Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2020, 20:29   #139
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
-...czciwe! To oszustwo! - Z chwilowego, wymuszonego na jej zmysłach odrętwienia wyrwał Nanę czyjś wrzask. Mimo to, trudno było jej otworzyć oczy, by uzyskać głębsze zrozumienie tego, co się dzieje, gdyż przy każdej próbie pod powieki dziewczyny wdzierały się złote iglice, rażąc w równej mierze narządy wzroku, co - zdawałoby się - sam umysł. Ktoś - sądząc po rozmiarze łapsk i podejściu do czynności Valerius - złapał Shateiela za talię i, jakby stawiał na miejsce wywróconą doniczkę, poderwał anioła śmierci na równe nogi. Kiedy uchwyt ustał, Nana po dalsze oparcie musiała zwrócić się w stronę stołu oraz krzeseł. Pełne oburzenia oraz pretensji krzyki trwały nadal. Formułujący je głos należał, o dziwo, do spokojnego i profesjonalnego jak dotąd Patricka. A kiedy byłej zakonnicy udało się nareszcie rozewrzeć powieki wystarczająco, by zobaczyć choć zarys rozgrywającej się sceny, ujrzała wezyra siedzącego na swym zdobionym krześle oraz wygrażającego mu pięścią biznesmena - który to w swej furii najwyraźniej wywrócił na bok jedno lub dwa z rozlokowanych najbliżej krzeseł. Sam koordynator Czarnej Metropolii zdawał się być oazą spokoju - lub przynajmniej to anioł śmierci wywnioskował z bezruchu jego sylwetki. Fajuum trzymał (lub może raczej podtrzymywał) na wyciągniętej dłoni źródło wszędobylskiego, nieustępliwego blasku,raz po raz drące sobą ciemność przestrzeni. Od przedmiotu biło niemożliwe do zniesienia ciepło, jakby wezyr obracał między palcami niewielką gwiazdę. Mimo bliskości dziwacznej emanacji, nie okazywał dyskomfortu. Tym razem Patrick rąbnął pięścią w stół.
- Powiedziałem, że domagam się unieważnienia targu! Był zwykłą blagą, ot co!

Znajome już paluchy poklepały rozeznawczo jeden z wystrojnych naramienników Nany.
- Yhhh. Trzymasz się jakoś? Co to w ogóle... kurwać było? - syknął anioł kuźni, brzmiąc jak po siedmiodniowym kacu. Też musiał poważnie odczuć niedawne wyładowanie energetyczne.
- Ta.. chyba tak. - Nana przetarła twarz starając się odtworzyć w pamięci to co się stało. Jednak jakby nie patrzeć pozostał tylko… dotyk chłodnej fiolki i ten błysk, a po nim ciemność, które teraz zdawała się w obliczu bliskością gwiazdy niemal irracjonalnym tworem. Fiolka! Rozejrzała się nerwowo, szukając towaru, po który przybyli. Pozostałości naczynka, przemienione w szklane drobiny i kawałek stopionego plastiku, leżały obok jednej ze stołowych nóg. Sama zawartość natomiast... pośród białych plam trudnego do zniesienia źródła światła wirowało coś, co jawiło się dziewczynie jako uwięzione niedawno w fiolce fragmenty metalu. To one emanowały niemiłosiernym żarem. Doznały jednak jakiejś przemiany. Były większe, masywniejsze. Czystsze? Główny odłamek lewitował spokojnie jakieś pięć centymetrów, niczym centralny punkt jakiegoś układu słonecznego. Pozostałe tańczyły wokół niego powoli, poruszając się po sobie tylko znanych szlakach z dostojnością zarezerwowaną dla noszących boskie imiona planet.

- “Nieuczciwe” - odrzekł wezyr, jego ton wciąż jowialny. - Zabawne, że zdecydowałeś się na użycie akurat tego słowa, Patricku. Pozwól, że wypytam cię nieco o twoją markę uczciwości. Czy uczciwym było zdobycie wstępu do mojej domeny poprzez szantaż i wyłudzenie? - zapytał starzec, a młodszy mężczyzna w odpowiedzi na słowa zatracił lwią część swego “świętego oburzenia”.
- A może uczciwość zawierała się w rozdaniu separatyckim szczurom kilku nędznych błyskotek, w nadziei, że ich szczeniackie popisy odciągną moją uwagę na tyle, żeby targu dopilnował ktoś inny? - Z gniewu, poprzez osłupienie, po bogobojny strach - trak właśnie zmieniła się ekspresja biznesmena w ciągu niespełna dziesięciu sekund.
- Panowie.- Głos Nany był jeszcze dosyć słaby po tym co się stało. - Jak dla mnie możecie sobie to rozstrzygnąć na ubitej ziemi, ja chce wiedzieć czy to.. - Wskazała na nowo powstały układ słoneczny, który z jakieś absurdalnego powodu postanowił się ulokować na stole. - To coś, to moja przesyłka?

- To...(!)- syknął Pat, na nowo rozjuszony, tym razem poprzez słowa byłej zakonnicy. - To miał być zwykły zlepek miedzi i cynku, coś o czym bajarze snują romantyczne brednie! Badałem go! Wiele razy sprawdzałem jego potencjał! Z resztą nie tylko ja! To była zwykła gruda ziemi! - wyryczał, ochrypłym już od postulatów głosem. Fajuum przytaknął, spoglądając ze szczerym uznaniem na tańczący mu w dłoni wszechświat.
- Tak, kruszyno. To jest twoja przesyłka - zdradził. - A ty Patricku, jako mag winneś wiedzieć, że nawet przedmiot pozornie pozbawiony wartości może pod wpływem odpowiedniego rytu stać się wart więcej niż niejedno królestwo.
Sięgnął po kostur i podparł się nim, wstając z zajmowanego miejsca.
- Tak, wiedzieć winneś, bo w rycie tym brałeś udział. Heh. - zaskrzypiał wesoło starzec.

Nana w skupieniu przyglądała się dziwnemu obiektowi.
- Wezyrze… a mogłabym zająć ci jeszcze chwilę już bez drugiej strony tej wymiany? - Skupiła wzrok na Fajunnie, ignorując postać, jak się okazało, maga.
- Oczywiście dziecko, kiedy tylko...
- Jakiego znów rytuału!? Przez cały czas odkąd wyruszyliśmy monitorowałem wszystko - nasze aury, ciążące na nas efekty, rezonanse osobiste i personalne! Nie wykryłem nic! Nic, co wskazywałoby, że ma miejsce jakikolwie-
- Och, Patricku. Rozczarowujesz mnie. Cała wasza wędrówka była swoistym rytuałem. Zarówno jednej, jak i drugiej strony. Każdy krok, każda decyzja, bądź jej brak, dokładała cegiełki do ostatecznego rozrachunku, zmieniając nie tylko samych podróżników, ale również naturę ich ostatecznej nagrody. A rzec muszę, że choć poczynania naszej małej kruszyny i jej przyjaciela nie uszczupliły majestatu tej świetlistej wygranej, to za pełnię ich splendoru powinna podziękować Tobie. No i oczywiście Julii. Wszystkie wasze zbędne niegodziwości okazały się, koniec końców, coś warte. Przynajmniej dla drugiej strony, której dane jest teraz spić jej karmiczne korzyści. Los bywa zdumiewający, prawda?

Nana spoglądała na dziwny układ wirujących kamyczków. Więc już na stałe została tą “małą kruszyną” i do tego… nawet udało się jej czegoś tam nie uszczuplić. Przetarła nagle bardzo zmęczoną twarz, czując jak naramienniki zaczynają go irytować. Miał serdecznie dość tego kombinowania, krzyków.. Pretensji… Dotknął naramienników i poddał je procesowi rozkładu, nawet nie zastanawiając się czy da się je jakoś zdjąć. Po czym gdy na ramionach poczuł ulgę spojrzał na Patricka.
- Ja mam swoja przesyłkę, ty masz to co chciałeś. Transakcja zamknięta. - Mruknął niechętnym tonem w kierunku zdenerwowanego maga.

Mężczyzna w marynarce zamknął oczy. Gdzieś za plecami Nany, Val strzelił kłykciami, najwyraźniej przeczuwając, że zanosi się na kłopoty. Julia, która do tej pory skrywała się za sylwetką opiekuna, wsadziła dłoń za pazuchę. Sam wezyr poczynił pojedynczy krok do przodu. Sam Patrick jednak, zdziwiwszy - i może nieco rozczarowawszy - wszystkich zebranych, zdołał założyć homonto na szarpiący nim gniew. A potem zaciągnąć cugle. Przeczesał drżącą dłonią bujną czuprynę i, poczyniwszy trzy głębokie wdechy, otworzył powieki, ukazując ślepia, z których uleciała większość morderczych instynktów. Przypominało to niedawną powściągliwość jego córki, choć z wieloletnią dozą praktyki.
- Masz rację. Jeśli tylko ja... my dostaliśmy to, co nam obiecano, nie ma potrzeby rozczulać się nad tym, że ktoś inny zdołał udrzeć nieco więcej - zgodził się z upadłym aniołem, po czym zbliżył się do jednego z wywróconych krzeseł, podnosząc je i ustawiając na swoim miejscu. Julia, idąc za przykładem taty, zrobiła tak samo. Koordynator Czarnej Metropolii zdawał się, w przeciwieństwie do Vala i nastoletniej bździągwy - rad z tego “pacyfistycznego” rozwoju wydarzeń.
- Mądrze, Patricku. Niezmiernie miło zobaczyć, że jesteś w stanie wybić się poza ten swój... otchłanny rankor. Zawładnąć nim, miast pozwolić mu władać sobą. Przyznam, świadczy to o twojej roztropności jako cudotwórcy... nawet jeśli twoja ideologia jest dla mnie szpetna. Przyrzekam również, że przedmiot zdobyty podczas dzisiejszego targu pomoże wam realizacji waszych celów - zapewnił Fajuum polubownie.

- Ufam więc Twoim słowom, panie - odrzekł elegant, z mieszanką oziębłości oraz salonowej uprzejmości. - Jak powiedziała moja kontrahentka, transakcja zamknięta. A choć bardzo chciałbym skorzystać z lokalnej gościnności, wzywają nas sprawy nie cierpiące zwłoki. Chodźmy, Julio. - Wydał polecenie swojej pociesze, samemu także przygotowując się do opuszczenia zgromadzenia.

Shateiel cały czas obserwował maga. Z jakiegoś powody ufał osądom wezyra. Jednak doświadczenie nie pozwalało mu odwrócić wzroku od kogoś kto jeszcze przed chwilą wyglądał jakby chciał mu się rzucić do gardła. Nie życzył im dobrze, więc lepiej było milczeć. I choć miał wielką nadzieję, że nie dane mu będzie wie cej spotkać tatusia i jego córeczki to miał poważne obawy, że to spotkanie nastąpi. Szczególnie gdy zobaczył jak bardzo zależało mu na tym co niby mieli z Valem dostarczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 28-05-2020 o 08:05.
Aiko jest offline