Królewska stajnia świeciła pustkami i więcej można w niej teraz było dojrzeć latających u powały jaskółek aniżeli koni. Znać było, że gospodarz ze świtą poza włośćmi swemi rezyduje obecnie. Tym niemniej była to pierwsza wizyta Rogacza w tym znanym przecież nawet w jego rodzinnych stronach miejscu i musiał przyznać, że jak na ot budynek gospodarski dla zwierząt… to mają rozmach klaczesyny.
On sam o koniach nie wiedział wiele. Nauczył się je dosiadać w Dolinie, ale na opiece i układaniu ich pod siodło się nie znał wcale. Dlatego też ciekawie spoglądał na mijanych stajennych, którzy pełnili tu swoje obowiązki, a także na narzędzia, których nawet nazwać nie umiał. Arkana rohrrimskiej tradycji
- To tu - słomianowłosy młodzik zatrzymał przy jednej z wydzielonych zagród zza wejścia, której spoglądały na niego wielkie czarne oczy osadzone w bułanym końskim łbie. Rogacz przechylił głowę wpatrując się w nie z zaciekawieniem - Osika jest raczej spokojna. Burzy się tylko boi… Iiii… nooo… ugryźć potrafi. Tak z niczego właściwie. Ale niesie dobrze.
- Dogadamy się - odparł mu Rogacz przypatrując się nienajmłodszemu już zwierzęciu o maści mokrego piasku. Jak wszystkie konie Rohirrimów, było bardziej zadbane niż ich żony. Ale czas już odbił swoje piętno na niej. Sierść przetarła się tu i ówdzie. Gdzieniegdzie zostały zabilźnione ślady po ranach, a grzbiet już był nieco wklęśnięty i mięśniejszy przy zadzie, co zapewne nie czyniło z kobyłki specjalnie zwrotnej - Prawda, Wiedźmo?
- Osika ją wołamy - poprawił młodzian.
- I może dlatego gryzie?
Wieczór w karczmie upływał leniwie jakby wcale nie miał być ostatnim, a wręcz przeciwnie kolejnym. Jemu osobiście się nie spieszyło aż tak jak Rhune. Choć nie z tych samych oczywistych względów co Gondoryjce. On przezornie wolał mieć ulfurowych przed sobą, a nie za sobą. Ale jak na dłoni widać było, że młody Rohirrim, który miał z nimi jechać, wprost palił się do wyjazdu i sprawa jest dla niego osobista. Kto zaś wie jak to mogło wpłynąć na rozwój wydarzeń.
Rogacz opróżnił więc jeden jeszcze kufel przyniesiony przez piegowatą Breywyn i skinąwszy na dobranoc pozostałym przy stole Rhune i Sikorce, ruszył do swojego pokoju. Mijając zaś się z jednym z ulfurowych, potrącili się obaj ostentacyjnie ramieniem.