Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2020, 16:38   #175
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 73 - 2037.V.08; pt; południe

Czas: 2037.V.10; nd; popołudnie; g. 17:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho






Grupka znajomych sobie twarzy siedziała w znajomym dla siebie pomieszczeniu. Nad stołem leniwie toczył się półprzezroczysty glob ich rodzimej planety jakby dla przypomnienia, że X-COM walczy na całej planecie i o całą planetę. Chociaż akurat ta baza X-COM działała raczej bardziej lokalnie. Najblższe sąsiednie bazy to w Nowym Jorku na wschodzie i LA na zachodzie. No i była jeszcze nowa baza w Nowym Orleanie ale była bliźniaczą placówką do ich własnej, też założonej na początku tego roku tylko przez kalifornijską załogę. Jeśli na terenie dawnego USA działały jeszcze jakieś placówki X-COM to Law i pewnie inni równi mu szarżą o tym nie wiedział by w razie wpadki nie mogli sypnąć.

Ale nieco ponad pół tuzina mężczyzn i kobiet zebrało się jak co tydzień na niedzielnej odprawie by omówić sprawy związane z własnym podwórkiem. Podsumować właśnie kończący się tydzień i zaplanować działania na kolejny.

- Bimbrownia Franka działa nieźle i dostarcza nam trochę butelek na wymianę z lokalną ludnością. Na tą chwilę mamy bimbru na jakieś 30 - 40 kredytów. - ciemnowłosa Matylda podsumowała zapasy jakimi razem ze swoimi ludźmi wymieniała się z bliższą i dalszą okolicą na inne potrzebne fanty. Okazało się, że koniec świata czy inwazja obcych a człowiek nadal lubił sobie zwilżyć gardło smacznymi promilami. Szefowa działu wsparcia popatrzyła na polskiego imigranta aby sprawdzić czy jej dane są aktualne a ten skinął twierdząco głową.

- My też mamy trochę nadwyżek w magazynie. Myślę, że na nasze apteczki też byście znaleźli chętnych. - Lena dorzuciła się swoim raportem o produkcji biolabu. Popatrzyła na Sidmeier jak ta zareguje na sugestię. No a w odpowiedzi Matylda skinęła potakująco głową.

- Tylko usuńcie wszelkie xcomowe znaki. Tak by to wyglądało na jakąś lokalną, nielegalną manufakturę. - szef szpiegów zgłosił swoje zastrzeżenie co do tego punktu.

- No a po tej ostatniej akcji w Boeingu wreszcie mamy czym strzelać. Jeszcze jak doliczyć do tego sierżanta Yuana no to można by pomyśleć o jakimś uderzeniu. - Moritz pochwalił się czy raczej uczestników ostatniej akcji w Chesterfield ledwo parę dni temu. Do tej pory właściwie tylko zbrojni mieli pancerze i broń z prawdziwego zdarzenia. A po tym szaberku jaki był możliwy dzięki współpracy z Cole można było myśleć by wyekwipować drugi team. Bo dotąd reszta xcomowców zwykle miała tylko osobistą broń krótką.

- Teraz mamy 2 sztuki ciężkiej broni. Faust się cieszy jak dziecko, wreszcie ma coś w swoich rozmiarach. Do tego 5 szturmówek i po 5 nokto, gazmasek i lekkich, cywilnych kamizelek. To już można na tym nieźle wyekwipować furgonetkę czy dwie. - Moritz chrypiał swoim chropawym głosem gdy wymieniał uzupełniony w ostatniej akcji arsenał. Jak na swoje kłopoty z głosem to był dziś bardzo wylewny.

- A co z Ivanem? - szef bazy zapytał o największą ofiarę wypadu w trzewia kompleksu Boeinga. Przez chwilę wszyscy patrzyli na niego lub na siebie nawzajem ale w końcu znów głos zabrała Lana bo biolab jako najbardziej pokrewna medycynie branża zwykle zajmował się ich chorymi i rannymi.

- Wyjdzie z tego. Za jakiś tydzień. Może dwa. Chociaż te blizny po oparzeniach to mogą mu zostać. - powiedziała młoda brunetka w klasycznych okularach udzielając odpowiedzi o ich pacjencie. Wskazała na swoje piersi gdzie stwór kanałowy rozerwał skafander Ivana i tam było najmocniej oparzone miejsce cyborga.

- A co z Boeingiem? Nie połapali się, że to my? - szef popatrzył po zebranych dookoła twarzach. Tym razem Carter poczuł się wywołany do odpowiedzi.

- Trąbią dookoła o zaginięciu Vanessy Wright. Tak naprawdę nazywa się Cole. Z tego co czytałem raporty zapewne odkryją w jaki sposób prysnęła im ze złotej klatki. Pewnie też połapią się, że im co nieco starego szpeja brakuje w magazynie. I te ruszane kraty w kanałach. A co z tego sobie poskładają to już nie wiem. W każdym razie ta mała to teraz gorący towar. Szukają jej jak zbiega. Chociaż oficjalnie to zaginięcie i nie ma jeszcze statusu terrorysty. Trudno jej będzie nam się pozbyć. Nie wiem czy przywożenie jej tutaj było dobrym pomysłem. Jeśli ona jest wtyką to jesteśmy załatwieni. - szef szpiegów szybko i sprawnie podsumował jak to sprawa prawdopodobnie dla sił rządowych no i co to dla nich oznacza. Przez ostatnie dwa dni siedział nad raportami Lawa który jako najwyższy rangą w tamtej grupie musiał je sporządzić po akcji. I o ile do samej akcji szpieg nie miał zastrzeżeń to na przywiezienie kogoś z zewnątrz od początku kręcił nosem i traktował Cole jak podejrzaną. Poprosił ją o oddanie wszelkich komputerów i komunikatorów oraz przeskanował ją na obecność podsłuchów i nadajników. A na deser poprosił by nie opuszczała starego browaru. Oficjalnie dla jej własnego bezpieczeństwa bo policja i kto wie kto jeszcze jej szuka. A czarnulka chociaż rozumiała te potrzeby bezpieczeństwa i z tych prób wyszła zwycięsko to jednak z kolei nie ukrywała, że takie traktowanie ją męczy i nie jest dla niej przyjemne. Więc prawie od początku tych dwoje za sobą nie przepadało.

- A w ogóle co z nią? Gdzie ona teraz jest? Określiła się jakoś co dalej zamierza robić? - komandor bazy zainteresował się jedynym nie-xcomowcem jaki przebywał w ich bazie. Młoda kobieta wzbudziła powszechne zainteresowanie w ich małej społeczności. Odkąd z miesiąc temu z misji wspólnej z alvarezowcami przy rzece wrócili z prawdziwym MECiem to była pierwsza nowa twarz w ich gronie. Do tego nie taka brzydka ta twarz. Tylko o ile co do sierżanta Yuena nikt nie miał wątpliwości bo należał do ich organizacji dłużej niż pewnie większość z nich to z Cole już nie była taka jasna sprawa. Była kimś z zewnątrz. I chyba nie zamierzała z nimi zostać na stałe. Była sprawnym robotykiem o czym świadczył choćby jej metalowy kot Zorro. Ale chciała się przedostać na Karaiby gdzie miała nadzieję zniknąć w mrowiu drobnych wysepek i kolorowej mozaiki ludzi z całego świata. Tylko, że nawet gdyby ją puścić to wydawało się, że ma marne szanse przedrzeć się przez oficjalne sito patroli i skanów stąd aż do Zatoki Meksykańskiej.

- To jak puścić płotkę to stawu z piraniami. - oświadczył Carter gdy dowiedział się o zamiarach zbiega z dawnych zakładów Boeinga. - Chyba, że to wtyka i po prostu chce się stąd wydostać. - dodał zaraz potem. A czy Cole była wtyką czy nie w tej chwili nie bardzo było jak sprawdzić. Law został uprzedzony przez szefa agentów by miał oko na wszelkie nieautoryzowane transmisje w okolicy gdyby Cole próbowała się skontaktować z kimś z zewnątrz albo na odwrót. Ale na razie nic takiego ludzie Lawa nie wykryli. Sprawdzenie dostępnej biografii Vanessy Wright też nie przyniosło żadnych rewelacji. Urodzona 28 lat temu jeszcze przed Inwazją. Więc miała 8 lat gdy kosmici najechali tą planetę. Potem dość standardowa szkolna kariera, studia na wydziale robotyki ukończone z wyróżnieniem. No i ostatnie 3 lata to praca w Chesterfield po czym właściwie dziewczyna znikała z wszelkich rejestrów. Udzielała się dość aktywnie na mediach społecznościowych i to był właściwie jedyny jej ślad istnienia przez te 3 lata. Czym się zajmowała w tym kompleksie to nie było wiadomo. Tylko, że Law sam wiedział, że taką legendę ze swoim zespołem mógłby zmajstrować w jeden dzień. Może by dopasować detale do sprawdzania twarzą w twarz to by to trochę dłużej ale gdyby dostali odpowiednie wytyczne to mogli by to zmajstrować w jeden dzień.

- Póki jest u nas ale nie ma kontaktu z innymi to tak jakby nic nie wiedziała. No ale jak się skontaktuje albo ją wypuścimy… - tego właśnie obawiał się agent Carter. Jeśli ją wypuszczą to mogła w parę minut podać ich namiar choćby na policję. A w ciągu kwadransa kordon sił rządowych i drużyny szturmowe zajmujące pozycję do ataku. Może nawet sam ADVENT by się pofatygował. No ale na razie Cole zachowywała się poprawnie nie dając powodów do skarg czy aresztowania. Chociaż jej bytność była nieco uciążliwa w bazie która doszła już do limitu przeludnienia i dziewczynę trzeba było dokoptować do innych dziewczyn w jednym z pokojów mieszkalnych.

Dsykutowali właśnie jak postąpić z Cole. Wypuścić ją? Zatrzymać? Jak wypuścić to jak? Nawet gdyby ją wyposażyć w legendę nie było pewne czy poradzi sobie na zewnątrz. Była naukowcem a nie szpiegiem. Przynajmniej według tego co powiedziała sama o sobie czy udało się o niej dowiedzieć. No ale jak coś więcej oznaczałoby, że ktoś, pewnie ktoś z agentów Cartera, musiałby zapewnić jej transport. Tylko dokąd? No i to by oznaczało oddelegowanie jakiś xcomowych sił na nie wiadomo jak długo. No ale Cole mogła się odwdzięczyć przelewem kredytów na wskazane kąto. A może jej nie wypuszczać? Tylko co dalej? Jak ją traktować? Jako gościa? Więźnia? Zaproponować wstąpienie do X-COM? A jak zareaguje? Na razie nie było wiadomo czy połapała się z kim nawiązała kontakt. Przesiadywała głównie w barze albo chodziła sobie po trzewiach starego browaru bo w przeciwieństwie do innych nie miała żadnego grafiku ani przydzielonych zadań. A przydzielić ją do jakichś zadań znaczyło uchylić rąbka tajemniczy kim są i czym się tu zajmują. No i trwała ta burzliwa dyskusja gdy zabrzęczał komunikator Leny. Ta chwilę słuchała, coś włączyła do oglądania nieco zaburzając tok tej dyskusji ale w końcu ją przerwała.

- To Sam. Może sami to zobaczcie. Rzucam cię na monitor Sam, poczekaj chwilę. - szefowa biolaby zwróciła się do zebranych aby na koniec rzucić do swojego zwiadowcy. Po chwili zamiast hologramu całej planety wyświetlił się obraz z jakiejś ręcznej kamerki. Pokazywał widok na jakąś kamienicę. I zamieszanie wewnątrz.

- Na co patrzymy Sam? - zapytał Carter próbując się zorientować w sytuacji. Ale bez dodatkowych wyjaśnień wyglądało to jak randomowe zamieszanie w randomowej kamienicy.

- Tam na dachu znalazłem stary śmigłowiec. Ale z drugiej strony to teraz go nie widać. Miał chyba lądowanie awaryjne. - w głośnikach usłyszeli głos Sama. A na tym obrazie rzeczywiście nie było widać żadnego śmigłowca.

- A coś ciekawego było w tym śmigłowcu? - szpieg zapytał chcąc wiedzieć co takiego zaciekawiło zwiadowcę biolabu w starym wraku w niewiadomej kondycji.

- Nie zdążyłem się tam dostać. Wydaje mi się, że w ładowni widziałem jakieś skrzynki. Wczoraj. No a dzisiaj wracam i o. - zwiadowca wyjaśnił co go zaciekawiło w tym budynku. No i co mu pokrzyżowało te dzisiejsze plany.

- A wiesz o co tam chodzi? - agent próbował zorientować się co tam się dzieje. Wyglądało jakby xcomowiec znajdował się w sąsiedniej kamienicy i przez okno obserwował co się tam dzieje wewnątrz. A wyglądało na jakieś zamieszki. Jakby gromada ludzi szturmowała jakieś wejście chcąc się dostać do środka.

- Nie do końca. Ale na najwyższym piętrze urzędują jacyś kolesie w kitlach. Może lekarze, może coś produkują. Nie byłem tam w środku i nie gadałem z nimi. Ale dzisiaj coś się schrzaniło i towarzystwo chce im się dobrać do tyłków. Nie wiem o co im poszło. - dało się wyczuć jak zwiadowca wzruszył ramionami i mówił dość spokojnym, nawet obojętnym tonem. Wśród tłumu szturmującego drzwi dało się dostrzec maczety, młoty i siekiery jakimi próbowali rozwalić drzwi. I możliwe, że w końcu im się to uda sądząc po efekcie ich pracy. Niektórzy mieli też jakieś pistolety czy strzelby ale w tej okolicy bezprawia posiadanie broni było zalecane dla własnego bezpieczeństwa.

- Gdzie jesteś? - Carter na razie obserwował scenę jeszcze chyba nie podejmując żadnej decyzji albo nie wyrobił sobie zdania.

- Po sąsiedzku od nas, w Path. Law powinien mieć mnie na radarze. - odparł spokojnie zwiadowca. Więc w pomieszczeniu narad wszystkie twarze spojrzały na szefa skanerów. Ten zaś mógł połączyć się ze swoimi ludźmi w HQ i ci prawie od ręki przesłali tutaj mapkę z pozycją ich kolegi. No faktycznie prawie po sąsiedzku. W linii prostej ledwo kilka kilometrów od nich czyli parę minut jazdy samochodem.

- Jest jeszcze coś. Przełączcie się na 99,55 UKV. Strasznie ich tnie ale coś może usłyszycie. Myślę, że to od nich. - dorzucił wisienkę na torcie. I znow wszyscy popatrzyli na Lawa. Ten zaś nie miał kłopotów by na sprzęcie jaki tutaj mieli złapać odpowiednią częstotliwość. Po chwili dały się słyszeć barwne trzaski eteru zakłócane czasem ludzkim głosem.

-... ówka medy… bne wspar… śmy atak… jcie pomoc!... amy lekars… - trudno było zrozumieć co dokładnie nadawca ma na myśli. Ale było czytelne, że sytuacja jest dramatyczna i wzywa pomocy.

- Cholera oni nadają to otwartym tekstem. Jak to przechwyci jakiś radiowóz albo dron to zaraz przyjadą to sprawdzić. - zżymał się szef xcomowych szpiegów ale taki wariant był możliwy. Policja rzadko się zapuszczała w te rejony by rzadko ją ktoś wzywał. A miejscowy element wolał polegać sam na sobie w wymierzaniu sprawiedliwości i obronie prawa własności co zwykle oznaczało mniej lub bardziej współudział z alvarezowcami. Niemniej policja nie miała żadnych problemów przybyć tutaj z interwencją co udowodnił lutowy kordon wokół Dutchtown po niezbyt udanej akcji Franka z lokalną młodzieżówką i próbą schwytania samego Alvareza przez siły rządowe wezwane przez Franka. Potem kocioł trwał kilka tygodni praktycznie zaraz za opłotkami browaru Lempa.

- Tutaj słychać trochę lepiej. Mówią, że to placówka medyczna i potrzebują pomocy. Obiecują lekarstwa za rozpędzenie tego tłumu albo ewakuację. Trochę panikują. Ale właściwie to się im nie dziwię patrząc na to co się tam dzieje. Jeszcze się do nich nie odzywałem ale jak chcecie to mogę. Albo niech ktoś z was tu przyjedzie. Tylko wiecie ja nie wiem ile te drzwi jeszcze wytrzymają i co jest za nimi ale na moje oko to czasu jest raczej mniej niż więcej. - zaproponował Sam tym samym spokojnym, prawie obojętnym tonem cały czas kierując kamerkę na szturm ostatniego piętra sąsiedniego budynku. Sam i Lena przerwali połączenie by w sztabie można było omówić tą sytuację.

Moritz proponował by wsyłać oddział szturmowy. Chociaż sam przyznawał, że nie bardzo wiedział co potem. Tak po prostu otworzyć ogień do cywilów, nawet wściekłych i uzbrojonych to jakoś mu się nie uśmiechało. Carter uważał, że sytuacja jest mętna. Nie wiadomo kto tam ma jakieś żale do kogo i o co. A sygnał był słaby więc może nie dotrze do rządowych. No ale jednak mógł i dotrzeć. Lena rzuciła luźną uwagą, że jeśli produkowali leki to mogli i produkować prochy lub inne używki. Chociaż mogli też leczyć ludzi. Frank zauważył, że może odstawiali jakąś kaszanę i teraz byli pacjenci czy klienci przyszli z reklamacją. Chociaż jeśli to była wytwórnia prochów może po prostu uczciwi obywatele przyszli zrobić porządek. A Matylda, że jeśli tam się dostaną i zrobią porządek to dla xcomowców zbyt wiele pewnie nie zostanie. A tak gdyby udało się uspokoić sytuację to może zyskaliby partnerów handlowych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline