Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2020, 11:43   #7
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - 2021.08.01; nd; ok 14:00

Czas: 2021.08.01; nd; ok 14:00
Miejsce: Oregon; Portland; rzeka przy Ross Island
Warunki: jasno, ciepło, zachmurzenie, d.si.wiatr
Głód: -0,4; lekki głód (następny mod o -0,1 o 15:30)






- I co młodzieży? Widzicie coś? - Jasper spokojnie siedział na środkowej ławeczce łodzi. Reszta też obsiadła wolne miejsca. Reszta czyli Aaron, Silvia i Lisa. I rzeczywiście byli młodsi od niego. Tylko Aaron zaryzykował wstać na dnie łodzi. Wcale nie było to takie łatwe bo łódź się dość mocno kołysała na tym wietrze. Nawet co mniejsze gałęzie drzew lub młodnik też się kołysał a niebo dalej było pochmurne nie pozwalając by słoneczny blask przebił się przez tą zasłonę.

- Nie. Ale musieliśmy zbiegać z tamtego nasypu. Nasza fura jest gdzieś tam. - kierowca znów usiadł obok Kanadyjczyka przestając cyrkować z balansowaniem na niezbalansowanej łodzi aby utrzymać balans w pionie.

- Tam są tory i ścieżka rowerowa. Na dole. Potem jest ten nasyp i droga dla samochodów. - wyjaśniła im blondynka z mocnym makijażem wokół oczu która znów kryła się pod szarym kapturem. Obie z Tracy zgodziły się udostępnić gościom łódź no ale Lisa też chciała się zabrać z nimi.

- Gdzieś tutaj wylądowaliśmy wczoraj. - właściwie to ustalenie wczorajszej chaotycznej trasy ich ucieczki w świetle trochę wietrznego ale raczej spokojnego dnia okazało się nie takie proste. Na wybrzeżu wyspy brakowało punktów charakterystycznych by odróżnić jeden fragment od sąsiedniego. Gładki, wąski pas plaży z raczej ciemnym niż jasnym piaskiem i ściana lasu zaraz potem. Lisa mniej więcej wskazała gdzie powinna być ta chata w jakiej spędzili noc co mniej więcej pomogło określić miejsce gdzie wczoraj wyczłapali się na brzeg. No i za bardzo nie rozglądali się chcąc zejść z widoku covidom i skryć się w lesie.

- No a skakaliśmy do wody… - wytatuowany spojrzał w przeciwną stronę rzeki. Pokazał ręką gdzie jego zdaniem mogli wbiegać do tej cholernej wody. Ale pokazał całkiem spory pas brzegu.

- Zależy ile was zniosło. Jak tu wylądowaliście to raczej musieliście zacząć płynąć wcześniej. - Lisa machnęła ręką w stronę rufy i tam bliżej wejścia do zatoki. Po drugiej stronie też właściwie nie było punktów orientacyjnych. Albo inaczej. Jakieś drzewo, słup czy inna barierka mógł stanowić punkt orientacyjny ale teraz, gdy mieli czas mu się przyjrzeć z odpowiedniej odległości i na spokojnie. A nie gdy w zapadającym zmroku lecieli na łeb i szyję przed ścigającymi ich 20-kami.

Przypłynęli łodzią z kilkaset metrów trzymając się bliżej wyspy. Tak na wszelki wypadek. W tym miejscu rzeka miała ze dwieście metrów szerokości. Może trochę mniej lub więcej. Ale to tak w linii prostej, od brzegu do brzegu. Chociaż tam bliżej wejścia do zatoki wyspy była dużo węższa. Może miała z połowę tego. Łodzią można było pływać dość swobodnie po tej rzece ale wpław, z topiącym się Aaronem to cholera wie ile wczoraj przepłynęli. Brzeg rzeki od strony stałego lądu wznosił się. Najpierw na kilka metrów i tam była ta ścieżka, tory i tak dalej. To jeszcze było dość łagodne chociaż drzewa i krzaki nieco przesłaniały widok. Ale za nimi wznosił się ten nasyp. Całkiem stromy. Wczoraj o mało sobie karków nie połamali zbiegając z niego. Aaron teraz wyceniał go na jakieś 45*, może 50*. Stromy. Teraz musieliby się po nim wspiąć aby wrócić na poziom drogi. Tylko, że ten nasyp był porośnięty tak gęsto drzewami, że przypominał las. No i w ogóle zasłaniał leśną kurtyną co się działo wewnątrz albo za nim. Zresztą nawet bez tego lasu to nasyp był zbyt stromy i wysoki by od strony rzeki dojrzeć coś co nie byłoby na samej krawędzi. A ich samochód nie był bo zatrzymał się na betonowej barierce oddzielającej oba pasy.

- To może pójdziemy do sklepu? - Lisa zaproponowała po chwili milczenia. - Wysiądziemy przy tamtym pływającym domu. Do sklepu jest jeden kwartał. Po drodze jest stacja benzynowa i apteka. Mocno splądrowane no ale może coś zostało. No i pewnie wasz samochód. Tylko musielibyśmy do nas wrócić po torby i resztę. - dziewczyna w szarej bluzie wskazała na widoczny o kilkaset metrów dalej biały budynek który faktycznie wyglądał jakby pływał na wodzie. Tam rzeka była zauważalnie węższa niż tutaj. - Chociaż sama nie wiem czy to tak dobrze jeździć teraz samochodem. - dziewczyna w szarej bluzie mówiła jakby sama gryzła się z tymi zaletami i wadami podróży samochodem.

- Dlaczego? - Aaron odwrócił się ku niej i zapytał dość napastliwie. Jakby poczuł zagrożenie które może działać przeciwko jedynemu, słusznemu środkowi transportu jaki on uważał za słuszny.

- Bo one reagują na ruch, hałas i światło. Tak w radio mówili. Więc jak o zmroku jechaliście warczącym samochodem z zapalonymi światłami… - Lisa rozłożyła ręce by resztę dopowiedzieli sobie sami.

- No ale jak jedziesz to cię żadna 20-ka nie ścignie! A jeszcze rozwalić na masce jakiegoś można! Wiesz ile ich tak załatwiłem po drodze?! - Aaron naskoczył na nową koleżankę nie chcąc słyszeć takich głupot.

- Stul się Aaron. - Kanadyjczyk posłał mu ostrzegawcze spojrzenie i młodszy z mężczyzn się przymknął chociaż widać było, że będzie przeciwnikiem innego sposobu podróżowania niż własne cztery kółka. Chemik zaś wyjął mapę znalezioną wcześniej przez Silvię i rozłożył ją na kolanach. Musieli ją wspólnie przetrzymać bo wiatr uparł się ją zawiewać a najlepiej porwać za burtę. W trzech pozostałych pojazdach zbyt wielkich skarbów nie znalazła. Trochę rzeczy potrzebnych w samochodzie. Jakiś ręcznych, kask, kamizelki odblaskowe, przeterminowany odmrażacz do szyb, gumowce i buty robocze, ładowarkę do telefonu ale bez telefonu i tego typu przedmioty na jakie dawniej właściwie nie zwracało się uwagi skoro każdy miał coś takiego.

- Tutaj jesteśmy. Tamten biały dom to chyba to. Tu jest jakaś stacja benzynowa. A gdzie jest ten sklep o jakim mówisz? - brunet pochylił się nad mapą i dość łatwo namierzył wspomniane punkty. Na mapie całego miasta to wszystko było po sąsiedzku.

- No nie wiem… Gdzieś… Chyba tutaj… Rany to nie daleko, zaprowadzę was. - blondynka chyba nie bardzo umiała te mapy bo po chwili wpatrywania się w siatkę ulic i budynków zakreśliła obszar w pobliżu rzeki. Ale majtnięty palcem obszar był wcale nie taki mały. Wyglądała jednak na zirytowaną takim bezpośrednim pytaniem o mapę.

- Ale jak Tracy się zna na silnikach to też dobrze by z nami poszła. - zauważył Kanadyjczyk patrząc na Lisę. Ta przygryzła wargę i chwilę się zastanawiała. Po czym skinęła głową.

- To co? Wszyscy byśmy szli? - Aaron zapytał trochę jakby zdziwiony a trochę zaskoczony takim obrotem sprawy.

- Wszyscy będziemy mogli zabrać więcej rzeczy. Lepiej załatwić co się da za jednym razem. Każda wyprawa do miasta to ryzyko. Tu nie ma luksusów ale jest bezpiecznie. No ale jedzenie nam się kończy. A na razie ich nie widać to można spróbować. - Lisa westchnęła i nie mówiła lekko. Ale widocznie w jej kalkulacjach plusy skoku za rzekę chwilowo trochę górowały nad minusami. Żadnych snujących się zarażonych z rzeki nie wiedzieli. Z drugiej strony w tych lasach czy domach mogły być ich całe chmary a i tak by ich stąd nie widzieli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline