Jonas wysłuchał tego co awanturnicy mu odpowiedzieli, po czym skłonił się nisko i odszedł z pozostałymi. Opuścili pozostałości zamku i zeszli w kierunku wsi. W Wittgendorfie niewiele się zmieniło. Zapijaczeni wieśniacy w większości niepomni wydarzeń jakie miały miejsce na zamku pochrapywała w swoich zarobaczonych barłogach. Tych kilku, którzy widzieli zagładę domu Wittgensteinów z ekscytacją omawiało wydarzenie w gospodzie przy rozwodnionym piwie. Ktoś z bełkotem przetaczał się zabłoconą ulicą. Pies o długich, sterczących w górę niebieskich uszach ujadał na kropkowanego kota, siedzącego na daszku jakiejś rudery. Ot, zwyczajne życie w Wittgendorfie…
Następnego dnia, w towarzystwie banitów udali się po Dumną Syrenkę, pozostawioną w cichej zatoczce. Na szczęście fala jaka powstała po runięciu części zamku do wód Reiku nie porwała barki. Jedna lina cumownicza była zerwana, a na pokładzie zalegało sporo cuchnącego mułu. Spłynęli do wsi, gdzie chyba po raz ostatni przed opuszczeniem baronii przycumowali przy rozlatującym się molo.
- Bo wiecie… Gdyby tak… - zagaili rozmowę Jonas i Hilda, dziewczyna z którą Lothar zawędrował do banitów. – Macie łódź, prawda? Może byście tych co chcą stąd odejść zabrali ze sobą? Chociażby do Grissenwaldu? Albo gdzieś dalej? Niemal nikt nie chce tu zostawać…