Siedzieli całkiem sporą grupką: Karl ze swoimi ludźmi, Tladin, do tego woźnica Adolphus, Ragnis i Stephan.
- Co zrobili z cielskami minotaurów, ktoś wie? - Tladin, który opuścił lazaret w pełni sił, cieszył się tymi namiastkami życia karczemnego, jakie zaimprowizowano.
- Chciałeś kawałek na pamiątkę? - spytał Karl, upijając łyk czegoś, co w tym miejscu zwano winem.
- Lepsze to niż kawałek papieru, który nam dali. Pewnie ten i ów dobrze by zapłacił za trochę krwi, albo rogi.
- Niestety, nie pomyślałem o takim aspekcie tej sprawy - przyznał Karl. - Ten papierek może być najwyżej potwierdzeniem dokonanych przez nas czynów. Bo nie sądzę, by ktoś z nas często odwiedzał to miejsce.
- Może da się coś jeszcze zrobić. No, a wy, ktoś coś wie, gdzie te minotaury? - Gladenson rozejrzał się po towarzyszach siedzących przy stole?
Odpowiedziała mu chwila zamieszania, patrzenia na siebie nawzajem i pomruków. Chyba inni też mieli ciekawsze zajęcia niż obserwacja trucheł minotaurów. Wiedzieli tylko, że je sprzątnięto z placu bo już zaczynały jechać padliną ale co się z nimi stało to nie wiedzieli.
- Będziemy musieli się przespacerować po okolicy - stwierdził Karl. - W końcu ktoś musiał te kolosy wyciągnąć z miasta, ktoś to musiał widzieć.
- Przejdźmy się - potaknął khazad i dopił piwo. - W końcu, jako zabójcy minotaurów, mamy chyba prawo do obejrzenia ciał. Może zaczniemy od tej kapitan, do której niby teraz należymy? I od razu się dowiedzmy, co z wozami i kiedy możemy ruszać do Lenkster.
- Stephan, a ty musisz zdobyć sobie jakieś uzbrojenie. Walczyć nie będziesz, ale nie chcę, aby cię byle łachudra jednym ciosem zabił. Idź poszukaj sobie jakiegoś porządnego pancerza.
- Dowiemy się wszystkiego - Karl również dopił swój trunek i podniósł się.
Kapitan Konig nie była trudna do namierzenia. Bawiła się ze swoją partią przy dwóch złączonych stołach. Pośród tej hulanki rzucała się w oczy swoimi chabrowymi barwami na tle bieli i czerni jej gwardzistów. Odwrócili głowy w stronę dwóch gości którzy podeszli do ich stołu.
- Pani kapitan, jestem Tladin Gladenson. Razem z panem Falkenbergiem zostaliśmy zgarnięci z naszej drogi na potrzeby przewożenia rannych. Jakoś się tak porobiło, że nie tylko rannych woziliśmy… ale do rzeczy. Chcielibyśmy się odmeldować z naszymi wozami. Mamy zadanie zlecone przez ratusz wolfenburski i czas nam do niego powrócić. I jeszcze druga rzecz, chciałem popatrzeć na tego minotaura, co mnie prawie w objęcia Gazula posłał. Do kogo mogę się zwrócić ze swoją prośbą?
- No to was odmeldowuję. Jedźcie i niech was dobrzy bogowie prowadzą. A ścierwo zostało wywiezione do lasu za miastem - kapitan miała dobry humor i nie robiła chwilowym podwładnym żadnych trudności z opuszczeniem jej oddziału, miasta i powrotem do własnych spraw. Odpowiedziała wesoło i beztrosko dając im krótki, luźny salut.
Tladin zerknÄ…Å‚ na Karla, czy ten ma co do dodania.
Karl do dodania nic nie miał.
- Do zobaczenia, pani kapitan - powiedział.
- No to chodźmy do tego lasu - zaproponował Karl, gdy już się znaleźli na ulicy.
- Dobra. Popytam tu i ówdzie, poszukamy. A jeżeli do wieczora nic nie znajdziemy, to przenocujemy w mieści i rano ruszymy do Lenkster.