Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 11:38   #79
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Myślałem raczej o zostawieniu Falrisa w osadzie opodal w towarzystwie Garrena. – Uśmiechnął się. – I tak spędziłabyś u Aithane tylko kilka dni. Ale jak wolisz. Co do tytułu szlacheckiego należy ci się on z urodzenia, więc nie muszę ci go nadawać… no chyba, że chcesz sobie zmienić nazwisko. Co do zadania, to najbardziej zależałoby mi na wiadomościach z południa. Chcę wiedzieć jak Jonathanowi idzie w negocjacjach z sułtanem. Pakt handlowy z południem mógłby zagwarantować cesarstwu spore zyski i zamknąć usta kilku moim przeciwnikom.

- Oh, zrozumiałam, że Morrisana i Garren od razu idą w swoją stronę... Ale skoro ork tam będzie to zmienia to sytuację i będę spokojna o bezpieczeństwo Falrisa - darzyłam Garrena dużym zaufaniem i wiedziałam że w jego obecności elfowi nie stanie się żadna krzywda.

– A zatem poprosić Morrisanę i Garrena aby udali się z nami w drogę powrotną, wtedy odwiedzimy Aithane i po tym ty wraz z Falrisem, Garrenem i Morrsianą wyruszycie na południe? – Zapytał.

Widziałam, że Cesarzowi zależało, żebym spędziła z nim czas, poznali się i bym poznała jego wybrankę, co było zaszczytem skoro miała zostać cesarzową... Ale wtedy musiałabym wtrącić się w plany Morrisany i Garrena, co o ile chwilę wcześniej nie chciałam robić tak teraz gdy chodziło o bezpieczeństwo Falrisa to już było zupełnie inaczej. Milczałam więc dłuższą chwilę rozważając te opcje, uznając, że proszenie o czas na przemyślenia i tak mi w niczym nie pomoże.

- Zatem zróbmy tak, jeśli Morrisana i Garren zgodzą się iść z nami, to udam się z tobą do Aithane. Później z ludźmi przez ciebie wyznaczonymi skieruję się do mojego brata, by dowiedzieć się jak mu idzie - odpowiedziałam w końcu.

– Świetnie – Uśmiechnął się. – Pojutrze rano zamierzam wyruszyć dalej, najbardziej potrzebujący opieki i kapłani zostaną na miejscu aby mogli dojść do siebie. Zabiorę ze sobą tylko część armii, wódz zapewni nam niezbędne wsparcie i wtedy szybko przebędziemy resztę trasy. Jeśli zechcesz będziesz mogła po drodze wstąpić do swojego klasztoru. O ile nie masz żadnych powodów by nie chcieć tego robić.

- Tak, będę chciała osobiście poinformować przełożonych o mojej decyzji i oddać to co należy do zakonu - tu miałam na myśli rynsztunek który do tej pory używałam, a teraz po prostu był mi zbędny.

– Oczywiście. Już niedługo wieczorna uczta, może chcesz się jeszcze jakoś przygotować? – Zapytał.

- Raczej nie... - pokręciłam głową, bo nie miałam się w co stroić.

– Przesłać ci jakieś kosmetyki i suknię? – Zapytał. – Pani Pułkownik Felicien, to strojnisia, na pewno wzięła ze sobą jakieś damskie ozdoby.

- Nie, nie, nie trzeba - aż uniosłam ręce w geście poddania. - Rozumiem jednak, że ty potrzebujesz chwilę odpoczynku przed, w końcu dopiero co skończyłeś naradę i przez rozmowę ze mną nie miałeś czasu dla siebie - mówiąc to wstałam ze swojego miejsca, z zamiarem wyjścia.

– Do zobaczenia na uczcie – Powiedział wstając, potem podszedł i otworzył ci drzwi, lekko się kłaniając.

Skinęłam mu głową z szacunkiem i wyszłam z jego komnaty. Z racji tego, że przyszłam tu prowadzona i byłam mocno zestresowana przed spotkaniem, to nie pamiętałam w którym kierunku miałam iść, ale bez ociągania skierowałam się tam, gdzie wydawało mi się, że jest właściwy korytarz prowadzący do mojego lokum.

Idąc przed siebie trafiłaś na młodą, wyjątkowo smukłą orczycę, która chowała się za rogiem. Dziewczyna zareagowała zaskoczeniem na twój widok. Zauważyłaś, że jej strój… a dokładniej spódnica i biżuteria jaką miała na sobie, wyglądają na bardzo wysokiej jakości. Na nadgarstkach i kostkach miała złote bransolety, na szyi naszyjnik z dużym klejnotem a we włosy wplecione miała złote spinki. Spódnica wyglądała na wyszywaną złotą nicią, a do tego wykonana była prawdopodobnie z pajęczego jedwabiu… czyli najdroższego materiału krawieckiego, produkowanego tylko przez mroczne elfy. Dziewczyna przy pasie miała również sztylet w inkrustowanej pochwie.

– Ja… – Zacięła się.

Zatrzymałam się przed nią, przyglądając się jej z góry. Założyłam po jej ubiorze, że jest córką kogoś ważnego.
- Jestem Marion, a ty? - zwróciłam się do niej.

– Garoga… – Odpowiedziała mocno speszona. – Księżniczka Garoga. – Zauważyłaś, że jak na szesnastolatkę, bo tyle najwyżej byś jej dała, wyglądała na aż nazbyt skrępowaną.

- Miło mi ciebie poznać księżniczko - odpowiedziałam z uśmiechem i ruszyłam dalej.

– Poczekaj… rozmawiałaś z nim… z cesarzem ludzi… jaki on jest? – Wyprzedziła cię i złożyła błagalnie dłonie. – Opowiedz… proszę.

Zatrzymałam się i lekko przekrzywiłam głowę w zdziwieniu, że o niego pyta. Krótko zastanowiłam się jak powinnam go opisać.
- Mężny, godny zaufania i inteligentny - odpowiedziałam jej. - Na uczcie na pewno będziesz miała okazję go poznać.

– Będzie rozmawiał tylko z moim tatą… – Rzuciła. – Mój tata każe mi się zachowywać jak księżniczka… mówić jak księżniczka i być księżniczką… kiedyś córki wodzów brały udział w rajdach, w polowaniach… a ja mam tylko być dostojna i poważna… A on… spojrzała w kierunku drzwi do komnaty… on jest władcą, a mimo to jest bohaterem… ponoć sam wyzwał na pojedynek królową Drowów… Przeczytałam o nim każdą książkę jaką udało mi się kupić od wędrownych kupców… mam o nim spisaną każdą balladę i piosenkę jaką udało mi się znaleźć… Chciałabym być taka jak, albo choć ktoś z jego drużyny… jak Garren… on też tu jest! Wiedziałaś?! – Ekscytowała się coraz bardziej. – Głupia ja… na pewno wiesz… widziałaś się z cesarzem twarzą w twarz… ja tylko mogłam mu dygnąć a potem stać przy tacie jak z nim rozmawiał… to takie niesprawiedliwe…

Wyglądało na to, że Cesarz zaskarbił sobie fana w postaci tej orczycy. Nie dziwiło mnie to ani trochę, bo i sama zawsze myślałam o nim tylko w pozytywny sposób.
- Jeśli zadasz mu pytanie w trakcie uczty to na pewno ci odpowie - poradziłam jej. - Cesarz bardzo lubi opowiadać historie.

– To nie jest takie proste… – Oparła się plecami o ścianę i usiadła na podłodze. – Mój tata może by mi nawet pozwolił się odezwać… ale nie moja mama… jej pasuje ta cała… dostojność i powaga. – Westchnęła. – Ciągle czyta książki o etykiecie ludzi… o zwyczajach arystokracji… kazała nawet sprowadzić zestawy sztućców… Całe zestawy… Ona chciała nawet zmienić nasze stroje, żeby zasłaniały piersi… Chyba spaliłabym się ze wstydu, gdyby ktoś zobaczył mnie w koszuli albo sukni… to byłoby wypięcie się na tradycje przodków, na ich odwagę, poświęcenie i honor. Dobrze, że tata ją powstrzymał. Czuję się w tym zamku jak w lochu… Nawet, żeby móc tu teraz z tobą porozmawiać, musiałam uciec swojej piastunce… która tylko ze strachu nie doniosła o tym mojej mamie i dlatego jeszcze nie szuka mnie cała straż ojca… – Westchnęła. – A żebyś wiedziała jak zareagowali moi rodzice jak złapali mnie na całowaniu się z Bertą, moją ulubioną niewolnicą… Matka omal nie zemdlała… A ojciec powiedział, że nie będzie tolerował drowich zwyczajów w zamku… ją odesłali do służby poza zamkiem, a mnie zamknęli na tydzień w mojej komnacie… ale co ja mogę, że nie podoba mi się żaden mężczyzna… oprócz cesarza oczywiście – Aż się zarumieniła.

Uśmiechnęłam się rozbawiona jej rozterkami. W jej wieku daleka byłam od myślenia o takich rzeczach gdy myśli miałam skupione na nauce… I użalaniu się nad sobą. Po prawdzie to teraz nic się w tym temacie nie zmieniło.
- Może jeszcze nie spotkałaś tego odpowiedniego? - zapytałam ją. - W końcu jesteś jeszcze bardzo młoda i masz na to czas.

– A jeśli naprawdę jak mroczne elfki wolę jednak… – Zająknęła się. – ...inne kobiety… czy to znaczy, że jestem zła? – Zapytała. – Jak ja bym chciała opuścić ten zamek… uciec stąd i żyć po swojemu. Garren był młodszy ode mnie gdy zabił swojego pierwszego bandytę. A gdy był w moim wieku już zaczął być znany na stepie… A ja… kiedyś umrę jako księżniczka, o której nikt nigdy nie słyszał.

Nie miałam pojęcia co powiedzieć odnośnie jej preferencji. To co było albo nie było dziwne, zależało od tego co było w danym społeczeństwie uznawane za akceptowalne. Za to co było naturalne a co nie to już inna kwestia... Wolałam przemilczeć ten temat.
- Nie musisz być wojownikiem, żeby zapisać się na kartach historii - pocieszyłam ją. - Porównywanie się do innych ci w niczym nie pomoże. Musisz znaleźć dla siebie własną drogę.

– Ciekawe jak… tkwiąc w tych murach. – Westchnęła i zaczęła chlipać. – Z całego świata cesarz… osoba, którą podziwiam najbardziej na świecie wybrała twierdzę mojego ojca… a ja wstydzę się z nim porozmawiać… cały czas tylko słucham się rodziców… Jestem beznadziejna.

- Przestaniesz myśleć tak o sobie tylko jeśli się przełamiesz i porozmawiasz z nim kiedy masz okazję - powiedziałam. - A za murami twierdzy wcale nie jest tak przyjemnie jak piszą w balladach. Można spotkać dzikie elfy, które cię zjedzą przy pierwszej okazji - ostrzegłam ją. - I dziękuj swoim bogom za swój los, bo zawsze mogłaś urodzić się niewolnikiem a nie księżniczką.

– Nie jesteś księżniczką… bycie niewolnikiem niewiele się od tego różni… mnie też mogą oddać na własność jakiemuś mężczyźnie, który będzie odpowiednio bogaty albo wsławiony, a on będzie mógł ze mną robić co będzie chciał, po tym jak mój tata otrzyma opłatę zaślubinową… Muszę robić co mi każą, zawsze muszę się pilnować aby nie zrobić czegoś źle i mam niekończącą się listę obowiązków… nie mogę się odzywać niepytana… bycie niewolnikiem różni się tylko tym jak mnie ubierają i czym mnie karmią… – Westchnęła. – To już bym chyba wolała bycie zjedzoną.

Patrząc na nią zaczynałam szczerze współczuć Galadrielowi, że musiał mnie znosić z podobnymi jękami. W końcu doceniałam jego opanowanie i cierpliwości jakie miał do mnie.
- Nie jestem księżniczką, ale mnie, gdy byłam małym dzieckiem, rodzice oddali do zakonu, bo im przeszkadzałam w politycznych planach - odparłam na to bez emocji. - Z tego co mówisz twoja matka ma wiele do powiedzenia na dworze, więc nie masz podstaw myśleć, że z tobą będzie inaczej.

– Oddali cię? – Zapytała zaciekawiona.

Wyciągnęłam medalion Toriela spod, bądź co bądź, kapłańskiej szaty na potwierdzenie swoich słów.

– Ale w końcu udało ci się wyjść z zakonu… a ja boję się, że utknę tu na zawsze. – Wstała wycierając łzy. – Boję się, że ojciec zmusi mnie do ślubu z jakimś nie wiadomo kim…

Przewróciłam oczami i poszłam dalej.

Dziewczyna ruszyła za tobą.

– Co mam zrobić? – Zapytała.

- Zacznij czytać sobie jakieś mądre księgi zamiast ballad bardów - odparłam nie zwalniając kroku.

– Zbywasz mnie tak jak wszyscy! Dobrze ci tak, że rodzice cię zostawili! Może byłaś wrednym, samolubnym dzieciakiem i dlatego mama i tata cię nie kochali! – Wrzasnęła za tobą.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline