrony Republiki…
Oni też nie przejawiali zainteresowania czymś poza sobą. Wojsko było z nich póki co żadne. Jedynie młody wreszcie nie wytrzymał i wyszedł na zewnątrz, ciekawie oglądając motory najemników. Niedługo później szóstka biegaczy wyłoniła się spomiędzy drzew, przepędzając ciekawskiego chłopaka. Mieli właśnie wchodzić do baraku, gdy zatrzymał ich narastający szum. Chwile później przeszedł w warkot. Wysoko nad ich głowami przeleciał samolot. Pogoda nadal nie dopisywała, mżawka praktycznie nie ustępowała, a chmury zasnuwały niebo. Warkot zanikł na północy. Normalny człowiek nie zauważyłby nic więcej, ale część z nich miała wzmocnione zmysły. Tu i ówdzie, odróżniając czerń lasu od czerni nieba, zauważyli poruszające się w dół pojedyncze punkciki. Odległości nie dało się sprecyzować, być może lądowali w miejscu, z którego właśnie wracali najemnicy?
- Centrala, tu Bravo-33 - głos Unita przebił ciszę powstałą po zaniknięciu warkotu. - Mamy tu spadochroniarzy, na północ od jednostki. Odszedł kawałek, mówiąc cicho do holofonu.
- Dziwną porę wybrali - mruknął Lucas.
- Wybitnie nieodpowiednią - dodała Eve, marszcząc brwi i nie ukrywając niezadowolenia.
- Spodziewacie się gości? - Kane chuja widział, ale wierzył reszcie. Ruszył do baraku, odszukując Scrap i pytając ją cicho, na uszko. - Twoje zabawka jest gotowa do zwiadu?
- Centrala nic o tym nie wie - odpowiedział na to pytanie Unit, który rozłączył się już. - Mają kogoś podesłać, mamy się okopać i zostać na miejscu. Możemy mieć towarzystwo, chociaż nie mam pojęcia czego mogliby tu szukać.
- Właśnie, najbliższy lab, o którym nam wiadomo nie jest zbyt blisko - wzruszył ramionami Lucas, także wchodząc do baraku i w pierwszej kolejności chwytając za broń.
Scrap zerkając na poziom naładowania baterii, szacowała, że Frugo będzie w stanie latać około dwudziestu minut.
- W takim razie przejdę się na mały spacer. - Powiedziała zwiadowczyni kierując się w stronę linii lasu. - Bardziej się przydam na otwartej przestrzeni.
Fox szybko spoważniał, wychodząc ze swobodnego nastroju, który towarzyszył mu w ostatnim czasie. Nie poczynił jednak żadnego komentarza, także wtedy, gdy odezwała się Shade. Naturalne było, że najpierw zwiad, potem dalsze działanie, chociaż z tego co się orientował, Republikanie nie wiedzieli o możliwościach kombinezonu, którym zwiadowczyni dysponowała. Zamiast gadać, Raver przygotował swój sprzęt. Skoro rzuca się do takiego niby nic nie znaczącego miejsca spadochroniarzy, to raczej nie przelewki.
- Może latać przez dwadzieścia minut, ładownanie normalnym gniazdkiem nie jest szybkie - Dawn uśmiechneła się przepraszająco do Irlandczyka. - I w tej okolicy nie będzie bardzo skuteczny, korony drzew mu przeszkadzają. Co się stało?
Sama słyszała samolot i niewiele więcej. Zerknęła na przykrytą kurtką wypukłość na jednym z łóżek, miała pewne obawy przed pokazywaniem go ludziom z Republiki, nie powiedziała jednak o tym głośno.
- Dobra, w takim razie nie ujawniamy go - Kane mówił cicho przez komunikator. - Shade nie odchodź daleko, nie znamy ich trasy. Fox, zabezpiecz motory przed przypadkowymi kulami. Ja i Dawn przyjrzymy się bliżej okolicy, musimy znaleźć dobre miejsce do obrony.
Nie brał na razie pod uwagę republikańskiej załogi, ale miał nadzieję na współpracę. Tamci mogli już nawet mieć w głowie jakiś plan obrony, ale obejście budynków i przyległości nie zaszkodzi.
- Jasne. Pokręcę się na granicy lasu i zostanę na tyłach przeciwników. - Odpowiedziała Valerie przez komunikator oddalając się szybko od budynku. - Pobawimy się z naszymi niezapowiedzianymi gośćmi w Predatora.
- Ok - mruknął cicho Raver pod nosem, kończąc składać karbin. Zaraz po tym przyjrzał się miejscu, w którym stały motory, oceniając możliwości ich zabezpieczenia. W tych warunkach - przykryciem lub zastawieniem czymkolwiek, choćby kawałkiem blachy, czy po prostu przestawieniem w miejsce mniej narażone na ostrzał, tak by nie stały na pierwszej linii frontu. Po uporaniu się z tym Fox zamierzał rozejrzeć się za pozycją dla siebie, biorąc pod uwagę prawdopodobny kierunek natarcia, bez czekania, aż ktoś z Republiki zacznie ich rozstawiać.

W obozie szkoleniowym nie było wiele do zwiedzania. Trzy stojące równolegle baraki, zbudowane niedawno z prefabrykatów, każdy na styl nowoczesny - prosty, ale samowystarczalny. Ścianki wydawały się solidne, ale ich kuloodporność była wątpliwa. W każdym mogło mieszkać po dwanaście osób. Naprzeciwko nich stał budynek gospodarczy, z braku lepszego określenia. Z dwoma małymi okienkami, ale też z wiatą pod którą parkował samochód, którym Eve i Lucas po nich wyjechali. Motory mogli postawić albo za którymś z baraków, albo przy samochodzie, reszta otoczenia była otwartym terenem lub lasem. Nie było tu nawet siatki i Shade idąc na zwiad na północ, wchodziła od razu między drzewa. Elektryczność pociągnięta była słupami, od południa.
- Co proponujecie? - zapytała najemników Eve, zapinając kamizelkę balistyczną na swojej piersi. Lucas i Unit uzbrajali i doposażali żółtodziobów sprzętem z budyneczku gospodarczego. - Unit chciałby zaczekać na nich w lesie, ale jak tamci są dobrze wyposażeni to nas zobaczą pierwsi.

Kiedy Zwiadowczyni upewniła się, że nikt z obozu nie może jej już zobaczyć włączyła maskowanie swojego stroju. Dzięki temu nadchodzący nie mieli szans jej zauważyć nawet przy najlepszym sprzęcie. Mogła teraz zaczekać i przekonać się jakie mieli zamiary. Kto wie, może po prostu w taki sposób Republika próbowała przetestować ich czujność i przydatność, a także wyszkolenie żółtodziobów?
- Zgadzam się z Unitem, te baraczki nie dają żadnej ochrony. Niech żółtodzioby się zmywają, a my ustawmy się na południu, w lesie. Jak nadejdą od północy, Shade nas powiadomi - zaproponował Kane po szybkim przeglądzie sytuacji. - Musimy ich zaskoczyć. Czy to na pewno wróg, mamy najpierw strzelać czy pytać?
- Bob może udawać wyłączonego w tej szopce - Scrap wskazała na budynek gospodarczy. - Aktywuję go, gdy tamci będą blisko. Jak zostawimy drzwi otwarte to będzie też podgląd z kamery.
- Jeżeli ich celem jest obóz, to będziemy mieli większą szansę na efekt zaskoczenia, gdy żółtki zostaną tutaj, a my spróbujemy się zaczaić w lesie - powiedział Fox. - Tamci tak od razu się wszystkich nie doliczą, choćby wiedzieli, ilu łącznie mamy ludzi - dodał po chwili.
- Przestawmy nasze motory do tej wiaty, tak by nie były bezpośrednio na widoku - snajper zwrócił się już bezpośrednio do najemników. Maszyny i tak nie powinny być im teraz potrzebne, a na wszelki wypadek lepsza jakakolwiek osłona niż żadna.
- Nie mamy pojęcia kto to jest. W optymalnych warunkach warto byłoby zaczekać, czy ktoś ma zamiar do nas strzelać - Eve powiedziała to ściszonym głosem.
Unit i Lucas zjawili się szybko i równie szybko zaakceptowali plan.
- Myślimy podobnie - starszy z mężczyzn skinął głową w stronę Remo, przeganiając żółtodziobów. Nawet jak miał być to jakiś test, weterani też o nim nie wiedzieli, nikt więc nie chciał przesadnie ryzykować. Z wiedzą, że ktoś idzie, mogliby nawet zupełnie porzucić pozycję, ale to nikomu do głowy nawet nie przyszło. Motory i Bob zostali ukryci na ile się dało i wkrótce wszyscy porzucili pozycje wśród budynków.

Oczekiwanie dłużyło się. Deszcz znowu zaczął siąpić, temperatura spadała, przez co oczekiwanie w krzakach stawało się z każdą chwilą bardziej nieprzyjemne. Weterani jakoś sobie z tym radzili, ale nawet nie widząc żółtodziobów, było niemal pewne, że u nich wcale nie musi być tak spokojnie. Najemnicy na szczęście mogli póki co ignorować takie problemy.
Było już dobrze po ósmej, gdy Shade wychwyciła ruch. Usłyszała gałązkę. Wyłącznie swoimi świetnymi zmysłami, bowiem tym razem technologia zawodziła. Ani noktowizja, ani termowizja nie ułatwiały wiele w tych ciemnościach i gęstym lesie. Przesunęła się odrobinę i na nieco rzadszym odcinku lasu, bardzo blisko już obozu szkoleniowego, ujrzała dwie skradające się, uzbrojone postaci. Nie widziała szczegółów. Nie mieli pełnego maskowania, jak ona, ale ich strój opierał się termowizji. Nawet noktowizja była w ich przypadku jakby mniej skuteczna. Tych dwóch zobaczyła, ale ilu ich jeszcze się zbliżało i którędy? Nie miała pojęcia.
- Widzę dwóch. Na jedenastej. Sto metrów. - Powiedziała szeptem, zasłaniając dodatkowo dłonią usta, by jej głos był jak najbardziej przytłumiony. - Ciemne stroje. Maskują się w termowizji, plus tłumienie noktowizji.
Zwiadowczyni nadal bez ruchu stała na swojej pozycji, starając się wszystkimi zmysłami wsłuchiwać w otoczenie i wyszukiwać ewentualnych kolejnych przeciwników.
Tamci mieli plan. Bez wątpliwości zbliżali się do obozu szkoleniowego, krok po kroku, bez pośpiechu. Zobaczyła jeszcze jednego, z drugiej swojej strony. I czwartego, który wynurzył się z krzaków dosłownie kilka kroków od niej, uniemożliwiając nawet szeptanie przez komunikator bez ryzyka wykrycia. Mogła przyjrzeć się mu bliżej. Nowoczesny noktowizor i maska na twarz, solidny sprzęt, długa broń i brak symboli na czarnym ubraniu. Nie zauważył jej, niewidzialnej i pozostającej w bezruchu.
Kane od razu po usłyszeniu Shade przekazał te słowa tutejszym. Przyczaił się za dwoma stojącymi bardzo blisko drzewami, pomimo noktowizora pewien, że może przeoczyć tak przygotowanych przeciwników. Budynki majaczyły między pniami drzew, ledwo widoczne z jego pozycji.
- Damy im wejść, może uda się wybadać czego szukają?
Dawn wypuściła Bzzta, kierując go między drzewami. Nie miał tak zaawansowanych kamer jak Frugo, ale wlatywał wszędzie i nie stanowił celu, zwłaszcza w nocy w środku lasu. Przemykała od pnia do pnia, trzymając się blisko obozu szkoleniowego, aby mieć go na wizji.
- Obserwuję teren - zameldowała przez komunikator.
Fox bez słowa zmienił nieco swoją pozycję, wskazując znajdującemu się niedaleko Unitowi ręką miejsce, do którego się przemieszczał. Korzystając z osłony lasu, ostrożnie przesunął się na wschód, tak by mieć lepsze pole widzenia na otwartą przestrzeń przed budynkami i ludzi wychodzących z północnej i wschodniej części lasu. Przykucnięty za drzewem, obserwował otoczenie przez lunetę na tyle, na ile się dało. Nie odważył się bowiem podejść na sam skraj lasu, nie chcąc póki co ryzykować przedwczesnego zdradzenia swojej pozycji.
Zwiadowczyni wstrzymała oddech, kiedy przeciwnik praktycznie otarł się o nią. Nie poruszyła się, czekając spokojnie, aż oddali się od niej. W tym momencie najważniejsza była informacja. Nie mieli jeszcze pewności czy te cztery postacie, które ją minęły były wszystkimi przeciwnikami. Chciała się o tym przekonać. Potem mogła ich spokojnie zaatakować od tyłu. Kiedy zamaskowana postać oddaliła się na bezpieczną odległość przekazała następny meldunek:
- Trzeci na dwunastej i czwarty na pierwszej. Możliwe okrążanie. Pilnujcie wschodniej strony. Scrap poślij tam drona. To wyszkoleni najemnicy. Mają noktowizory i długą broń.
Kimkolwiek byli, minęli Shade bez zwrócenia na nią uwagi. Jej kombinezon, gdy kobieta się nie poruszała, opierał się nawet nowoczesnej technologii. Przeszli obok i obserwowani z różnych stron wpadli bezgłośnie na teren obozu szkoleniowego, jednocześnie z kilku stron. Nie zawahali się, a budynki przeszukali bardzo pobieżnie. Jak gdyby widzieli, że ludzie się w nich nie kryją. Bzzt podleciał bliżej, obserwując przegrupowujących się obcych. Z lasu wyszło ich siedmiu, w tym czterech ubezpieczało teren, głównie od południowej strony. Wszyscy tacy sami, w czarnych pancerzach bez oznaczeń. Mikrofony Scrap wychwyciły fragment rozmowy przez radio.
- ... paczki.
Jeden z nich wyraźnie słuchał odpowiedzi od kogoś po drugiej stronie linii.
- To możliwe. Albo są na szkoleniu. Mamy szukać?
Dał znak dłonią i cały oddział zgodnie ruszył w stronę zachodniej ściany lasu.
- Rozkaz. Sygnał jest niedaleko, ruszamy.
Gdy mężczyzna przechodzący obok odszedł na bezpieczną odległość Shade ruszyła za najemnikami aż do granicy lasu. Tam zatrzymała się obserwując ich działania. Można z nich było wysnuć kolejne wnioski na temat wyposażenia:
- Sądząc po tym jak sprawdzali budynki mają też termowizję, a może nawet jeszcze lepszy sprzęt. - Stwierdziła cicho. - To wszystko wygląda coraz ciekawiej.
Dawn wysłuchała wszystkiego, cofając się między drzewami i starając się trzymać pozycję w sporej odległości za plecami Evy i O’Hary.
- Podsłuchałam ich, szukają czegoś. Mają na to marker, sygnał. Nie sprawdzali budynków, więc może to ktoś? Nazywają to paczką, więc raczej chcą to zabrać niż zabić.
- Ciekawe jakie mają rozkazy względem reszty - mruknął Kane, spoglądając na Eve. - Możemy ich otoczyć i zmusić do poddania, jeśli są rozsądni to obędzie się bez strzelaniny. Może ich misja nie jest tak bardzo tajna, że nawet tortury nie pomogą się dowiedzieć po co przyszli. Ale to nie moje poletko. Co robimy? - zapytał w eter, kierując pytanie do ekipy szkoleniowej.
- Cokolwiek, byle szybko - powiedział cicho do komunikatora Fox. - Jak wejdą wszyscy w las, będzie trudniej.
Niezależnie od tego czy się poddadzą czy nie, z perspektywy snajpera, ewidentnie im więcej nieznajomych mieli na środku w obozie, bez osłony drzew, tym lepiej. Snajper miał niefortunną pozycję, klnąc w myślach kiedy cały oddział zaczął kierować się na zachód. Przesłoniły ich budynki.
- Dobra, zagadam ich - odezwał się wreszcie Unit, przez kilka może kilkanaście długich sekund się zastanawiając. Brzmiał na niezadowolonego, ale żadne z tutejszych nie wyrywało się do działania. Dowodząc nie tyle nie niezdecydowania, co faktu bycia najemnikami, ludźmi którzy nie podchodzą fanatycznie do tego typu spraw. - Zajmijcie pozycję - dodał. - Nie wychylajcie się zza drzew, mają za dobry sprzęt.
- Przesuwam się na zachód - zameldował Lukas.
- Ja też - usłyszeli głos Eve, która klepnęła O'Harę w ramię i posłała szybki uśmiech.
Kane i Fox wychwycili ruch Unita szybko przesuwającego się w stronę zabudowań. Bailey widziała oczami kamery jak ich przeciwnicy ubezpieczając się kierując się znów między drzewa. Sprawnie, ale nie pospiesznie. Ich dowódca - potencjalny, zgadywała tylko po tym, że to on rozmawiał z szefostwem - otworzył holograficzną mapę. Na południe od ich aktualnej pozycji pulsowała tam wielka żółta sfera. Czymkolwiek był nadajnik, był wielce niedokładny, choć aż nadto wystarczający do wybrania kierunku.
Dawn od razu przekazała tę wiadomość pozostałym.
- Będą szli na południe, w naszą stronę.
Bzzt utrzymywał się w bezpiecznej odległości dowódcy, Scrap bardziej chciała widzieć niż słyszeć. Sama znalazła sobie dobre miejsce w zagłębieniu, od północy zasłonięta solidnym drzewem. Miała nadzieję, że jej bezpośredni udział nie będzie potrzebny - za to w gotowości trzymała konsolę Boba. Włączenie się nim do walki będzie trwało moment, a kamery i czujniki drona bojowego rejestrowały i zapisywały pozycję wrogów nawet w tej chwili.
- Będę siedzieć im na plecach - zameldowała Shade i ruszyła za przeciwnikami.
Po tym jak jeden z nich prawie otarł się o nią i nie zauważył, miała pewność, że może ich śledzić bezpiecznie, nawet z niewielkiej odległości. Obeszła budynki od północnego zachodu. Zbliżając się jak najciszej do zamaskowanych sylwetek.
- Trzymam się blisko Unita - mruknął przez komunikator Kane. - Jak zaczną strzelać to bez pardonu. Scrap, twój dron ma w pierwszej kolejności wyeliminować dowódcę. Trzymać się nisko i za drzewami, nie naciskać jak się wycofają - korzystając z chwili przekazał polecenia. - Fox jak nie masz dobrej widoczności to wracaj do Scrap i osłaniaj.
Po słowach Irlandczyka zwiadowczyni wyjęła i odbezpieczyła broń. Miała zamiar strzelić do pierwszej osoby, która próbuje strzelić do wielkiego szkoleniowca.
- Znikli mi za budynkami - odpowiedział cicho Felix, słuchając towarzyszy w komunikatorze. - Scrap, podchodzę bliżej Ciebie od wschodu.
Anglik ciągle trzymał się zasłony drzew. Zmieniając pozycję, zwracał uwagę na różnice w gęstości lasu od północnej strony, tak by zwiększyć swoje szanse na lokalizację celów, aż w końcu zatrzymał się przy dwóch niemalże przylepionych do siebie, solidnych drzewach, i ponownie skierował lunetę na północ.

Przemykali między drzewami niczym duchy, pobrzdękując od czasu do czasu ekwipunkiem. Tylko jedna Shade miała pewność, że jest niewidoczna, zakradając się za plecy przeciwnika. Najmniej uwagi do ciszy przykładał Unit, ani w tym nie był dobry, ani wcale nie chciał. Celowo ściągnął na siebie uwagę, z bliskiej odległości osłaniany przez O'Harę. Fox nie widział celów ze swojej pozycji, jeszcze nie. W tym przypadku jego udział mógł być krytyczny dopiero jak wszystko pójdzie źle. Scrap po prostu się schowała, tylko lekka poświata ekranu widoczna była dla kogoś wiedzącego gdzie szukać.
- Stać! Jesteście otoczeni! Wkroczyliście nielegalnie na teren wolnej republiki! - rozległ się okrzyk, przezornie zza drzewa. Kamera drona i Rusht zarejestrowały jak tamci nagle przykucnęli, sprawnie rozbiegając się na boki i zajmując pozycje. Karabiny zostały wymierzone we wszystkie strony.
- Nie ma takiego tworu jak wolna republika! - odkrzyknął mu dowódca obcych najemników. - To wciąż oficjalnie stan Waszyngton, a my mamy pozwolenie na tę akcję!
- Masz przeterminowane dane. Poddajcie się, a zostaniecie odeskortowani do granicy cali i zdrowi. Skonfiskujemy tylko ekwipunek.
- Niby kto to zrobi? Wasze żółtodzioby?! - dowódca zaśmiał się, ale jego ludzie nie próżnowali, poszerzając powoli swoje pozycje. Bzzt pozostał przy ich szefie, więc nie dało się stwierdzić co mogli raportować mu szeptem.
- Chcesz się przekonać, chojraku? - Unit nie brzmiał jak profesjonalny negocjator, raczej jak wkurzony żołnierz. - Warto umierać za to, po co tu przyszliście?
- Nie płacą nam za odejście z pustymi rękami. Złóżcie broń i ponegocjujemy, bierzemy swoje i nas nie ma - przeciwnicy nie wierzyli najwyraźniej w możliwości zbrojne Republiki, Unit także to dostrzegł.
- Chyba ktoś przecenia swoje możliwości! - sugestywnym tonem krzyknął Unit, jak gdyby chciał mieć pewność, że nawet Shade usłyszy.
Felix pierwszy usłyszał coś innego. Od południa dobiegł do szelest, a kiedy się odwrócił, w noktowizji zobaczył dwie postacie przedzierające się w stronę obozu. Uzbrojone, ale nie opancerzone, a szli z miejsca, w którym zostawili żółtodziobów. Oni jego nie zauważyli wcale.

Raver zdziwiony był tylko przez moment. Równie szybko przemknęła mu myśl, że gdyby to byli ludzie z tej samej grupy co reszta, z takim samym sprzętem, to byłby zdany na ich łaskę, ale na to mu nie wyglądało.
- Dwóch z bronią idzie od strony żółtków, bez pancerzy - wyrecytował bardzo cicho przez komunikator, głównie by dać znać Scrap. - Sprawdzam.
Mimo iż nie uznawał, by ci dwaj zaraz mieli go zaatakować, ostrożność wzięła górę. Anglik wyciągnął swój holoskaner i ruszył w ich stronę, stając za innym drzewem. Przodem puścił natomiast swoją holograficzną postać, włączając system naśladownictwa gestów. Holo-Raver podchodził do nieznajomych zatem wolno, z pojednawczo uniesioną w górę dłonią, tak by go zauważyli i nie mieli powodów do uznania za wroga, a następnie wskazał palcem na pobliski imponującej wielkości konar, dając do zrozumienia, by się przy nim zatrzymali.
Shade, widząc jak przeciwnicy sprawnie zmieniają swe pozycje także wycofała się nieznacznie do tyłu, stając za rogiem pobliskiego budynku. Teraz tylko jeden z napastników miał na nią bezpośredni wgląd. Gdyby musiała zaatakować, byłby pierwszą ofiarą. Zimna kalkulacja mówiła jej, że grupa, którą spotkali, była taka sama jak ta, której sama była członkiem. No może z wyjątkiem ujednoliconego wyposażenia, byli zdecydowanie mniej konwencjonalni. Nie byli jednak ideowcami. Walczyli dla pieniędzy. To mogło przesądzić o ich decyzji ewentualnego wycofania się z misji. Jednak z drugiej strony nikt z grupy Valerie, nie był dobrym negocjatorem. Chyba, że Scrap, której kobieta nie znała za dobrze. Szkoleniowcy też na takich nie wyglądali. Marna była więc raczej szansa na negocjacje bez rozlewu krwi. Zawsze istniał jednak cień nadziei...
Teraz Shade wiedziała jedno: Jeśli będzie musiała strzelać tak, by wyeliminować wroga, powinna zabić pierwszym strzałem, bo może on zdradzić jej usytuowanie względem ofiary. Uniosła broń, przyjmując wygodną pozycję i dokładnie wymierzyła w głowę przeciwnika. Śmierć zaczaiła się za rogiem. Czekała z zimnym spokojem, na swoją niczego nieświadomą ofiarę.
- Zatrzymaj ich, Fox - Kane syknął do komunikatora, intensywnie zastanawiając się jak nie doprowadzić do strzelaniny. Nie mieli żadnego interesu w poświęcaniu się dla jakiejś paczki, czym lub kimkolwiek była. Pieprzona bzdura, jak cała Republika. Ci ludzie nie sprawiali na nim wrażenia fanatyków, rozejście się pokojowo brzmiało jak najlepsza solucja. Jedna ze stron, minimum, musiała przy tym współpracować. - Scrap, możesz jakoś przekazać gościom, że słowa Unita mają pokrycie? Nie chcemy tu zabijania, postraszcie ich. Strzelać w nich jak odpowiedzą ogniem.
Gadał, bo nie mógł zrobić nic innego. Bez bezpośredniej konfrontacji O'Hara mógł co najwyżej wydzierać się jak Unit, wykrzykując groźby, bo innej formy straszenia nie posiadał.
Słysząc słowa Kane'a Valerie, cały czas obserwując najbliższego przeciwnika, skierowała lufę broni kilka centymetrów od jego stóp i kiedy akurat odwrócił spojrzenie w drugim kierunku, strzeliła raz, ostrzegawczo. Zaraz też wróciła do swojego pierwotnego celu. Starając się wykonywać jak najbardziej spokojne, oszczędne i precyzyjne ruchy.
Jeszcze przed słowami Irlandczyka, Dawn pracowała szybko nad skalibrowaniem obu dronów. Miała to dobrze przećwiczone, dowódca został dokładnie oznaczony przez Bzzta. Swoją drogą panowie krzyczeli na siebie jak samce alfa bez samicy w okolicy, co byłoby zabawne w odpowiednich okolicznościach. Przeniosła dane do Boba i słysząc polecenie, odpaliła bojowego drona, od razu rejestrując jego ruch. Nie był super cichy, na szczęście cały ukryty w szopie. Wycelowała broń, naniosła poprawkę i z pomocą holo-przycisku uruchomiła działko. Seria pocisków przebiła ścianę baraku i świsnęła między drzewami. Scrap celowała nad głowę dowódcy, licząc na to, że przeszkody po drodze nie okażą się zbyt problematyczne. Nie takie rzeczy już przebijała z pomocą swojego pupila.
Wystrzały, te bardziej słyszalne i te mniej, od razu usadziły przeciwników, którzy przywarli do najbliższej osłony, wyżej unosząc broń. Bob narobił tyle hałasu, że ściągnął na siebie aż trzy lufy. Przebijające się przez ścianę kule nie trafiły w pełni precyzyjnie, ale też nie zraniły nikogo. Nikt więcej nie wystrzelił.
- No dobra, macie zabawki. Ale i tak to nas jest więcej, dobrze wiesz, że nowi się nie nadają. Możemy pogadać - odezwał się znów dowódca, gdy echo wystrzałów umilkło.
- Czego tu chcecie?! - Unit postanowił chwilowo porzucić temat rozbrajania którejś ze stron.
W tym czasie Fox stworzył hologram, który żółtodzioby zauważyły dosłownie jak prawie na niego wleźli. W lesie było ciemno, a ta technologia przecież nie wydawała nawet żadnych dźwięków. Plus dla nich, że nie zaczęli od razu strzelać, tylko unieśli broń.
- Nie zatrzymuj nas - warknął jeden z nich, poznając Ravera. Zanim najemnik zdążył zareagować, drugi z nich krzyknął głośno. W stronę przeciwników.
- Nie dostaniecie jej! Po naszym trupie!
- Oh, kogóż to nam nie oddacie? - dowódca przeciwników szybko to podchwycił. Zabrzmiał na odrobinę rozbawionego. - Będziecie dalej strzelać po koronach drzew dla podkreślenia swojego zdania?
Kane dostrzegł jak Unit przeklina pod nosem, a Shade i Scrap zauważyły, że obcy najemmnicy zaczynają się przegrupowywać, oddalając od zabudowań i odgradzając drzewami od ostrzału z tamtej strony.
Zwiadowczyni także postanowiła się przemieścić, by jej ewentualny, kolejny pokaz nadszedł z zupełnie innej strony. Poruszając się niezbyt szybko, by zachować ciszę, obeszła przeciwników od północnego zachodu, cały czas depcząc im po piętach. Scrap niewiele mogła zrobić ze swoimi zabawkami, ani myślała się osobiście ujawniać. Wykorzystywała Bzzta, aby prześledzić zasięg widzenia przeciwników - i gdy baraki znikały im z oczu, wyprowadziła Boba na zewnątrz. Chciała, aby miał możliwość dołączenia do walki niemal natychmiastowo. Nawet kosztem dostrzeżenia go, tamci na pewno już wiedzieli, że z tej strony nie mają do czynienia z żywym przeciwnikiem.
- Fox, ucisz te dzieciaki! - O'Hara warknął do komunikatora, intensywnie myśląc jak z tego wybrnąć. Unit nie był urodzonym negocjatorem. Irlandczyk zmienił pozycję, odsuwając się teraz o kilka drzew od szkoleniowca. Postanowił dołączyć się do wieczornej dyskusji.
- Dzieciaki czasem ciężko upilnować, aye? - krzyknął w stronę tamtych. - Masz łeb na karku, nie brnij w strzelaninę. Kim ona jest?
Widząc i słysząc, co żółtki wyprawiają, Raver wysunął się zza drzewa i pewnym, szybkim krokiem ruszył w ich stronę.
- Cofnąć i chować się, ale już! To rozkaz dowódcy! - wyrzucił w ich stronę. Wydawali się zbyt narwani, by słuchać, dlatego Fox liczył na plan B. Było ciemno, nie mieli pancerzy, a hologram wciąż funkcjonował. Wykorzystując efekt zaskoczenia, Anglik zamierzał wymusić sobie posłuch u tych dwóch, waląc ich kolbą po brzuchach, a następnie odbierając broń, zanim rozpoczną strzelaninę z nieznajomymi albo odwalą inny podobny manewr.
Żółtodzioby w końcu się zorientowały, że ten stojący przed nimi facet nie zamierza ich zatrzymywać i po prostu go ominęli, wyprzedzając tym samym dopiero zbliżającego się od boku prawdziwego Foxa. Ostrzeżenia zignorowali i nawet jak snajper przyspieszył do biegu, zdążyli jeszcze swoje pokrzyczeć.
- Ona jest teraz nasza!
- Nigdy nie zdradzimy swoi... auch... - ten drugi oberwał w nery i aż się złożył. Drugi odwrócił się do Ravera, unosząc broń. Na twarzy miał zaciekły, wściekły grymas. Felix rozpoznał w nim teraz dokładnie jednego z tych, co mizdrzyli się do najładniejszej dziewczyny wśród nowych.
- Pierdolony cyrk - stojący najbliżej usłyszeli złorzeczącego Unita.
Od strony przeciwników doszedł ich śmiech. Cokolwiek wiedzieli o nich obcy, na pewno nie utwierdzało ich w przekonaniu, że mają do czynienia z liczącą się siłą. Mimo to wciąż unikali wymiany ognia. Shade zauważyła, jak jeden z nich odwraca się na południe, gdy przebrzmiało charakterystyczne "aye". Mówił coś cicho do komunikatora.
- To tylko przesyłka. Ważna dla pracodawcy, niezbyt potrzebna wam - odpowiedział głośno ich dowódca. - Oddacie ją i nikomu nie stanie się krzywda.
- Porozumiewają się przez komunikator - zameldowała zwiadowczyni po cichu.
Słysząc te słowa, Scrap od razu zrobiła robo-komarem kilka kółek, zataczając kamerką kręgi i szukając najgadatliwszego z nich. Zamierzała zbliżyć Bzzta na tyle, aby móc coś usłyszeć.
Fox kopnął broń leżącego żółtodzioba, tak by nie miał jej w zasięgu ręki. Słyszał słowa Shade i nie dziwiły go ani trochę. W końcu cała ta pogawędka mogła służyć drugiej grupie jako zasłona dymna dla zorientowania się w sytuacji i polepszenia swojej pozycji. Anglik był już wkurwiony na żółtodziobów, a zwłaszcza na tego, który uniósł na niego broń. To nie pozwalało mu obecnie zastanawiać się za bardzo nad tym, czy to dziewczyna była “przesyłką”.
- Mówiłem, kurwa, cofnąć się! - warknął. - Opuść spluwę. Nie będę powtarzał! - Raver sam również miał już uniesiony karabin i to był tylko pół-blef. Felix nie miał zamiaru tolerować gówniarza, jeśli ten miałby użyć przeciwko niemu broni. Gotów był go okaleczyć, gdy ten nie da mu innego wyboru. Żółtek jednak jak dotąd łatwo dawał się prowokować tamtym. Nawet jeżeli zatem nie odpuści, starczy chwila jego rozkojarzenia, by spróbować zrobić to co jego koledze i rozbroić.
- Marny interes z tego ubijemy, aye? - odkrzyknął tamtemu Irlandczyk. - Jeszcze ktoś pomyśli, że może tu przylatywać i brać co zechce. Co oferujecie w zamian?
O’Hara ani myślał poświęcać się dla Republiki. Gra musiała być grana, łatwe odpuszczenie nie mieściło się w zasadach.
- Mógłbym się skontaktować z szefem, ale wiecie jak to jest. Płaci nam za dostarczenie przesyłki, dodatkowe koszty go nie zadowalają. To tylko młoda siksa, ile za nią chcecie? - widocznie nadal był przekonany, że wszyscy wiedzą o kim mowa. Negocjacje szły opornie, lecz Bzzt częściowo teraz słyszał skąd to przeciąganie i ostrożność.
- Jesteś pewien, że to on? - dron podsłuchał szept jednego z nich, po krótkiej chwili następny.
- Co tu robi? Zawsze pakował się w straszne gówno!
Chwilowo to Fox wydawał się w najmniej bezpiecznym położeniu. Ten co do niego celował cofnął się o dwa kroki, ani myśląc o opuszczeniu broni.
- I co, oddacie ją tak po prostu, po tym jak wam zaufała?! - syknął do snajpera. - Nie pozwolę na to!
Ten na ziemi jęknął, próbując się poruszyć. Uderzenie w nery powalało, ale nie pozbawiało przytomności.
- Znają kogoś z nas. Słyszeli tylko trzy osoby, obstawiam Unita lub Irishmana - przekazała cicho Scrap do komunikatora, Bzzta pozostawiając blisko gaduły. Starała się usiąść na pobliskim drzewie, aby dron nie zwracał na siebie uwagi.
- Zawsze możecie oddać nam swoją wypłatę, aye? - Kane skierował to pytanie zarówno do tamtych jak do Unita. Szopka to jedno, opinia ludzi faktycznie zaangażowanych w tę całą Republikę to co innego. Irlandczyk nie był tu od podejmowania decyzji. Wolał się nie strzelać w obronie jakiejś laski co uciekła od bogatego tatusia, mieli dwie inne takie do zabrania stąd. Niestety było za wcześnie na porzucenie przykrywki. Pat się przedłużał, O'Hara zaczynał robić się niecierpliwy.
- Nie będziemy wrzeszczeć, niech jeden z was się zbliży! - krzyknął Unit, równie zniecierpliwiony i zrobił dwa kroki w stronę tamtych.
- Idę - zgodził się po chwili dowódca przeciwnika. Może by się dogadali, może nie, gdy od południa pojawiły się światła samochodów. Gdzieś w oddali zaczął być słyszalny warkot silnika i wirników zbliżającego się śmigłowca. Tamten zatrzymał się od razu i cofnął.
- Szybko reagujecie - pochwalił. - Racja tym razem po waszej stronie. Nie chcemy nikogo zabijać, rozstaniemy się w pokoju i już o nas nie usłyszycie.
 
Widz jest offline