Caspar stał na środku pomieszczenia i wodził wokół wzrokiem. Przepływ i nagromadzenie Eteru były znacznie silniejsze dokładnie na lewo od pomieszczenia. Gdzieś za ścianą. Niederlitz widział tam rozmazaną, zwalistą sylwetkę, która stała nieruchomo z opuszczonymi rękoma. Postać cała zbudowana była z przeplatających się pasemek Eteru, wśród których, im dłużej Caspar się w nią wpatrywał przewagę zdobywał żółty Chamon, przybierający formę przekładni, kół zębatych i naciągów wypełniających nieruchomą sylwetkę. Natomiast dokładnie za drzwiami, ale nie w ich bezpośredniej bliskości, tylko nieco dalej narastała odrażająca, rozwijająca swoje macki emanacja Dhar. Coś ją jednak dusiło i trzymało na wodzy. Caspar widział pulsującą czerń, która szczelnie wypełniała jakiś sześcioboczny przedmiot.
W tym czasie Rache oglądał książki. Niestety nie znalazł nic, co poszerzyłoby jego wiedzę o leczeniu. Nie było też wśród woluminów niczego, co mogłoby być notatkami zmarłego przeora.
Ściana, za którą znajdowała się tajemnicza istota była solidna i z pewnością nie było w niej słabych punktów ani tajemnych przejść. Spędzili na opukiwaniu tej sekcji sporo czasu, tak aby mieć pewność. Jedyna dalsza droga z tego pomieszczenia wiodła przez drzwi.
Klucz pasował do zamka w drzwiach, jednak kiedy Grimm go przekręcił, mechanizm nie odblokował skobla. Drzwi pozostały zamknięte i szarpanie za klamkę nic nie dało. Przez krótką chwilę nic się nie działo, a potem Dietmar ziewnął szeroko i potarł pięściami oczy, a Caspar zatoczył się i ciężko opadł na jeden z foteli. Oddychał wolno i miarowo, jak ktoś na kogo spłynął głęboki sen. Co rzeczywiście się właśnie wydarzyło…