Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2020, 21:21   #291
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Nie spodziewał się tego. Deewani triumfowała wskakując na rogacza, chwytając się niego jak niedźwiadek i uderzając na oślep, choć głównie atakując uszy. Mężczyzna odruchowo ją pochwycił, odruchowo się cofnął, odruchowo… stracił równowagę i poleciał w tył na plecy. Upadli oboje, rogacz jęknął z bólu obijanych żeber. Szarpał ją za włosy jednocześnie waląc ogonem niczym biczem po zadku. Nie zamierzał poddać się bez walki i najwyraźniej wierzył w równouprawnienie płci. Chaaya nie zważała na nic, gryząc przeciwnika w szpiczaste uszy lub przyduszając własnym biustem. Już ona mu pokaże kto tu się miota jak drób! Już ona go zniszczy jak na tawaif przystało!
Warczała przy tym jak wściekła łasiczka, wijąc się pod ciosami niczym mangusta i dziabiąc jak grzechotnik
Diablik też nie odpuszczał smagając jej pupę, kąsając kiełkami szyję i drapiąc… paznokietkami plecy. Coraz mniej to z jego strony przypominało walkę, coraz bardziej wykorzystywanie sytuacji… zwłaszcza gdy capnął ją za zadek jak dziewkę w karczmie.

Zwykła przekomarzanka, która skutkowała dziecięcą przepychanką, teraz zaczynała przeradzać się w coś… coś dziwnego. Nie wiadomo czy kobieta powracała do zmysłów, czy może podziałały na nią zabiegi krnąbrnej ofiary, ale w końcu miast zębów końcówkę szpiczastego uszka obejmowały ssące usta. By jednak mężczyzna nie poczuł się zbyt pewnie, dostał parę razów, drapnięć i uszczypnięć, oraz pociągłych liźnięć, choćby po policzku.
Rogacz też dawał czasem mocne klapsy jedną dłonią, ogonem… ale głównie masował pośladki leżącej na nim zadziornej “wojowniczki” i całował jej szyję pomiędzy ukąszeniami kiełków i liźnięciami rozdwojonego języka.
- I kto tu się miota jak kurczak? Co diabelski wymoczku? - Kurtyzana spytała z wyższością, łapiąc pod brodą mieszańca i ścisnęła go za policzki, aż rozwarły mu się usta. Jej spojrzenie było lodowate i wyrachowane, co kontrastowało z zaczerwienionymi policzkami i rozwichrzonymi włosami. Wyglądała jak dostojna lamia, która upolowała zająca. - Zapisz sobie w tej łepetynce - mruknęła z pychą, pstrykając go w środek czoła. - Nie masz ze mną szans, więc nie wojuj bo cię spiorę jeszcze raz.
Kończąc tę wypowiedź uśmiechnęła się szeroko oraz nastroszyła i napuszyła jak zadowolona lisiczka. Rozpierała ją duma, że pokazała swoją wyższość, a jednocześnie była bardzo zadowolona ze wspólnej zabawy.
- Ja się jeszcze nie poddałem - odparł dumnie Axa wystawiając rozdwojony język. - I myśl, że następnym razem pójdzie ci tak łatwo. Miałaś szczęście, ot co.
Kobieta ponownie pstryknęła go w czoło, ostatecznie schodząc z jego torsu i siadając obok.
- Następnym razem, przytwierdź sobie poduszkę do tyłka, by sobie go nie obić przy upadku - burknęła buńczucznie, obejmując rękoma kolana.
- Jestem twardym najemnikiem, takie uderzenia to dla mnie żaden problem - skłamał gładko Axamander również siadając powoli. Bo całe plecy go z pewnością bolały.
- Taaak… i dlatego tak płakałeś, bym cie uleczyła. - Chaaya nie dała się tak łatwo omamić. - Nie martw się, nikomu nie zdradzę, że dałam ci łupnia. To będzie nasz sekret. - Zaśmiała się cicho.
- Nie przypominam sobie, żebym się poddał. Walczyłem dzielnie - zaperzył się rogacz. - To ty nagle stwierdziłaś, że wygrałaś.
- Bo wygrałam - mruknęła uparta kózka, opierając głowę na kolanach, by zastanowić się nad swoim pokręconym zachowaniem. - Zawsze wygrywam, jestem niepokonana.
Gdy wypowiadała te słowa, Starzec usłyszał cichy szelest owadzich skrzydełek.
Diablę westchnęło ciężko i samo też pokręciło głową, a Starzec zachichotał ironicznie.
- Jaki ty małostkowy jesteś mały robaczku - wymruczał ignorując fakt, że ta cecha była ich wspólna. Bardka uśmiechnęła się szeroko do rozmówcy, wyraźnie szczęśliwa, że ktoś przyznał jej rację, pomijając oczywiście całą tą małostkowość. Bo ona nie była mało, ona zawsze była dużo! DUŻOSTKOWOŚĆ GÓRĄ!!!
- Chyba… sobie odpuszcze dzisiejsze czytanie, czy macie w mieście jakiś zagorzałych fanatyków przestarzałego prawa?
- Wątpię… - odparł ze śmiechem Axamander. - Czytelnicy obecnego prawa każą słono sobie płacić za usługi, więc wątpię by ktoś miał ochotę wgłębiać się w starożytne prawo za darmo.

Tymczasem do sali wszedł Jarvis niosąc aromatyczną polewkę dla swojej kochanki. Widząc ich oboje siedzących na podłodze, czarownikowi jedna brew w uniosła się w grymasie podejrzliwości.
Dholianka podniosła głowę i popatrzyła zdziwiona jego obecnością o tej porze, jakby to było co najmniej nienormalne, że przychodził sprawdzić co u niej.
- Dostałam wolne od Axamanderaaa - pochwaliła się wesoło, że do końca dnia będzie miała luzy i słodkie leniuchowanie.
- Tak… po prostu? - zapytał czarownik przyglądając się rogaczowi z morderczymi planami w spojrzeniu. I z myślami o złośliwym przyzwaniu mrówek do jego namiotu, w ramach “żartu”.
- To miło z jego strony. - Uśmiechnął się szeroko.
Złotoskóra ściągnęła usta w dzióbek i chwilę milczała, jakby biła się z jakimiś myślami.
- To tajeeemnica, prawda Ax? Kurrczaczku? - odparła zgryźliwie i trąciła ramieniem przyjaciela, a ten gorliwie przytaknął.
- Tajemnica - mruknął przywoływacz, który tak już przywyknął do współdzielenia się rozmyślaniami i wizjami z Chaayą, że te czasem się wymykały spod kontroli. Tak więc przełożona przez kolano tawaif była “przesłuchiwana” za pomocą klapsów. W myślach kochanka przynajmniej. Na zewnątrz za to zachowywał pozory spokoju. - Rozumiem.
Splótł ramiona razem i spytał. - Co więc planujesz na czas wolny?
- Hmm… - Tancerka zastanowiła się chwilę, bo tej kwestii jeszcze nie przemyślała. W końcu potrząsnęła charakterystycznie głową i wstała z cichym brzdękiem ghungro na kostkach. - Będę trenować - zadecydowała dziarsko, podchodząc do ukochanego, który trzymał posiłek. Zajrzała ciekawsko do miseczki. - To dla mnie? - zapytała przebierając palcami w niecierpliwości.
- Rybna polewka z przyprawami. Chyba sum dziś. Mam nadzieję, że ci jeszcze nie zbrzydła. Na bagnach najłatwiej właśnie ryby złapać. - Jej kochanek wyjaśnił zawartość potrawy.
- Na pustyni ciężko o rybę - stwierdziła enigmatycznie dziewczyna, porywając potrawkę.
- No tak… choć czytałem, że czasami zdarzają się duże ulewy które budzą ryby ukryte w piasku - wspomniał coś Jarvis przysiadając się i przyglądając jak je.
- Niektórzy mistycy uważają je za stworzenia nieczyste. Im istota bliżej ziemi, tym bardziej złą ma duszę. Dlatego wielu nie je mięsa piaskowych węży, żab, ryb, czy wszelkiego rodzaju naziemnych robaków - odparła między kęsami Chaaya, od czasu do czasu przyglądając się magikowi z ciekawością. - Nikt nie chce zostać opętany przed złowieszcze djiny.
- Tutejsze ryby nie grożą opętaniem. A jest ich tak wiele rodzajów, że każdego dnia mogłabyś jeść jeden z nich i przez rok nie miałabyś powtórki na talerzu - odpowiedział czarownik, a diablę przytaknęło potwierdzając jego słowa. Kurtyzana ochoczo pałaszowała, bo nie było tajemnicą, że była smakoszką i… łasuchem.
- Piaskowe ryby jamuun - sprostowała. - Piaskowe są złe. Piasek to ziemia czyli nieczystość. Woda zmywa ziemię, a więc jest czysta. Wodne stworzenia są czyste, one nie opętują. Tak samo stworzenia powietrza. Powietrze jest blisko boskiej energii. To w powietrzu znajdują się bogowie.
- A ogień? - zaciekawił się Axa.
- To domena mistyczna. Choć istoty ognia są bardzo blisko powiązane z djinami. Djiny bowiem są istotami z dymu. Kiedy opuszczałam swoje ziemie trwały spory na temat tego, czy istoty ognia nie są tak naprawdę nowymi djinami, to znaczy… hmmm, nowymi duszami, które użyźniają nasz świat duchowy. Stworzenia zaczynające od samego zera. Mają czystą kartę. Po śmierci zostaną osądzone i przydzielone do ziemi, wody lub powietrza. To dość skomplikowane, nie chcę was zanudzać - stwierdziła przepraszająco, odstawiając na biurku puste naczynie.
- Cóż… to bardzo zajmujące - przyznał Jarvis z uśmiechem. To akurat wydawało go interesować. - Ogólnie cała ta sprawa z zaświatami jest mocno skomplikowana przez różne interakcje pomiędzy panteonami i sferami.
- Pytaj więc, opowiem ci jak to jest u nas Dholianów - zachęciła go tawaif. - Nasza historia, oraz historia Malhari, różni się nieco od pozostałych krajów pustyni, jednakże z drobnymi poprawkami można założyć, że reszta mieszkańców Rozgrzanych Piasków wyznaje podobne doktryny
- Więc co się dzieje z Dholianami po śmierci? - zapytał czarownik wyraźnie zamyślony. Kamala podrapała się za uchem, szukając odpowiednich słów, by biały człowiek zrozumiał złożoność jej kultury. W końcu postanowiła nie owijać w bawełnę i odparła
- Nie umierają. Nasze dusze znajdują nowe ciało by się w nim schować i poczekać na kolejne ciało. Tu różnimy się w porównaniu z resztą pustyni. Główne założenia reinkarnacji są takie, że dusza rodzi się w nowym ciele jako zupełnie nowe wcielenie i nowa istota, która przez kolejne życia wspina się lub spada w hierarchii, w zależności od tego jakiś uczynków się dopuściła. Nie pamięta swoich umiejętności i dawnych żyć. Uczy się wszystkiego od nowa. My natomiast nigdy nie zaczynamy od zera, nasze poprzednie wcielenia są z nami w pełni aktywne. Jeśli uczymy się jakiś umiejętności to takich, których w poprzednich życiach nie posiadaliśmy. Od tej pory, będą z nami. Kiedy moja dusza znajdzie się w nowym ciele, będzie potrafiła to co ja teraz potrafię.
- Mhmm… - Zastanowił się magik pocierając po podbródku. - …a kto lub co zdecyduje o tym w jakie ciało się wcielisz?
- Są dwa główne nurty, które wybijają się z setek potoczków mniejszych uczonych. Jedni twierdzą, że prawdziwi Dholianie sami wybierają do jakiego ciała chcą trafić - wyjaśniła Sundari, przyglądając się to jednemu to drugiemu mężczyźnie. - Drudzy uważają, że nie różnimy się pod tym względem od innych i podlegamy decyzjom bogów, którym służymy. Oni zabierają dusze z ciał i wypuszczają podczas narodzin odpowiedniej istoty, nagradzając nas lub karząc.
- Czy prawdziwi Dholianie… ci którzy mogą wybierać sobie nowe ciała, wybierają czasem… gorszą pozycję, karząc się za błędy poprzedniego życia? - zadumał się przywoływacz który w skupieniu rozważał każde słowo bardki. Axa natomiast… cóż diablik starał się wyglądać na zaciekawionego. Złotoskóra uśmiechnęła z delikatnym pobłażaniem.
- Tego nie wiem. Nie pamięta się czynów z poprzedniego życia. Czym się kierowałam przyjmując tę powłokę? Kto wie? Ja jestem zdania, że decydował za mnie bóg. A przynajmniej chciałabym być objęta takimi samymi prawami co inni i być zależna od wyższej siły. Niemniej… wizja decydowania kim będę jest… kusząca.
- Jak wszystkie takie wizje. Niemniej jest mały problem z tym… biedaków zawsze jest znacznie więcej niż bogaczy. A król zwykle jeden - odparł z ciepłym uśmiechem Jarvis i spytał. - Jaki bóg w twoim przypadku?
- Khalibali, Pan końca i nicości. Wasza Śmierć? Tylko… nie taka straszna i bezlitosna i zimna - wyjawiła ze śmiechem dziewczyna, ale zaraz spoważniała.
- W La Rasquelle jest kilka kultów Bogów Śmierci. Jeden przyniesiony z południa, drugi z wysp na zachodzie. Trzeci bodajże z zachodnich ziem na północ od bagien - zaczął wyliczać czarownik, a Axa cieszący się tym, że może być pomocny wtrącił - no i doszedł nowy kult śmierci i odrodzenia z dalekiego wschodu. Haratsu.

Nie tak wymawiało się jego imię. Tawaif przeżyła wiele lat na ziemiach Haratsou i zbyt często zaglądała mu w oczy, by nie rozpoznać jego zniekształconej nazwy i nie przypomnieć sobie tego okropnego, zimnego lochu...
Chaaya schowała drżące palce we włosach, nerwowo nawijając na nie kosmyki. Jej spojrzenie uciekło po posadzce do najdalszego kąta w pomieszczeniu, co niby nie było niczym niepokojącym, ale mężczyzna mogący nazywać się jej narzeczonym, potrafił odróżnić pierwsze objawy napadu okropnych wspomnień i lęku.
- Śmierci jest tak samo dużo jak Wojen, Słońc, czy Domowych ognisk - mruknęła pod nosem mimochodem.
- La Rasquelle to miasto mieszające wiele kultur ze sobą. Nie ma jednego ustalonego panteonu. Jeśli jakiś był, to już dawno się rozmył wraz z kolejnymi osadnikami - odparł ciepło Jarvis, ale ona nie wydawała się być tym przekonana.
- Mhm… pewnie masz rację - przytaknęła niepewnie.
- Jeśli o mnie chodzi… to zdecydowanie wolę Hamakrona… przewodnika po rzece cieni - odparł magik zaniepokojony jej smutnym spojrzeniem.
Dholianka pokiwała głową, po czym bez słowa, a może coś mówiła, ale trudno było usłyszeć i zrozumieć, wyszła z sali i z cichym brzękiem dzwoneczków, zaczęła się zagłębiać w korytarz biblioteki.
Przywoływacz pospiesznie podążył za nią, dopadając ją w połowie drogi. Pochwycił i przytulił, a usta musnęły szyję kochanki, gdy zapytał czule.
~ Co się stało? Czym się martwisz?
Nie odpowiedziała mu ani słownie, ani myślami. Stała posłusznie w miejscu i wpatrywała się w ziemię, dzielnie walcząc z koszmarami, które chciały opętać jej umysł.
Kochanek więc próbował ją pocieszyć, to muskając skórę dotykiem swoich warg, to nucąc w miarę poprawnie tę samą melodię… której zawsze używał w takich sytuacjach.
Przy czwartym razie nucenia od nowa, bardka pogładziła obejmujące ją ramiona. Jarvis zawodził jak rodząca norka, tak, że nawet najczarniejsze demony z przeszłości nie potrafiły się temu przeciwstawić.
- Ich język, nadal mrozi mi krew w żyłach, nawet tak w zniekształconej formie niewprawnego mówcy - przyznała cicho, rozluźniając z westchnieniem.
- Nie ma tu nikogo kto by ci z nich zagroził Kamalo - mruknął jej opiekun tuląc ją do siebie. - A nawet gdyby jakiś się pojawił, to rozszarpię go armią szczurów… na drobne kawałeczki. Na przestrogę kolejnym.
- Lepsze byłyby mrówki, dłużej by cierpiał - stwierdziła Sundari z delikatnym śmiechem. - Dziękuję.
- Za życia mrówki, a po śmierci szczury. - Przywoływacz z uśmiechem zaproponował kompromis. Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że spodobał jej się ten pomysł, ale nie odezwała się słowem.
- A dziś w nocy będę cię trzymał bardzo mocno i bardzo blisko - mruczał jej do ucha czarownik, po czym dodał zadziornie. - A właśnie… słyszałem, że masz słodki sekret. Urządzasz sobie wycieczki w nocy.
- Wycieczki? - zdziwiła się Chaaya, zadzierając głowę do góry by spojrzeć na podbródek kochanka. - W nocy?
- Łaziłaś w nocy po bagnach do swojego słodkiego skarbczyka - rzekł cicho mężczyzna, niepokojąc ją tymi słowy, ponieważ zupełnie nie wiedziała o co mu chodzi.
- Jakiego skarbczyka?
- Po owoce… - mruczał jej czarownik. - …i dawałaś się nosić jakiemuś mężczyźnie na barana.
Cmoknął ją czule i mocniej przytulił do siebie, kiedy prychnęła z dezaprobatą. Na wspomnienie boidudka, aż przewróciło jej się w żołądku.
- To żaden sekret. Skończyły mi się ciasteczka, a musiałam mieć przekąskę podczas czytania pamiętnika. Ploteczki zwłaszcza te przekazywane pisemnie powodują we mnie głód - odparła rezolutnie, potrząsając lokami. - I nie dawałam się nosić, a kazałam się nosić. Miałam ochotę na jeżyny, a nie na błoto i pijawki, wykorzystałam to co miałam pod ręką. W końcu od tego jest prawda? By wykonywać moje polecenia - burknęła gniewnie, redukując status służącego do roli przydatnego przedmiotu. - Swoją drogą, gdyby nie to, że byłam ZMUSZONA szukać czegoś słodkiego, bo KTOŚ nie kupił mi ŻADNYCH zapasów na podróż, to bym tego… jak mu tam… nieważne. To bym go tam zostawiła, żeby szczezł z tą swoją gałęzią na błotne potwory.
- Mhmm… będziemy musieli poszukać jakichś niezwykłych słodkości po powrocie by ukoić twój gniew - mruczał jej kochanek wodząc ustami po szyi zachłannie dociskając tawaif do siebie. Tego było za wiele!
By na taką skargę odpowiedzieć ‘MHM’? Jeeej? Tancerce z Pawiego Tarasu?
- Ja ci dam! - fuknęła dumnie, przypominając sobie kim była, a była tawaif, była szanowana, podziwiana i.. i.. w ogóle! Pacnęła Jarvisa parę razy w czoło i policzek, po czym wyswobodziła się z uścisku i tupnęła bosą stopą, wzbudzając szum dzwoneczków. - Myślisz, że teraz mi się podliżesz? Za późno! - syknęła przypominając sobie złość z poprzedniej nocy. - Trzeba było wykazać się rozumem wcześniej! Teraz nawet jak mi kupisz całą cukiernię to i tak ci nie wybaczę! Musiałam w nocy przedzierać się przez bagna! Przez ciebie! Kupiłeś mi za mało łakoci i kiedy je zjadłam to nie dokupiłeś nowych! Nawet Axa mi nie skąpił na lody!
- Miałaś więc przygodę… nocną - odparł z żartobliwym uśmiechem przywoływacz. - Bagna mają swój urok nocą.
Jarvis splótł dłonie razem. - Myślałem co by cię… porwać w nocy. Zakraść się wraz z tobą do tego skarbczyka i raczyć się zarówno słodyczą owoców jak i twoich usteczek.
Uśmiechał się bezczelnie, jakby rzeczywiście planował taką intrygę.
- Jaką przygodę? To była katorgaaa! - Święcie oburzyła się Chaaya. - Nie zamykała mu się twarz, ciągle ględził i biadolił, że na pewno coś go zje! A poza tym… zebrałam wszystkie owoce. Chcesz mnie porwać pod goły krzak?! I co to ma być za przyjemność?!
- Bardziej dla mnie. Będę sobie leżał, a ty będziesz mi podawała owoce do ust - zażartował czarownik i dodał już spokojniej. - Wynajęta przez Axamandera pomoc ma zagwarantowane w kontrakcie, że my będziemy bronić ich przed zagrożeniami. Nic dziwnego więc, że się bał. To tragarz, nie wojownik.
Bardka zmierzyła rozmówcę spojrzeniem modliszki, po czym wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia.
- Powiedziałam mu, że go obronię, to mi nie uwierzył. Nie ważne… idę trenować - burknęła obrażona i odwinęła się na pięcie.

Kochanek nie przeszkodził jej w oddaleniu się. Pewnie uznając, że potrzebuje chwili tylko dla siebie. Chaaya miała więc odrobinę samotności w ukrytym w głębi biblioteki pomieszczeniu. Ślady jatki jaka się tu wydarzyła już uległy zatarciu. Było cicho i spokojnie. Nikt nie przeszkadzał kurtyzanie w tańcu.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline