Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2020, 10:18   #21
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag; popołudnie; umówiony pustostan

Rozmowa z Łasicą po igraszkach w karczmie.

Versana odwzajemniła uśmiech. Z początku przeszkadzała jej obecność eunucha. Nie trwało to jednak długo. Wszak Kornas był kompletnie aseksualny i prawdopodobnie pieczony baran wzbudzał w nim większą rozkosz niż widok dwóch przytulających się atrakcyjnych kobiet. Wdowa cieszyła się z faktu, iż Łasica jest zadowolona z pracy jaką wykonała a podekscytowanie współkultystki wzmagało tylko jej usatysfakcjonowanie. Zdawała sobie jednak doskonale sprawę z tego, że aby wciągnąć Louise w ich szeregi nie wystarczy tylko jedna niewielka orgietka. Dekadencja rozkwita w człowieku powoli powodując za każdym razem uczucie nienasycenia oraz coraz większego apetytu na „jeszcze”. Tym właśnie karmi się Slaanesh. Hedonizmem, rozpustą i brakiem opamiętania. Daje on takiej istocie to za czym tęskni jej ciało przyćmiewając tym samym zdrowy rozsądek. Powyższe cechy są nieodzownym elementem bytu i jeżeli ktokolwiek odda się im bez pamięci to nie powróci już z objęć Węża a jego dusza zostanie mu zaprzedana na zawsze. To pragnienie do zaspokajania swoich tak prymitywnych i zwierzęcych a jednocześnie podstawowych potrzeb miała zamiar wykorzystać Versana. Zdawała sobie sprawę z tego, że wraz z Łasicą stanowią zarazem piękny jak i zgubny duet. Nie przeszkadzało jej to. Lubiła napawać się chwilą a myśl, że wciąga w te gierki tak prawego człowieka jakim zdaje się być łowczyni potęgowała tylko przyjemność jaką czerpała z igraszek. Miała również świadomość tego, że wszystko co ma się wydarzyć już dawno i tak zostało zaplanowane przez Tzeencha.

- Z tobą zawsze chętnie poćwiczę. – wdowa uśmiechnęła się zalotnie w kierunku współkultystki - Ciekawe kto kogo więcej nauczy. - puściła jej oczko - Myślę, że z czasem mogłabym wciągnąć do naszych psot jeszcze jedna niewinna duszyczkę. Urodą nie odbiega od nas a jej pragnienia mogłyby stanowić tylko pożywkę dla naszych celów. Wszak to ona byłaby tą niespodzianką o której wspominałam w karczmie. - białe ząbki Ver zabłyszczały w ponurym pustostanie – Póki co jednak przejdźmy do spraw związanych z sigmarytką. Jedna rzecz nieco mnie zaniepokoiła a zarazem podsunęła mi ciekawy pomysł. Zauważyłam twój tatuaż. Dość oczywisty w swojej formie i przekazie. Obawiam się jednak, że nie tylko mi mógł wpaść w oko, i że nie tylko ja znam jego znaczenie. - twarz wdowy przyjęła zdecydowanie poważniejszy wyraz - Trzeba pamiętać, że nasza słodka blondyneczka zawodowo łapie kobiety nam podobne i sama posiada wiele ozdób na swoim powabnym ciele więc pewnie jest wyczulona na takie znaczki. Musimy wziąć to wszystko pod uwagę przy kolejnym spotkaniu abyśmy nie wpadły w zasadzkę. Chodzi mi tu głównie o ciebie siostro. Zaś jeżeli chodzi o mój pomysł? – oblicze wdowy pojaśniało - Kto wykonał to cudeńko? Czy miejscowy tatuażysta, jak go tam zwą, Ink, to twój zaufany człowiek? - brunetka podrapała się po głowie - No i to nazwisko. Kruger. Jakbym już gdzieś je słyszała.

- Wiesz ile wydziaranych węży widziałam w swoim życiu? Sporo. - brwi Łasicy powędrowały do góry a usta wykrzywił ironiczny uśmieszek. - Zresztą i tak go już widziała. Nic na to nie poradzimy. - rozłożyła dłonie na boki na znak, że temu już żadna z nich nic nie zdziała więc łotrzyca nie zamierzała sobie tym zaprzątać głowy. - A obrazek walnął mi Ink. Jest najlepszy! Jak tylko masz jakiś wzór na papierze czy jakoś inaczej to on ci to zrobi. Ja nie miałam ale trochę ze mną posiedział i porysował różne szkice zanim mi wreszcie zrobił coś co mi się spodobało. Podoba ci się? - o swoim intymnym tatuażu koleżanka Versany opowiadała całkiem wesoło i chętnie. Nawet położyła dłoń na swoim podbrzuszu tam gdzie właśnie miała tego częściowo rozwiniętego węża z uniesionym łbem. - I mówisz, że masz jeszcze jakąś niespodziankę? No to może się umówimy jakoś wcześniej niż za tydzień? Pogadamy o tych niespodziankach, tatuażach i całej reszcie. Niekoniecznie na stojąco. - zaproponowała poprawiając kołnierz koleżanki i otrzepując jej ubranie z tych paru płatków jakie miała na sobie i na koniec zerknęła na jej twarz z filuternym uśmieszkiem.

Versana lekko przymrużyła oczy po czym uśmiechnęła się szeroko łapiąc za dłoń swoją koleżankę.

- Skoro tak nalegasz. - puściła ponownie oczko w stronę Łasicy - Nie mogę pozostać obojętna względem tak uroczej kobiety. Co powiesz w takim razie na najbliższy Marktag? Opowiedziałabym ci o szczegółach tych dwóch pomysłów których sam Tzeentch musiał być autorem. - wyszeptała - Powinny ci się spodobać. Gdzie więc proponujesz się spotkać?

- W Marktag? - Łasica zmrużyła oczy, lekko przekrzywiła swoją ciemnowłosą głowę i przygryzła pełne usta gdy szperała w pamięci jakie ma plany na ten dzień handlowy. - Wiesz gdzie jest “Krzykliwa Mewa”? - zapytała o jedną z portowych tawern. Akurat nie tak daleko magazynów van Drasenów więc wdowa miała pojęcie gdzie to się znajduje. - No to tam. W południe. - doprecyzowała jakby widziała to spotkanie.

- Doskonale. - przygryzła zalotnie dolną wargę - Widzimy się zatem na dniach.


---


Festag; zmierzch;

Bal u van Zee'nów

- Ależ oczywiście. - odparła Versana na pytanie lokaja a następnie spojrzała na kosze, w których znajdowały się rekwizyty. Nie musiała zbyt długo szukać, gdyż w oko niemal od razu wpadła jej jedna z masek, która przedstawiała zarazem uśmiechnięta jak i pogrążoną w smutku postać. Obie połowy prócz nastroju jaki prezentowały różniły się od siebie kolorem,. Ta radosna była biała niczym dziewiczy śnieg, który świeżo co spadł z nieba. Zaś ponura miała kolor czerni a po jej policzku spływała wykonana z diamentu łza. Wdowa od razu rozpoznała z czego ją zrobiono. Była to kość słoniowa. Sporo biżuterii i innych dzieł, którymi handlowała wykonanych było właśnie z tego cennego materiału. Góra zaś na wzór korony zwieńczona była jedwabiem, którego brzegi wykończono złotem. Brunetka była świadoma, że wybrany przez nią rekwizyt idealnie pasuje do reszty jej odzienia. Miała wszak na sobie czarne, skórzane buty na koturnie ze wstawkami z białego futra. Białe rajstopy. Długą, białą, balową suknie z rozkloszowanym dołem i czarnymi bufiastymi ramionami obszytą dookoła złotą nicią. Skórzany czarny pas z piękną klamrą w kształcie statku do której doczepiony był jej zdobiony sztylet oraz wysoki kapelusz przewiązany wokół złotą kokardą. Całość stanowiła spójny obrazek, w którym kultystka czuła się dobrze. - Wezmę tą. – Versana sięgnęła po uprzednio upatrzoną maskę po czym wrzuciła dwadzieścia złotych monet do kuferka, w którym zbierano datki na weteranów. Następnie wręczyła lokajowi swoje białe zimowe futro. Zdawała sobie doskonale sprawę z wartości rekwizytu. Mimo małej ilości zdobień sam kruszec był rzadki i drogocenny. Szczególnie w tych zakątkach starego świata. Przemawiała do niej również treść jaką niósł ze sobą. Następnie przyodziała niezbędny dzisiejszej nocy element garderoby i oczekiwała aż lokaj zapowie jej przybycie.

- Pani van Darsen przybyła! - lokaj który do tej pory był jej przewodnikiem i heroldem zapowiedział nadejście nowego gościa. Wiele twarzy w naturalny sposób zwróciło się ku drzwiom ciekawi kto do nich dołączył. Sam lokaj zaś zakończył swoją rolę i zniknął zamykając za sobą drzwi wracając pewnie do holu wejściowego by witać nowych gości.

Oczom jej ukazała się sala pełna gości. Z których każdy kolejny miał coraz to bardziej wyróżniający się strój i maskę. Dało się jednak dostrzec, że co poniektórzy z uczestników zabawy chcąc ukazać swoją majętność zapomnieli o dobrym guście i stylu. Gryząca się kolorystyka. Niepasujące do siebie kroje poszczególnych elementów ubioru oraz maski, które niekoniecznie miały stanowić swoistego rodzaju zwieńczenie stroju. Przywykła jednak do tego. W tych kręgach był to dość częsty obrazek. Wdowa starała się również dostrzec w tęczowym tłumie jakąś znajomą postać jednak zakryte twarze wcale jej w tym nie pomagały. Jedynymi ludźmi, których oblicza były odsłonięte stanowiła służba, która skrzętnie przemieszczała się po sali donosząc coraz to bardziej wyszukane zakąski oraz potrawy lub dolewając przybyłym gościom popitek. Orkiestra dostrajała instrumenty a liczba gości z każdą chwilą rosła. W mgnieniu oka przy Versanie znalazł się jeden ze służących podając jej bogato zdobiony puchar, który niemalże od razu napełnił wytrawnym estalijskim winem z domieszką goździków. Kultystka nie przepadała za tą przyprawą jednak etykieta nie pozwalała wyrażać otwarcie niezadowolenia. Podziękowała, zamoczyła usta w trunku i ruszyła w stronę pozostałych ludzi szukać kogoś znajomego. Liczyła się z tym, że może spotkać tutaj porucznika Marcusa. Zależało jej jednak przede wszystkim na porozmawianiu na osobności z ciemnoskóra Kamilą. Wszak to od niej chciała rozpocząć realizację zadania, które powierzył jej starszy.

Wdowa van Darsen mogła zanurzyć się w ten barwny tłum bogatych i wpływowych gości. Pierwsze wrażenie potwierdziło się i te maski, chociaż barwne i finezyjne to mocno utrudniały zidentyfikowanie kto jest kto. Może bliżej, jeśli się kogoś znało i dało się poznać po głosie czy wyglądzie. Tak jak zauważyła kogoś ze sztywną, sztuczną ręką którą trzymał trochę sztywno z oczywistych powodów. Do tego o sporej tuszy. To mógł być kapitan Jensen, jeden z kapitanów jacy w sezonie zapuszczali się na dalekie, południowe morza. Rozmawiał z kimś więc mogła mu się przyjrzeć.

- Dobry wieczór Versano. Tak się cieszę, że znalazłaś czas aby nas odwiedzić. - usłyszała za sobą miły ton ciemnoskórej gospodyni. Jak wymagała tego etykieta Kamila widocznie starała się osobiście przywitać każdego gościa jaki ich odwiedził. Była ubrana w suknię utkaną ze słonecznej żółci i błękitu nieba. Do tego miała na sobie finezyjną, sowią maskę przez którą właściwie nie było widać jej twarzy. Suknia miała długie rękawy a na dłoniach miała koronkowe rękawiczki więc na pierwszy rzut oka ta charakterystyczna ciemna karnacja nie rzucała się w oczy. - Ośmielę się zauważyć, że przepiękna suknia i ta maska pasuje do niej w sam raz. - gospodyni skomplementowała strój znajomej co też leżało w dobrym tonie by powiedzieć gościowi coś miłego.

- Witaj Kamilo i dziękuję za zaproszenie oraz tak miłe słowa. - kultystka skinęła głową cofając lekko lewą nogę - Cieszę się, że mój strój przypadł ci do gustu. - Ver uśmiechnęła się serdecznie - Twoja kreacja jednak przyćmiewa moją o stokroć. Promieniejesz niczym słońce na nieboskłonie. Piękny krój i kolorystyka. Czyżby nowy nabytek? - wdowa zrewanżowała się komplementem - Znając życie zakup z kieszeni ojczulka. Pfff. - zadrwiła w myślach - Dzisiejszy bal zapowiada się wyjątkowo. Przyjmij proszę wyrazy mego uznania za zbiórkę na tak słuszny cel. Cieszę się, że ktoś poza mną pamięta o tych, którzy potrzebują naszej pomocy w tych jakże ciężkich czasach. Wszak zmierzając na przyjęcie, gdy mijałam kolejne pustostany, których nie brakuje w naszej dzielnicy uświadomiłam sobie dla ilu ludzi te zimne kamienne ściany oraz bruk ulicy stanowi dom. - wdowa wyraźnie posmutniała - Nie każdemu bogowie sprzyjają tak bardzo jak nam. Nie każdy może cieszyć się z tak przyziemnych rzeczy jak ogień w kominku czy ciepła strawa. Zdaje sobię sprawę również z tego, że nie jestem w stanie odmienić losu tych wszystkich ludzi. Chciałabym jednak co poniektórym dać promyk nadziei, by uśmiech chociaż na chwilę zagościł na ich twarzach. - kultyska spojrzała w oczy - Zaś twoja inicjatywa tak mocno poruszyła me serce i duszę, że zamierzam w najbliższy Aubentag przejechać się ulicami miasta i wesprzeć tych biednych ludzi. Byłabym wielce szczęśliwa gdybyś zaszczyciła mnie swoją osobą i potowarzyszyła mi tego dnia. Wszak ci najbiedniejsi powinni pamiętać, że ludzie na których bogowie patrzą łaskawszym okiem nie zapominają o nich. Jednak póki co nie chcę zabierać ci więcej czasu. Jesteś dziś gospodynią i zapewne na twych barkach spoczywa sporo obowiązków. Przemyśl jednak proszę mą propozycję w przerwach między witaniem gości a dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik. - twarz Versany rozpogodziła się - Wszak mam nadzieję, że przyjdzie nam dzisiejszej nocy jeszcze zamienić parę słów.

- Oh, z pewnością. - gospodyni pomimo sowiej maski tryskała serdecznością dla swojego gościa obiecując jeszcze z nią się dzisiaj spotkać i porozmawiać. Przy samym pomyśle na wspólny wypad chwilę musiała się zastanowić. - W przyszłym tygodniu mogę być trochę zajęta ale na tak szczytny cel na pewno znajdę czas! - zaznaczyła wesoło z miejsca podchwycając pomysł Versany jak swój własny i bez wahania zgadzając się na taki wypad. - Może w południe. W południe będę miała czas.- zastanawiała się pewnie sprawdzając w głowie jak to ma się do jej własnych planów na nadchodzący tydzień.

- Cieszę się niezmiernie. Pozwól więc, że przyjadę po Ciebie. Osobiście zadbam o wszystko. Nie będziesz musiała sobie niczym zaprzątać głowy. Wszak będziesz moim gościem honorowym i zniewagą dla mnie byłby fakt, że nie zadbałabym o twój komfort i bezpieczeństwo. - wdowa uśmiechnęła się serdecznie - Zaś teraz już nie zabieram ci więcej czasu. Mam nadzieję, że nadarzy się nam okazja zamienić później parę słów. Raz jeszcze dziękuję za zaproszenie. - brunetka ukłoniła się tak jak wymagała tego etykieta - Gdy skosztujesz mojego wina nie będziesz chciała później pijać innego - wesoła myśl pojawiła się w głowie Versany - Muszę się jeszcze dowiedzieć co mógł znaczyć tusz na jej palcach. Czyżby spisywała swoje sny? Może warto by było podpytać jej jak sypia i o czym śni. Z tym jednak poczekam na kolejną rozmowę. Pozostaje jeszcze ta rozwydrzona Froya. Hmmmm. - zamyśliła się - Z nią może mi nie pójść tak gładko. Warto jednak powęszyć apropos złotej monety, którą ta mała jędza miała między palcami w moim śnie. Muszę mieć uszy i oczy szeroko otwarte i pokręcić się w jej okolicy a może czegoś ciekawego się dowiem. Hmmmm. - zadumała Versana omiatając wzrokiem przybyłych gości starając się przy okazji kogoś rozpoznać - Charytatywny bal cieszy się dużą popularnością. Nie umknie to uwadze małej Froyi, która goni za tym co na językach ludzi jak kot za myszą. Może i ona zdecydowałaby się na wspólną przejażdżkę po mieście by wspomóc biedotę. Upiekłabym wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu.

Kamila wróciła do swoich obowiązków dobrej gospodyni zostawiając znajomą samą sobie. Ta jednak miała swoje sposoby by umilić sobie czas. Zwłaszcza, że wkrótce wybiła ta pora gdy właściwie już nie było mile widziane przychodzenie po tej porze i zaczęła się właściwa zabawa.

Orkiestra zaczęła grać do tańca i zaczęły się same tańce. Panowie prosili panie i jeden a potem drugi i trzeci poprosił też do tańca damę w czarno - białej masce. Jeden okazał się wybornym tancerzem, jeden przeciętnym a kolejny no z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że przeciętnym. W przerwach między tańcami można było do woli raczyć się winem, piwem czy burgundem. Jedne były produktami lokalnymi inne ze słonecznego Averlandu, jeszcze inne z dalszych krain. Jak pitny miód jakim raczyli się Kislevici czy choćby Ostlandczycy albo trunki z Bretonii czy nawet południowych krain. Zdecydowanie można było nasycić głód i duszy i smaku i ciała na tej uczcie.

Przy okazji tych trunków i rozmów przy stole młodej wdowie udało się podsłuchać rozmowę dwóch zamaskowanych panów. Mówili właśnie o tych trunkach i jeśli dobrze słyszała to uznali, że to co akurat pili może pochodzić z nie całkiem legalnego źródła. Więc pewnie z przemytu i chwilę tak dywagowali skąd ten limtowany trunek znalazł się na tak szlachetnym stole i towarzystwie.

A kilka tańców później usłyszała inną rozmowę. Mieszane towarzystwo mówiło o jakiejś zgrabnej blondynce którą widziano chyba tam gdzie młodej i dobrze urodzonej osobie nie wypadało się pokazywać. Towarzystwo zastanawiało się czy to mogła być kobieta uznawana za jedną z najlepszych partii w mieście czy to tylko złudzenie albo po prostu ktoś podobny.

A po tej pierwszej fazie tańców które tak przyjemnie rozgrzały umysł i ciało przyszła pora na gry i szarady. Konkursy wiedzy, zagadki albo rzucanie okręgów na patyk co wprawiało już nieźle rozruszane towarzystwo w świetny humor.

- No wreszcie chwila spokoju, odetchnąć można. - zagaiła ją gospodyni ubrana w błękit nieba i słoneczną żółć oraz sowią maskę. Jako gospodyni nie wypadało jej odmawiać tańców więc przetańczyła prawie wszystkie tańce bo chętnych do tańca z tak znamienitą młodą damą nie brakowało. Ale dlatego teraz Kamila była już troszkę zdyszana i wolała złapać oddech i ta przerwa w tańcach była jej bardzo na rękę.

- Muszę przyznać ci rację. Od tych swawoli zaschło mi w gardle. Napijemy się? - zaproponowała brunetka z uśmiechem na ustach - Wszak zacne i niezwykle rzadkie napitki goszczą dzisiaj na stole. Kto podjął się ich sprowadzenia? Mój zapas systematycznie szczupleje. Muszę więc powoli rozglądać się za różnymi źródłami. Niestety o tej porze roku niezwykle ciężko o zaufanego dostawcę.

- Oh, nie pytaj mnie o takie głupstwa! Papa i nasz majordom się zajmują takimi rzeczami. - młoda szlachcianka machnęła swoją dłonią w koronkowych rękawiczkach dając znać, że nie zawraca sobie takimi detalami głowy. Pomysł, że mogłaby się zajmować czymś takim chyba wydał jej się zabawny bo się roześmiała uroczo. - Ale tak, chodźmy zwilżyć gardło, jestem strasznie podekscytowana tymi tańcami. - pomysł z ugaszeniem pragnienia za to wydał jej się jak najbardziej na miejscu i podeszły do jednego ze stołów gdzie stały napitki. - Na co masz ochotę? - zapytała nie wychodząc z roli dobrej gospodyni która w pierwszej kolejności dba o swoich gości. Wskazała gestem na całą paletę różnorodnych trunków których było może mniej na ilość niż w jakiejś karczmie ale pod względem gatunków, zwłaszcza tych nie na plebejskie gardła to śmiało mogła iść w konkury z większością karczm w mieście o tawernach nie wspominając.

Versana przyjrzała się stojącym na stole butelkom oraz beczułkom. Starała się dostrzec spośród nich ten napój, którym raczyli się i nad którym rozmyślali wcześniej podsłuchani zamaskowani mężczyźni.

- Z przyjemnością spróbuję twojego faworyta. - odpowiedziała brunetka chcąc poznać gust egzotycznie wyglądającej arystokratki - Chociaż chętnie skosztuje również tego. - wdowa wskazała napój, którego szukała wzrokiem.

Przy wyborze napitku gospodyni miała dylemat czy wybrać pewniaka czyli bretońskie bordo czy może tileańską maderę która była dla niej nowością i bardzo jej posmakowało. Przy okazji obie ściągnęły swoje maski bo rozmawiać i degustować łatwiej było bez nich. Inni goście którzy woleli skosztować tego czy tamtego ze stołu też stali lub siedzieli przy stołach z odkrytymi twarzami. Zewsząd dobiegały różne głosy i dialekty. Nordlandzki port co prawda nie miał porównania do Marienburga ale i tak jako portowe miasto, z załogami z różnych zakątków kontynentu, dało się słyszeć poza imperialnym także inne dialekty. Sądząc po kanciastej mowie niektórzy goście na pewno nie pochodzili ani z Nordlandu ani reszty Imperium.

- Co to za specjał i skąd pochodzi? Ma piękny kolor i prezentuje się smakowicie. - Versana zamoczyła swoje ponętne usta w zaserwowanym jej przez gospodynie trunku.

- Jak tak ci na tym zależy zapytam papy skąd my to mamy bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - odpowiedziała młoda szlachcianka gdy Versana zapytała o trunek o jakim wcześniej rozmawiali dwaj zamaskowani goście.

- Dziękuję Ci za zainteresowanie moją sprawą ale pozwól, że sama porozmawiam z twym ojcem oraz majordomem. - kultystka uśmiechnęła się serdecznie - Zdradź mi tylko jakie maski dzisiaj przybrali panowie i jeżeli nie znajdę ich tutaj to gdzie powinnam poszukać?

- Klaus to nie wiem gdzie teraz może być. I jest z obsługi więc nie nosi maski. Jak nie ma go tutaj to może być wszędzie od kuchni po stajnie i frontowe wejście. A papa ma dzisiaj zielonkawą kreację i maskę rekina. - młoda i dobrze urodzona dama powiedziała szybko i jakby od niechcenia zbywając ten mniej w swoim zdaniu ważny temat.

Versana pociągnęła kolejny łyk. Musiała przyznać, że naprawdę jej smakował. Lekko cierpki o charakterystycznym zapachu i kolorze.

- Wyborny napitek. Ta korzenna nuta nadaje mu ciekawy charakter. Koniecznie muszę dowiedzieć się gdzie można go dostać. - wdowa pociągnęła kolejny łyk - urozmaici to moje zapasy. Może również pozwoli mi w końcu przespać całą noc. Strasznie źle sypiam ostatnimi czasy i nękają mnie dziwaczne sny. - westchnęła wdowa - Nie wiem czy to od zbliżającej się pełni czy po prostu brak słońca tak okrutnie na mnie wpływa. Miewasz podobne problemy? - spojrzała pytająco na towarzyszącą jej ciemnoskóra kobietę - Może znasz jakąś skuteczną metodę, która mogłaby mi pomóc?

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/i...2vJAc&usqp=CAU

- Oj to prawda, też mam kłopoty zasnąć w nocy. Cały dzień tyle się dzieje, że wieczorem gdy kładę głowę zbyt wiele myśli w niej wieje. - ciemno włosa zaśmiała się cicho machając dłonią w koronkowej rękawiczce przyznając się do tych nocnych bezsenności.

- A miewasz również niedorzeczne sny bądź koszmary? - Versana mówiła spokojnym, wręcz opiekuńczym tonem - Przyznam ci się, że mnie ostatnio męczą straszne głupoty do tego stopnia, że postanowiłam spisywać swoje nocne mary. Prześladuje mnie wizja z pogrzebu mojego biednego męża nieboszczyka. Niech Morr nad nim czuwa. - wdowa w tym momencie dobrze przyglądała się reakcji Kamili - Oraz koszmar w którym miasto tonie w wodach wzburzonego Morza Szponów, z którego wyłania się nieznana mi bestia o wielu oczach. Znasz może kogoś kto potrafi odczytywać treść płynącą ze snów?

- To musi być dla ciebie straszne takie okropne sny. - rzekła współczująco i położyła dłoń na ramieniu Versany w pocieszającym geście. - Może powinnaś porozmawiać z kapłanami Morra? Oni się chyba znają na snach. - podpowiedziała niepewnie chcąc chyba jakoś trochę pomóc znajomej. - Mnie się nie śnią takie straszne rzeczy. Nie mogę zasnąć. Papa twierdzi, że za dużo czytam książek. Zwłaszcza poezji i romansów. I przez to nie mogę spać. Ale przecież to takie ekscytujące! I piękne! I takie romantyczne! - westchnęła z zachwytem do tych swoich rozterek. - Chciałabym też tak pisać jak De Witt albo Angelo Marconi. Albo sztuki sceniczne. - westchnęła rozmarzonym tonem i podobnym spojrzeniem patrzyła gdzieś ponad głowami gości i w końcu znów upiła elegancki łyk ze swojego pucharku.

- Dziękuję za radę. Wezmę ją pod uwagę i może faktycznie wybiorę się, któregoś dnia do kapłanów. Chociaż przyznam szczerze, że wzbudzają oni we mnie strach. Te ich szaty i ponure usposobienie. - Versana położyła dłoń na dłoni Kamili patrząc jej głęboko w oczy i uśmiechając się delikatnie - Nie psujmy tak miłej atmosfery i porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Może o sztuce? - zapytała kultystka - Miło mi słyszeć, że cenisz sobie dobrą literaturę i teatr. Sama lubię czytać do poduszki różne powieści i romanse. Pamiętam również, że gdy żył mój biedny Morterz często zabierał mnie do teatru gdyż wielbił się w sztukach Angelo Marconiego. Jego ulubionymi były “Karmazynowy przypływ” oraz “Dama i psiarczyk”. Przy tej drugiej dość często w jego oku kręciła się łza jednak zawsze na moje pytanie czy płacze odpowiadał, że oczy mu się pocą. - wdówka zachichotała uroczo - Coś jednak zaciekawiło mnie jeszcze bardziej. Wspomniałaś, że “Chciałabyś też tak pisać”. Mam rozumieć, że też tworzysz?

- Oh nie, wcale nie! - panna van Zee zachichotała jak mała dziewczynka. - Tylko do szuflady. - powiedziała rumieniąc się nieco z tym wyznaniem i szybko starała się to zamaskować łykiem z kielicha. A, że go opróżniła no to szybko postawiła na stół i sięgnęła po butelkę tego południowego trunku do którego ostatnio miała taką słabość. Przynajmniej tak sama niedawno mówiła. - Teatr to wspaniała rzecz. Próbuję Papę namówić by sprowadził do nas jakąś trupę. No jak my wyglądamy przy van Hansenach? Przecież ta cała Froya organizuje za tydzień koncert w swojej rezydencji. I wszyscy do niej idą! - oburzyła się na taką niesprawiedliwość w porządku rzeczy gdy zapowiadało się, że jej największa konkurentka za tydzień zgarnie zainteresowanie wpływowych i możnych tego miasta i ona będzie w centrum zainteresowania.

- Niesamowite! - odparła kultystka - Nie powinnaś się z tym kryć. Nie każdy potrafi przelać to co siedzi mu w głowie na papier. To wspaniały dar. Z resztą - brunetka zadumała chwilkę - chętnie bym poczytała twoje dzieła. O ile zechcesz się nimi podzielić rzecz jasna. Nie będę napierać ale czułabym się tym faktem zaszczycona a co do koncertu u van Hansenów. Nie martw się kochanie. - tym razem to Versana położyła dłoń na ramieniu egzotycznej piękności - Już dawno nie widziałam tak pięknego balu maskowego z taką ilością wspaniałych kreacji, wytwornych dań i napitków. Nie możesz również zapomnieć, że robisz dzisiaj coś wspaniałego. Zbierasz fundusze na rzeczy weteranów a takim czynem zapewnisz sobie pogłos zarówno wśród zamożnych jak i ubogich warstw społeczeństwa w tym mieście. Jednym słowem. Będą o Tobie mówić wszyscy. - wdowa uśmiechnęła się starając podnieść na duchu Kamilę - Lud nie zapomina o takich czynach. Jeżeli zaś mowa już Froyi. Po mieście krążą plotki. - kultystka nachyliła się delikatnie w stronę swojej młodszej “koleżanki” - Zarówno wśród zamożnych jak i prostaczków mówi się o blond pannie z wyższych sfer zaglądającej w miejsca, w których nie koniecznie powinno się ją widywać. - brunetka spojrzała pytająco na towarzyszkę rozmowy - Doszły może podobne informacje również twych uszu?

- Naprawdę? Ale na pewno tak jest! Przecież taka damulka jak ona na pewno ma coś za paznokciami! - co prawda Kamila wydawała się zaskoczona plotkami o swojej konkurentce ale, że były miodem na jej uszy to z miejsca się z nimi zgodziła. I to z widoczną satysfakcją. - I dziękuję ci za te miłe słowa. Tak się starałam by ugościć każdego jak należy. - ciemnoskórej szlachciance komplement i wyrazy uznania dla jej pracy włożonej w zorganizowanie tego balu wyraźnie sprawiły przyjemność. - I naprawdę byś chciała poznać te moje gryzmoły? - zapytała z mieszaniną niedowierzania i ekscytacji patrząc uważnie na bladą twarz wdowy. - Dobrze, to chodźmy! Myślę, że jak się na chwilę wymkniemy to nikt nie zauważy! Tylko musimy wrócić przed następnymi tańcami. - złapała za jej dłoń i śmiało poprowadziła wzdłuż stołu a potem ku wyjściu z sali balowej.

- Zrobię to dla ciebie kochaniutka i postaram się dowiedzieć czegoś więcej na temat tych pogłosek. Wszak musimy się wspierać. Ja pomogę tobie a ty pomożesz mi. - wdowa ukazała swoje śnieżnobiałe ząbki - Wszak czy nie byłby to wspaniały temat do napisania wiersza bądź sztuki? Nawet tytuł przyszedł mi do głowy. “Zabłąkana damulka”. - Versana puściła oczko w stronę gospodyni po czym roześmiała się ciut odważniej - Dobrze. Chodźmy więc. Już nie mogę się doczekać.

Gość prowadzony przez gospodynię szybko znalazł się w dość nowym dla siebie otoczeniu. Tych rejonów rezydencji jeszcze nie znała. Ale dzięki Kamili bez trudu przekraczały kolejne drzwi, sale i korytarze. A mijana służba nie ośmieliła się ich o nic pytać. Wreszcie Kamila otworzyła ostatnie drzwi i znalazły się w jej sypialni. Tutaj też było widać dyskretny ale niezaprzeczalny urok pieniądza. Czy to w draperiach na ścianach, obrazach, zdobionych meblach albo dywanach. Od razu widać było, że mieszka tutaj nie byle kto. Ale na to gospodyni zdawała się nie zwracać uwagi.

- Poczekaj tu proszę. Jak chcesz możesz się poczęstować. - wskazała na tacę naszykowaną pewnie przez służbę. Na jakim stały dwie butelki, te bretońskie bordo i południowej madery jakie tak sobie chwaliła gospodyni. Do tego kielich i patera z owocami. Sama panna van Zee podeszła do niewielkiego sekretarzyka i tam zaczęła coś szybko przy nim gmerać wyraźnie czegoś szukając.

- Dziękuję. Jednak nie służy mi mieszanie alkoholi bądź łączenie ich z owocami. - Versana delikatnie pomasowała się po brzuchu uśmiechając w stronę przeszukującej biurko arystokratki. - Wszak nie jestem już tak młoda jak ty kochanie. - dodała kultystka po czym roześmiała się wesoło. - Dostanę jakiś twój tomik do domu aby poczytać przed snem?

- Tomik? Nie no chyba mnie przeceniasz… Mam tylko parę wierszy… - ciemnowłosa i ciemnoskóra gospodyni mówiła trochę z ekscytacją a trochę z roztargnieniem gdy przeglądała jakieś kartki. By jej było łatwiej ściągnęła te ciemne, koronkowe rękawiczki jakie do tej pory miała na sobie. - No to może ten… - zawahała się gdy zatrzymała wzrok na jakiejś kartce. Przeglądała chwilę i w końcu z widoczną tremą wróciła do swojego gościa. - Oj może usiądź bo ja chyba inaczej nie będę mogła nic powiedzieć. - poprosiła i zaśmiała się trochę nerwowo wskazując na skraj łóżka. Sama też usiadła obok wzięła tą kartkę i zaczęła czytać. Czytała bardzo ładnie. Płynnie bez zacięć i z odpowiednią dykcją i intonacją. Widać było, że miała w tym wprawę i pewnie przeszła przez odpowiednie nauczanie a do tego miała talent. Rymy też były ładnie dobrane. Przemyślane i na słuch było to trochę trudno ocenić ale na wersy wydawały się podobnej długości to może nawet na ilość sylab się zgadzały a to już była znacznie wyższa szkoła jazdy. Fabuła opowiadała o nocnych schadzkach i kochankach, o prawdziwej i udawanej miłości, zazdrości, podejrzliwości i chociaż na tak krótki wiersz wydawało się to trochę rozwodnione, pewnie by dopasować te rymy i sylaby to w dłuższej formie byłoby to w sam raz. No i z bliska teraz Versana miała okazję przyjrzeć się dłoniom gospodyni. Faktycznie miała palce poplamione atramentem chyba dokładnie tak samo jak to widziała ostatniej nocy we śnie. - I co? - zapytała autorka poematu romantycznego z tremą wymalowaną na twarzy wpatrzona w swojego gościa siedzącego obok.

- Hmmmm… - wdowa z widocznym zaskoczeniem wpatrzona była w oblicze arystokratki - Daj mi chwilkę Kamilo, bo muszę zebrać szczękę z podłogi. Przez moment zabrakło mi słów. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się tak rozbudowanego poematu. Te rymy, porównania, emocje. To wszystko. W prawdzie nie jestem ani pisarką ani krytykiem jednak jak na mój gust brzmi to profesjonalnie. Długo się zajmujesz pisaniem wierszy? Opierałaś się na własnych przeżyciach czy w całości była to fikcja literacka? - z twarzy Versany wciąż nie znikały zarazem szczery uśmiech jak i zszokowanie. - Zamiast prosić papę o sprowadzenie trupy artystycznej powinnaś kochana zorganizować wieczór poetycki i sama wystąpić. - kultystka położyła dłoń na kolanie Kamili - Tak to jest już na tym dziwacznym świecie. Jedni potrafią tylko robić dobrą minę do złej gry uśmiechając się głupiutko udając przy okazji pępek świata drudzy zaś posiadają talent, który niepotrzebnie chowają w szufladach sekretarzyka. Ty masz talent a tego nie nikt nie powinien się wstydzić. Wybacz szczerość ale aż poczułam mrowienie tam gdzie odczuwa je kobieta kiedy przystojny mężczyzna prawi jej komplementy. - Versana spojrzała głęboko w oczy ciemnoskórej damy z zauważalna iskrą pytając - Wracamy na dół do gości? Zaraz chyba czeka nas kolejny taniec. Z resztą chciałabym porozmawiać z Klausem apropos napitku którym mnie częstowałaś.

- Oj nie no coś ty! - ciemnoskóra szlachcianka zarumieniła się trochę. Właściwie nie bardzo Versana w pierwszej chwili była pewna czy to za tą dłoń na kolanie, czy to co powiedziała czy jeszcze coś innego. Po chwili wahania ciemna dłoń przykryła tą jasną. - Chyba umarłabym ze wstydu jakbym miała to przeczytać publicznie! - zaśmiała się z zażenowaniem i chwyciła dłoń na swoim kolanie. - I ja nie miałam takich przygód… - przyznała z nieukrywanym żalem. - Tak bym chciała poznać takiego przystojnego kapitana albo oficera. Taki pirat jak w tym wierszu. - westchnęła do swoich marzeń wpatrzona gdzieś poza ściany ograniczające sypialnie. - Nawet jest jedna piratka. Ale papa nie zgodził się jej zaprosić. Mówi, że to zwykła przemytniczka. Szkoda. Ja co prawda wolałabym mężczyznę - pirata. No ale jak nie ma to jestem strasznie ciekawa chociaż jak wygląda tak z bliska taki prawdziwy pirat. Nawet jeśli to tylko kobieta. - przyznała z mieszaniną żalu i ekscytacji. Po czym wróciła do rzeczywistości. Spojrzała na trzymaną kartkę i wachlowała się nią. - Ale masz rację już nas długo nie ma. Czas wracać do sali balowej. - uśmiechnęła się i szybko wstała wracając z kartką do swojego sekretarzyka.

- Uwierz mi skarbie. Powiem ci z własnego doświadczenia. O ile oczywiście cała rozmowa zostanie tylko między nami. W tej okolicy ciężko o mężczyzn takich jak w poematach i sztukach teatralnych. Ja zaczęłam powoli już tracić nadzieję, że znajdzie się jakiś odpowiedni kandydat, który porwałby moją duszę i ciało. - Versana podeszła w stronę arystokratki stając tuż za nią - Wszyscy prawdziwi mężczyźni chyba już dawno wyginęli. Nie można tego na szczęście powiedzieć o kobietach. Mają wiele wdzięku, odwagi oraz czułe dłonie i - wdowa uśmiechnęła się i szepnęła do ucha egzotycznej czarnulki - palce. Uwierz mi. Twe wdzięki przyciągają uwagę nie tylko mężczyzn. Ja sama niejednokrotnie wodzę za tobą wzrokiem. Jesteś śliczną i powabną kobietą o ciepłym sercu, krągłych piersiach i pięknych biodrach - kultystka następnie nachyliła się nad szyją Kamili jakby chciała ją pocałować. Zatrzymała się jednak w ostatniej chwili i subtelnie powąchała by następnie wypuścić ciepłą strużkę powietrza wprost na jedwabiste ciało arystokratki - a twoja skóra pachnie słodko niczym miód aż chciało by się jej skosztować. - Ver odsunęła się nieco od swojej bogatszej “koleżanki”

- Ależ co ty mówisz Versano!? - gospodyni wydawała się zaskoczona, może nawet zszokowana słowami i zachowaniem swojego gościa. Wydawało się, że tego jest dla niej zbyt wiele i w zbyt krótkim czasie. Okazywała zmieszanie i zaskoczenie tym wszystkim.

- Chciałam tylko powiedzieć, że twoja poezja pobudza zmysły niczym najgorętszy kochanek - Versana spojrzała z pełnym spokojem na arystokratkę. Była wyrachowana i lubiła czasami stawiać innych ludzi przed dwuznacznymi sytuacjami.- i tylko wyjątkowo niewrażliwy człowiek mógł względem niej pozostać obojętny.

Powiedz mi kochanie. Po co ci piratka? Chciałabyś posłuchać o jej przygodach czy raczej jakąś z nią przeżyć? - wdowa zachichotała - Jak na nią w ogóle mawiają i skąd o niej wiesz? Przecież jesteś wysoko urodzoną damą. Czyżbyś miała drugie oblicze, któremu upust dajesz w swojej twórczości. Widzę, że wiele jeszcze o tobie nie wiem ale podoba mi się to odkrywanie ciebie na nowo. Myślę, że mogę ci pomóc w zaspokajaniu ciekawości i poszukiwaniu nowych inspiracji. Jesteśmy przecież przyjaciółkami. - kultystka uśmiechnęła się serdecznie w stronę arystokratki - Powiem ci jeszcze jedno w zaufaniu. Myślę, że to właśnie piraci czy jak tam woli określać ich twój papa przemytnicy mogli przyłożyć rękę aby ten wspaniały burbon pojawił się na stole.

- Z tym burbonem chyba za daleko się posuwasz. - rzekła nieco z urazą. - A ta kapitan to tylko słyszałam o niej dlatego jestem taka jej ciekawa. Ale papa lepiej zna wszystkich kapitanów i nie ma o niej zbyt dobrego mniemania. Dlatego nie zgodził się jej zaprosić dzisiaj. Szkoda. Chętnie bym poznała tą dzielną i odważną kobietę. Na pewno przeżyła mnóstwo ciekawych przygód! Nawet imię ma takie ekscytujące. Rosa de la Vega. Brzmi bardzo romantycznie. - gospodyni trochę się uspokoiła i rozpogodziła gdy zaczęła znów mówić o swoich fantazjach i wyobrażeniach. Zwłaszcza tych o przygodach i postaciach jak z romansów rycerskich.

- Nie miałam zamiaru urazić ani ciebie ani twojego ojca kochanie. - wdowa położyła dłoń na lewym ramieniu ślicznej damulki - Mam do was wielki szacunek. Wszak to dzięki ciężkiej pracy waszej rodziny nasze miasto rozkwita. Jeżeli zaś mowa o burbonie to miałam na myśli po prostu to, że jest on niezwykle rzadki i pochodzi z bardzo odległych krain. Nie wszyscy kapitanowie podejmują się takich wypraw albo ze względu na brak odwagi albo ze względu na brak umiejętności. Jednak z tego co mówiłaś o Rosie de la Vega wywnioskować można, że ona nie należy do tych "wszystkich" a to powoduje, że podobnie do ciebie chciałabym ją poznać. - Ver uśmiechnęła się serdecznie chcąc zarazem udobruchać poruszoną arystokratkę jak i dać jej nadzieję co do spotkania ze wspomnianą wcześniej panią "kapitan" - Popytam o nią na mieście a gdyby udało mi się z nią skontaktować. Nie omieszkam cię o tym powiadomić i przy odrobinie szczęścia zorganizować nieoficjalne spotkanie.

- U nas niestety zbyt wiele się nie dzieje. Zwłaszcza zimą. To nie to jest niestety Saltzeburg nie mówiąc o Altdorfie czy Nuln. Tam to się muszą dziać ciekawe rzeczy. - westchnęła rozmarzona i trochę rozżalona na tą towarzyską i kulturaną posuchę w okolicy. A nowe miasto chociaż nie było już wioską to jednak mimo wielu gmachów i domów, nowoczesnej linii ulic, zwłaszcza w Nowym Mieście to jednak trudno było nazwać wielkim miastem. Zwłaszcza, że nie do końca przemyślana inwestycja sprawiła, że sporo tych budynków stało puste czekając wciąż na nowych użytkowników co w innych miastach cierpiących często na przeludnienie było nie do pomyślenia.

- Fakt. Stolicą Imperium to my nie jesteśmy. - roześmiała się głośno wdowa - Jednak i u nas miasto tętni życiem. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać gdyż nie wszystko co chcielibyśmy znaleźć musi okazać się tak oczywiste jak byśmy tego oczekiwali. - Versana rzekła niemal mentorskim tonem

- No ale chodźmy już, czas na nas. Nie chciałabym kazać czekać naszym gościom. - uśmiechnęła się ciepło na koniec i ruszyła ku drzwiom sypialni dając znać, że czas ją opuścić.

- Tak. Chodźmy, chodźmy. Straciłam chyba rachubę ale czas tak szybko mija gdy człowiek dobrze się bawi szczególnie w doborowym towarzystwie. Dziękuję ci w każdym razie za tą prezentację. Kto wie? Może nasza zbliżającą się trasa charytatywna zainspiruje cię do napisania kolejnego dzieła. Czułabym się zaszczycona móc w nim uczestniczyć. W każdym razie. Co myślisz o tym aby zaprosić na nią również Froye. - kultystka lekko zmarszczyła brwi aby oddać swoje podobne do Kamili odczucie względem młodej blondynki - Wiem, że za nią nie przepadasz ale tak chyba nakazuje etyka. Tak chyba po prostu wypada.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 23-05-2020 o 11:28.
Pieczar jest offline