Willie pokręcił głową, słysząc natrętny ton Meepo.Bezczelny typ skierował ich celowo do tego pomieszczenia, najwyraźniej zdając sobie sprawę co zawiera i kogo. Willie nie chciał być tym, który pierwszy powiedział "a nie mówiłem", ale niestety, stwór nie pozostawił mu wyboru.
- Jeszcze słowo a wsadzę ci bełt w ten chuderlawy kałdun - warknął czarodziej na kobolda znów podnosząc swoją kuszę i celując demonstracyjnie w Meepo.
- Coś tak czułem, że w końcu posmakujemy nieco kłamliwego kobolda. Wiedział, paskuda, że tu są jego bracia i celowo nas tu skierował. Zaraza, aż mnie palec świeżbi na spuście - Czarodziej wyglądał, jak gotujący się garnek z zupą, która za chwilę miała wykipieć. Powstrzymał się jednak, z wyrazem obrzydzenia na twarzy i po wzięciu kilku głębszych oddechów, ciągnął dalej.
-Jeden kobold na wolności w zupełności wystarczy. Bran, uwiąż go z powrotem. Uwalnianie koboldów, goblinów czy innych takich nie należy do umowy. Nie wspominając, że cholernie może to skomplikować naszą sytuację w przyszłości. Możemy ich uwolnić, o ile w ogóle, jak będziemy wracać, nie wcześniej. - ostrzegł czarodziej, któremu kiełkowała w głowie pewna perspektywa, której jednak wolałby nie wypowiadać głośno, nie chcąc jej spełnienia.
Willie, wciąż trzymając kuszę w pogotowiu zerknął też do klatki.
-Elf...dziwny kolor skóry, białe włosy, czerwone oczy. Albinos? Nie widziałem wcześniej takich, ale gdzieś mi się czytało o nich, że to wredne jest. - popukał kościstym paluchem w klatkę, jakby sprawdzając przeczytane wcześniej informacje.