Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2020, 19:51   #290
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Nie tego się spodziewał czarownik, ni grzyb, ni reszta drużyny. Chłostany ogniem potwór cofnął się, ale też i zaatakował mackami. Jedna pochwyciła tawaif za udo i pociagnęła ją ku rozwierająco się szeroko paszczy mając ochotę spałaszować dziewczę, które ognistymi podmuchami wachlarza poważnie poraniło “pysk” bestii.
Tymczasem wokół potwora pojawiły się małe żywiołaki ognia… Małe, ogniste diabliki, nie wydawały się potężnym zagrożeniem w porównaniu do dużej bestii, ale podpiekały ją z różnych stron rozpraszając uwagę. No i jeden zabrał się za przepalanie odnóża, które ciągnęło rozwścieczoną tancerkę wprost do gardzieli bestii. Także i Axamander zaatakował ognistym mieczem… ale został odrzucony w tył od silnego ciosu macki. Sharima sięgnęła po zapasy ognia alchemicznego rzucając w zielonego potwora fiolkę, która wybuchła płomieniem.

“Giń ty łachudro! Zrobię z ciebie pyszne curry!” Deewani bawiła się, aż za dobrze, podczas gdy reszta emanacji nie mogła się zdecydować, czy panikować, czy płonąć furią.
“Patrz Starcze! Patrz i się ucz! Widzisz? Ale mu pokazałam!” krzyknęła podczas gdy Chaaya złożyła wachlarz i wbiła go w tłuste odnóże oplatające jej ciało.
~ Nieźle, nieźle... tylko nie daj się pożreć ~ odparł smok oceniając jej wysiłki. Potwór nie miał już tak łatwo. Ogniki Jarvisa może były małe, może i słabe, ale były zbudowanie z ognia, więc ataki na nie właśnie wiązały się z poparzeniem. Tendriculos zorientował się, że te mięsiste przekąski nie były warte wysiłku. Było jednak za późno. Diablik ruszył ku niemu z ognistym mieczem. Żywiołak przepalił mackę obejmującą udo dziewczyny. A przywoływacz strzelał z pistoletu do potwora, podobnie jak Sharima, raniąc próbującego uciec z pola bitwy grzyba… z magicznym łupem tkwiącym w jego “żołądku”.

Łobuzica wywijała jak siemasz. Biła, dźgała i cięła wachlarzem, jakby samo sprawianie czemuś bólu było dostateczną frajdą i zajęciem godnym jej osoby.
“Phi! jestem wielką, niepokonaną i wspaniałą smoczycą! To ja pożeram! Ćhiabaaaas!” Chełpiła się pysznie, nie zważając na niedogodności. Wróg był jej. Ta walka była jej. A łup… łup także należał do nieposkromionej Deewani!
Macki zawirowały w powietrzu. Potwór uderzeniem jednej z nich ugasił przyzwanego żywiołaczka… kosztem kolejnych poparzeń. Chaaya trafiając ognistym wachlarzem stała się kolejnym celem potwora, który starał się pozbyć kłopotliwej dzikuski z tańczącym jęzorem ognia. Była jednak nadnaturalnie szybka i trudna do schwytania.
Tymczasem rogacz zionął po raz kolejny ogniem. Był to niszczący atak, stwór zapiszczał i zachwiał się. Kiedy Sharima wystrzeliła się ze wszystkich kul, przerzuciła się na różdżkę magicznych pocisków.

Walka toczyła się dalej. Obie strony nie ustępowały w swych wysiłkach, choć widać było, że szala wygranej kierowała się ku poszukiwaczom przygód. Tendriculos desperacko próbował odgonić się od natarczywych humanoidów, trafiając jednym odnóżem Axamandera i to dwa razy, aż diablę zgięło się w pół. Oberwało się także tancerce, która uderzona macką w bok, poczuła jak jej zbroja pęka a jej ciało drętwieje po tym jak macka zetknęła się z nagą skórą, paraliż ten ledwo zauważyła… zbyt pochłonięta bitewnym szałem, by mu ulec.
W końcu kolejny cios płonącego wachlarza wymierzony prosto w pysk potwora sprawił, że bestia osunęła się na podłogę martwa. Chaaya zwyciężyła! Chaaya triumfowała! Chaaya… poczuła jak bok ją piecze i bolą żebra. Teraz, kiedy adrenalina ustępowała, ból wracał ze zdwojoną siłą.

“Patrz starcze!” krzyczała w bólach Deewani, udając, że wcale, ale to wcale jej tak nie bolało jak boli. “Tak się wygrywa walki! HAHA! Zrobiłam go… zrobiłam… widzisz… nie to co ty, ja się nie daję! A już zwłaszcza kiedy ktoś chce zabrać moją własność! Tak…”
Tawaif zazgrzytała zębami i zanurkowała w otworze w ścianie, by przeleźć na drugą stronę.
Skarby… musiała zdobyć skarby! Musiała wyjąć miecz i poszatkować truchło i przeszukać jego leże… bo jakieś leże musiało mieć prawda? Każdy potwór ma swoje leże z drogocennymi łupami! Prawda..?
No.. chyba nie do końca. Bo tropiąca skarby mieczem tawaif nie widziała żadnych magicznych aur za potworem, ani u jego podstawy. Nie. Magia emanowała z jego brzucha.
- Niech to szlag trafi tą zieleninę - klął Axamander, który dzielnie walczył i mocno przy okazji oberwał. Sharima przykucnęła przy siedzącym i narzekającym rogaczu sprawdzając jego rany, a Jarvis rozesłał ostatnie dwa żywiołaki, by odgonić ewentualnych innych intruzów… jeśli jacyś by się znaleźli.
Ostrze miecza kurtyzany wbiło się w mięsisty brzuch bestii, powoli rozcinając tułów. Kamala była uparta i pełna energii, lub nienawiści, więc miecz z łatwością rozcinał tkankę roślinną. Buchnęły opary przypominające w odorze rozgotowany kalafior i wylały się zielonkawe soki trawienne… co zmusiło złotoskórą do odsunięcia się i przeklęcia po stokroć tego co wpadł na pomysł, by ożywiać roślinność. A po chwili wypłynął skarb. Złota zbroja płytowa! Ze szkieletem w środku.
Tego było za wiele. Sundari z krzykiem zaczęła odrąbywać wiotkie macki, drąc się na cały głos - STARCZE CO TO ZA GÓWNOOOO!!!! - by po chwili przysiąść na gruzie, łapiąc się za bolący bok. Z bólu zrobiło jej się niedobrze… lub od tego kalafiora w powietrzu, dlatego też bardka skupiła się na oddechu przez usta, by nie zwymiotować i/lub nie zemdleć.
~ Prawdopodobnie jego obiad sprzed tygodnia, a może miesiąca ~ ocenił smok spokojnie. ~ To głupia wersja drzewca, żre tylko. Skarbów nie zbiera.
Przywoływacz podszedł do kochanki i przysiadł obok niej.
- Dobrze się czujesz? Pomóc ci w czymś? - zapytał czule, ale został obdarzony takim spojrzeniem, że prawie przymarzł do ziemi.
- Spraw bym zapomniała o rozczrowaniu jakim jest bycie poszukiwaczem przygód - burknęła obrażona, po czym nagle złagodniała i przyjrzała mu się z troską. - Uderzył cię. Widziałam. Powiedz gdzie. Boli cię?
- Zabiłaś potwora… znalazłaś skarb. Większy od tego co znalazł Axamander - mruknął żartobliwie czarownik i dotknął szyi. - Głównie tutaj… ale przeżyję.
Chaaya dotknęła palcami wskazane miejsce, po czym ostrożnie je pocałowała i zaczęła nucić magiczną pieśń, która uśmierzała ból i przynosiła ukojenie. Tekst wprawie był dla magika niezrozumiały, ale melodyka słów, miała w sobie coś takiego, że gdy się ich słuchało wydawało się jakby to była pieśń idealna pod każdym względem. Następnie dziewczyna opatrzyła także siebie, smutno przyglądając się strzępkom jeździeckiej sukni.
- Gdzie ja ją teraz naprawię? - szepnęła z ciężkim sercem. - Dostałam ją od Janusa…
- W La Rasquelle. Bez problemu ją naprawią. Nawet nie będzie widać, że została uszkodzona - odparł ciepło czarownik. Tancerka odpowiedziała uśmiechem. Nieco smutnym i zbolałym, ale widać było, że to tylko chwilowe znużenie i nie ma się czym martwić. Później rozejrzała się nieco w zakłopotaniu, nie bardzo wiedząc co dalej. Co poszukiwacze robili po ubiciu potwora i odkryciu łupów? W książkach zazwyczaj od razu pojawiali się w karczmie, w mieście, po spieniężeniu wszystkiego.
- Ee… może powinnam uleczyć Axamandera? - spytała samą siebie, bo czym zawołała. - Ax? Ej...żyjesz? Uleczyć cię jakoś?
- Jeśli mogłabyś? Bo Sharima ma dla mnie tylko bandaże i docinki - odparł smutny i “załamany” teatralnie Axamander, więc nie było z nim, aż tak źle.
~ Jak go uleczysz pocałunkami, to dostaniesz klapsy w namiocie ~ mruknął Jarvis starając się nie brzmieć jak zazdrośnik. Rogacza akurat traktował jak konkurencję do względów kochanki.
~ Kusisz… ~ stwierdziła swawolnie Chaaya, ale raczej nie była skora do bardziej wymagających figli.
Wstała i lekko utykając i posykując, przecisnęła się przez dziurę.
- No… co tam słoneczko… pokazuj gdzie cię boli - odparła zawadiacko, przyglądając się przyjacielowi.
- Tu i tu i tu… - Najgorzej wyglądały duże sińce na żebrach widoczne spod rozerwanego stroju diablęcia. Tawaif kucnęła przy nieboraku, który wpatrywał się w nią maślanymi oczkami, niczym chłopiec chcący przytulić się do cycka mamusi. Skupiła się na obrażeniach i delikatnie dotykając bolesnych miejsc, zaczęła śpiewać tęsknym i nieco smutnym lub zmęczonym głosem. Magia rozlała się po ciele rannego przyjemnym ciepłem i dreszczem. W przeciwieństwie do leczących mikstur, jej działania były łagodne i powolne.
- Znalazłam złotą, magiczną zbroję płytową - pochwaliła się na koniec z drapieżnymi ognikami w łanich oczach. - Jest zdecydowanie większa i droższa od twojej złotej stalówki - dodała, sugestywnie spoglądając rogaczowi w okolice pasa.
- Ale walczyliśmy razem jak lwy i dzielnie stawiliśmy mu czoło, więc znalezisko jest tak jakby wspólne - protestował Axamander poddając się dotykowi i magii pieśni. Kamala kontynuowała śpiew, dotykając stłuczeń i zranień z niejaką fascynacją. Mogła pomacać Jarvisowego konkurenta zupełnie na legalu! Tyle wygrać! Sławę, chwałę i pieniądze, oraz nowe doznania!
- To prawda… dzielnie walczyłeś, kiedy już… zebrałeś się z klęczek po szukaniu drobniaków - stwierdziła szyderczo, choć trzeba było przyznać, że diablę popisało się odwagą (lub głupotą - zależy z której strony spojrzeć) lepiej od jej narzeczonego. - W nagrodę pozwalam ci przenieść łup do obozu.
- Eeee… ranny jestem i osłabiony… - Jakoś Axamander nie czuł ochoty dźwigania tego zaszczytu, tym bardziej, że alchemiczne wzmocnione złoto było cięższe od żelaza.
- W takim razie cały zysk podzielę między siebię, Sharimę i… może Jarvisa - stwierdziła “uczciwie” bardka i wyprostowała się na nogach, cicho wzdychając z bólu. - Ja znalazłam potwora, ja zadałam mu ostatni cios i ja rozprułam mu trzewia, a więc i ja zadecyduję jak podzielimy pieniądze.
- Ale… ale… - To był bolesny cios dla bohaterskiego rogacza, który tęsknie patrzył na dużą zbroję wartą tyle ile ważyła. A ważyła sporo. Sundari nie mogła się powstrzymać i pogłaskała przyjaciela po rogu.
- No dobrze już dobrze… dostaniesz rękawicę, prawda Sharimo? Zasługuje na rękawicę.
- No… powiedzmy - oceniła łaskawie złodziejka, a Jarvis spytał. - Czyli na dziś kończymy z eksploracją?
Odpowiedź tawaif była enigmatyczna, ale też magowie wyczerpali część swoich zaklęć i sił. Więc należało wyruszyć z powrotem. Ostatecznie panowie podzielili pomiędzy siebie niesienie magicznej złotej zbroi, a dziewczynom pozostało dzielnie ich dopingować podnoszącymi na duchu pochlebstwami (i kpić z nich za ich plecami).

Jarvis i Axamander z trudno skrywaną ulgą dotarli ze skarbami do ich obozowiska. Po czym rogacz rzekł.
- To teraz dwadzieścia minut przerwy i bierzemy się za bibliotekę, dobra?
Kurtyzana pokiwała głową ni to potakując ni zaprzeczając i udała się do namiotu w celu przebrania się w coś… co jest mniej podarte. Wyszła po prawie kwadransie, wyraźnie zmachana i obolała, ale za to z zwiewnej piaskowej tunice i szarawarach. Podeszła do zdobytego rynsztunku coś do siebie nucąc.

- Fiu, fiu… Jarvisie? Drogie jest u was alchemiczne złoto? - spytała po dłuższych oględzinach, całkiem zadowolona z odkrycia.
- Złoto zawsze jest drogie, choć bez przesady - wyjaśnił czarownik z uśmiechem przyglądając się tawaif. - Klejnoty są cenniejsze.
- Klejjnoty… - Chaaya popatrzyła znacząco na kochanka robiąc szyderczą minkę. Co ciekawe, jej spojrzenie było lekko zamyślone, jakby odpowiedź mężczyzny dała jej do myślenia?
Ostatecznie kobieta oddaliła się do biblioteki, masując się po żebrach.


Rozpoczęła się kolejna dłuuga sesja pełna ksiąg...i zwojów... i nudnych tematów. Tym razem trafiło jej się prawo spadkowe, prawo ślubne, prawo cywilne dotyczące małżeństw, prawo miejskie, prawo monarsze, prawo niewolników do braku prawa i ciągłego karania, prawo cechów, prawo handlowe… czyli tych najmniej interesujących apsektów. Czytała zasady układania intercyz, zasady podziału niewolników w razie rozerwania więzów małżeńskich, czy restrykcyjne zasady czegoś co nazywało się jako “przetargi” cechów. Było też o małżeństwach międzykastowych (możliwe w niższych kastach jedynie), dużo zawiłej prawniczej mowy, mało konkretów, czy ukrytych perełek. Nic dziwnego, że Starzec łaskawie zabijał czas opowiadając o swoich zwycięstwach tym maskom, które wolały go słuchać. Na pierwszym planie była dumna i nieco wydziobana pawiczka la Dewanna, która z radością przyjęła historie - zwłaszcza te najbardziej krwawe i bohaterskie. Nie omieszkiwała także w dzieleniu się swoją opinią na temat tego, że ona by inaczej spaliła, inaczej zabiła i w ogóle inaczej żyła jako wielka, potężna smoczyca (którą oczywiście była), więc czerwonołuski gad szybko przekonał się jak ciężko jest wychować pyskatego pisklaka, bo... najwyższa pora by przestał się okłamywać i przyjął do rozumienia, że… doczekał się, no cóż, córki (potężniejszej, wspanialszej i piękniejszej od niego, ale… córki).
Reszta emanacji nie była tak zafascynowana opowieścią, niemniej kilka ciekawskich kurek nadstawiało ucha, zwłaszcza gdy padały opisy innych kultur, miast i krain. Nawet Ada, zajęta studiowaniem litery prawnej, od czasu do czasu wytężała słuch ciekawa nowości i wiedzy, choć nie w takim sensie jakim by chciał Ferragus.

- Badziew… bzdety… totalna głupota… bezsens… bełkot… szajs… tu się chyba nic nie nadaje do sprzedaży, nikt normalny nie chciałby tego czytać. - Dholianka fuknęła pod nosem, odkładając kolejny tomik na stosik… ekhm… Stos pism niewartościowych. Dla umilenia żmudnej pracy porozciągała się, rozmasowała i ogólnie rozgrzała przed lekkim ćwiczeniem tańca, oczywiście z księgą w dłoni. Zrzuciwszy buty, zawiązała na kostkach sznury dzwonków po czym zaczęła wytupywać sobie rytm, podczas przewracania kart różnych kodeksów.
- Ku ku ku ku ku ku ku… uprasza się by zwaśnione strony… ooo choli ke peeche kya hai… w wypadku braku spisanego protokołuuu… chunari ke niche kya hai… dlatego tak ważnym jest, by podczas zapisywania woli w pomieszczeniu było dwóóóch niezależnych świadkóóów. - Bardka miała ochotę rzucić księgę i zacząć pląsać, powstrzymała się jednak i ograniczyła się tańca bez udziału rąk. Dla tawaif na pierwszym miejscu zawsze stała praca, a przyjemności… cóż, jeśli starczyło na nie czasu w życiu.
- Widzę, że ci idzie całkiem dobrze. - Posłyszała za sobą głos diablika. - Zdecydowanie lepiej niż mnie.
Złotoskóra uniosła wzrok znad tekstu, nieco zaskoczona widownią. Zaraz się jednak uśmiechnęła.
- Nie powiedziałabym - odparła wesoło, zamykając tłusty tom, po czym podeszła z nim do kilku wież mu podobnych. - To metropolia odrzuconych - objaśniła, odkładając księgę.
- Duużo… ale mam wrażenie, że wyjdziemy na swoje. Trochę dzięki tej zbroi i innym znaleziskom. Nie zapominając o zapłacie elfów - odpowiedział z uśmiechem Axamander oceniając wysokość jednej z wieży z pergaminu.
Chaaya wzięła nowy tytuł i przeczytała jego pierwszą stronę, marszcząc nos.
- Ach właśnie… apropo lotosów, jeśli chcesz to pomogę ci sprzedać je wśród swego ludu. Znam kilka osób, które zapłacą odpowiednią kwotę za te skarby.
- Świetnie… zwykle sprzedaję taki towar u Harseka, ale… wiesz zgadzam się na sumy jakie podaje. Chyba, że bezczelnie próbuje mnie oszukać. - Zaśmiał się rogacz.
- Jego cena to cena za pośrednika, nigdy nie będzie tak zadowalająca jak sprzedaż bezpośrednia… wprawdzie w tej sytuacji to ja byłabym pośrednikiem, ale powiedzmy, że za te poranne widoki nie policzę sobie ekstra - zaszczebiotała wesoło panna i… odłożyła kolejny wolumin na szczyt wieży.
- Będę wdzięczny… - I ośmielił się ją cmoknąć. W czubek głowy co prawda, ale jednak.
Tancerka pokiwała charakterystycznie głową, wykonując gest ręką jakby łapała w locie muchę, po czym ją wyrzucała.
- Uważaj słoneczko… mój kochanek tylko wygląda na niepozornego - postraszyła go czupurnie, śmiejąc się cichutko.
- Wiem wiem… patrzy na mnie, jakby już planował moje morderstwo. - Zaśmiał się rogacz przyznając jej rację. - Zazdrosny jest o ciebie, choć nieźle to ukrywa.
- Seks po scenie zazdrości smakuje lepiej… - oceniła trzpiotka niezadowolona z poczynań narzeczonego. - No ale cóż… taka jego uroda. Tooo… jutro rano znowu idziemy buszować?
- Jeśli chcesz. Sharima chce - odparł Axamander z uśmiechem. - A ciebie nie zniechęciła groźba pożarcia przez roślinkę?
Kurtyzana westchnęła cierpiętniczo, rozwijając jakiś zwój.
- Trochę bolą mnie żebra, ale po tym co dzisiaj przeczytałam… jestem skora zaryzykować drugie podejście… - mruknęła wywalając zwitek na stos odrzuconych ksiąg. - Może chcesz poczytać jakie masz prawo jako niewolnik? Prawo masz tylko jedno. Prawo do kary, a tych… jest więcej niż prawo spadkowe i rozwodowe razem wzięte.
- Prawo...wolę je omijać szerokim łukiem. I adwokatów i sędziów… zwłaszcza sędziów. - Zaśmiał się diablik. - Jak wezwą cię przed oblicze prawa, przekonasz się co to za koszmar.
- Będę mieć to na względzie - mruknęła Kamala. - A tobie się co trafiło?
- Dwa razy. W obu przypadkach zostałem skazany. W obu byłem winny, ale kary były za surowe - potwierdził rogacz.
- Chodziło mi o dział literatury jaką teraz sprawdzasz… - odparła dziewczyna z przekąsem i lisim uśmieszkiem na pełnych wargach. - Bo czytasz coś prawda? Niegrzeczny chłopcze? Siedziałeś za kradzież majtek czy dziewictwa?
- Za włamania… i przemyt. I wykpiłem się grzywnami… ale dużymi. - Zaśmiał się Axamander i podrapał po głowie. - Poradniki dotyczące wystroju wnętrz i księgi dotyczące architektury. Można by je wszystkie sprzedać bez problemu, tyle, że na pojedynczym egzemplarzu nie zarobimy za dużo.
- A gdyby je sprzedać jako całość do cechu bibliotekarskiego? Oni mają skrybów, ci mogą księgi powielić, dzięki czemu nieźle na zarobią na ich sprzedaży lub wypożyczaniu. Takie pierwowzory powinny być już opłacalne. - Zadumała się bardka, ożywiona ciekawym tematem. Nie żeby wszystko co nie było prawnym bełkotem nie było w tej chwili fascynujące, ale… no cóż… Sztuka! Ona miała specjalne miejsce w jej sercu.
- Eech… ucięliby sporo zysku za samo tłumaczenie - wyjaśniło diablę. - Takie księgi muszą być przełożone z elfiego. Mało kto zna ich język, a nawet jeśli zna… to niekoniecznie potrafi czytać w tym języku. Nie jestem pewien czy nasz druid czyta w elfim. Rozumie ich słowa, ale czy znaki? Nie wiem.
- No tak… zapomniałam hmmm…
Dziewczyna przysiadła na blacie biurka i zamachała nogami, brzęcząc setkami dzwoneczków.
- Znam jedną osobę, która z pewnością zna elfi perfekcyjnie, do tego nie wiem czy… mam takiego jednego bibliofila, on też może się znać, ale jest gderliwy i trzeba go umieć odpowiednio głaskać… jest też elfi duch, który z racji tego, że jest elfim duchem i to do tego jakimś magiem na pewno umiałby księgi przetłumaczyć, ale po pierwsze to nieumarły, a po drugie mój brat twierdzi, że jest kapryśny i nieprzyjemny.
- Ja bym elfie duchy omijał szerokim łukiem. Nie lubią tu ludzi. I to bardzo. - Machnął ręką Axamander. - Atakują nie dając czasu na negocjacje.
- O..och… to będę musiała powiedzieć Neronowi, by nie odwiedzał go za często… kto wie kiedy puszczą mu nerwy? Czy duchy mają nerwy? - Zadumała się tawaif.
- Przeważnie są wkurzone. Większość duchów pochodzi od osób zmarłych tragicznie lub brutalnie. Taka śmierć kładzie się cieniem na umysł… doprowadza je do obłędu - wyjaśnił Ax.
- Neruś mówił… że on… on… Sual’dasair… zginął podczas jakiejś walki? Chyba między rodami… chyba. Przywiązał się do miejsca spoczynku swojego ciała i się tak zadręcza, nie wiedząc po co i na co on tam. Mój brat chciał mu pomóc, ale… pokłócili się. - Dholianka przygasła nieco, nie tylko wspominając ukochanego Nveryiotha, którego nie widziała od bardzo, baaardzo dawna, ale także z powodu myśli, iż Ranveer mógł skończyć podobnie i gdzieś teraz się błąkał, zamiast odrodzić się w nowym ciele.
- Nie znam się za bardzo na duchach. Przykro mi - stwierdził bezradnie diablik, ale po chwili poradził. - Poszukaj wśród świątyń. Kapłani mają tam sporo wiedzy na temat duchów i odsyłania ich na wieczny spoczynek.
Chaaya chwilę milczała, przyglądając się zabrudzonej podłodze. Bose stopy miała ciemnoszare od kurzu i pyłu, miast czerwone od okry co pokazywało jak daleko odeszła od tradycji w której wzrosła. To i wiele innych myśli przybiło ją jeszcze bardziej.
- Wiem, wiem… to nie takie ważne. To co z tym tłumaczeniem? Co planujesz? - wróciła do pierwszego tematu.
- Sprzedać koneserom i snobom którzy będą się chwalili posiadaniem w swojej biblioteczce elfiego dzieła… nawet jeśli go nie przeczytają, no i znawcom tematyki. Wszystko co ich będzie łączyło to zasobność sakiewki - wyjaśnił Axamander. - A jak ty chcesz sprzedać te obrazy? Koszty transportu delikatnych płócien przez bagna będą spore.
- Myślałam nad teleportacją, tylko potrzebowałabym czasu na rozrysowanie wszystkiego, a co? Masz ochotę na któryś z nich? Sprzedam ci po okazyjnej cenie. - Wyszczerzyła ząbki panna, zamieniając się w kupiecką hienę.
- Skoro stać cię na tak kosztowne czary - mruknął diablik, a sam Starzec zaczął narzekać na to jak wykorzystuje się jego dary dla trywialnych sztuczek.
- Och… - zmieszała się bardka. - Koszta bardzo szybko się zwrócą. Mam dość spore kontakty… nie tu, a tam skąd pochodzę. Problemem nie jest kwota, a bardziej… towar, ale miałam szczęście na tej wyprawie. Wrócę do ciebie z solenną zapłatą.
- To dobrze - potwierdził z uśmiechem Axamander. - Dzieła sztuki są w cenie, ale sam transport bywa wyzwaniem. No chyba, że biżuteria. Z tą złotą zbroją też będzie problem, ale przynajmniej nie jest delikatna.
Złotoskóra przewróciła oczami, mając dość słuchania utyskiwań tutejszych mężczyzn. Fakt, że było przyjemnie poczuć się potrzebną. W przeciwieństwie do Jarvisa, Axamander nie ukrywał się ze swoimi problemami i z chęcią przyjmował pomoc. Raz, drugi, trzeci można było się wysilić i zrobić coś za niego, ale bez przesady, to ona jest tu słabszą płcią. To oni ją powinni wspierać!
- Za mało macie tu słońca. Ciągle słyszę o problemach. Problem ze złotem, problem ze sponsorem, problem z negocjacjami, problem z daemonami, problem z tłumaczeniem, problem z preniesiem łupów, problem ze znalezieniem kupców, problem z potworami w bagnie. Ta pogoda rzuca się na waszą mentalność. Jeśli będziesz mi tak dalej biadolił i narzekał to kupie ci pieluchę i założe na ten chudy zadek, bo najwyraźniej nie dorosłeś do bycia mężczyzną.
- Nie mówię że ich nie rozwiążę - obruszył się rogacz splatając ramiona razem. - Poradzę sobie. Tylko liczę, że po wszystkim, wiedząc jakie trudności pokonałem, będziesz odpowiednio mocno zachwycać moją zaradnością.
- Zaradnością? Kto załatwił sprawę z elfami? Kto uratował ci skórę i to dwa razy? Kto wycenia za ciebie księgi, bo ty się na tym nie znasz i… kto rozprawił się z tą goblinią spermą, która była jedynie kotwicą u szyi, zawieszoną przez jakże wspaniałych sponsorów tej przezabawnej wycieczki? - Napuszyła się Kamala, krzyżując ręce na piersi i złowrogo dzwoniąc dzwoneczkami na kostkach. - Kto znalazł ukryte ruiny, w tym lustro z eee… tym czymś? Kto pokonał grzyba i wydobył zbroję? A to ukryte pomieszczenie w bibliotece? Chcesz powiedzieć, że to też twoja sprawka? Pfi. Jedyne czym mi zaimponowałeś to swoją naiwnością, że biblioteka może płonąć. Przynajmniej poznałam się z twoim gadzim koleżką.
- Zaradność to także talent do zatrudnienia odpowiednich ludzi - odparł Axamander nie zamierzając tak łatwo się poddać. - A goblinia sperma to żaden rozwiązany kłopot. Ot, przesunięty jedynie w czasie, aż do naszego powrotu. Grzyba pokonaliśmy razem. Mój ognisty oddech i miecz też się przydały.
- JA go znalazłam i JA zadałam mu ostatni cios. Grzyb jest MÓJ - oznajmiła twardo Sundari. - I nie przechwalaj się tym zatrudnianiem ludzi. Nie byłam twoim pierwszym wyborem. Sam się przyznałeś, że nikt nie chciał z tobą iść! - Nadęła się dumnie.
- Nie miałem za dużego wyboru. Mało kto się zna na elfich tekstach i ma dość zdrowia by łazić po bagnach - przypomniał jej Axamander nie ustępując. - A to, że twój cios był ostatni, to zasługa Pani Fortuny. Równie dobrze, mój ognisty miecz mógł go porazić.
Tawaif zwęziła oczy w szparki, przez co wyglądała wyjątkowo gadzio. Odpechnęła się od biurka i zeskoczyła na ziemię.
- Równie dobrze, mogłeś dać się opatrzeć Sharimie i przez najbliższy miesiąc wylizywać się ze zranień. Może wdałoby się zakażenie i byś zwolnił miejsce dla kogoś bardziej przydatnego. Nie potrafiłeś uniknąć jego ciosów, ale myślisz, że byłbyś w stanie go zabić? Pfi.
- I kto to mówi… ciebie omal nie pożarł. Gdyby nie bój bohaterski ratunek… to byś znalazła się w brzuszku grzyba - zaperzył się Axa czuły na punkcie swojej bohaterskości.
- Ho, ho, ho… dobre sobie! - Zaśmiała się chochliczka, która najwyraźniej w wolnym czasie lubiła wszystkich słownie kąsać. - Wypstrykałeś się z większości swoich czarów, jakbyś co najmniej uważał, że takie barachło może być wyzwaniem. Chyba przy pierwszym spotkaniu jasno ci powiedziałam, czym się zajmuję, nie myśl sobie, że to ty mnie ratowałeś, bo było wręcz odwrotnie - stwierdziła z siebie zadowolona.
- Może i zajmujesz się zabójstwami, ale przy tym grzybku miotałaś się jak kurczak na sznurku. Mało profesjonalnie - burknął rozwścieczony takimi przytykami diablik, bijąc ogonem na boki. Tego było za wiele dla drobniutkiej kurtyzany, która z piskiem rzuciła się na ofiarę. Ona jak kurczak?! ONA?!
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline