Zabawne, jak bardzo skory do współpracy - tańcząc na granicy szaleństwa, wyznania wszystkich win i sprzedania swojej matki oraz ojca - jest ten człowiek. Powiedziałem mu tylko, że jest zatrzymany w celi Adeptus Arbites. Skoro moi bracia wywarli na nim takie wrażenie, to sądzę, że gość by się zapadł w sobie na wieść o prawdziwym miejscu pobytu.
No, nie potrzeba mi tutaj trupa, jeszcze nie teraz.
Miotał się i szamotał, niczym ranne zwierzę. W Scholi uczono nas przesłuchiwań. Częścią wieloletniego programu było również bycie w skórze ofiary przesłuchań i tortur. Rozumiem jego zachowanie, na samym początku też taki byłem, choć szybko zastąpiłem to... gniewem. Nawet nie pamiętam ile razy więcej i ciężej dostawałem po gębie czy innych częściach ciała od preceptorów, którzy odgrywali rolę przesłuchujących, tylko dlatego, że byłem o wiele twardszy oraz agresywniejszy od moich braci i sióstr. Mały Fenoff znowu się stawiał, mawiali. Eh, wspomnienia.
Odwracam się, gdy drzwi celu uchylają się. Moim pierwszy odruchem jest sięgnięcie po Carnadona, mile ciążącego mi w kaburze pod pachą. I pojawia się ten, którego bym się kompletnie nie spodziewał. I w ogóle bym tu chciał.
Odbieram wydruk i kiwam głową na podziękowanie. Bajer nadal wije się i wrzeszczy. Typowy przypadek, typowe reakcje. Gdy podtykam mu pod nos wydruk milknie, przygląda się. Herb też jest poszlaką, ale o wiele lepiej będzie jeśli zidentyfikuje ją po zdjęciu.
Reakcja i odpowiedź sprawiła, że w mojej głowie zakołatała jedna myśl: spudłowałeś.
Opis, a raczej rzecz o których wyszukanie prosiła owa kobieta, pasowały do Hortance Krane, jak do nikogo innego. Zbyt długo zajmuje nam dostarczenie tutaj zdjęć.
- Skup się, Bajer. Podaj mi datę odwiedzin tej kobiety. Gdy wykonałeś dla niej zadanie, w jaki sposób dostarczyłeś jej informacje? - pytam ponownie, odsuwając gniew na bok. Przemawiam spokojnym, jednostajnym tonem śledczego, który na sposób walca toczy się do przodu wyciskając z podejrzanego informacje.
Odciągam na bok adepta i mówię szeptem:
- Rusz logosów do wyszukiwania herbów. Jedyne co mam to drzewo w towarzystwie zwierząt. To jedyny punkt zaczepienia. Wracaj do komórki. Przy okazji wyszukaj wszelkie znaki rodowe kadry Nefrita, plus zdjęcie Klaudi Mandrigal. - odwracam się ponownie ku więźniowi.
- Mów prawdę, tylko to mnie interesuje. Możesz skrócić swoje cierpienie, ale nie zatrzeć go. Poniesiesz karę za złamanie Lex Imperialis. Moja ocena jest taka: dostaniesz dziesięć lat na planecie więziennej za włamanie się do bazy danych. Doklepią Ci drugie tyle, a może i piętnaście dodatkowo za powiązania osób których wyszukiwałeś, nie mówiąc o przyjęciu ogromnej sumy pieniędzy, za to dostaniesz kolejne dziesięć. Spędzisz długie lata na planecie więziennej i módl się, by w przypływie litości któregoś dnia na planecie-więzieniu pojawili się oficerowie z regimentów karnych. Może wtedy odkupisz swoje winy, Bajer.
Nie kłamałem. Podałem mu prawdziwe kary za artykuły, które złamał. Na podstawie dowodów, mogę do wstępnie oskarżyć i zamknąć w areszcie, a dowody przekazać moim braciom, którzy zamkną go. Kwestią jest to, czy zrozumieją kogo wyszukiwał i jak ważne są to osoby dla śledztwa Inkwizycji. Musiałbym przekazać go Kae.
- Strażnik! - krzyczę, by mój głos słychać było na korytarzu. Po chwili pojawia się ten sam dziadek, który mnie przyprowadził. - Przenieść więźnia do celi aresztu i zakuć.
Ponownie odwracam się do adepta, sygnalizując Bajerowi iż na tą chwilę rozmowa się zakończyła. - Idziemy, wrócę tu później. Mamy sporo do zrobienia. - mówię szeptem do albinosa. Stawiam kołnierz mojego płaszcza, by jeszcze bardziej spotęgować moją aurę nieprzejednanego śledczego.