Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2020, 01:27   #203
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Obok byłej sierżant wylądowała Wilma, w podobnej pozycji tylko jej nogi obsługiwała Erato i wyzwalała ją ze spodni a nie z butów. Wilma zaczęła się całować z ustami Lamii i dłonią wędrować po jej uwolnionych piersiach a po chwili dołączyli do nich Steve i nowa koleżanka. Akcja zaczęła się rozwijać coraz szybciej i coraz bardziej wielotorowo. Zwłaszcza, że na sąsiednim łóżku też pozostałe duety doszły już do podobnego etapu.

Dłonie na ciele wymieniały się na usta, a te łączyły się z innymi ustami, wymieniając oddechy i coraz bardziej gorączkowe sapnięcia. Ruchy stawały się nerwowe, spojrzenia pijane od endorfin gdy trzy kobiety obsiadły tego czwartego, na moment powalając go na plecy, a on w swej łaskawości dał im się dosiąść, jedną przyjmując na biodra, a drugą podciągnął i usadził na własnej twarzy… przynajmniej póki się nie znudził i nie zwalił całego rozedrganego zestawu z powrotem na łóżko, nabijając na siebie każdą po kolei i wgniatając w materac tak jak lubił najbardziej, w tempie od którego cały mebel drżał jakby miał zaraz się rozwalić. Nie oszczędzając siebie, ani partnerek podziwiał przy okazji jak zabawiają się ze sobą. Wpierw skończył z Lamią, zostawiając ją skamlącą na brzuchu, z nosem wciśniętym między uda Willy. Ją zgarnął do siebie jako drugą, a ich panienka w tym czasie całowała tirówkę, póki i ona nie padła obok, automatycznie wyciągając ręce i usta do drugiej bękarcicy. Doszły do siebie chwilę po tym, jak Bolt skończył z trzecią, wracając do pierwszego zestawu i zaczął dogrywkę. Świat Mazzi zawirował, gdy została rzucona na plecy, podobnie potraktowano Wilson, która padła nosem między nogi przyjaciółki, z dyszącym ciężko komandosem za plecami. Ponownie łóżko zaczęło skrzypieć i trzaskać, aż przed samym finałem mężczyzna wyszedł z rudzielca, chwytając przyklejoną do jego pleców Erato. Wszystkie trzy wylądowały na kolanach, albo po prostu usiadły, zaś Lamia już odruchowo otworzyła dziób do karmienia.

- Ooo rraanyyy… Już zapomniałam jak to jest z tobą… - leżąca na wznak Wilson mruknęła rozleniwionym tonem. Dłonie chętnie i czule wędrowały po ciele z wytatuowanym królikiem na żebrach. Rudowłosa brunetka o falistych włosach syciła się tym odkrywanym na nowo ciałem i miała wyraz totalnego spełnienia w głosie, twarzy i spojrzeniu.

- Musicie częściej nas odwiedzać. Obsługiwać was to była czysta przyjemność. - leżąca z drugiej strony Mayersa Erato też miała podobnie szczęśliwy wyraz twarzy. A okazała się całkiem sprawną w sztuce miłości i była bardzo elastyczna jeśli chodziło o dostosowanie się do wymaganej roli i zachcianek klienta. I klientek.

- Noo… - Steve jak to miał w zwyczaju “tuż po” był rozmowny jak zwykle. Leżał prawie na środku rozwalony jak prawdziwy tygrys ze swoimi kocicami. Z jednej strony miał Erato a z drugiej Lamię. A ona sama leżała wciśnięta między niego a Wilmę.

Na sąsiednim łóżku i reszcie pokoju zabawy też już dogasały. Echo siedział na krześle przy stole i gościł na swoich kolanach jakąś zgrabną czarnulkę. Perez leżał na plecach i coś zawzięcie tłumaczył dwóm pozostałym dziewczynom i chyba bawili się nieźle więc pewnie bajera była udana. Lucas który wcześniej dokazywał całkiem nieźle, wbrew swoim rozmiarom i tuszy, teraz chyba przyciął na chwilę komara. A wieczór wyglądał na udany dla wszystkich. Ani dziewczynki ani klienci nie narzekali i wszyscy wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych.

Mazzi za to gładziła różowego flaminga, szczerząc się do sufitu średnio obecną miną. Opierała skroń i policzek o ramię Tygryska, zachodząc w głowę jakim cudem jeszcze trzyma się na nogach. Po praktycznie całodziennej podróży z przerwami na przeróżne atrakcje, których ani razu nie odmówił, aż dziewczynę zaczęły brać wyrzuty sumienia. Czuła się jak mityczna bestia, żerująca na energii witalnej innych śmiertelników…
- Teraz już będę kiedy tylko zechcesz, Willy. Nigdzie już się nie wybieram i zawsze będę na ciebie czekać. Damy ci namiar na nasze akwarium, chcesz to ci zaklepiemy u nas kawałek kąta. Jest dużo miejsca, myślę że Eve nie będzie miała nic przeciwko abyś wzięła jeden pokój. Polubicie się, mówię ci… jest cudowna. Miałabyś gdzie na przepustkach zrzucać rzeczy i się przekimać aby nie bujać tyłeczka po hotelach albo po koszarach… uczę się gotować… Tygrysek wraca na weekendy. Będzie super, zobaczysz - uśmiechając się sennie, pocałowała drugą bękarcicę w policzek, a następnie w usta wyjątkowo czule.

- Brzmi cudownie… - brunetka oddała pocałunek i objęła głowę Lamii ramieniem by się nią nacieszyć z bliska po raz kolejny. - Myślisz, że Eve nie będzie się dąsać? No wiesz, jakby zamieszkała z wami inna dziewczyna? - zapytała jakby nie była pewna jej odbioru przez tą trzecią z ich trio której akurat teraz z nimi nie było.

- Niee… Zgodziła się na Karen… - Mayers pokręciła głową ale chyba coś tam jeszcze rejestrował z tego co się dzieje.

- Karen? - brwi bękarcicy zmrużyły się na znak, że gorączce jaka dopiero z nich schodziła nie bardzo jeszcze orientuje się w tych nowych dla niej twarzach i imionach.

- Tak kochanie, zgodziła się na Karen - Mazzi uśmiechnęła się sennie, rozczulona średnio ogarniającym stanem Mayersa i obecnością Willy po drugiej stronie. - To ta kumpela Tygryska z woja, widziałaś na filmie. - po omacku wymacała łapę komandosa i podniosła ją na wysokość twarzy, jęcząc na widok tarczy zegarka.
- Kurwa… Kopciuszkowi czas się kończy… - wstała do siadu, na miękkich nogach dotaczając się do stolika. Nalała trzy kubki soku i wróciła z nimi do łóżka, podając po jednym każdemu z kochanków. Potem to samo zrobiła z ekipą na drugim łóżku, przysiadając na materacu obok Perezera. Czułym gestem przeczesała mu włosy, głaszcząc po zarośniętych policzkach. Drugą łapą drapała Echo po ramieniu. - Obiecajcie że nie odpierdolicie niczego i w następną niedzielę się przytoczycie do Sioux… chuj w to. Zostańce parę dni… i bądźcie, dobra? Wkurwie się, jak nagle znikniecie… nie po tym jak dopiero was odzyskałam, czaicie? Ciebie też się to tyczy - na koniec zmieniła pozycję, kładąc nogi na brzuchu Chudego - Pilnuj tych jełopów, przywieź ich w niedzielę, albo na cały weekend za dwa tygodnie, bo przyszła sobota u nas wypada z obiegu. Zostawię wam namiary, więc gdy przypadkiem wpadniecie w okolice, walcie śmiało… ja pierdolę - westchnęła, kręcąc głową aby wyostrzyć nagle rozmyty obraz - Dobrze was widzieć chłopaki.

- W niedzielę nie mamy co przyjeżdżać jak mamy robotę na poniedziałek rano. Jak już to na sobotę i powrót w niedzielę. A dłuższy pobyt pewnie ale to zorganizowanie tego trochę potrwa. - Chudy zaczynał wracać do siebie i pierwszy sprecyzował jak by to mogło wyglądać z rewizytą w sąsiednim mieście. Co by nie mówić to było kilka godzin jazdy w jedną stronę. I to jeśli wszystko szło gładko.

- I nie bój się, ogarnę tych pacanów. Na razie możemy się umówić za 2 tygodnie. Na weekend. Przyjazd w sobotę, powrót w niedzielę. Bo na jeden dzień bez sensu. Przyjedziesz, zjesz obiad i właściwie trzeba już wracać. - pokręcił głową na znak, że jednodniowa impreza kompletnie mu się nie uśmiecha.

- Dobrze, doskonale. Zajebiście - saper wychyliła się, z szafki przy łóżku zgarniając czyjąś paczkę fajek. Zapaliła z przyjemnością, dmuchając dymem do góry, zaś w głowie już układała plan - Widzimy się za dwa tygodnie… coś wam przygotuję, bójcie się kurwa - zarechotała wesoło, pykając faja powoli. Oczyma wyobraźni widziała za to rozczarowanego Donniego Darko, któremu zamykają przed nosem drzwi pokoju, bo dziś bawią się Bękarty… głupio tak. Wzdychając była sierżant zapamiętała,aby sprawę przemyśleć i ułożyć aby każdemu z oddziału i rodziny leżało. - Mam też prośbę. Skołujcie mi zdjęcia… nasze - zrobiła palcem kółko po zwłokach na łóżkach - I tych których już nie ma, albo dostali pieczątkę kalek i wykop z koszar… i Gerbera. - mrucząc cicho zmieniła pozycję, siadając okrakiem Isaacowi na brzuchu - A teraz Kopciuszku podnieś dupę, kareta niedługo zajedzie… i kurwiu mój kochany nie wywiń nic do następnego spotkania, dobrze? - popatrzyła z góry, krzyżując ramiona na piersi. Na sam koniec odwróciła głowę do Plumma - Scotty, a ty oszczędzaj gardło i też uważaj na siebie… dziękuję że pomogłeś Willy, że chciało ci się tu przyjść - pokręciła głową, opuszczając ręce. Jedną oparła na piersi tego pod spodem, a drugą głaskała łącznościowca po policzku.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline