Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 14:00   #35
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 2053.IV.13 nd, przedpołudnie , NYC

Czas: 2053.IV.12 sb, wieczór
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Enklawa Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: ciepło, sucho, jasno, cicho na zewnątrz ziąb, powiew, mżawka


Drzwi do mieszkania otworzyły się i weszły przez nie dwie sylwetki. Każda ze sporą torbą paczką zakupów. Kobieta torowała drogę bo w końcu od jakichś dwóch lat to było jej mieszkanie. Po kolei zapalała światła a mężczyzna szedł jej śladem trzymając reklamówki.

- To z tymi butami to sama z nią załatw. - rzekł Kanmi kładąc na stole zakupy. Z butami to im się nawet udało. Maki podała Amandzie swój rozmiar ale nie było tak łatwo kupić coś dla dorosłego co byłoby odpowiednio mocne i w odpowiednim rozmiarze. Gabaryty drobnej Azjatki sprawiały, że trzeba było szukać prawie młodzieżowych rozmiarów. Przynajmniej w butach. No ale coś dostali. Tylko według handlarza to był szukany rozmiar ale na samych butach rozmiar się nie zachował. No ale wydawały się mniejsze od tych co mieli na sobie Kanmi czy Amanda i na oko wydawały się w porządku. Sprzedawca zgodził się je wymienić na inne gdyby nie pasowały ale do poniedziałku. Dlatego byłoby dobrze gdyby do tego poniedziałku Maki przymierzyła te buty czy na nią pasują. Jakby pasowały to byloby dobrze bo wyglądały na mocne i solidne a takich u siebie masażystka nie miała.

Miała sporo ubrań. Chociaż zdecydowana większość nadawała się do chodzenia po domu czy do pracy. Miała całą kolekcję przyjemnych dla oka halek i bielizny która mogłaby zostać uznana jeśli nie za erotyczną to na pewno przyjemną dla oka i w dotyku. Także sporo było kimon, szlafroków i ubrań kojarzących się z Japonią i Dalekim Wschodem. Nawet z ubrań bardziej użytkowych jak spodnie i bluzy w jakich można by podróżować w samochodzie też było sporo i tym nie trzeba było się kłopotać. Do tego oczywiście jak każdy Nowojorczyk była solidna porcja ubrań pogogodo odpornych czyli na różne rodzaju mgły i deszczu łącznie z kaloszami. Z tego też można było wybrać coś na drogę.

Ale właśnie nie miała wygodnych butów do chodzenia po terenie. Takich solidnych którymi można by było zejść z chodnika czy asfaltu. A wcale nie było łatwo znaleźć w takim młodzieżowym rozmiarze. Zwłaszcza w sobotnie popołudnie i prawie wieczór. No coś jednak z Kanmi znaleźli. No ale wynik bez weryfikacji u samej masażystki na razie był dość niepewny.

Podobnie było ze śpiworem i karimatą. Takie rzeczy Azjatce nigdy nie były potrzebne więc ich nie musiała mieć. To na szczęście było bardziej uniwersalne więc kupili to w sklepie dla traperów. Traperki zresztą też. I przy okazji jeszcze znaleźli całkiem ciekawą kurtkę na niepogodę. Bo co prawda Maki miała dość dobrą kurtkę na ale w wesołe, krzykliwe barwy które ułatwiały jej zlokalizowanie. I przy tych wszystkich zakupach wydali jakąś stówkę z pięciu jakie jako zaliczkę dała Amandzie Maki. Chociaż ta była gotowa zapłacić całą sumę od razu gdyby trzeba było.

Sama masażystka bardzo się ucieszyła, że są tak mili, że ją dzisiaj odwiozą do pracy. Kanmi przyjechał akurat jak zaczął padać deszcz. Więc wygodny transport bardzo się przydał. A samochodem z mieszkania w kamienicy do “Fugu” to było parę minut jazdy.

- Dziękuję wam bardzo, jesteście tacy kochani! - ucieszyła się Maki gdy osobówka Seana zatrzymała się przed “Fugu”. Wychyliła się między przednimi siedzeniami i pocałowała w policzek i kierowcę i pasażerkę. Potem zarzuciła obszerny kaptur na blond głowę i wysiadła z tylnego siedzenia. Jeszcze odwróciła się w zacinającym deszczu by im pomachać rączką na drogę a potem potruchtała do głównego wejścia. No a pozostała w samochodzie dwójka ruszyła przez ten zacinający deszcze by uzupełnić jej braki na droge. Za bardzo opcji nie mieli bo robocze dni na targach i sklepach, zwłaszcza w środku weekendu, kończyły się a zaczynały urzędowanie lokale rozrywkowe. Ale na pewniaka podjechali do sklepu dla traperów gdzie były bardzo użyteczne rzeczy jak na wyprawę przez Pustkowia. No i tak trochę na szybkiego ale kupili właśnie to co wylądowało na stole u Amandy.

W “Harpers Shop” było sporo ciekawych rzeczy na jakie można było wydać swoje dolce. Różnego rodzaju ubrania z dawnych sortów mundurowych albo po prostu w różnorodnym kamuflażu używane kiedyś przez wędkarzy czy myśliwych. Same wędki i broń myśliwska też były. Chociaż kącik z bronią był niewielki bo na handel bronią władza patrzyła bardzo krytycznie. Ale były też zegarki, kompasy, torby, plecaki, liny, latarki i cała masa rzeczy jakie mogły się przydać w trasie. Nawet termosy i termo kubki. Z ubrań i różnych toreb część była jeszcze przedwojenna ale część już wykonana współcześnie przez różnych rzemieślników i manufaktury. Był nawet pompowany ponton na kilka osób.

Sam Harper był wcześniej łowcą więc miał niezłe pojęcie czego potrzeba innym łowcom przy pracy. I nadal miał sporo kontaktów z nimi a pewnie część fantów które były do sprzedaży miał właśnie bezpośrednio od nich. Parę razy odkupił od Amandy jakiś znaleziony gambel a ona sama czasem uzupełniała u niego potrzebny ekwipunek. No ale zdrowie już nie te więc mężczyzna ustatkował się na tyle by zająć się tym biznesem.

- Nie za małe jak dla was? - zapytał z nieco ironicznym ale i rozbawionym uśmiechem gdy postawili na ladzie wybrane dla Maki buty.

- To nie dla nas. - odparł z podobnym uśmiechem Kanmi. No a potem wybrali jeszcze parę rzeczy a następnie setka dolców zmieniła właściciela. - A co to? - kierowca dostrzegł jakiś plakat wyglądający trochę jak list gończy. Przedstawiał jakiegoś starszego pana w białym kitlu. Podpisany był jako prof Jeremy Fletcher. No i zaginął. Trzeba było go odnaleźć a sumka też była niezła. 3 000 dolców! Pewnie ona przykuła uwagę blondyna.

- A to… - Harper odwrócił głowę by też spojrzeć na plakat. - To z uniwerku. Zaginął im jeden z profesorków. Wyszedł i nie wrócił. Nikt nie wie co się stało. No i chcą go odnaleźć. - stary łowca pokiwał głową i podrapał się po szczeciniastym policzku lewą ręką. Lewa mu się trzęsła mniej niż prawa. Podobno właśnie z powodu tej trzęsawki przeszedł na emeryturę. A uniwerek był w mieście tylko jeden. Dawna Columbia która zeszła do podziemia. Dosłownie. Bo na powierzchni niewiele z niej zostało więc przenieśli się pod ziemię. Też było to w Zachodnim Pasie kawałek na północ od Toxic Theater i najłatwiej było dostać się tam metrem. Wysiadało się na stacji “Uczelnia” i dalej już trzeba było iść pieszo.

- Poza tym jak zwykle, jak macie jakieś mikroskopy, sprzęt laboratoryjny, działające komputery, oprogramowanie no i wiecie, takie same mądre rzeczy to możecie do nich zanieść to pewnie wam dziabną za to parę dolców. Zawsze tego potrzebują. - dorzucił od siebie właściciel sklepu dość luźnym tonem jakby nie było w tym nic specjalnego.




Czas: 2053.IV.13 nd, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Enklawa Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: ciepło, sucho, jasno, cicho na zewnątrz ziąb, powiew, zachmurzenie


- Chyba się uspokaja. - mruknął blondyn siedzący przy stole i śniadaniu. Mówił zerkając na ponury widok za oknem. Widok był rzeczywiście ponury no ale z kwadrans temu gdy siadali do stołu było jeszcze gorzej a poprzednio gdy jeszcze był kuchenny etap robienia śniadania to była istna makabra. Dęło jakby wicher miał zamiar zmieść wszystkie budynki z powierzchni ziemi. Do tego lunęło jak z cebra i ulicą rwały istne potoki zimnej, brudnej wody, błota i tego wszystkiego co prąd zdołał porwać ze sobą. No ale na razie chyba się uspokajało bo wiatr ucichł a i oberwanie chmury chyba skończyło się zostawiając po sobie jedynie sine chmury.

- To podrzucić cię gdzieś jak już tu jestem? - Kanmi wrócił spojrzeniem do gospodyni siedzącej przy tym samym stole. Razem spędzili wczorajszy wieczór i noc więc i razem obudzili się tego niedzielnego poranka. No ale z nowym dniem budziły się nowe sprawy jakie mieli do załatwienia. Wieczorna wizyta w “Matrixie” wydawała się z tej porannej perspektywy jeszcze dość odległa w czasie i przestrzeni. Do południowej wizyty u Julie też jeszcze było dobre pół dnia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online