Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2020, 00:41   #6
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Trzeba było powtórzyć operację wysiadania i wyciągania na brzeg łodzi. Po czym można było wracać do owych zamieszkanych baraków. - No to jesteśmy. Chodźcie. - blondynka machnęła dłonią do obu mężczyzn którzy byli tutaj po raz pierwszy. Rozglądali się ciekawie po tych koparkach, hałdach i całej reszcie z czego Aaron niósł przewieszony przez ramię wór zrobiony z koca.

- O, jesteście! - Tracy ucieszyła się i wstała od tego samego stołu na zewnątrz przy jakim pierwszy raz spotkała ją Sylvia. Podeszła do Lisy i obie objęły się ciesząc się z tego spotkania i z wyczuwalną ulgą. W końcu w dzisiejszych czasach ponowne spotkanie wcale nie było takie oczywiste jak jeszcze pół roku temu.

- No cześć. To jest Aaron a to Jasper. Silvię już chyba znasz. - umalowana blondynka nie puszczając brunetki wskazała jej dwóch nieznajomych. - A to jest Tracy. - dokończyła te pierwsze przedstawianie się.

Griffith przykleiła uśmiech do twarzy, chociaż w głębi serca czuła złość i smutek. Zwykłą, ludzką zazdrość. I zmęczenie. Pielęgnowanie wiary w cuda zżerało dużo sił, a tylko wiara jej pozostawała. Trudno było patrzeć na powitania i czułości innych wiedząc w racjonalnych przebłyskach jak nikła jest szansa na powtórzenie podobnych rytuałów porozłąkowych z własnym bliskim. Stojąc przy Kanadyjczyku dziewczyna spięła się, zaciskając dłonie w pięści, bojąc się że zrobi coś głupiego, albo po prostu zacznie ryczeć. Jedną pięść schowała za jego plecami, drugą wepchnęła w kieszeń kurtki, przygarbiając plecy i łypiąc z wystudiowaną pogodą ducha na dwie przyjaciółki i kochanki. Okazały się w porządku, wyżywanie się na nich byłoby skurwysyństwem.

- Słyszałyśmy, że wynajmujecie tu pokoje, a akurat szukamy czegoś żeby zatrzymać się na weekend, no nie chłopaki? - pokonując sztywność mięśni twarzy, ułożyła je w szeroki wyszczerz i puściła brunetce oko - Gdzie możemy zrzucić manele… i pokażesz chłopakom radio? Ja w tym czasie sprawdzę koparki - wskazała na maszyny po drugiej stronie placu - Może trzymali świerszczyki pod fotelami.

- No to już poczekaj, pokażę wam co i jak. Trochę zdążyłam ogarnąć. - Tracy pokręciła swoim błękitnym beretem i sama zachęciła gości by podążyli za nią. Jasper skinął głową na dwoje młodszych aby poszli razem. Pochód zamykała blondynka która wreszcie zdjęła z głowy kaptur.

- No to tu zrobiłam dla was łóżka. Tu chyba wcześniej tęż ktoś mieszkał. Pewnie faceci. To zostało po nich trochę rzeczy. Ubrań i takich tam. - Tracy wzięła na siebie obowiązki gospodyni i przewodniczki. Oprowadziła gości po tych nie aż tak wielkich pomieszczeniach. Okazało się, że tam gdzie wcześniej Sivia widziała jak wchodziły to jest wąska kuchnia połączona z jadalnią. Mogła pewnie obsłużyć z tuzin osób sądząc po kilku małych stolikach. Widocznie dłuższy czas nikogo tu nie było bo wciąż wisiał kalendarz z 2019-go. Tutaj też dziewczyny urządziły sobie skromną spiżarnię. Skromną bo większość szafek była praktycznie pusta. Z dwóch lodówek i zamrażarki włączona była jedna i też świeciła pustkami. A trójka nowych załogantów raczej nie miała co wnieść od siebie by uzupełnić te skromne zapasy. Tym bardziej dobitnie było widać, że w najbliższym czasie trzeba się bujnąć na drugi brzeg po nowe zapasy. To co było na pięć osób mogło starczyć najwyżej na kilka dni.

Potem brunetka poprowadziła ich przez jakiś magazyn czy garaż. Całkiem spory. Ale nie do niego tylko do dwóch mieszkalnych kontenerów. Każdy był długości może dwóch przeciętnych osobówek stojący obok siebie. No i szeroki jak to kontener czyli na szerokość ciężarówki. W pierwszym kontenerze mieszkały dziewczyny ale drugi był dotąd pusty. W tym drugim właśnie Tracy mniej więcej uprzątnęła łóżka aby goście mogli się tam urządzić.

Stylizacja kontenerów była pośrednia pomiędzy wnętrzem kampera a bazą budowlańców. Nic tutaj chyba nie było nowe i nosiło ślady codziennego i niezbyt oszczędnego użytkowania. Nie zabrakło też szafek wyklejonych nagimi modelkami ani męskich ubrań. Od klasycznych koszul z flaneli po jaskrawożółte kamizelki odblaskowe i mocne, robocze kombinezony.

W kontenerze były trzy wnęki w każdej po piętrowym łóżku i tej niewielkiej przestrzeni jaka miała zapewnić chociaż odrobinę prywatności. Ale jeśli ktoś nie był zbyt wymagający to na 3 osoby było całkiem znośnie. Panował nieco zakurzony i zatęchły zapach podobny do tych na strychu ale pewnie gdy się w nim zamieszka to wywietrzeje.

- Pewnie byście chcieli zrobić jakieś pranie czy prysznic. No ja miałam za mało czasu. Woda w kranie jest. Ale brojler tutaj tak sobie działa. Chyba jest zepsuty. Dlatego my wzięłyśmy tamten barak. Trochę kosmetyków i proszków zostało to możecie tego używać. No i nie wiem… Chcecie coś jeszcze wiedzieć? - dziewczyna w niebieskim berecie zakończyła oprowadzenie po tych skromnych włościach i chyba trochę się przejęła rolą jakby naprawdę, za dawnych czasów, oprowadzała swoich gości po swoim domu.

- Ej Aaron, masz do czego walić! - Silvia ze śmiechem pacnęła dłonią w roznegliżowane obrazki panienek wyciętych z męskich magazynów, a potem rzuciła się na najdalsze dolne wyro, sprawdzając czy się nie zapadnie. O dziwo wytrzymało, więc przekręciła się na plecy, podkładając ręce pod głowę.
- Pranie… kąpiel… chyba rzeczywiście trafiliśmy do Hiltona - odpowiedziała Tracy, kiwając z namaszczeniem głową - Lisa mówiła o radio, dasz rzucić okiem i posłuchać? - poprosiła, wstając niechętnie ale należało się podnieść.

Jasper zajął drugą koję więc Aaronowi przypadła ta wnęka najbliższa drzwi. Zresztą jak właściwie mieli tylko ubrania na grzbiecie i niewiele więcej to owe zajmowanie ograniczało się do sprawdzenia resorów łóżka czy zostawienia kurtki. Kierowca walnął na swoją koję przyniesione koce i rozglądał się po różnych kątach.

- Ah, radio. Tak, to chodźcie, pokażę wam. - Tracy skinęła głową i razem z Lisą wyszły z tego kontenera dla gości. - Tam jest maszt. - skinęła dłonią pokazując na konstrukcję ze stalowych kratownic jaką Silvia mijała gdy szła tutaj pierwszy raz. - No a radio jest tam. - skinęła znowu dłonią wracając do tego dużego i pustawego magazyny przez jaki przechodzili przed chwilą. I tam przy jednej ze ścian stało biurko a na nim dość niepozorne, plastikowe pudło podobne do dawnych magnetovidów.

[media]http://cdn.shopify.com/s/files/1/0661/9627/files/Cobra-148-GTL-Best-CB-Radio_large.jpg[/media]

- Tutaj można było kiedyś nadawać i odbierać. Ale coś się zepsuło i teraz można tylko słuchać. Staram się to naprawić i sama już nie wiem czy to coś z samym radiem czy przekaźnikiem. - wyjaśniła pokazując pudło i niewielką ilością pokręteł i wyświetlaczy.

- Tym się ustawia na kanał. Teraz jest ustawione na lotnisko. Oni najwięcej nadają. - rzekła pokazując jakieś pokrętło i pstrykając odbiór. Ale mimo chwili czekania słychać było tylko trzask eteru. - No w dzień zwykle nadają o pełnych godzinach. - rozłożyła ramiona w geście, że nic na to nie poradzi.

Silvia popatrzyła na ustrojstwo i sapnęła głucho. Dla niej wyglądało jak pudło z pokrętłami i działało za pomocą magii, więc i magii potrzebowało do naprawy… i to tej czarnej.
- Dobrze że chociaż je uruchomiłaś i wiesz jak szukać stacji - uderzyła w weselszy ton - Ja bym go pewnie używała jako półki na puste puszki po piwie. Otworzyłam kabiny wywrotek, tam też są radia. Zobaczymy… skoro jest tu pusto, bez 20stek, zaryzykujemy odpalenie silnika. Wtedy powinno się uruchomić. W którymś z tych szrotów, eh - westchnęła - A ten bojler serio działa? Umyłabym się jak człowiek zanim tamci dwaj nie wydumają, że są starsi, bardziej ogarnięci,a w ogóle to mają dla mnie arcyważne zadanie. Brzmi lepiej niż fakt spławienia, nie? - uniosła oczy ku sufitowi - Dasz mi znać jak zaczną nadawać?

- Możesz wziąć prysznic u nas. - Tracy powiedziała trochę pytająco zerkając na blondynkę.

- Możesz. Ale chłopaków to nie chciałabym tam gościć. - Lisa zgodziła się kładąc dłoń na ramieniu brunetki i popatrzyła na nią a potem na rudą.

- No w sumie powinniśmy wszyscy trzymać dystans nawet przed 19-ką. My ze sobą jesteśmy już z półtorej miesiąca i nie miałyśmy kontaktu z innymi. No to wiemy, że jesteśmy czyste. No ale wy dopiero co przyjechaliście. - Tracy wyjaśniła Silvii skąd ma takie obawy co do gościny pod własnym dachem. I wyglądało na to, że walczy u niej potrzeba bycia gościnnym i miłym z ostrożnością jaka wykluła się wśród ludzi w ciągu ostatniego roku.

- A tu jest lista kanałów na jakich ktoś nadaje. - brunetka jakby chciała zmienić ten niezbyt przyjemny temat i szybko wskazała na notes jaki był schowany w szufladzie biurka. W nim były spisane jakieś skróty cyfrowe, pewnie namiar na dany kanał i krótka notka jak nazwa stacji, data i godzina nadawania.

Ruda wzięła go, przeglądając pobieżnie. Zapamiętywać nie musiała, skoro Tracy zadała sobie trud, wyszukując i notując najważniejsze informacje więc w każdej chwili dało się do nich sięgnąć.

- Racja… też daruję sobie prysznic - powiedziała, odkładając zeszycik na miejsce i wbiła dłonie w kieszenie kurtki - Mamy lato, wody w rzece pod dostatkiem, mydło też jest, nie? Dobra, zobaczę co z tymi koparkami i resztą. Ogarniemy się, a gdy zacznie nadchodzić wieczór, ruszamy na drugą stronę.

- Nie no… - Tracy złapała za rękę Sylviii i miała minę jakby zdawała sobie sprawę, że mogła sprawić jej przykrość. I było jej z tego powodu przykro.

- Możesz wziąć u nas prysznic. Tylko po wszystkim przemyj kabinę detergentem. My tak robimy. - Lisę też to trochę ruszyło i jakoś próbowała wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.

- Mówiłyście że bojler ledwo dycha, a nie chcę żeby się rozjebał akurat gdy będę się kąpać, ale dzięki - Rudzielec machnął na to ręką symbolicznie i dosłownie. Rzeki nie były takie złe, póki woda nie zamarzała. Poklepała dłoń na ramieniu, blondynce posyłając uspokajający uśmiech. Tłumaczenia, że nie chce robić niczego co potem dorobi gulę kumplom wolała nie wspominać. - Nie jestem taka delikatna na jaką wyglądam. Idę pogadać z Jasperem, gdyby coś się działo, wołajcie.

- Ten bojler co jest u was to ledwo rzęzi. Ten u nas działa jak trzeba. Między innymi właśnie dlatego wzięłyśmy ten nasz kontener. - blondynka pokręciła głową chcąc chyba by się rozumiały właściwie.

- No w każdym razie jakbyś miała ochotę na ciepły prysznic to wpadnij. - Tracy uśmiechnęła się sympatycznie do tego zaproszenia a Sylvia mogła już rozejrzeć się za rosłym Kanadyjczykiem. Zastała go niedaleko gdy obserwował jak Aaron wspina się na jedną, z piaszczystych hałd.

- I co? - zapytał widząc, że kierowca już wspiął się na szczyt i rozgląda dookoła. Z tego poziomu miał pewnie widok jak z pierwszego piętra albo podobny. Na pewno lepszy niż z ziemi.

- Nudy! Albo woda albo drzewa! - kierowca odparł rozkładając ręce i kłapiąc nimi o swoje uda na znak, że nie dostrzega żadnych pasjonujących widoczków godnych jego uwagi. Jesper zaś widząc nadchodzącą trzecią z ich trio odwrócił się i czekał aż do niego podejdzie.

- Zapomniałeś o piachu - mruknęła pod nosem, drobiąc noga za nogą aż znalazła się przy Kanadyjczyku. Wtedy też wyjęła z kieszeni mapę i wyciągnęła ją w jego kierunku - Ogarniasz gdzie zgubiliśmy furę? Do zmroku jeszcze trochę czasu. Ustalimy plan, zobaczymy jak najłatwiej dostać się do celu. Pomyślałam że jeśli w tamtej okolicy szwendają się 20stki, możemy spróbować odwrócić ich uwagę - mówiła cicho, patrząc na Staruszka poważnie - Zróbmy bombę, hałas i światło podziałają jak wabik. Wtedy my zyskamy szansę rozejrzeć się czy pojedziemy dalej… albo zabrać nasze rzeczy. Biegam najszybciej z was, mam największe szanse dobiec do rzeki… w razie czego ich odciągnę. - wzruszyła ramionami, darując sobie fragment o niechęci narażania kogoś na kim jej zależy. - Chyba że będzie spokój, wtedy załatwimy sprawę od ręki. Lepiej jednak jest mieć plan b. Niech Aaron sprawdzi baki, po tamtej stronie jest na bank coś, co się dobrze zjara.

- Ropa to tak sobie się jara. Trzeba by ją z czymś zmieszać. - Jasper podrapał się po zarośniętym podbródku gdy przejął od rudzielca znalezioną wcześniej mapę i zaczął ją oglądać. Ale, że trochę było niewygodnie bo wiatr ją zawiewał to w końcu kucnął i położył ją na ziemi. Widząc, że coś się święci Aaron zbiegł ze zbocza śmiejąc się przy tym jakby znów miał po kilka lat i dobiegł do nich wreszcie.

- Ross Island. Tutaj jesteśmy. - w tym czasie Kanadyjczyk znalazł ich obecny adres na mapie. Cała trójka teraz już przy niej kucała aby lepiej jej się przyjrzeć.

- Jesteśmy w samym środku miasta. - kierowca ocenił na pierwszy rzut oka. Mniej więcej tak było patrząc jak po lewej i prawej stronie rzeki rozciągała się plama ulic i zabudowań. Z tym, że wyspa była na południowym krańcu miasta.

- Myślę, że gdzieś tędy wjechaliśmy. - brodacz przesunął palcem po jednej z dróg jakie prowadziły z ze wschodnich peryferii mapy aż do centrum.

- To gdzieś tu się rozkraczyliśmy. Ciekawe czy z brzegu byłoby widać. Jakbyśmy wzięli łódkę to można by rzucić okiem. Właściwie to wczoraj ani dzisiaj nie byliśmy na tamtym brzegu. Myślę, że gdzieś tutaj dopłynęliśmy. - kierowca zaznaczył północno - wschodni krawędź wyspy. Było o tyle łatwiej, że był tam mały kwadracik oznaczający budynek a który pewnie był tą chatą w jakiej spędzili ostatnią noc. Po przeciwnej stronie zaznaczył palcem rejon gdzie mogła zostać ich fura. Ale czy byłoby ją stąd widać tego bez sprawdzenia nie wiedzieli.

- Gdybyśmy mieli lornetkę... - Griffith westchnęła, przeczesując włosy dłonią. Kucała między kumplami, opierając się łokciami o ich kolana, więc przy tym manewrze na chwilę uwolniła Jaspera od dosłownego podtrzymywania jej na ciele i duchu - Chuj, zobaczmy co tam będzie. Wolałabym jednak wziąć łódkę i zerknąć. Tylko, do cholery, na wodzie będziemy odsłonięci, lipa jak nas ktoś zobaczy. Aż dziwne że do tej pory nikt tu nie dopłynął oprócz Lisy i Tracy… dzięki chłopaki. Że niczego uber męskiego i super twardego nie odjebaliście - poklepała ich po kolanach - Spytajmy laski czy dadzą nam łódkę albo mają ochotę się przepłynąć na zwiad.

- No woda to dość otwarty teren. To kiedy byśmy nie wypłynęli to będzie widać tą łódkę. - kanadyjski chemik i farmaceuta wzruszył trochę ramionami widocznie uważając, że ten punkt jest raczej trudny do przeskoczenia.

- Chyba, że w nocy. No ale w nocy chujowo widać. - Aaron podsunął jakieś rozwiązanie ale bez przekonania. W powszechnej opinii noc wydawała się bardziej sprzyjać tym z 20-ką w żyłach niż tym bez. Ludzie zwykle spędzali noce w bezpiecznych kryjówkach.

- Popłyńmy teraz. Sprawdźmy czy w ogóle widać od strony rzeki naszą furę. Wtedy pomyśli się co dalej. Nie ma co działać na chybcika. Jak się nie wyrobimy dzisiaj to jutro się tam popłynie. - zdecydował Kanadyjczyk zerkając jak pozostała dwójka odnosi się do takiego pomysłu.

- Jutro? - ruda uniosła głowę, spogladając na niego z niezrozumieniem. Zmarszczyła brwi i nos, jakby nie mogła uwierzyć w to co słyszy - Jak to jutro? Widzieliście mapę, jesteśmy już w mieście, nie możemy czekać! - wyciągnęła rękę w bok - Tam gdzieś jest Marcus, musimy go znaleźć, po to tu przyjechaliśmy a… on tam jest! - powtórzyła, szybko maskując załamanie głosu złością. Podniosła się szybko, stając nad towarzyszami aby móc patrzeć na nich z góry i tylko zaciskała pięści - Nie ma co czekać, załatwmy to jak najszybciej. Fura, potem miejsce gdzie mają radio. Nadać w eter sygnał i czekać na sygnał zwrotny. - przełknęła ślinę - On tam gdzieś jest.

- Sil. - Kanadyjczyk zaczął tak jak zwykle gdy uważał zachowanie czy pomysł któregoś z nich za niestosowne i nie na miejscu. - Jechaliśmy tu z pół miesiąca. Dzień różnicy nie robi różnicy. A głupio byłoby się dać zabić na rogatkach mety. Popłyniemy, zobaczymy jak to wygląda i wtedy zdecydujemy co dalej. - mówił spokojnie i stopniowo wyprostował się aby móc wygodniej na nią patrzeć. Więc i Aaron w końcu wziął mapę do ręki i wstał jako trzeci z nich.

Perspektywa uległa zmianie, wracając do zwyczajowej normy. Znowu rudzielec musiał zadzierać głowę aby patrzeć kumplom w twarz. Wyglądała więc jak mała, zacietrzewiona dziewczynka z poczerwieniałą od złości buzią.
- Jesteśmy tuż obok… i tak o, mamy sobie tu robić ogniska i budować zamki z piasku - warknęła, mimo że przecież nie chciała. Świadomość że są blisko, a jednocześnie zbyt daleko aby móc zrobić… cokolwiek. Byle nie siedzieć na brzegu i nie gapić na panoramę miasta - Nie będę tu siedzieć z założonymi rękami…wy kurwa róbta co chceta! - zacisnęła pulsujące szczęki… a potem zamknęła oczy i wypuściła z sykiem powietrze, aż zeszło z niej praktycznie całe, zostawiając skurczony, pomięty balonik.
- Przecież nie mógł umrzeć… musi żyć - dodała niemrawo, wciąż zaciskając pięści i powieki.

- Tak. Na pewno. I dlatego nie możemy dać się teraz zabić. - Kanadyjczyk objął ją i przytulił do siebie opiekuńczym gestem. Nawet pocałował czubek jej głowy głaszcząc po włosach.

- No tak Sil. Nie wiemy gdzie on teraz jest. Ostatnie info jest sprzed paru tygodni. Nawet nie wiemy czy jest jeszcze w mieście. Ale jak jest to go znajdziemy. Tylko to może trochę potrwać zanim sprawdzimy wszystkie adresy. - wytatuowany kierowca spróbował ze swojej strony dodać coś co mogło pomóc siostrze ich kumpla i szefa znieść tą niepewność rozłąki.

Postali tak w trójkę, ruda nawet nie za mocno się spięła na bliskość drugiego człowieka. Zatrzęsło nią tylko przez moment, pierwsze sekundy, a potem oparła czoło o kurtkę Kanadyjczyka i stała tak... aż nagle cofnęła się do tyłu, zarzucając kaptur na głowę.
- Sprawdzę koparki, wy skołujcie łódź - burknęła głucho, szybko drepcząc gdzie wielkie, żółtawe maszyny. Wyszła na chama i prostaka. Buraka bez wdzięczności... tak było lepiej, niż pokazać chłopakom że się rozkleiła. Zamiast kompromitacji zyskała parę chwil i gdy zaczęła wdrapywać się po kole do szoferki, minę miała skupioną, a oczy dyskretnie przetarte rękawem kurtki.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline