Wolf patrząc na towarzysza skinął głową w kierunku nowo przybyłych jakby dawał do zrozumienia, że o nich mu chodziło podczas jakiejś wcześniejszej rozmowy.
- Prosze usiąść - właściciel wskazał kanape po drugiej stronie stolika. - Nieczęsto mamy korporacyjnych gości. W czym mogę pomóc?
Inspektor i jej podwładny zajęli wskazane im miejsce.
- Pan? - Corday wbiła wyczekujące spojrzenie w mężczyznę, który nie przedstawił się.
- Thibault Bertrand - przedstawił się z grymasem. - Proszę jednak zwracać się do mnie po nazwisku lub po prostu Theo.
- Tak, rodzice potrafią uprzykrzyć życie - skomentowała ze współczuciem Inspektor grymas rozmówcy. - Też kiedyś swojego nie lubiłam - dodała rozsiadając się wygodnie.
- Nie sądzę żebym kiedyś przestał nie lubić swojego - uśmiechnął się blado.
- To jest pana jedyny klub? - zapytała zmieniając temat i zaczęła rozglądać się po sali.
- Tak - parsknął śmiechem. - A powinienem mieć mieć całą sieć? Nikt z Capitolu jeszcze nie chciał mnie wykupić i wchłonąć.
- Może to właśnie jest powodem - uśmiechnęła się Inspektor. - Jak tam pana policzek, panie Wolf? - zmieniła temat i osobę zainteresowania.
- Przeżyję. Nie pierwszy, nie ostatni - odparł ironicznie.
- Chciałabym zostać z panem Bertrandem na osobności, mógłby pan z sierżantem przejść do innej loży, gdzie mój podwładny z panem porozmawia? - powiedziała Inspektor.
Mężczyźni popatrzyli po sobie. Brwi Patricka uniosły się w niemym pytaniu, na co Thibault skinął potakująco.
- Zapraszam do baru - zaproponował Wolf Cooperowi podnosząc się na nogi. - Napije się pan czegoś?
- Zamieniam się w słuch - powiedział właściciel, gdy mężczyźni oddalili się nieco.
- Znam już jedną wersję wydarzeń jakie miały związek z obywatelką Capitolu, chciałabym teraz porozmawiać o tym z panem, jako właścicielem obiektu, w którym została znaleziona - zaczęła Irya, mówiąc spokojnym i uprzejmym tonem. - Czy pana pracownik, pan Wolf, dnia 7 tego miesiąca kontaktował się z panem i informował, że byłam tu tego dnia, przed południem w sprawie tej zaginionej obywatelki Capitolu? - zapytała.
- Nie - pokręcił głową. - Sprawy związane z salami i klientami są na jego głowie. Nie musi mnie o wszystkim informować. Poza tym nie była ona tak bardzo zaginiona. Co prawda miała problemy z wyjściem o własnych siłach, ale też dla jej dobra nie wyrzucaliśmy jej na ulicę. Z tego co wiem Patrick zapewnił jej spokój w tamtej loży - wykonał ruch głową w kierunku miejsca o jakim mówił.
- Nie posiadała dokumentów ani środków, którymi mogłaby zapłacić za usługi w tym miejscu. Czy to nie były według pana przesłanki by kontaktować się z policją? - pytała dalej.
- Ani ona ani jej towarzyszka, z tego co wiem, nie zapłaciły w czasie tamtego wieczoru ani Kardynalskiej Korony, więc brak środków nie robił nam żadnej różnicy. Zawsze mogliśmy liczyć, że siostra po nią wróci, a to jak chciała się potem dostać do hotelu to nie nasz problem - rozłożył w geście bezradności.
- Jak więc pan myśli, czemu pana pracownik nie przekazał informacji, że dziewczyna tu jest, kiedy w imieniu tej drugiej przyszłam po zaginioną? - powiedziała z zainteresowaniem Inspektor.
- To już musi pani jego zapytać - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Tak zrobię - skinęła głową Corday. - Ale proszę o odpowiedź, żebym nie musiała dwa razy panu zajmować czasu, gdy stwierdzi na przykład, że macie taką politykę firmy, przetrzymywać zaginionych przed osobami ich poszukującymi - uśmiechnęła się uroczo.
- Pobudki musiał mieć prywatne. Jego decyzja nie miała nic wspólnego ze mną - wyjaśnił.
- Czy pojawienie się w klubie pana Yamady, niecałą godzinę po moim wyjściu, miało związek z zaginioną? - pytała dalej.
- Nie - zdecydowanie zaprzeczył, ale Irya nie była przekonana odnośnie jego prawdomówności.
- Czy pan Yamada jest częstym gościem w pana klubie?
- Nie widuję go częściej niż raz w tygodniu. Czasem rzadziej - oznajmił po krótkim zastanowieniu.
- Czy pan Yamada często wyprowadza z klubu nieprzytomne kobiety? - zapytała tonem który ciężko było przypisać czy był poważny czy ironiczny.
- Nie wiem - zaśmiał się Bertrand, ale nie zaprzeczył.
- Spotkał się pan z Yamadą wtedy przed południem 7 tego miesiąca? Lub później, w tym w okolicach końca doby?
- Jeśli zagląda do klubu, a ja jestem na miejscu, to zamieniamy kilka słów. Nazwałbym to jednak raczej wizytami kurtuazyjnymi - odpowiedział zachowując wyraźną ostrożność.
- Czy w wieczór poprzedzający 7 tego miesiąca towarzyszył pan tym dwóm dziewczynom? - Irya wyciągnęła telefon i pokazała zdjęcie Fox i Jones. - Czyli zaginionej i tej która zgłosiła jej zaginięcie - dodała w tonie wyjaśnienia.
- Tak - potwierdził jakby to była tylko formalność. - Obie imprezowały na mój koszt.
- Często sponsoruje pan osoby przychodzące do pana klubu?
- Nie był to odosobniony przypadek jeśli o to pani chodzi - spoważniał.
- Według raportu toksykologicznego dziewczyna zażyła sporo środków odurzających. Skoro przebywała tu na pana koszt to jak się pan do tego faktu odniesie? - szczerze zainteresowała się.
- Może to ona je wniosła albo dostała od kogoś innego? - odpowiedział w ewidentnie wymijający sposób. - Towarzyszyłem jej przez większość imprezy, ale nie przez cały czas.
- Jaki miał pan powód do sponsorowania jej?
Bertrand popatrzyła na nią zaskoczony.
- Kobieta która płaci za siebie w takim lokalu albo przyszła na babski wieczór z koleżankami albo jest po prostu nieatrakcyjna - parsknął śmiechem na koniec.
- Czyli wnioskuję z tego, że oczekiwał pan, że odwdzięczy się w inny sposób?
- To już mniejsza z tym - powiedział nadal rozbawiony. - Oboje wiemy, że nie była zdatna do niczego.
- W przypadku faceta bym się zgodziła, z kobietą już nie jest to takie jednoznaczne - zwróciła mu uwagę. - Co prowadzi do kolejnego mojego pytania. Czy odbył pan stosunek z nią?
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |