Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 18:21   #129
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Klaus sięgnął do kieszeni wyjmując etergogle.
- Wydaję mi się, że miejsce ciągle jest wybuchowe… - nałożył aparatus i przyjrzał się okolicy w poszukiwaniu miejsc o skoncentrowanym węźle entropii, albo niebezpiecznej Materii lub Sił - Nie wiesz czy Fireson w przypływie paranoi zaminował okolice swojego domu?
- Okolice? - rozejrzała się powoli - Zaminować to raczej nie, zrobić inne zabezpieczenia - prędzej. - odparła lekko - Min bym się spodziewała bardziej w samym domu... i uważaj, gdzie stajesz. Nie chcesz znaleźć się na Syberii.
- Jasne. - Eteryta zaczął powoli zmierzać w stronę ruiny - Więc, czego konkretnie szukamy?
Wstępne oględziny eterogoglami ujawniły, iż na poziomie wzorców materii w ruinie nie mogli spodziewać się niczego niezwykłego. Pewne zaciemnienia wizji sugerowały delikatne smugi podwyższonego ryzyka, lecz równie dobrze mogło być to naturalne promieniowanie, charakterystyczne dla tak zniszczonych miejsc.
Siły nie znajdowały się nigdzie w koncentracji, poza oczywiście przenoszeniem ciężaru konstrukcji budynku. Poza dziurą gdzie znajdowało się mieszkanie Firesona - tam wydało się, iż energia kinetyczna dalej przenosi ciężar, mimo tego, iż nie było materialnych wzorców.
- Co za suczysyn... - mruknęła Mervi - Paranoik, zupełnie nie rozumie, że można lubić ten dreszczyk emocji... - wzruszyła ramionami - Dobra, Klaus. Idziesz przodem, ja poczekam, zobaczymy czy coś wybuchnie.
Klaus spojrzał na Mervi.
- Zapytałbym czemu ty nie pójdziesz pierwsza… - westchnął Eteryta i ruszył powoli przed siebie - Mieszkanie Firesona się dziwnie zachowuje. Wygląda jakby dalej była tam jakaś struktura… chociaż jej nie ma.
- Jest w stanie takim, jak i mieszkanie, którego nie ma. - spojrzała do góry - Daję temu stabilność struktury zbudowanej przez kandydatów na architekturę.
- Mi chodziło, że coś ciągle przenosi energię kinetyczną. Wiesz tak jak ściany, filary robią to w budynkach. Tylko no… tego mieszkania tam teraz nie ma co nie?
- Wiem o co ci chodzi. - odparła z irytacją - Rozglądaj się za innymi dziwacznymi rzeczami. Trzeba pomyśleć jak ten pojeb... Kodować w kodowaniu kodowania i wymazać z siebie rozwiązanie. Durn.. . - urwała -... w sumie całkiem dobre. - poprawiła się nagle - Sama na to bym wpadła wcześniej.
- Bedziesz musiała to uprosić dla mnie. Załóż, że cały czas na studiach spędziłem na wdychaniu oparów z farby.
- Ech? Co? - zamyśliła się przez chwilę - Bądź tak miły i porób eteryckie hokus pokus, pobadaj swiatłem czy co. Idź tam.
Dziarskie wejście do dziury po mieszkaniu Firsona byłaby zdecydowanie bardziej godne gdyby nie to, że spadł prawie metr w dół z resztek półpiętra na resztki osmolonego sufitu kolejnego z mieszkań. Smród sprawiał, iż eterycie chciało się wymiotować.
Gdy doszedł do siebie, zrozumiał dlaczego się zachwiał. Eterogogle. Wyraźnie malowane wektory sił tworzyły silną, zwartą siatkę jakby niemal istniały tam dawne ściany, stopnie, poręcze (której niemal się chwycił, za co zapłacił upadkiem). Jednocześnie nie do końca działały z fizycznością - i w sumie dobrze, przelecenie przez podłogę i ścianę sił zamieniłoby Klausa w papkę.
Co oznaczało, iż nie do końca znajdują się w tej przestrzeni, w której można było się ich spodziewać.
- Żyjesz? - Klaus usłyszał prawie zaniepokojony głos.
- Chyba tak.- Klaus zdjął gogle, aby lepiej się rozejrzeć - Śmierdzi jak w szalecie. Nawet gorzej. Wydaję mi się, że cała struktura może być… gdzie indziej.
- Czyli tu. - skomentowała wchodząc ostrożnie wyżej. Klaus ostrożnie wyciągnął się z dziury i rozejrzał się szukając jakiejś drogi na górę. Po chwili wdrapał się ponownie na półpiętro, wychodząc z terenu “mieszkania”.
- Czy to jest teraz ten moment, w którym mam myśleć jak jebnięty pseudo technomanta? - prychnęła - Jeszcze zastosował te bzdury z nadmatematyki... - Mervi zaczęła próbować odnaleźć nieprawidłowości normalnej matematyki w stworzonej przestrzeni.
Było to trudne bez dokładnych pomiarów. W zasadzie wszystko wyglądało tak jak być powinno, pomijając anomalię sił oraz ich przesunięcie w wymiarach, wszystkie prawidła były zachowane. Zupełnie jak nie Fireson.
Mervi mogła zacząć się zastanawiać czy Fireson przypadkiem nie transplantował swego mieszkania gdzie indziej? Tylko czy to potrafił? Raczej nie sądziła.
Mervi westchnęła. Gdyby nie ta paranoja...
I nie to, że facet był skończonym dupkiem...
Kobieta zaczęła w tym zaskakująco dobrze wykonanym obliczeniu doszukiwać się powtarzających się elementów czy innych wskazówek, jakie pomogłyby jej zrozumieć czemu tu tak "technokratycznie".
Klaus zaczął się rozglądać szukając jakiegoś zakotwiczenia dla sił mieszkania Firesona. Jeżeli je przeniósł, ale siły ciągle są rozprzestrzeniane tu, to coś musi być, aby kierować je tu. Hipoteza Klausa szybko uległa falsyfikacji. Nic per se nie kierowało sił. Po prostu tak jakby siły z istniejących fragmentów budynku przechodziły po dawnej konstrukcji, tak jakby budynek był dalej cały, zamiast naturalnym tokiem przenosić obciążenia nowymi ścieżkami, nierównomiernie rozkładając siły ściskające i skręcające.
-Masz jakiś pomysł? - spojrzał na Mervi - Przenoszenie rzeczy to bardziej twoja sztuka.
- Zatrudnił kogoś, kto umiał dodać dwa do dwóch bez mówienia, że to 9,453. - parsknęła - Wiesz, mógłbyś mi pomóc, co? Jak ja zacznę, to wylecimy w powietrze... albo ja wylecę. A co do przenoszenia... chyba tak OŚWIECONY to on nie jest.
- Spokojnie. Nie znam się na waszej Magyi. Postaram się coś zrobić… - zalożył ponownie gogle, tym razem postanowił poszukać jakiś rezydualnych szlaków Korespondencji. Być może udałoby się znaleźć w ten sposób gdzie przeniósł swoje mieszkanie.
Klaus dostrzegł, iż jakaś dość skomplikowana struktura wzorców przestrzeni jest silnie skorelowana z wzorcami sił, tych dodatkowy. Nie wyglądało to na przeniesienie, a raczej zakotwiczenie w siłach. Tak jak supeł zawiązany wektorami energii.
- Ja piernicze, wy nie potraficie nic łatwego zrobić co? Wygląda jakby powiązał przestrzeń z siłami kinetycznymi. Masz jakiś pomysł co z tego wyciągnąć?
- Potrzebuję ogólny wzorzec miejsca. - mruknęła - Eteryci i Fireson są równie... niekonwencjonalni w myśleniu, więc poradzisz sobie z wyciągnięciem tego. - spojrzała na zawaloną ścianę.
Eteryta nie wiedział, czy słowa Mervi były obrazą czy komplementem. Pewnie tak. Rozejrzał się ponownie po wzorcach przestrzeni. Spróbował wyciągnąć dane ogólnego wzorca tego miejsca. Miał nadzieję, że nie będzie to zbyt skomplikowana matma.
Mervi westchnęła ciężko. Cholerny Fireson, cholerni eteryci, pieprzone Ktulu.
- Ja to zrobię... - mruknęła siadając na całym kawałku schodów - By was wszystkich... - wyciągnęła biednego laptopa, nie tak dobrego jakby chciała (mogła wciąż mieć starego, gdyby nie zabierała wtedy Firesona ze sobą).
- Poczekaj. Wyglądasz na trochę zbyt zmęczoną, no i mówiłaś, że jesteś naładowana paradoksem. Daj mi spróbować…. Tylko może wyjdźmy z tego pomieszczenia. Nie chcę, aby zawaliło się nam na głowę. - Klaus wyprowadził Adeptkę na zewnątrz i ponownie spojrzał na wzorce pomieszczenia Firesona. Następnie spróbował rozwiać powiązanie przestrzeni i sił. Miał nadzieję, że cały dom nie zwali im się na głowy.
Wyglądało na to, iż Klaus jest na najlepszej drodze do rozwikłania zależności. Odpowiednie pchnięcia w węzłach obciążeń, skierowanie wektorów, przeliczenia obciążeń. Wszystko szło za łatwo, tak jakby konstrukcja była przygotowana na to wszystko.
Zasadniczo nic namacalnego się nie stało. W istocie, Klaus rozwiązał węzeł, a wzorce sił zniknęły jak znika węzeł z butów. I w tym momencie z zawiniętych struktur pod-przestrzennych wyskoczyły drugiem, bliźniacze zestawy wektorów, zastępując utracone struktury.
Tylko, że te były znacznie solidniejsze i realne. Klaus mógł postawić nogę w powietrzu, czy nawet, pod przewodnictwem eterogoglii, wymacać klamkę do mieszkania. Pociągnąć i otworzyć… portal. W tej zawiesinie wektorowej, w niewidzialnej framudze sił wisiał portal do małego, zapuszczonego, ciemnego mieszkania. Przedpokój rozjaśniała tylko jakaś lampka w kuchni oraz charakterystyczne światło monitora z niewidzianego bezpośrednio pokoju po skosie do korytarza.
- Brawo Klaus. - mruknęła Mervi - Wiedziałam, że ty i Fireson macie podobnie nierówno pod sufitem. - westchnęła kierując się do portalu.
- Dzię-kuję? - odpowiedział eteryta i ruszył za Adeptką.
W środku było duszno, jakby pomieszczenia nie wietrzono już długi czas, a brak naturalnego oświetlenia potęgował wrażenie wkraczania do grobowca. Nic dziwnego, mieszkanie nie było otwarte dla świata wewnętrznego. Pierwszą minęli małą kuchnia. Na brunatnym blacie zrobiono małe miejsce na przygotowywanie jedzenia, poznali je po pozostawionym nożu oraz okruszkach. Resztą stołu zaprzątały jakieś notatki oraz obrazy, wzory… technomanci odruchowo odwrócili od nich wzrok. Jak to się mówiło w Unii “śmiertelne zagrożenie poznawcze”. Co prawda raczej nie sądzili aby te obrazki były śmiertelne, ale raczej nikt wolał nie dostać migreny.
Brakowało śladów walki. Chyba nie w tym mieszkaniu Fireson został dorwany przez potwora. Może jak wychodził, a przezornie aktywował efekt? Tylko jak to zrobił.
Odpowiedź tkwiła w drugim mijanym pokoju z łóżkiem i niczym więcej, widać Adam oddzielał miejsce sun od pracy. Za jednym wyjątkiem. Obok łóżka leżał około metrowy, metalowy przedmiot. Obudowa przypominała kreskówkową wariacje na temat bomb lotniczych (chociaż wyglądała ciężko i fachowo - raczej był to jeden z realnych modeli) która ktos solidnie przerobił. Wywiercić kilka otworów wentylacyjnych z kßorych dobiegał lekki świst małych wentylatorów, równo przymocowany panel sterowania, kilka wiązek kabli przechodziło otworami na zewnątrz i albo zwisały splątane w odpowiednie wtyczki, albo wracały do środka, po środku spięte zaciskami aby wygodnie je rozpiąć w razie potrzeby.
Mervi poczuła ciarki na plecach. Ta cyfrowa bomba (nie wie czemu pojawiła się jej w głowie ta nazwa) była odpowiedzialna za ukrycie mieszkania, najpewniej też eksplozję maskującą przeniesienie też przestrzeni lub zwinięcie jej do kieszonkowego wymiaru. Była jak gwóźdź trzymający kartkę papieru przed rozwinięciem. Multiczujnik Klausa od razu wykrył wyższą radiację. Zapewne jakieś promieniotwórcze baterie zasilały podstawowe funkcje tego urządzenia.
Nic dziwnego, że wszystko było zbyt regularne. To najpewniej był Talizman, raczej nie stworzony przez Firesona, a raczej przez niego używany. Został im jeszcze jeden pokój, którego nie widzieli, ale miłośc technomantów do sprzętu na chwilę wygrała, sprawiając, iż podziwiali urządzenie.
- A już myślałam, że może nauczył się matmy... - mruknęła podchodząc do urządzenia - Eteryta, myślisz, że dostał to od twojego kumpla czy zajumał technolom?
- Nie kojarzę, aby był przez nas lubiany na tyle, aby dzielić się naszymi rzeczami. - Eteryta delikatnie dziugnął palcem urządzenie - Ładne, muszę przyznać. Czy możemy zabrać stąd jego rzeczy?
- Czyli możliwe, że ukradł wam. - wzruszyła ramionami - Jak zabierzesz ze sobą to... a, no tak. Zmniejszysz promieniem czy coś... To już nie są jego rzeczy.
- Co wlazło tobie w zad i umarło? - Eteryta przyjrzał się jeszcze raz urządzeniu - Nie jestem pewny czy zabranie tego byłoby bezpieczne… tak czy inaczej szukajmy dalej.
Mervi zignorowała Klausa.
- Ty będziesz nosił.
- Jasne. - Klaus wyciągnął jedną ze swych latarek i zaczął dokładniej oświetlać pomieszczenie. Po czym podszedł do urządzenia i spokojnie wziął je na ręce, trochę się chwiejąc. - Co… co teraz?
Urządzenie musiało ważyć z dobre dziesięć, może dwanaście kilo. Klaus mógł się zastanawiać czy aby dobrym pomysłem jest nosić je teraz ze sobą. Poza tym źle byłoby przypadkiem je wyłączy gdy mają zamiar się tutaj jeszcze włóczyć.
- Zostaw to tu na razie, jeszcze nie skończyliśmy. - westchnęła Mervi i ruszyła dalej.
Klaus westchnął i delikatnie odłożył urządzenie. Ruszył za Adeptką.
Skręcili w bok korytarza, wchodząc do gabinetu Firesona. Sam Adam siedział luźno na krześle, tyłem do nich, ze swobodnie zwisającym rękami, jakby zaintrygowany i bezradny wobec napotkanego problemu. Dwa ekrany rozświetlały pokój, jeden od laptopa, oraz drugi, podłączony do samego notebooka kablem. Wyświetlały jakieś dane z analiz numerycznych, stosunkowo surowe. Fireson chyba nie był fanem generowania wykresów.
Mervi natychmiastowo zatrzymała się w miejscu, gdy jej serce zabiło mocniej. O, nie suczysynu...
- Eterytów też okradłeś.
Mervi odpowiedziała głucha cisza mieszana z powolnym dźwiękiem wentylatora laptopa. Oczy lekko oślepione po wyəsciu z mroku do światła, powoli przyzwyczaiły się do wnętrza. Brudny dywan, dużo brunatnych plamy na nim. Niezjedzone jedzenie, o dziwo nie pizza (pewnie paranoik nie zamawiał), jakieś kartki z obliczeniami.
Mervi bez słowa podeszła najpierw zobaczyć co nabazgrano na kartkach, a później bliżej monitorów, by zorientować się w ich zawartości. Gdy tylko podeszła bliżej Firesona, zrozumiała. Klatka piersiowa nie uginała się, plamy na dywanie. Spojrzała na ręce z podciętymi żyłami.
Klas zasłonił usta starając się ukryć zgrozę.
- Nie…
Mervi zapomniała oddychać. Wpierw musiała się upewnić czy naprawdę to koniec, czy ktoś sobie tu nie pogrywa z nimi iluzja. Niestety rzeczywistość była po prostu straszna. Teraz spojrzała, iż skubany nawet nie zaszyfrował komputera, chociaż pewnie korzystał tylko z części danych, reszta nie była nawet odszyfrowywania.
W terminalu widniała nie wykonana komenda:
wfs@dfs-fdg:~$ cat ./readme
Technomantka drżącą dłonią wykonała komendę. Klaus delikatnie spojrzał kobiecie przez ramię.

Cześć!
Jeśli nie jesteś nikim z naszych, poniższy dokument zawiera śmiertelne zagrożenie poznawcze.
Nabrałeś się, co?
Zaczynajmy, ktokolwiek kto czyta. Mam nadzieję, że Mervi.
Byłoby typową kliszą z taniego akcyjniaka gdybym napisał, iż jeśli to czytacie to ja nie żyję. Jednak jest to niezaprzeczalny fakt, jak zapewne sami zdążyliście zauważyć.
Komputer jest zalogowany na tymczasowym koncie z którego generowałem ostatecznie wersje danych. Nie ma tam nic ciekawego, zostawiłem to bo na czymś musiałem wyświetlić wiadomość, a gdy człowiek ma za chwilę umrzeć, to jakoś specjalnie nie chce mu się tworzyć osobnego usera na wyświetlenie swego memento.
Gdy zabierzecie z tego miejsca ten pocisk u mnie w sypialni miejsce zapadnie się w osobliwość w przeciągu kilku minut, nie ma potrzeby sprzątania. Możecie przytulić to urządzenie. Potrafi w fajnej eksplozji wyrwać kawałek przestrzeni, ale jest to potwornie upierdliwe do konfiguracji. Cacuszko potrafi też translokować węzły. Niestety jest to jeszcze trudniejsze, za to stosunkowo łatwo całkowicie zniszczyć węzeł. Wulgarne i nieporęczne i robi duże dum, myśl techniczna ruskich SE. Może temu tanio odpuścili.
Dwa banki pamięci leżą na biurku. Są zaszyfrowane, w godzinę je złamiesz, trinalnym pewnie w pięć minut. Szyfr jest tylko po to aby jakiś przypadkowy ziemiak miał zagadkę.
Jak możecie, zróbcie mi normalny pogrzeb. Nie trzeba ludzi, może być fałszywe nazwisko, nie chcę skończyć w dziurze w lesie lub roztopiony w kwasie.
Sprawy organizacyjne mamy za sobą
To cholerstwo mnie czymś zaraziło. Pomyszkowałem trochę, wygląda to trochę na to co złapał ten cały święty wojownik czy inkwizytor. W głowie mam… różne rzeczy. Niebezpieczne rzeczy, informacje, położenia, mapy kluczy. Nie kłamałem mówiąc o kasowaniu wspomnień Zwykle zostawiam sobie w pamięci tylko hasła i wskazówki do danych. Ktoś zdeterminowany narobiły dużo bałaganu. Naprawdę nie jestem w stanie stwierdzić na którym etapie jestem jeszcze świadomy, a na którym będzie mi się tak wydawać, a ten świadomy miks grzyba i wirusa po prostu zrobi ze mnie niewolnika – jak ten grzyb od mrówek. One też myślą, iż to ich własne decyzje.
Nie chciałem was narażać, temu tak szybko spieprzyłem.
Przed śmiercią pewne rzeczy robią się jaśniejsze albo robię z siebie pajaca. Teraz już wszystko jedno, co? Mervi, ja jestem aseksualny…. Czy może źle ogarniam ludzi. Taki trochę skryty, podkręcony asperger. Nie wiem czy mam tak od dziecka czy po przebudzeniu. Trudno mi rozumieć relacje, nie pociągają mnie też.
Pewnie bardziej interesuje cię co jest w danych zamiast moje gadanie, nie będę przedłużać. Sprawdziłem wzorce Walerii, ta Verbena była czysta.
Książkę mam pod łóżkiem. Przykleiłem do niej płytkę z nagranymi danymi. Sądzę, iż można tej podstawie zrobić AI.
Adios!

Mervi nie odezwała się ni słowem, nie spojrzała też na Klausa. Po chwili patrzenia w ekran po prostu przytuliła się do klatki piersiowej Firesona i rozpłakała się silnie.
Klaus pozwolił Mervi wylać swe emocje, delikatnie dłoń na jej ramieniu. Kiedy widać było, ze dziewczyna na razie ma… zajęcie, eteryta zabrał się potrzebne rzeczy. Zabrał ksiązkę spod łózka, oraz banki pamięci. W między czasie zastanawiał się jak przetransportować ciało Firesona bez wzbudzania uwagi.
- Mervi… przykro mi, ale musimy chyba już ruszać. Zabierzmy Adama, jego bombę i wracajmy.
Mervi nie odpowiedziała ani nie puściła Firesona. Szeptała tylko coś do siebie.
Klaus westchnął. Pewnie poważnie mu się za to oberwie.
- MERVI! - krzyknął, aby wywołać reakcję dziewczyny.
- To moja wina... - szepnęła kładąc dłoń na policzku Adama - Moja wina... To ja powinnam umrzeć.
- Świetnie… Mervi, nie obwiniaj siebie i nie gadaj tego typu głupot. Nie teraz. Fireson cię teraz potrzebuje. Prosił o prawdziwy pogrzeb, więc nie zostawię go tu, aby pożarła go osobliwość. Więc, proszę musimy iść.
- Moja wina... - Mervi ucałowała policzek Firesona, pp czym drżąc odsunęła się na od niego ciągle płacząc.
Klaus mimowolnie spojrzał na Firesona. Teraz rozumiał, od początku mu coś w nim nie pasowało - to jest od kiedy weszli do tego pokoju - coś jakby nie zgadzało się z tym co pamiętał. Jakby wzorzec życia się nie zgadzał. Czyżby były to już pierwsze mutacje? Z drugiej strony, tak szybko, na taką skalę? Czemu Tomas tego nie wykrył, podobno znał się na nephadi i ich mocach, a leczył Adama. Była to zagadka.
Będzie musiał porozmawiać z Mistrzami o tym. Na razie musi zabrać Adama stad. Wskazał latarką na ciało Firesona i pokrył je cienką warstwą fotonów, które zaczęły zakrzywiać światło wokół siebie. Ciało Adepta pokryło się płaszczem niewidzialności.
Coś jednak Klausowi ciągle nie dawało spokoju, jak kamyk który utkwił w bucie. Klaus jeszcze raz założył gogle i przyjrzał się zwłokom. Zarówno pod względem wzorca życia jak i entropii… i dla pewności pozostałych znanych mu sfer. Jeszcze się okaże, że to nie ciało Firesona. Jak Klaus pomyślał, tak wykrakał. Nie znalazł śladów nadnaturalnych, nephandych mutacji, entropicznego rezonansu kojarzonego z upałami ani nic z tych rzeczy. Tylko ślady zapalenia wątroby połączonego z jej silnym otłuszczeniem, prawe płuco pełne było wodnego roztworu sugerując któreś stadium nowotworu. Ślady zwapień płuc i raczej słabej kondycji organizmu.
A pod tą warstwą chorób, KLaus znalazł coś jeszcze. Chwilę wymagało regulacji eterogogli, wycentrowanie poziomu dokładności, przełączanie profili analogowego filtrowania obrazu. Teraz widział ślady wielu mutacji, chyba post mortem. Tkanka kostna twarzy zostają inaczej przemodelowana, nie dbając do końca o przegrodę nosową - ktoś z tak ukształtowanymi kościami twarzy nie oddychał swobodnie. Silne stężenia dodatkowych pigmentów we włosach i skórze, raczej sztucznych. Ewidentne przemodelowanie tłuszczu i mięśni.
Jak Klaus pomyślał tak było. A Fireson to był dupek, i to chyba żywy dupek.
Klaus wydał z siebie litanię słów, które Mervi dawały na myśl słynne przemówienie Hitlera.
- To nie Fireson!
Roztrzęsiona Mervi spojrzała na Klausa z niedowierzaniem.
- Co?
- Widze na tym ciele masę modyfikacji.. pośmiertnych jak dla mnie. Zmiany w kościach, w mięśniach, tłuszczu, pigmencie. Ma zwapnione płuca, nowotwory i masę innego gówna. Chyba zgarnął jakiegoś biedaka z ulicy i umalował na swoją podobiznę… Skurczybyk pewnie ciągle żyje.
Mervi usiadła na podłodze, gdy nogi się pod nią ugięły.
- Dobry prank. Wyborny. - mruknęła z bólem w głosie - Wyborny.
Zebrała się z podłogi i zabrała od Klausa banki pamięci.
- Wyborny...
- Chodźmy stąd, później poszukamy Firesona i wybijemy mu żeby,
- On chciał zniknąć. Wkręcić wszystkich, że nie żyje. - dodała z bólem - Nie patrząc komu sprawi ból.
- No to mógł się postarać bardziej. Sądzisz, że zwiał już z miasta?
- Na drugi koniec świata. - spojrzała na Klausa - Zrobisz jak zechcesz. Weź tylko ten sprzęt. - po tych słowach skierowała się do wyjścia.
Klaus wziął urządzenie jakie pozostawił im Fireson i ruszył za Mervi.
- Nie chcesz zabrać jego kompa?
Dziewczyna spojrzała na Klausa.
- Ale ty go wynosisz.
- Więc najpierw komp. Będe musiał zrobić dwa kursy. - Klaus odłożył bombkę, po czym poodłączał pudło komputera Firesona i zabrał je, wykonał kilka takich kursów zabierając komputer, monitory i w końcu bombkę.

***

Mervi całą drogę milczała. Odkąd tylko opuścili "miejscówkę Firesona" nie odezwała się ani słowem do Klausa. Ba, nawet nie zauważała jego obecności najwyraźniej.
Klaus wysłał szybkiego SMS-a do Patricka.
" Fireson przyprawił Mervi o atak depresji. Mamy jego rzeczy, ale będę potrzebował pomocy z Merv." i ruszył w stronę Fundacji.
- Zjadłabyś coś? - rzucił mając nadzieję, że odwróci uwagę kobiety od męczących ją myśli - Pewnie znajdziemy coś niezdrowego po drodze.
- Cokolwiek... - mruknęła.
Klaus otworzył i zamknął usta kilka razy rozważając rozpoczęcie rozmowy, ale zrezygnował.
Nieco później wrócili do Fundacji z torbami jakiegoś fast fooda dla reszty.
- Mam nadzieję, że zjedzą. Sam nie opchnę tego wszystkiego. Właź do środka, ja zniosę rzeczy.
Mervi wzruszyła ramionami i poczłapała bez życia do środka, zostawiając Klausa za sobą.
Klaus wniósł żarcie i sprzęt do środka, rozglądając się za Mistrzem Jonathanem albo kimś innym wyżej w hierarchii.
Jonathan jak to zwykle, spędzał czas u siebie. Teraz chyba jeszcze bardziej niż w hotelu, korzystając z większej ilości miejsca jakie sobie zagwarantował. Klausa przywitał serdecznie tłumaczać długi czas otwarcia drzwi przygotowywaniem kilku zaklęć na zapas.
- Co to za okazja?
Klaus westchnął.
- Miałem nadzieję odwrócić uwagę Mervi. Fireson nieźle nas załatwił, a szczególnie ją.
- Co nasz geniusz zrobił tym razem - Jonathan wygładał na zaintrygowanego.
- Zwiał, udał własne samobójstwo podmieniając swoje ciało na jakiegoś bezdomnego, którego zmodyfikował na swój wygląd. Mervi to porządnie wstrząsnęło, gdybym nie odkrył podmianki, nie wiem co by zrobiła.
- Na drugi raz trzeba więcej ekspresji, gdy próbujesz kogoś nabrać - Jonathan uśmiechnął się lekko.
- To nic śmiesznego mistrzu… powinieneś widzieć Mervi… dziewczynie się świat zawalił.
Jonathan wyglądał na zaskoczonego, chociaż, jeśli przyjrzeć się mu dokładniej, nie aż tak bardzo. Może to hermetycka szkoła panowania nad emocjami, a może po prostu wciąż nie wierzył w tą absurdalną sytuację.
- Jak… znaczy, wybacz Klaus, ale to brzmi jak kiepski, sam nie wiem, nie żart. Mervi znalazła ciało?
- Oboje znaleźliśmy. Gdybym nie przyjrzał się mu dokładniej i nie ujrzał masy niespójności, to byśmy oboje dali się nabrać. Napisał nawet list pożegnalny, z prośbą o pogrzeb. - Klaus pokręcił głową - Zabraliśmy jego rzeczy, ale sam Fireson uciekł pewnie z miasta, jeżeli nie z kontynentu.
- Wystraszył się - Jonathan ocenił chłodno - skaleczył się i wystraszył, jak szczeniak. Trzeba wam czegoś? Uspokoić Mervi magyą?
- Magyą nie, ale sądzę, że teraz potrzebuje przyjaciela. Kogoś na kim będzie mogła zakotwiczyć myśli… jest coś co mnie martwi. W sprawie Firesona. W swojej wiadomości pisał, że zabił się, bo czuł się zarażony... co jeśli coś w tym było?
- Świetnie, jeszcze będziemy ścigać uciekinierów z fundacji, bo mogą roznosić zarazę - Jonathan powiedział z lekką wściekłością w głosie - zadzwonię do mistrza Iwana, potem do was zejdę. Jeśli szukaliście Hannah i Adama to są w piwnicy.
- Jasne, przekażę im informacje. - Klaus opuścił pokój mistrza i ruszył do piwnicy z jedzeniem. Uzbroił się przy okazji w latarkę, piwnice były jednymi z tych rzeczy, które wzbudzały w niemcu większy niepokój niż C'tulhu. Na dole postawił pakunki z jedzeniem.
- Wróciliśmy, Fireson porzucił Fundację w bardzo skurwysyński sposób. Nie męczcie Mervi na ten temat, dziewczyna trochę przeszła.
Pomieszczenie do którego trafił Klaus było sporej wielkości komórką, oświetlonej z sufitu jedną, nagą żarówką. Pod ścianami leżały płyty sklejki, drewno, meble oraz pozostałości remontu. Zastał też Hannah z uczniem, Adamem (przeklęte zbieżność imion) grających w szachy. Przywitali go w skupieniu.
- Kto wygrywa?
- Ja!
Usłyszał jak Adam i Hannah równocześnie wypowiadają słowa, po chwili zaśmiali się lekko (Hannah nieco sztucznie i nerwowo). Partia wyglądała na równą, chociaż same okoliczności były dość niepokojące. Kto gra w szachy w piwnicy?
- Jakiś konkretny powód dla którego gracie tutaj?
- Pojedynek - powiedziała poważnie Hannah - gramy o to czy Adam urządzi tutaj swoje laboratorium czy nie.
- Powodzenia Adam. - rzucił Klaus - Potrzebujecie czegoś?
- Teraz nie - Hannah stwierdziła zagryzając wargę i wykonując swój ruch.
Uczeń marszczył czoło, chyba nie zwracał teraz uwagi na Klausa.


Mervi weszła powoli do swojego pokoju, przed którym Klaus zostawił fanty Firesona.
Fireson...

Starała się o nim mocno nie myśleć, ale widok "jego" ciała z poderżniętymi żyłami...

Przetarła oczy i zaczęła podłączać komputer. Czemu on to jej zrobił? W taki sposób? Wiedział, że jest na odwyku, że zakochała się w nim. Mogła wrócić po tym do ćpania i umrzeć. Z poczuciem winy.
Ale nie. Jego to nie obeszło.
Może naprawdę nie rozumiał relacji... ale powinien rozumieć przyczynę i skutek.

Dlaczego po prostu z nią nie pogadał tylko postanowił tak to załatwić? Jak tu zaufać nawet swojej Tradycji? Przecież pomogłaby mu zniknąć...
Gdyby porozmawiali...

Gdy usiadła przed komputerem włączyła go z wahaniem.

Musiała sprawdzić te dane... później zajmie się książką.
Do pokoju Mervi zapukał Jonathan. Bardzo twórczy wykorzystał kolana na wózku, mając wolne ręce wiózł resztę jedzenia oraz… małą beczkę piwa. Wyglądała trochę jak z bajki, rekwizyt kojarzony z alpejskimi psami mającymi źródło trunku u pasa, z małym kranikiem. Beczułka Jonathana co prawda kraniku nie miała, lecz była podobnych gabarytów.
Gdy technomantka otworzyła Jonathanowi, wyglądała tak jak mówił Klaus - jak ktoś komu świat się zawalił... chociaż jej spojrzenie miało w sobie wiele zbolałej złości.
- Zmieniamy przyzwyczajenia, teraz ty przychodzisz do mnie?
- Byłoby miło przyjść, niestety ograniczony jestem do podjazdu i palenia gumy - uśmiechnął się lekko we właściwy dla siebie sposób.
- W takim razie nie zdziwisz się, że nie zaoferuję ci niczego do siedzenia, skoro sam swoje masz. - odparła wysuwając bardziej na środek prosty stolik, sama zaś ograniczyła się do przesunięcia bliżej krzesła komputerowego... choć nie za daleko od samego komputera.
- Trochę Klausowego jadła - Jonathan wyjaśnił rozładowując rzeczy które przyniósł - oraz najprawdziwsze piwo. Zostało mi jeszcze trochę nietoperza. Myślałem kiedyś aby upowszechnić trunki z nietoperzy. Mówię Ci Mervi, to bezpieczniejsze. Jeszcze ktoś zje takiego, zamiast przefermentować, i zmieni na jakiś czas świat - uśmiechnął się krzywo.
- A próbowałeś kiedyś kwasu z baterii? Daje kopa. - wstała z siedzenia, aby podać szklanki i plastikowe talerzyki - Nie trzeba myć. - wytłumaczyła.
- No tak, szukacie nowego świata bo stary zaśmiecacie - powiedzał serdecznie odkorkowując beczkę. W pokoju rozszedł się bardzo skomplikowany aromat, samo piwo miało ciemną barwę, było dość klarowne oraz generowało tylko cienką piankę.
Mervi przyjęła piwo, bardzo powoli upijając, jakby delektowała się. Tym bardziej, iż sam trunek smakował dość… osobliwie. Przypominał niskoprocentowy, ciemny lager, na tyle, na ile Mervi znała piwa. Jednocześnie wyczuwalne były przyprawy, migdały, trochę cynamonu, i jakaś niezidentyfikowana mieszanka. Gdyby ktoś miał ją zapytać jak smakowało to piwo, bez wahania odparła, iż smakuje nietoperzem. Sama nie wiedziała czemu takie skojarzenie rodzi się jej w głowie, bo piwo było smaczne… i w gruncie rzeczy nie smakowało nietoperzem.
Najwidoczniej nawet smak piwa Jonathana był rolling joke. Zapewne sam je wyprodukował.
- Faktycznie, smakuje jak płynny nietoperz. - odparła Mervi i spojrzała na Jonathana - Już ci Klaus nagadał?
- Oczywiście - hermetyk również upił piwa i nałożył im jedzenie na talerzyki - w pierwszej chwili nie uwierzyłem. W zasadzie to jest podwójny problem z Adamem - mistrz wyglądał na niepocieszonego.
- Czemu nie uwierzyłeś poczciwemu Klausowi i o jakim problemie mowa? - zapytała patrząc smętnie na swoją porcję.
- Sytuacja przedstawiana od razu, całościowo brzmiała dość absurdalnie. Myślałem, iż Klaus ze mnie żartuje. Problem jest taki, iż powinniśmy Firesona traktować, w tej chwili, jako zbiegłego chorego. Rozumiesz już? Jeszcze po tym co pisał.
- Tomas się nim zajmował, zauważyłby nephandyczne problemy. - westchnęła lekko.
- Nie wiem czy nie przeceniasz naszego drogiego Tomasa. Problem taki, iż jak Adam zniknął, to będzie problem… Będę musiał ruszyć swoich ludzi i czekać na wieści za kilka miesięcy.
- A chcesz wiedzieć teraz? - mruknęła.
- Nie mamy na to środków, musimy ustalać priorytety. Jak wspomniałaś o uwadze Tomasa, ja dałbym dwa do dziesięciu, iż nie pomylił się. Dwadzieścia procent pomyłki nie jest szansą dla której będę paraliżował fundację. Iwan jest podobnego zdania, w razie potrzeby… powiedzmy, iż chór ma mnichów-informatyków - Jonathan nie mógł powstrzymać wesołości wypowiadając go to - wybacz, do tej pory bawi mnie gdy o tym opowiadał. Jeśli nie znajdziemy go do kilku miesięcy, ma u nich przysługę.
Mervi zjadła kawałek przyniesionego fast fooda.
- Ode mnie zasłużył na Witch Hunt. - parsknęła - I ruszę całą Pajęczynę, aby go znaleźć, jeżeli będzie taka potrzeba. - mruknęła z bolesną powagą.
- Ufam, iż jeszcze będzie na to czas - Jonathan wgryzł się w kanapkę, palcem ocierając kawałek sosu który niemal nie upadłby mu na sweter - jest czas na wszystko.
- Przecież nie mówię, że zrobię to teraz. - machnęła ręk- Dą - Teraz są ciekawsze sprawy - dane, informacje, Ktulu…
- Koniec świata - hermetyk uśmiechnął się lekko - jestem ciekaw co wyniknie ze złapania tego Opustoszałego.
- Co? Patrick złapał wpierdolomantę?
- Taka była koncepcja, Erik obiecał nam go wystawić do rozmowy. Mistrz Iwan dziś znowu jest w tamtym węźle, zabezpieczenia trzymają. Będzie próbował to powtórzyć z kolejnymi, może odetniemy te stwory od miejsc gdzie mogą próbować się rozmnażać. Tylko… wątpię czy da radę - Jonathan dolał sobie piwa - sama widziałaś jak to wyglądało. Do tego to nie rozwiązuje ich problemu.
- Możesz ponownie ich wysłać w przyszłość. To była fajna sztuczka, ale niestety bez podglądu. Szkoda, straciliśmy możliwość zobaczenia jej reakcji.
- Zapłaciłem za to paradoksem, a z każdym dniem jest bliżej do momentu gdy już nie będzie gdzie ich wysyłać.
- Paradoks to twój dobry kumpel.
W tym momencie Jonathan uśmiechnął się szeroko, jakby zaskoczony bardzo trafną uwagą Mervi, jednak nic nie odpowiedział.
- To co robimy? Byleby to było na tyle efektowne, aby dać odpowiedni przekaz.
- Szukamy węzłów i informacji, unikamy starcia… potem pomyśli się nad pułapką. Mistrz Iwan sugerował, iż przy zamykaniu jednego węzła można próbować ich wysłać przez Horyzont.
- Jakieś informacje mam... bo dobry Adam zostawił je za sobą. - uniosła oczy na wspomnienie o Firesonie - Naprawdę, nie powinnam już nigdy się w nikim zauroczyć, to sprowadza tylko bezsensowne problemy.
- Mamy podobne doświadczenia, też same problemy - Jonathan powiedział swobodnie - piwa?
- Dużo. - odparła Mervi.
Jonathan polał jej do pełna.
- Jak prawdziwy hermetyk, przychodzę w interesach.
- Wpierw chcąc spić oponenta. - Mervi wzięła duży łyk piwa.
- Mogę się upić dopiero za tydzień na konto dzisiejszego picia - mistrz powiedział nieskromnie - tak przepijałem pół akademii.
- Prawdziwy student. Piłeś z nimi?
- Sam kiedyś studiowałem, piękne czasy - powiedział swobodnie.
- Niech zgadnę. Ściągałeś patrząc jak profesor tworzy test.
- Byłem dobry - powiedział szczerze - po studiach kilka razy przegrałem znaczne sprawy, ale też nigdy nie brałem opłacalnych rzeczy.
- Patrz, a mnie idealnie zdane studia zaprzepaściła złośliwość korpo.
- Studia hermetyczne to nie to samo - powiedział lekko - odwiedź kiedyś fundację akademicką. Niesamowite miejsca.
- Chyba wolę podejście mojej Tradycji do sprawy, choć przyznam, że nigdy nie grałam z Joelem w MMO. - zamyśliła się - Durne pomysły.
- Mogę ci wyjaśnić jak zrobiłem pętlę czasu - Jonathan rzucił dodając kanapkę i popijając piwem, trochę jak Klaus… czy raczej niemiec?
- Nie podałeś ceny. - dopiła piwo - Chociaż nie od tego się zaczyna?
- Ceny podają handlarze, układy zaczyna się równo, jak taniec.
- Dobrze wiesz, że to bym chętnie poznała.
- Z danych Firesona i tak zrobisz użytek dla fundacji - Jonathan się upewnił - ale policzmy to jako zaliczkę, resztę bez procentu dopłacisz…
- Jak dopłacę? - spojrzała podejrzliwie.
- Jak uznasz za stosowne, magyą gdy będę potrzebował, jakimiś informacjami, przysługą, czymkolwiek. Nie jesteśmy przekupami Mervi, jak będzie spokojniej to po prostu odpłacisz jak uważasz - uśmiechnął się szczerze i wyjął z kieszeni mały, nowy notes - spisałem w nim podstawy i komentarz. Powinno wyjaśnić. Jak możesz, nie próbuj tego przy tej ilości paradoksu.
Położył notes na stoliku i lekko przesunął w jej stronę.
Mervi położyła palec na notesie i zakręciła nim na stoliku.
- Czemu mi ufasz? W końcu widziałeś jakie kolorowe akcje odwalałam. Pewnie w niektórych kręgach mi spadły noty.
- Hermetyk nikomu nie może ufać, Mervi. Został nam jeden wirtualny więc muszę na tobie polegać bardziej niż wcześniej…. a poza tym co z tym zrobisz? Minie czas zanim to opanujesz, przerobisz. To jest moja rota, własną rotę skontruję nawet śpiąc, nie zagraża mi to - uśmiechnął się z lekką, hermetycką dumą.
- Nie chodzi o to, żeby kontrować, tylko dajesz mi wiarę, że spłacę całość jak przyjdzie czas, a nie powiem fuck it, go to hell.
- Słowo maga - Jonathan rzekł jakby to było oczywiste - to twarda waluta.
Mervi spojrzała w sufit.
- W sumie przyda się poprawić swoją wartość rynkową, na wszelki wypadek. - przysunęła bliżej siebie notes.
Jonathan wzniósł toast.
Mervi przyłączyła się do toastu.
- To temu cię nazywają Czaropętaczem?
- Nie, nie z powodu tej roty - hermetyk powiedział szczerze - przydomek zawdzięczam specjalizacji w zaklęciach. Przechowywania ich na zapas. Kiedyś dużo zapłat przyjmowałem w postaci cudzej magyi.
- I Mana Potów? - tym razem uśmiechnęła się szczerze.
- Pijesz właśnie jeden - mrugnął.
- To wypijmy jeszcze, póki w klawiaturę trafię, bo inaczej już nic dziś nie zrobię.
Hermetyk dolał jeszcze. Wyglądał na zadowolonego.
- Jeśli to przetrwamy, opowiem jak wyrzuciłem wszystkie roty pewnego afrykańskiego czarodzieja na następny dzień… i dopiero potem od rana wszystkie kontrczarowałem - zaśmiał się.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline