Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2020, 12:39   #288
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Materiał, który trafił w jej dłonie dotyczył kwestii powiązanych z podstawymi naukami dla młodych dam i młodzieńców z dobrych domów. Kasta urzędnicza, kasta rzemieślnicza, kasta artystów. Dzięki temu mogła pobawić się w porównywanie zasad jakich się musiały trzymać elfy z poszczególnych kast. Niestety pozycja nie rokowała zbyt wielkiego zarobku, więc szybko została odrzucona. Teraz nie było czasu na zabawę, liczył się zysk. I choć Kamala nie należała do osób, które przywiązują wagę do złota (bowiem dość szybko przekonała się, że złoto szczęścia nie daje, a jest wręcz odwrotnie), to czuła się w obowiązku nie zawieść kolegi, który… chyba nie zdążył dojść do podobnych wniosków. To nie tak, że miała do Axamandera słabość, no może i miała, ale nie taką. Dość już naważyła problemów, by jej “eliksir” nie okazał się totalną klapą, musiała zapewnić odpowiednie porcje goryczy i słodyczy.
Słodyczą były oczywiście pieniądze.

Praca była męcząca, ale szło jej szybciej i lepiej, gdy zamiast zagłębiać się w kolejne lektury, przeglądała i oceniała ich zawartość. To do wyrzucenia, to do zabrania, to do wyrzucenia, to do wyrzucenia, to do wyrzucenia… zdecydowanie większość ksiąg w bibliotece nie miała większej wartości. Nic więc dziwnego, że kupka “do wyrzucenia” znacząco urosła, a kupka wartościowych rzeczy rosła wolno, zaś naprawdę wartościowych… dwa egzemplarze. Sundari rozbolał kark, oczy też, ciało ścierpło… a żołądek burczał. Ile czasu minęło? Sądząc po mroku wpadającym przez świetlik, dużo.
- Tu by się przydała armia klonów - stwierdziła z niezadowoleniem, odsuwając od siebie kolejny beletrystyczny szajs. - Że nie było im szkoda papieru i tuszu i skóry na te wypłociny. Tyle straconego czasu, tyle wyrzuconego w błoto złota…
O tak, z pewnością przemawiała przez nią zgorzkniała tawaif, a może wbrew pozorom Chaaya i jej babka były do siebie bardzo podobne.
Tak czy siak, tawaif udała się do obozu, zabierając ze sobą to co udało jej się uzbierać. Niby nie było tego dużo, ale zdążyła się ułożyć całkiem wysoka wieżyczka, która przy każdym kroku chwiała się i groziła zawaleniem.
Zauważyła, że coś się w obozie… zmieniło. Jakby ludzi było mniej, jakby ciszej było.
Brakowało też półelfiego druida, zaś Jarvis z Axamanderem pakowali już księgi przeznaczone do wysyłki w nasączone woskiem tkaniny.
Czarownik uśmiechnął się do niej ciepło.
- Hej! Jak ci poszło? - zapytał. - Widzę, że całkiem nieźle.
- Stwierdzam, że elfi mężczyźni zamienili swoje fiuty na gęsie pióra, którymi zapisywali steki bzdur - odparła dobitnie kurtyzana, strosząc się gniewnie. - A zamiast przeznaczyć długowieczność na samodoskonalenie się, to tylko siedzieli i ostrzyli sobie nawzajem końcówki.
- To jest publiczna biblioteka. Nie ma tu nic szczególnie cennego dla owych elfów. Nie nastawiałbym się na wyrafinowane woluminy. Z dobrych wieści, zostajemy. Ze złych… część ludzi i nasz driud opuściło tę wyprawę. Ludzie permanentnie, ale Faelsanor wróci. Za to Gamveela mamy z głowy. Stwierdził przy mnie, iż wie, że to czego szuka nie znajduje się w bibliotece, więc… ruszył z powrotem do La Rasquelle, zabierając trochę ludzi i półelfa za przewodnika - wyjaśnił Axamander, kobieta utkwiła w nim poirytowane spojrzenie, kogoś kto sromotnie zawiódł się na jego kompetencjach. Następnie zbyła rączką obu amantów i udała się do ogniska. Przysiadła na pieńku i wyjęła zapisany po brzegi notes. Znalazła kawałek wolnej kartki i oderwała go, po czym zaczęła pisać list.

“Moja ty słodka, miedziana Wstążeczko! Piszę do ciebie z tęsknoty i utrapienia z powodu rozłąki z Twoją drogą mi osobą. Moja wyprawa naukowa przebiega pomyślnie, znalazłam wiele wspaniałych okazów motyli, w tym dwa, które mogą Ciebie wielce zainteresować. Załoga jest względnie przyjemna, acz trafił mi się jeden badacz, który wątpi w moje umiejętności. Obawiam się, że knuje wobec mnie spisek, który ma na celu nadszarpnąć moją reputację. Boję się, że może dojść do rękoczynów, kiedy zabraknie już argumentów.
Jeśli usłyszysz o mnie złe słowa, proszę, nie wierz im!
Twoja Ci oddana i zawsze roześmiana. Dzwoneczek.”

Przeczytawszy liścik dwa razy, zwinęła papier w rulonik, który przewiązała słomką trawy, oraz nitką wyprutą z rękawa. Rozejrzała się za smoczkiem, macając przy tym zawartość własnej torby.
Pyrasusta wystawiła łepek, gniewna, że znów jej się przeszkadza w obowiązkach pilnowania ksiąg, bo właśnie przy księgach była.
Chaaya dotknęła palcem pyszczka i pochyliła się nad stworzonkiem.
- Nie drocz się teraz - powiedziała cicho w smoczym języku. - Misja może być zagrożona, musisz polecieć z wiadomością do sama wiesz kogo. - Pokazała na rulonik.
Smoczek pochwycił od razu rulonik i wyfrunął jak strzała z jej torby gnając w kierunku miasta. W końcu chciała się wykazać przed Miedzianym… mały słodki podlizuch.
~ Mam nadzieję… że ten zramolały gad ma więcej oleju w głowie, niż tutejsi przedstawiciele płci przeciwnej… ~ pomyślała w zadumie dziewczyna, szukając jakiś obozowych zapasów z jedzeniem, przy okazji przyglądając się pracującemu kochankowi.

Jarvis zajęty był pakowaniem i zamyślony najwyraźniej… a ona miała okazję podejść do kociołka z bulgoczącą rybną potrawką, bo na szczęście kucharka została w obozie i z ciepłym uśmiechem mieszała w kociołku dodając przypraw. Chaai, aż język tonął w ślinie. Obozowe żarcie nie było szczególnie wyrafinowane, ani skomplikowane. Ot proste potrawy, ale pożywne… i po długich godzinach pracy, wydawały się godne sułtańskiego stołu. Bardka starała się nie wyglądać jak wygłodniała hiena, ale w sumie to nią była.
- Czy mo-ogłabym dostać… miseczkę? - spytała niepewnie.
- Oczywiście moja droga. - Kobieta z uśmiechem podała miskę i obficie nalała do niej potrawki, dorzuciła pajdę chleba i drewnianą łyżkę. - A na drugi raz się tak nie przepracowuj, nie stawiłaś się na kolację.
- Zaczytałam się - odparła w przerwach w pochłanianiu, oczywiście dystyngowanym, tak jak była tego nauczona. - No i… korzystam z cennego, naturalnego światła ile tylko mogę. - Po czym przypominając sobie, że w dobrym tonie jest skomplementować kucharza, dodała grzecznie. - Bardzo dobre danie. Smakuje mi i to nie dlatego, że jestem głodna. - Następnie zamyśliła się nieco, zastanawiając się, co to znaczy, że coś komuś smakuje. Ranveer starał się ją nauczyć, wyjaśnić tak zawiłą sprawę jak własne zdanie i gust, a jednak nie umiała określić czy faktycznie strawa jej smakowała czy nie. Tylko mango było bliskie jej sercu - tak jak wyjaśnił jej to generał.
- Noooo… ja tam nie widzę uroku w tych literkach. Czytać umiem, ale jeśli już to książeczki kucharskie - odparła kobieta szykując Chaai jakiś napar w czarce. - Twój narzeczony mówił, że piwa nie pijasz.
- Nie pijam, na pustyni piwo szybko kwaśnieje… nie nawykłam więc do jego smaku i teraz ciężko mi je przełknąć - usprawiedliwiła się w odpowiedzi złotoskóra. Nie rozumiała bowiem jak można pić coś tak nagazowanego, przecież to w ogóle nie gasi pragnienia!
- Tu piwo nie ma czasu skwaśnieć. Uważaj na to… - Kucharka podała jej napar. - To słodka szałwia, przyjemna w smaku i trochę łagodzi ból i daje w czub jeśli wypije się ją w zbyt dużych ilościach. Tylko w inny sposób.
Ma działanie narkotyczne, słabe co prawda. Tawaif to już wiedziała z ksiąg. Napar jednak nie wydawał się na tyle mocny, by jedna czarka mogła odurzyć. Podziękowawszy, odstawiła pustą miseczkę i wzięła naczynko, dmuchając na gorącą ciecz. Chwilę popatrzyła w ogień, myśląc o niebieskich i zielonych płomieniach oraz genezie ich pochodzenia, po czym cichutko siorbnęła herbatki. Mmm brakowało mleka, cynamonu, goździków i pieprzu, ale i tak przyjemnie było pić coś gorącego.
Gdy tak jadła posiłek podszedł i dołączył do niej, jej ukochany… też coś popijając.
Uśmiechnął się dodając. - Widzę, że nieźle ci dziś poszło. Mnie trochę gorzej, ale Axamander trafił potem na małą kopalnię złota, cztery… chyba cenne.. tomy.
- Aż cztery? Nie wierze… oszukiwał! - Zaśmiała się tancerka, spoglądając na czarownika z czułością i rozbawieniem.
- Albo się pomylił, co jest bardziej prawdopodobne. Wypytałem o Gamveela. Jest przedstawicielem narzuconym przez sponsorów, ale z tego co wiem… nie przez wszystkich. Tylko kilku z nich chciało nadzorowania naszych prac… inni ufają renomie Axamandera. Tak przynajmniej twierdzi - wyjaśnił cicho czarownik. Kamala chwilę studziła napitek.
- Cóż… ktokolwiek za nim stoi, nie zdziwie się, jak naśle na mnie skrytobójców - mruknęła niezmartwiona tym faktem. - Może tak będzie lepiej… i tak w niczym nam nie pomagał.
- Pewnie tanich i kiepskich. Aż żal będzie ich ubijać - odparł żartobliwie Jarvis drapiąc się po brodzie. - Nie wydaje się być… kompetentny. Nawet ochroniarzy wynajmował ktoś za niego.
- Liczy się to, że zostajemy - stwierdziła po chwili Sundari, starając się wyglądać na kogoś kto ma opanowaną całą tą sytuację.
- Ax! Słoneczko! Usiądź, odpocznij - zawołała do kolegi.
Rogacz od razu i z entuzjazmem ruszył w ich kierunku. Również się przysiadł, przy okazji otrzymując miskę polewki i zajadając się rzekł. - Myślę, że możemy z rana zajrzeć do ruin które znalazłaś i poszperać w nich nieco dalej… dla odpoczynku od rutyny.
- Może znajdziemy zapomniane skarby! - zawołała rozpromieniona bardka. W jej oczach był błysk taki sam jak u osób, które uwielbiały pakować się w kłopoty.
- Ostatnio rzeczywiście coś ciekawego znaleźliśmy, więc mogą tam być kolejne niespodzianki - przyznał Axamander i następnie dodał. - Sharima też cieszyła się na ten pomysł. Bo jej się nudzi.
- Nie dziwię się jej… ja przynajmniej mogłam pognębić co poniektórych, ale ona tylko siedzi i drzemie… - wyraziła swoje zrozumienie kurtyzana. - Tylko na pewno nie idę do pokoju z pająkami, nie zaciągniesz mnie tam nawet siłą! Dość się strachu najadłam. - Nadąsała się jak gniewna gąska.
- Postaramy się unikać zagrożeń - odparł ciepło czarownik. - Zresztą nie potrzebujemy narażać skóry akurat tam. W końcu to tylko dodatkowa rozrywka. My mamy zamiar zarobić na księgach.
Dholianka spojrzała z wdzięcznością na ukochanego, po czym cichutko ziewnęła.
- Czyli jutro rano czeka nas przygoda… - podsumowała z zadowoleniem i… zmieniła nieco temat. - Trzymasz się jakoś? - spytała diablika ze zmartwieniem w oczach.
- Tak. Kłopoty ze sponsorami to nic nowego w tym fachu. Zawsze im się wydaje, że mogą więcej niż to za co zapłacili. - Zaśmiał się Axamander i podrapał po karku. - Trochę drażni mnie to, że Gamveel załatwiał jakiś interes na boku przy okazji mojej wyprawy. Nie przepadam za takimi zagrywkami, ale cóż poradzić… bawi mnie, że zmarnował swój czas.
- Klienci już tacy są - odparła cicho kurtyzana, bardziej do siebie niż do rozmówców. Uśmiechała się przy tym nostalgicznie, choć Jarvis dostrzegał też gryzące ją wyrzuty sumienia.
- Jestem pewna, że jutro się odbijemy i wrócimy obłowieni! Prawda?! - zawołała z maskującym entuzjazmem.
- Tak! - obaj mężczyźni odparli jej z równie głośnym entuzjazmem. I nawet szczerym w obu przypadkach, choć… niekoniecznie z tych samych pobudek co ona.
- No… i to mi się podoba - stwierdziła zadowolona, po czym od razu pogroziła. - Nie siedźcie do późna, bo nie będę was budzić, a łupami podzielę się tylko z Sharimą. O!

Bardka wstała i wygładziła fałdy stroju, skinęła głową w kierunku kucharki. Zmierzyła spojrzeniem buńczucznej kurki amatorów do jej wdzięków, po czym z wesołym śmiechem, pożegnała się i udała do namiotu.
Skryta przed wścibskimi oczami, usiadła na posłaniu i przytuliła do siebie torbę, jak zagubiona dziewczynka przytula do siebie przytulankę.
Nie martwiła się zemstą pierdołowatego czarodzieja, ale nie wiedziała na co stać tych, którzy obdarowali go czarami potężnego przywołania.
Podczas ostatecznego starcia z Gamveelem, powiedziała o wiele za dużo, niż powinna. Oczywiście mówiła w zawoalowany sposób, który można było zinterpretować na wiele sposobów, ale jednak. To mogła być jej paranoja, lub twarda szkoła babki, albo kwestia miejsca w którym wzrastała. To mogło być wszystko po trochu. Miała jednak nadzieję, że malutka pyrausta dostarczy jej wiadomość Miedzianołuskiemu, i że smok, będzie potrafił wyekstraktować odpowiednie frazy i odczytać prawdziwy sens jej słów. Kto wie… może zajmie się nawet problemem, a jeśli nie, cóż… życie tawaif to nie tylko taniec, polityka, złoto i kochankowie, to również także śmierć każdego, kto stanie jej na drodze.

Po jakimś czasie dołączył do niej Jarvis. Musiał wyczuć jej zmartwienie, bo pocieszał ją pieszczotami i pocałunkami. Było to miłe, zarówno jego wysiłki, jak i okazywana troska. I to zasługiwało na nagrodę. Wkrótce Chaaya przeszła z delikatnych pieszczot do jakże gorącego ujeżdżania kochanka i poddawaniu się jego ustom, aż w końcu mogła usnąć w niego wtulona.


Poranek był chłodny i mgielny… było cicho, gdy kurtyzana obudziła się wtulona ciepłe ciało narzeczonego. Miała nadzieję, że nie zaspała, a jeśli jednak zaspała, to przeklnie kochanka na osiem pokoleń w przód! Tymczasem wykopała się spod koca i zaczęła ubierać stosownie do wyprawy. Magicznie chroniona szata, magiczne buty, magiczna tiara, spinka, bransoletka, pierścień… lista ciągnęła się i ciągnęła jakby dziewczyna szła co najmniej na wojnę a nie na zwiedzanie ruin. Kiedy była już gotowa do wyjścia z namiotu, pochyliła się nad śpiącym mężczyzną i ucałowała go w czoło.
- Masz pięć minut zanim wszystkie skarby będą moje - zagroziła wesoło.
- Sharima też pewnie już wstała - odparł zaspany czarownik wstając i zabierając się za ubieranie. I ziewnął głośno. - Może wyprawa tak wcześnie nie była dobrym pomysłem?
Kamala prychnęła dumnie i wyczołgała się na zewnątrz, ciekawsko rozglądając się po obozie, już planując jakby tu obudzić Axamandera, jeśli oczywiście jeszcze spał.
Sharima już się grzała przy ognisku z miską polewki i przyglądając się podejrzliwie otaczającej ich mgle.
- Nie podoba mi się ona - stwierdziła złodziejka nie odrywając oczu od mlecznego oparu. - W takie dnie i noce na morzu… trzeba było uważać na upiorne okręty.
- Ćhii… - Sundari przyłożyła palec do ust i na palcach zakradła się do namiotu diablika. Ukryła szeroki uśmiech za dłonią, po czym ostrożnie, na paluszkach podeszła do przodu namiotu, gdzie rogacz miał zapewnie głowę. Uderzyła w napięte poły materiału niczym w bęben, wydzierając się przy tym jak wiewiórka na rożnie.
- AXXX!!!! BIIIIBLIOTEEEEKA PŁOOONIEEE!!!
I spełniło się marzenie Umrao… częściowo. Bo spanikowany diablik wyskoczył z namiotu nagi i… i przyrodzenie rzeczywiście miał łuskowate oraz całkiem przyzwoitych rozmiarów. Spanikowany rozejrzał się dookoła skupiając wzrok na ukrytej za mlecznym kokonem budowli, ale nie dostrzegł ni dymu, ni płomieni.
Za to posłyszał złośliwy rechot Sharimy, gapiącej się na jego dzyndzelka.

“Oto jest dzień, który dał nam pan…” zaczęła deklamować maska o niegasnącym pożądaniu. “Cieszmy się więc i radujmy się nim…”
“Eee… od kiedy ty recytujesz wiersze?” zdziwiła się sceptyczna Deewani, podkurzając tylko siostrę, która zaczęła coś niezrozumiale warczeć o plebsie nie umiejącym docenić idealnie rosnących jąder.

- Aćha… - Dholianka westchnęła zaskoczona, ale i zadowolona z takiego obrotu spraw. Kucnęła by mieć wzrok na wysokości diabelskiego skarbu i podpierając twarz na dłoniach, przyglądała się pięknym widokom… oczywiście krajoznawczym. - To będzie dobry dzień - stwierdziła rezolutnie.
- Hej… gdzie się gapisz. To widok zarezerwowany dla moich licznych zadowolonych kochanek. I tak lepiej się prezentuje w gotowości. - Axa szybciutko ukrył za dłońmi swój atrybut i tyłem zaczął cofać się do namiotu.
- No już nie bądź taki wstydniś, widziałam już wszystkie twoje sekrety - mruknęła czupurnie Chaaya i kiedy mężczyzna schował w swojej dziupli wstydu, z rzewnym i od razu na powrót znudzonym westchnieniem wstała i podeszła do ogniska by zjeść śniadanie.
- Ale nie odwdzięczyłaś się podobnymi widokami - burknął głos z namiotu rogacza.
Tymczasem Jarvis skończył się ubierać i z cylindrem na głowie zbliżał się do siedzących przy ognisku kobiet.

Starzec mógł zaobserwować zmiany jakie zaczęły przeobrażać się w jego naczyniu. Część myśli tawaif jakby wygasła, tak jak miało to w zwyczaju, chociażby po upojnej nocy z kochankiem. Coś… coś jakby całkowicie spełniło wszystkie potrzeby Jodhy, która lubiła bujać w obłokach, Seeshy, która na jego nos była niezłą dewotką, Kismis, która właściwie nie wiadomo czym lub kim była, bo tylko spała lub jadła słodycze, no i Ady. Jednocześnie część myśli, które zazwyczaj wygasały jako pierwsze, bo jako nieliczne miały najwięcej potrzeb ścierania się ciał w erotycznym tańcu, jakby rozbuchały się i rozgorzały białym płomieniem. Nimfetka irytująco wzdychała, brzmiąc przy tym jak traszka z astmą, a Umrao chyba przechodziła szczyt za szczytem i to tylko dzięki wspomnieniu dyndającego robaczka z pseudołuskami, bo przecież to co rogacz miał na przyrodzeniu, miało się NIJAK do PRAWDZIWYCH, SMOCZYCH ŁUSEK!
Tak więc… chęć usiądnięcia na twarzy Axamandera znikła, przy jednoczesnym podw… potr… zwielokrotniła się. A wszystko za sprawą tych kilku sekund, sam na sam, ze zwisem prostym humanoida.
~ Dobrze że jestem samcem. My nie ulegamy tak niskim pobudkom i podnietom. Zwłaszcza my… SMOKI. ~ Ferragus mruknął z wyższością zapominając, że maski mogły “posłyszeć” tą myśl. Nie musiał się jednak martwić, ponieważ całkowicie tracił na wyjątkowości, na rzecz… penisa. Umrao niczym kowal znaczący stado owiec, wypalała w umyśle wspomienie tego… tego dzieła sztuki, tego niepowtarzalnego kształtu, koloru i faktury. Och! Ile rzeczy można by było z tym robić! Ile nowych doznań poczuć! Jakie smaki, jakie sensacje, jakie widoki…
- Wiesz słoneczko, nigdy właściwie nie powiedziałeś magicznego słówka, to co miałam zrobić? Domyślić się? - zacmokała z lisią chytrością, wpatrując się w namiot “wstydu”.
- Uważaj, bo znam wiele magicznych słówek… jeszcze się rozbierzesz na środku lochu i będzie wstyd - groził z namiotu głos diablika, a nieświadomy tego co się zdarzyło przed chwilką czarownik zapytał. - O co chodzi? Co się stało?
- Ach… nic takiego - stwierdziła obojętnie bardka nawet nie racząc ukochanego spojrzeniem. - Nie twoje klimaty - dodała uśmiechając się półgębkiem.
- A ten pożar? - wspomniał czarownik spoglądając na ukrytą we mgle bibliotekę.
- Taki tam… pożar w burdelu. - Chaaya spojrzała z ukosa na złodziejkę i zachichotała cicho.
- Właśnie… i Axamandera namiot się zapalił - odparła Sharima półgębkiem, wybierając solidarność jajników, więc Jarvis przezornie nie drążył tematu. Podobnie zresztą jak Axamander, który ubrany w końcu dołączył do całej drużyny pałaszującej śniadanie w postaci żółwich jaj z dodatkiem miejscowych przypraw i sosu z suszonych pomidorów.

Przy ognisku na chwilę zrobiło się całkowicie cicho, kiedy każdy skupiony był na własnej misce. Kurtyzana jednak nie wytrzymała długo i zaczęła się dopytywać o szczegóły wycieczki.
- Nooo… to jaki mamy plan? Kto z kim idzie? Kto które pomieszczenia przeszukuje?
- Ja idę przodem… wy asekurujecie mój tyłeczek - odparła dumnie Sharima i zerknęła na Axamandera. - Może on drugi… wy chyba lepiej czujecie się na drugiej linii, co?
- Mi tam wszystko pasuje. Potrafię walczyć wręcz, na dystans i za pomocą magii - wyliczała dziarsko bardka, najwyraźniej nie mając walecznych preferencji.
- Ja rzeczywiście wolałbym z tyłu - odparł Jarvis spokojnie.
- Więc… Paro będzie wraz ze mną w środku, Sharima z przodu, ty osłaniasz tyły - zadecydował Ax. Kamala posłała rogaczowi uśmiech, o który z łatwością mógł być zazdrosny czarownik.
- Uph… ty i ja… znowu razem, przygotuj jednak wiadro zimnej wody, bo kto wie co się może zająć.
- Przygotuję się... na takie niespodzianki - odparł diablik wystawiając przy okazji swój długi jęzor, po czym podrapał się po karku. - Trzeba też będzie wziąć jakieś latarnie, na wypadek gdybyśmy zeszli pod ziemię.
Sundari z szerokim uśmiechem wpakowała rękę do torby, wyciągając z niej magiczny kamień. - Ja tam jestem przygotowana na wszystko - stwierdziła zuchwale, aktywując przedmiot, który rozbłysł światłem i zaczął lewitować wokół jej głowy. - Bo ja jestem prawdziwym poszukiwaczem przygód, a nie taką podrabianą traszką jak ty - dodała z przekąsem.
- Zobaczymy kto jest podrabianym jak na naszej drodze staną pajączki, albo wije, albo śluzy… - odparł zadziornie Axamander próbując przestraszyć Chaayę, podczas gdy pozostali kończyli posiłek. Złodziejka, która okazała się być pierwsza w tym “wyścigu”, wstała i otrzepała spodnie mówiąc. - No to pospieszcie się z machaniem łyżkami, bo cała ta wyprawa na gadaniu się skończy.
Bardka wróciła do jedzenia, mrucząc coś pod nosem o rozdeptywaniu mięczaków obcasikiem, przy jednoczesnym piorunowaniu rogacza buńczucznym spojrzeniem. Zjadła jako trzecia, ale tylko dlatego, że z podniecenia nie była za bardzo głodna no i nie nawykła do tak wczesnych śniadań.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline