Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2020, 20:21   #289
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Podróż nie była może spacerkiem po parku, ale znali wystarczająco dobrze drogę, by ją przebyć w szybkim tempie. Powoli zanurzyli się ciemny otwór wejściowy, przebyli znane sobie komnaty i ominęli niektóre z nich podążając dalej. Za plecami zostawili drzwi za którymi to rozmawiali z demonem i zanurzyli się dalej w ciemnym korytarzu. Wkrótce natrafili na szeregi drzwi. Dwa po prawej, dwa po lewej. Tancerka przez całą marszrutę oglądała się na wszystko z ciekawością godną dziecka. Fascynowało ją wszystko, tak samo jak i nie potrzebowała zbyt wiele, by się podniecić z jakiegoś znaleziska, które w żadnym wypadku nie miało w sobie wartości pieniężnej, ale z jakiegoś powodu kobieta bardzo się tym interesowała. Jedynie Jarvis, pozostawiony na samym końcu, mógł stwierdzić, że zdecydowanie za często kręciła się w okolicy mieszańca, zaczepiając go co i rusz oraz prowokując do słownych przepychanek czy wyścigów.
Na szczęście, nauczona poprzednimi doświadczeniami niczego, ani nikogo nie dotykała, toteż przy drzwiach stała grzecznie, choć aż ją nosiło, by zacząć przeszukiwać i, zapewne, plądrować.
Sharima kucnęła przy dziurce w drzwiach z prawej strony, tych najbliższych nim. Wyjęła z buta pęk kluczy i drucików i po kilku minutach drzwi stały otworem.
- Hmm… tu moglibyśmy się obłowić. Szkoda, że wszystko obecnie zrujnowane - mruknęła pchnąwszy skrzydło, by inni mogli zajrzeć do środka. W pokoju była mała, być może kiedyś prywatna, biblioteczka. Dosłownie kilka regałów pod ścianami i biurko do czytania pośrodku. Salka była pełna zwojów… spleśniałych. Dach się bowiem po części zawalił i zarósł roślinnością, ale nie dość szybko, by żywioły i wilgoć nie miały okazji dokonać tu spustoszenia wśród delikatnego pergaminu ksiąg i zwojów. Nawet z odległości drzwi widać było panującą wszędzie pleśń i zgniliznę. Dholianka była zdruzgotana. Od razu uśmiech zszedł z jej twarzy, a oczy nieco przygasły. Cóż za zawód… zamiast skarbów, mają grzyby.
Łotrzyca owinęła swoje usta jakąś szmatką i weszła do środka, rozglądając się dookoła. Podeszła do półek i przeglądać je zaczęła - nie… nic nie ocalało. - A następnie ruszyła do biurka. Axamander widząc, że nic jej nie jest, również wkroczył do komnaty.
Chaaya przyglądała się przeszukiwaniu w bezpiecznej odległości. Nie chciała by jej drogie szaty przesiąkły smrodem stęchlizny. Nie była jednak bezczynna, ponieważ wyśpiewując magiczną pieśń, poszukała wzrokiem magicznych aur.
Te promieniowały z biurka, do którego już podeszła złodziejka i przy których to szufladach już zaczęła dłubać sztyletem. Po wyłamaniu pierwszego z zamków, wygarnęła na blat biurka luźne teksty zapisane elfim językiem.
Jarvis wszedł jako ostatni i wraz z Axamanderem przeglądał półki w nadziei że jakiś zwój przetrwał furię żywiołów w dobrym stanie.
- Uważaj Sharimo… w biurku jest coś magicznego - stwierdziła złotoskóra, opierając się ramieniem o framugę. - Niech któryś z czarusiów się wykaże.
- Oj tam… lepiej nie. Z magicznym pułapkami też sobie radzę. Wolę jak nikt mi się nie wtrąca w robotę. Zwłaszcza czarusie, którzy nie wiedzą co robią - odparła ze śmiechem była piratka biorąc się za kolejną szufladę, by po kilku minutach otworzyć ją.
- Uuuu… magiczny trunek. - Zaśmiała się wyciągając fiolkę, którą niemal upuściła.
- Zimna - skomentowała.

[media]https://i.pinimg.com/236x/f8/e5/90/f8e5905fbad060abe4207b35924d73cd.jpg[/media]

Wokół fiolki zakorkowanej kawałkiem błękitnego lodu unosiły się smugi mgiełki. A miejsce, którego dotykała, pokrywało się szronem.
- Mówiłam, żebyś uważała - mruknęła z przekąsem kurtyzana, próbując zidentyfikować znalezisko. Dostrzegła silną aurę zimna jak i nekromancji promieniującą z fiolki, ale nie potrafiła rozpoznać zawartości flaszki.
~ A ja wiem co to jest ~ wtrącił mimochodem Starzec, podczas gdy złodziejka mruknęła. - To nie była pułapka, to raczej coś związanego z fiolką.
“Nic nie mówiłyśmy o pułapce ty głupia bździągwo” burknęło wspomnienie matrony, jak zwykle zadzierając nosa.
“Co to? Co to? Co to?” dopytywała się Deewani. “Silne to? Czy jak to wypiję to będę potężną smoczycą o zamrażającym oddechu?”
~ Jeśli przeżyjesz i przetrzymasz to tak. To chaotyczna alchemia gnomów. Wypijasz zawartość i na dobę zyskujesz nadnaturalne moce… esencję jakiegoś potwora. Nie smoka co prawda, ale czegoś potężnego ~ stwierdził autorytarnie Starzec. ~ Lub biegunkę albo wymioty… jeśli twój organizm okaże się za słaby.
“Na doobę? Bleh… ale szajs” skwitowała łobuzica.

Do obu kobiet zbliżył się sam Jarvis ze zwojem pod pachą. Jakiś najwyraźniej przetrwał.
- To chyba coś ze starej magii gnomów - mruknął przyglądając się fiolce.
- Podobno dla pijącego to czysty hazard - westchnęła zdegustowana trzpiotka i ostentacyjnie odwróciła się tyłem do drzwi. Zaczęła śpiewać, obchodząc ścianę wzdłuż korytarza, szukając jakiś skrytek.
- Jak wszystko co związane ze starożytną magią gnomów - odparł czarownik przyglądając się zapisanym kartkom leżącym na biurku… z pomocą różdżki rzucił czar, by je odczytać.
- Hmmm… interesujące - mruknął do siebie, podczas gdy niestety tawaif nie odkryła żadnych kryjówek. Rozdrażniona mało nie zaatakowała pobliskich drzwi i tylko jakąś sobie tylko znaną siła, opanowała emocje i wróciła do podpierania framugi.
- Długo jeszczeee? Zostały trzy drzwi… - zamarudziła naburmuszona.
- Już możemy chyba wychodzić, co?- do niej dołączył Axamander, który również nic nie znalazł.
Pozostali członkowie wyprawy skinęli głowami. I cała czwórka opuściła komnatę, by udać się do kolejnej naprzeciwko. Tu Sharimie dłużej zeszło przy dłubaniu w drzwiach, ale z nimi kryło się złote popiersie elfa na marmurowym postumencie, wygodna kanapa do jego podziwiania, jak i obrazy elfów w sielskiej oprawie pałaców lub natury ukształtowanej za pomocą magii, by wyglądała uroczo. Na szczęście dach tej sali kontemplacyjnej ocalał i dzieła nie uległy zniszczeniu.
Kamala niemal stratowała łotrzycę, przeskakując nad nią z piskiem, by dopaść pierwszą ramę z malunkiem. Artykułowała coś niezrozumiale w podekscytowaniu, łapiąc się za policzki. TAKI SKARB! Elfia sztuka! W dodatku tak pięknie zachowana! Och, czy to impresyjonizm? Tak… wygląda na taki. Och! Jakie to było niesamowite! To elfy pałały się takim nurtem? No tak, przecież ktoś musiał ją wymyślić! Ach! Tak pięknie dobranej palety barw jeszcze nie widziała. Te kwiaty i łąki, były niemal prawdziwe! A te domy! I drzewa! I romantycznie przedstawione codzienne życie zwykłych długowiecznych.
- Wyglądają cennie… ale wynieść bez uszkodzeń i przetransportować to się tego raczej nie da. Elfia sztuka jest strasznie delikatna. - Axamander ocenił to wszystko z praktycznej strony przyglądając się dziełom podobnie jak czarownik i Sharima. Przywoływacz był zamyślony, a złodziejka zdegustowana.
- Wszystko się da! - Zapiała bardka i złapała diablę za rękę, prowadząc go wzdłuż ściany z obrazami. - Zobacz to, albo tamto, widzisz pociągnięcia pędzlami? Nie widzisz! No bo to styl ostropałkowy, a tu… tu te kropeczki i cęteczki to impresyjonizm ale nie mylić z imperianolizmem, który cechuje się tym, że oprócz drobnych pacnięć jest też mikro pociągnięcie włosiem z farbą. A tu… tu! Te drzewa! Widzisz je! To magiczne baobarkanały z których kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy na pustyni panowała hierarchia otoarmanów, robiło się z soku wspaniałe nalewki, które podobno smakowały brzozą, kwiatem wiśni i daktylami o nucie orzechowej! - Dziewczyna była w siódmym niebie i zalewała nieboraka słowotokiem bardzo trudnych do wymówienia a jeszcze bardziej do zrozumienia i odpowiedniego odróżnienia słowami.
Ax najpierw dostał lekcję malarskich stylów, następnie lekcję odpowiednio łączonych barw, lekcję wytwarzania pigmentów do farb, lekcję tkania płócien na obrazy, lekcję oprawiania obrazów, była też lekcja o faunie i florze przedstawionej na malunkach, trochę lekcji architektonicznej, aż w końcu zostały opisane wpływy na tamtejszej modzie spowodowane jakimiś historycznymi wydarzeniami, o których z jakiegoś powodu Chaaya się uczyła.
Axamander z nietęgą miną przysłuchiwał się tym wywodom starając się nie zasnąć na stojąco. Dlatego też pewnie skupił się nie na tym co tawaif mówiła, a na rozmiarach obrazów. I mina mu zrzedła. Płótna były duże i zamocowane na stałe do ramy. Ich wyniesienie będzie… bardzo kłopotliwe. Jarvis zaś siedział na kanapie i kontemplował słowa ukochanej. A może przysypiał pod tym kapeluszem i okularami?
A Sharima… gdzieś znikła.

Kiedy pierwsza ofiara została wypuszczona z rąk śmierci poprzez zagadanie, czarownik poczuł jak silne szpony bestii ciągnął go za rękaw. Nadszedł czas, by wyspowiadał się ze wszystkich grzechów i pokornie przyjął karę.
- Jamuuun! Zobacz, zobacz… Zaraz wszystko ci opowiem…
- Acha… - Narzeczony jęknął i potulnie udał się na szafot, osładzając go sobie tym, że przy okazji pochwycił i przytulił do siebie kochankę, wysłuchując samotnie jej wykładu, bo diablę przezornie wymknęło się z komnaty. Magik rozkoszował się miękkością pochwyconej pupy kochanki niemniej od jej słowiczego szczebiotu, przez co wyraźnie ją zadowolił.
W tym czasie złodziejka i Axamander przeszukiwali kolejne pomieszczenie… opuszczone skryptorium.

Po okrążeniu wszystkich czterech ścian, oraz wysłuchaniu mało przydatnych informacji, tancerka wypuściła na wpół żywego czarownika na korytarz, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
- To prawdziwy skarb dla kolekcjonera sztuki, a nawet badacza kultur minionych. Koniecznie musimy je przetransportować do miasta, a tymczasem, musimy zabezpieczyć pokój - wyjaśniła po czym śpiewną magią, zamknęła drzwi na zamek. - Proszę bardzo - rzekła dumnie, naciskając na klamkę. - Nikt nie wejdzie, aćha ćha ćha… a gdzie reszta? Mamy jeszcze tyle skarbów do odkrycia… AX?! Sharima??!! - zawołała głośno, nieświadoma jaką krzywdę wyrządziła dwóm mężczyznom.
- Tutaj - wrzasnęli z komnaty obok, podczas gdy czarownik przyglądał się drzwiom, a także korytarzowi oceniając logistyczną stronę kaprysów Chaai. Podrapał się po podbródku wzdychając do siebie. - Łatwo nie będzie.
Kobieta popląsała w kierunku dochodzących krzyków, uśmiechając się szeroko jak najedzona koteczka.
- No wiecie co… poszliście beze mnie? - spytała z udawanym wyrzutem, zaglądając z ciekawością do pomieszczenia.
- Byłaś zajęta - odparł Axamander lądujący pod jednym z biurek w skryptorium w poszukiwaniu… czegoś. Także i złodziejka pilnie przeszukiwała kolejne ze stojących biurek (które służyły pisarzom do kopiowania tekstów), bo te stały tu licznie w równych rządkach. Wyglądały uroczo i wygodnie, z białego drewna, zdobione złoceniami i z poduszeczkami. Niestety były magicznie stopione z drewnianą podłogą.
- Znaleźliście coś ciekawego? - dopytywała się tawaif, ponownie używając pieśni, by móc poszukać aur magii. Weszła do środka pokoju, rozglądając się ciekawsko po ścianach i blatach sekretarzyków, tylko niesłychanym i niespodziewanym przypadkiem… klepiąc rogacza w pośladek i łapiąc go za filuterny ogon.
- Nooo… okulary - stwierdził tyłek rozbójnika, bo ten nie opuścił kryjówki, jedynie zamerdał ogonem. Okulary rzeczywiście były… leżały na pierwszym biureczku, obok złotej stalówki, same będąc w złotych oprawkach i z soczewkami z kryształu górskiego i… całkowicie niemagiczne, podobnie jak reszta tej komnaty. Dholianka przysiadła na “taboreciku”, bawiąc się przytwierdzonym do niego ogonkiem.
- Hmmm… nie ma tu nic ciekawego, tylko trochę badziewnego złota. - Cmoknęła w zdegustowaniu. Złoto nie było godne prawdziwego poszukiwacza przygód… no chyba, że w ilości takiej jak w smoczym leżu… wtedy warto się było nim zainteresować.
- Może zgubili jakieś klejnoty? - Złodziejka nie dawała za wygraną szurając nosem po podłodze. Podobnie czynił diablik… dla nich złoto nie było badziewne.
- Ale wiecie, że skrybowie… raczej nie nosili przy sobie klejnotów, kiedy mieli przepisywać cały dzień książkę… Jakby to powiedzieć, nie były im one potrzebne. - Kamala postanowiła ich nie poganiać, ale też nie zamierzała pomagać. Co prawda Sharima była bezpieczna przed jej psikusami, ale Axamander będzie miał z nią srogą przeprawę.
- Ale to elfi skrybowie… złote stalówki do piór mają swoją wartość - bronił swoich decyzji mieszaniec, choć Jarvis wszedłszy do środka nie zniżał się do szukania zagubionych drobiażdżków. Spoglądał na siedzącą na diabliku bardkę z błyskiem zazdrości, acz na razie nie czynił nic… poza obserwowaniem sytuacji. Sundari na szybko wyceniła wartość takowej znajdy i doszła do dość zaskakujących wniosków, którymi z chęcią się podzieliła. - Oj słoneczko… mówiłeś, że ci się nie powodzi, ale nie sądziłam, że jesteś, AŻ TAK spłukany.
Następnie poklepała pośladki swojego tronu i z dumą oraz dystyngowaniem królowej i carycy wstała i łaskawie odeszła, by nędzne robaczki mogły zająć się szukaniem okruszków.
- To my z Jarvisem sprawdzimy ostatni pokój.
- Chodźmy - odparł uprzejmie czarownik ustępując przejścia kochance, a gdy przeszła lekko klepnął jej pośladek… “karając” igranie sobie z nimi oboma, na jego oczach.
~ Uważaj bo mi się spodoba ~ zagroziła trzpiotliwie przez telepatię, oglądając się przez ramię. W jej oczach były dzikie ogniki.
Odpowiedzią była wizja biednej tawaif przyszpilonej do ściany korytarza przez lubieżnego kochanka, zmuszającego ją do figlowania, gdy za ścianą Axamander i Sharima zbierali “drobniaki”. Kobieta podskoczyła do drzwi i nacisnęła klamkę, sycząc w umyśle niczym gniazdo rozdrażnionych żmijek. Magik wiedział jednak, że jest wielce zadowolona.

Za drzwiami było parnie i wilgotno i… soczyście zielono. Nie była to jednak dżungla, a mocno zdziczałe arboretum w którym to egzotyczna roślinność wymknęła się spod kontroli, walcząc między sobą o przestrzeń do życia i tworząc prawdziwą mozaikę liści i kwiatów.
A pupa Chaai znów została zaatakowana przez ręce kochanka, które ją pochwyciły łapczywym ruchem.
- Cihho! Przestań… - fuknęła tancerka, odganiając się od adoratora jak od natarczywego szczeniaczka. - Mamy misję! Uspokój się! Szukamy ssskarbu większego od… od Axamandera.
Przywoływacz zauważył dziwne zająknięcie, następnie zmieszanie i nienaturalne rumieńce na twarzy ukochanej. Było to może nie niepokojące, ale z pewnością podejrzane. Tym bardziej, że Kamala zaczęła mruczeć jakąś piosenkę i szybko zagłębiła się między roślinność w poszukiwaniu magicznych aur. Tak… to na pewno były magiczne aury.
- Ty szukaj, ja zadbam o twoje morale. - Łajdak nie ustępował wodząc dłońmi po pośladkach bezpiecznie chronionych przez spodnie. Acz to nie zmieniało faktu, że ją bezczelnie macał i miał sprośności w głowie, które telepatycznie czuła.
Aury magiczne były gdzieś tam ukryte w głębi zielonego gąszczu. Sundari wytężała zmysły, by móc je rozpoznać, ale przed oczami zaczynała pojawiać się lepka mgła o zabarwieniu łusek diablęcia. TAK NIE DAŁO SIĘ PRACOWAĆ!
- Jamuuun! - Tupnęła nogą i odwróciła się do niesubordynanta, chowając przed nim swoje śliczności. Wyglądała na groźną i rozjuszoną ryjówkę, do której można by poczuć respekt, gdyby nie wypieki na policzkach i roziskrzone spojrzenie. - Nie pomagasz… - poskarżyła się buńczucznie, pilnując by między nią a rozmówcą, była bezpieczna odległość.
- Nie. Wykorzystuję sytuację - zgodził się z nią czarownik. - Axamander szuka skarbów, ja też… właśnie dwa wymacałem.
I skrócił nieco dystans podkradając się do tawaif.
- Nein… nein! - Tupała na niego panna, gotująca się do zaciekłej walki o prawo do tytułu najlepszego poszukiwacza skarbów. - Tu jest troche magicznych rzeczy… przestań się bawić, musimy być lepsi od n-nich… - ostatnie słowa pipnęła cichutko i uciekła wzrokiem na wiszący kwiat o kształcie smukłego dzbana, który z jakiegoś powodu zasiał w niej taki popłoch, że aż wskoczyła w gąszcz.
- A co potem? Jaką nagrodę planujesz mi dać jeśli będę grzeczny? - mruczał czarownik nieustępliwie przybliżając się do chowającej się w gąszczu kochanki, która zmierzyła go pełnym wyrzutu spojrzeniem, nadęła lekko policzki i… postanowiła się kłócić.
- Nic ci nie dam - burknęła gniewnie. - Nie zasługujesz na żadną nagrodę, same z tobą problemy!
- Wiem wiem… zupełnie nie rozumiem jak ty ze mną wytrzymujesz - zgodził się z nią Jarvis tylko po to, by uśpić jej czujność, pochwycić w okolicach bioder i przyciągnąć ku sobie. I pocałować te wygięte w grymasie gniewu usta. Dziewczyna odwróciła twarz, by pokazać dezaprobatę wobec takiego obrotu spraw, ale nie próbowała się wyrywać, ani karać za zuchwałość i bezczelność.
- Jesteś podstępne bydlę… tyle ci powiem - oceniła z zadartym nosem, acz cieniem uśmiechu w kącikach ust. - Moja zemsta będzie okrutna i wymierzona w twoją męskość. Wyprowadzam się!
- A ja z tobą - mruknął Jarvis mocniej ujmując jej pośladki i całując jej policzek oraz szyję.
- To gdzie się wyprowadzamy? - pytał dalej tuląc kochankę do siebie.
- Nie ma tam dla ciebie miejsca - syczała rozdrażniona. - Zresztą mam już współlokatora, nie jest tak nieposłuszny jak ty. - Na myśl o swoim nowym mieszkańcu namiotu, aż wyszczerzyła ząbki w złośliwym i łakomym uśmieszku.
- Jakoś się wcisnę - odparł żartobliwie czarownik docierając ustami do ucha bardki i wodząc po nim wargami.
- Zobaczymy… zooobaczymy - groziła jeszcze chwilę złowroga chmurka, po czym oparła się policzkiem o męską pierś. Runda pierwsza dobiegła końca… magik mógł się czuć zwycięzcą… na razie.
- Wkradnę się do ciebie i będę całować i pie… - Nagle przerwał, bo oboje coś usłyszeli. Coś przedzierało się w ich kierunku. Magiczne aury, które Chaaya dostrzegała zaczęły się do nich podkradać.

“Magiczne bessstieee… CHCĘ JE NA CHOWAŃCÓW!” zawołała gromko Deewani wielce zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Tymczasem Dholianka odepchnęła się od kochanka i chwyciła za wachlarz w podwiązce, gotowa… e… walczyć? Straszyć? Z pewnością uciekać jeśli stwory będą zbyt straszne.

Oboje cofnęli się, gdy olbrzymi grzybowy pniaczek, wsunął swoją paszczę i mackami próbował pochwycić ofiarę do swojej paszczy. Potwór był za duży by w całości zmieścić się w pomieszczeniu, ale wystarczająco długi by sięgnąć “łbem” i mackami próbować wciągnąć dwie ciepłe “przekąski”.

“Co…” Laboni chyba po raz pierwszy nie wiedziała co powiedzieć, choć w sumie nie musiała, bo wyręczyła ją maska łobuzicy.
“O JA CIE!!! STARCZE ZOBACZ JAKI GRZYBOL! PRAWIE TAKI JAK TY!!!”
Reszta dziewczyn nie była zbyt pozytywnie nastawiona do tutejszego kazu fauny i flory, a zdominowane wpływami Nimfetki wręcz zaczęły pałać obrzydzeniem i strachem.
~Jestem większy ~ stwierdził krótko Starzec oburzony takim porównaniem.

~ Mówiłeś, że będzie tu bezpiecznie… że ukryjemy się przed światem… że mi się tu spodoba, a na pewno będę miała wiele rzeczy do oglądania… ~ Przekazała myśl narzeczonemu. ~ NA PUSTYNI JEST BEZPIECZNIEJ! CO TO JEST??!! CO TO ZA SPLEŚNIAŁA HUBA Z MACKAMI! CO?! DLACZEGO?! JAK?!
~ Tendriculos… pojawiają się gdy rośliny przez wiele lat w strefie wpływu wypaczonej magii. ~ Jarvis sięgnął po swoje pistolety i wystrzelił z pierwszego prosto w paszczę. ~ Na pustyni mogliby nas doścignąć ci którzy szukają smoka. Tu… zgubili się na bagnach.
Potwór ryknął z ból czując jak magiczne kule szarpią jego ciało. Acz nie zmienił swoich planów konsumpcji.
~ Nie wymądrzaj się jaśnie panie Jarvisie! ~ huknęła panna, chyba wybierając do walki nie tego przeciwnika co powinna. Po chwili jednak przywoływacz usłyszał pieśń, której sensu słów nie potrafił zrozumieć, za to emocje już tak… Gniew, wola walki i chęć niszczenia. Czy powinien uciekać, czy zacząć współczuć magicznemu grzybowi?

Powietrze zadrżało gromem, fala uderzeniowa poszatkowała rośliny w pełni odsłaniając potwora i raniąc go. Niestety siła dźwięku nie była zbyt silna by odrzucić do tyłu masywnego, roślinnego olbrzyma, przeciskającego się przez dużą dziurę w szklarni. To wszystko przyciągnęło Sharimę i Axamandera. Złodziejka również strzeliła z pistoletów, a rogacz ruszył ku potworowi wrzeszcząc.
- Ogniem go!
Macki potwora zawirowały próbując pochwycić Chaayę i Jarvisa. Udało mu się nimi uderzyć przywoływacza… ale na szczęście nie złapać. Tawaif, która jako dziecko wychowane w zgodzie z naturą, chciała przemówić istocie do rozsądku, zanim walka nie rozgorzeje na dobre. Widząc jednak rannego ukochanego, wpadła w istny gorgoni szał, BOWIEM TYLKO ONA MOGŁA BIĆ JAMUUN!
Ognisty język ognia zasyczał w powietrzu, kiedy bardka zamachnęła się na robaka śmiącego dotykać JEJ I TYLKO JEJ kochanka!
O dziwo… jej atak chybił. Potwór uchyli się przed ognistym językiem wachlarza… zamiast tego nadział się jednak na ogniste zionięcie atakującego z drugiej strony rogacza. Który niczym smok pokrył ciało potwora strugami płomieni. Jarvis zaś przybliżył się do bardki, by musnąć ją palcami i przyspieszyć jej ruchy za pomocą magii.
Złodziejka zaś przedzierała się przez chaszcze, by zajść potwora z boku przy okazji celnie trafiając bestię kulami, acz nie wydawały się one czynić takiego spustoszenia jak płomienie diablęcia. Kurtyzana pognała w kierunku paszczęki grzyba, mając zamiar spalić go “od podstaw”.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline