Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2020, 22:38   #179
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 75 - 2037.V.10; nd; zmierzch

Czas: 2037.V.10; nd; zmierzch; g. 18:10
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; rejon Path; budynek centralny
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, gwar głosów


- Tu A, jesteśmy na dachu. - w słuchawkach xcomowców na wschodnim i południowym dachu rozległ się krótki meldunek Fausta. Trójka z Oddziału B słyszała jego głos, że coś mówił ale co to nie mieli pojęcia. Wszystko trzeszczało eterem. Musiały być tu jakieś zakłócenia.

- Widzę was. B też widzę. Ale jak wejdziecie głębiej to zejdziecie mi z widoku. - Sam potwierdził to co widzi ze swojej perspektywy. Okna klatki schodowej centralnego budynku i trzech xcomowców jacy nią wchodzili. Ale nie słyszał nic od nich odkąd weszli do budynku. Ale może nic nie mówili. Nie był pewny. Na razie jak ich widział na półpiętrach to w spokoju pokonywali kolejne poziomy więc chyba szło im całkiem dobrze.

Jak na razie plan Lawa sprawdzał się nieźle. Ani jedna ani druga grupa nie napotkała na żaden opór czy trudności. Inna sprawa, że ludzie Fausta zasuwali klatką sąsiedniego budynku i nie spotkali nikogo. A ludzie Lawa co prawda spotkali całe mnóstwo osób ale te chyba brały ich za kolejnych przechodniów. Najpierw tam na dole gdy trzech mężczyzn ledwo zaciekawiło parę spojrzeń ale nikt ich nie zaczepiał. Teraz dopiero co minęli klatkę schodową. Nie mogli tak zasuwać jak Oddział A bo by się rzucało to w oczy no i właśnie tutaj było gęściej. To dopiero wychodzili na te ostatnie piętro gdy tamci już szykowali się do desantu na ten dach co teraz Law i pozostali mieli nad głowami. No i te trzaski w eterze. Właściwie stracili łączność z Samem i Oddziałem A. Czasem słyszeli jak coś chyba mówią ale tak rwało, że nie dało się zrozumieć co. Coś tutaj musiało być co zakłócało łączność.

- Lina zaczepiona. Junior mykaj. B słyszycie mnie? Wszystko u was w porządku? - David dał znać przez eter jak się u nich sprawy mają. Z góry widział dużo mniej. Głównie samochody i trochę ludzi kilka pięter niżej. Co się działo wewnątrz budynku po drugiej stronie ulicy to nie bardzo było widać. Co prawda wystarczyło by ktoś z ulicy podniósł głowę do góry i musiałby ich dojrzeć jak korzystają tej liny no ale na to już nie było rady. Brodaty zwiadowca pokiwał głową, zaczepił karabińczyk swojej liny i zaczął sunąć automatyczną uprzężą po linie. Ale nie wiedział co się dzieje z grupą skanerów. Nie odzywali się odkąd weszli do budynku. No ale na razie Sam miał ich na widoku i nie meldował o jakichś kłopotach.

- Szkoda, że nie mamy takich pancerzy z jumperami jak kiedyś. To już byśmy tam byli. - westchnęła cicho Dunkierka obserwując teren z dachu przez optykę swojej broni.

- Widzisz coś? - zapytał Dave czekając aż Junior znajdzie się na dachu budynku który umownie na czas akcji uznali za “centralny”. Oni sami na razie byli na “wschodnim” a Sam na “południowym”.

- Chyba budują barykadę przy drzwiach. Zsuwają stoły i resztę pod drzwi. - oceniła strzelec po chwili obserwacji widoków za oknami.

Zaś trójka skanerów była już blisko centrum zamieszania. I mogła na własne oczy i uszy rozeznać się w sytuacji. Im było bliżej owych szturmowanych drzwi tym było głośniej i bardziej agresywnie. Trochę jak na koncercie, im bliżej sceny tym ciaśniej i głośniej. Teraz też z każdym krokiem na korytarzu robiło się ciaśniej. Ale i widać było coraz więcej.

- Jeszcze trochę! Drzwi zaraz padną! - krzyczał podniecony jakiś facet. Stał tuż za tymi pierwszymi już rozwalonymi drzwiami. Z bliska było widać, że rozwalono je klasycznie: siekierami, krzesłami i nawet dostały kilka kulek. Wyglądały na całkiem mocne. Pewnie dałyby radę zastopować przeciętnego włamywacza z łomem czy siekierą. No ale nie zmasowanemu szutrmowi który trwał już z kilkadziesiąt minut conajmniej. I w końcu musiały ustąpić. I sądząc z euforii tłumu drugie musiały już być bliskie upadku.

Za tymi pierwszymi rozrąbanymi drzwiami był krótki korytarz który skręcał w bok. Tam już trzeba byłoby się przeciskać dosłownie jak na koncercie bo ludzie prawie stali ramię w ramię. Za zakrętem chyba było pod górkę sądząc po tym jak patrzyli do góry ci co tam stali. Stamtąd dochodziły głuche odgłosy szturmu. Walenie siekier, łomów w te drzwi.

- Tacy sami złodzieje jak ci z rządu! - krzyczał jakiś facet grożąc “im” pięścią. Chociaż “oni” ani tego nie widzieli ani on ich. Ale i tak wiele głów przytaknęło tej opinii.

- A ja dałem zaliczkę! Na lekarstwa! - krzyczał oburzony sąsiad.

- Nie chcą dać to sami sobie weźmiemy! - krzyczała bojowo jakaś kobieta rozeźlona tak samo jak inni.

- Oj no nie wiem. Może z nimi porozmawiamy? Jak Alvarez się dowie to może się trochę wkurzyć jak mu zrobimy borutę. - trafił się jakiś nie do końca przekonany chudzielec który chyba miał wątpliwości co do słuszności obranych metod.

- Oni nie są u niego na garnuszku. Dlatego się tutaj skitrali. I tutaj nie ma zasięgu to do nikogo nie zadzwonią. - rzekł z uśmiechem wyższości jakiś brodacz. Wydawał się pewny tego, że wybiorą ryby z saka.

- Oj no nie wiem. Może powinniśmy z tym pójść do Alvareza? On pewnie by przysłał swoich ludzi i zrobił porządek. - chudzielec nadal nie do końca wydawał się przekonany czy dobrze postępują.

- Pewnie, że zrobi. Tylko wtedy trzeba będzie odpalić mu dolę. - prychnął zirytowany takim pomysłem brodacz. Wyjął zza paska pistolet i go przeładował z nieprzyjemnym trzaskiem.

- Alvarez się o tym dowie. On zawsze się o wszystkim dowiaduje. A jak zacznie szukać winnych? - po chwili trawienia informacji chudy ciągnął temat dalej. I chyba nazwisko ojca chrzesnego sporo znaczyło bo parę głów pokiwało głowami twierdząco. Widocznie nie chcieliby mu podpaść.

- A co? Chcesz do niego polecieć na skargę? - warknął zaczepnie ten brodaty. Był ze dwa razy starszy i tęższy od Lawa przez co z tym pistoletem i brodą wyglądał jak jakiś pirat. Uniósł trochę swoją broń mniej więcej w kierunku chudzielca.

- No, no! Zabierz to! - chudy zrewanżował się unosząc łom jaki miał w ręcę w podobnej groźbie. Przerwało im zamieszanie zza zakrętu. Coś trzasnęło i dały się słyszeć krzyki aplauzu.

- Poszły! Zaraz puszczą! - darł się radośnie jakiś krzykacz co stał na zakręcie i informował tych co już się nie mieśclili w korytarzu jak przebiega operacja wyłamywania drzwi. Ci powitali to z entuzjazmem potrząsając pięściami, łomami, maczetami i siekierami.

- Czekajcie, czekajcie! Coś mówią! Cicho! Ludzie cicho! - krzykacz przekazał prośbę dalej i po chaotycznych paru chwilach rzeczywiście zrobiło się wyraźnie ciszej.

- Ludzie! O co wam chodzi?! Odstąpcie! Wszyscy dostaną to co zamówili ale po kolei! - z góry dobiegł jakiś zdesperowany męski głos próbujący wziąć się w garść i zapanować nad strachem.

- Oddawaj zaliczkę! Gdzie moje lekarstwa! - zawołał jakiś podpakowany młodzik machając do tego bejzbolem w kierunku schodów.

- A jakie bierzesz lekarstwa? - zawołał ten sam głos. Młody bejzbolista trochę stracił rezon i opatrzył zmieszany na najbliższe osoby.

- On chce nas zagadać! To banda złodziei i kanciarzy! Wczoraj też tak mówili! - po chwili zmieszania młodzik odzyskał rezon i oskarżycielsko wskazał bejzbolem na wyrąbywane drzwi. Jego oskarżenie padło na podatny grunt bo znów znowił się tumult.

---


- Dobra Dunkierka, teraz ty. - Faust odpiął swój karabińczyk gdy wylądował na dachu budynku “centralnego”. Dwaj zwiadowcy klęczeli osłaniając jego przybycie chociaż na razie nikogo na dachu nie było widać.

- Chyba nas zauważyli. - mruknęła strzelec przypinając swoją automatyczną windę. Widziała poruszenie tam kilka pięter w dół na poziomie ulicy. W końcu trzech ludków dopiero co przeszurało się po linie pomiędzy dachami a ona się szykowała do tego samego. No i wreszcie ich dojrzano. Pokazywali sobie palcami i pewnie gadali o nich.

- Trudno. Szuraj tu do nas. - olbrzym machnął na to ręką i zaczął iść po płaskim dachu. - B słyszycie nas? Jesteśmy już nad wami. - przyłożył palec do słuchawki i chwilę słuchał. Ale słyszał tylko trzaski eteru. I stukot butów zbrojnej która właśnie wylądowała wśród nich. - Sam słyszysz ich? - Dave zwrócił się do obserwatora w południowym budynku.

- Nie. Odkąd weszli do budynku to nic. Stoją przy tych pierwszych drzwiach. Na razie nic specjalnego się nie dzieje. Ale jak wejdą głębiej to zniknął mi z widoku. - łapacz z biolabu zameldował co widzi przez okna. Ale w eterze też nic nie słyszał już od ładnych paru minut.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline