Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2020, 16:23   #32
BigPoppa
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Drugi odcinek w prowadzeniu pojazdu przypadł Bertanowi.
Gwardzista wykonał rozkaz bez słowa, zasiadając za kierownicą tego gruchota. Sprawdził gdzie ma przyrządy do kierowania puszką od rewolt-małp i zapuścił silnik. Ruszył z kopyta, wyciskając z truchła ile się dało. Nie była to Chimera czy Tauros, którego miał okazję prowadzić po Drugich Narodzinach.
Na przystanku jaki sobie zafundowali nie oddalał się zbytnio od grupy czy pojazdu, bacznie obserwując wszystko i wszystkich. Zdawał sobie sprawę, że pozostali Akolici wyglądali dość osobliwie - bardziej przypominali losową bandę Rogala co śmietniki rozpierdala, albo innych zawadiaków skorych do wszczęcia syfu. To co mogło zaskoczyć ludzi, był widok nomen omen Gwardzisty. Bertan nosił się jak były żołnierz Imperatora, zachowywał i działał jak on.
Wojskowy mundur w ciemnym kolorze, czarny pełny pancerz flak, hełm i lasgun świadczyły dobitnie o tym, kim jest. Równie dobrze, autochtoni mogli pomylić go z członkiem Kill Squadu.
Słyszał o nich - całych kompaniach specjalnie wyszkolonych do poziomu Gwardzisty i dobrze uzbrojonych, żołnierzy wyciągniętych z szeregów PDF. Służyli jako oddziały specjalne gubernatora planetarnego, ciche rozwiązywanie problemów. W praktyce, bywali narzędziem w rękach władzy, do potajemnego uciszania niechcianych osób. Na Fenksworld krążyły o nich plotki, tak samo o tym, iż każdy kopiec miał własny oddział tajnych siepaczy.

Ale, to przeszłość.
Teraz Bertan gnał na ile silnik pozwalał, dając w pizdę maszynie.


"
- Młody, umiesz prowadzić? - pytanie nadeszło od wysokiego i barczystego mężczyzny w karapaksie ukrywanym pod kurtką. Przez twarz mężczyzny przechodziły równoległe do siebie blizny, pamiątką pod dawnych dziejach. Kanciasta gęba i wyraz twarzy nadały mu przydomek Kamiennogęby, toteż tak się nazywał. Dowodził tą zgrają patałachów, których ktoś nazywał najemnikami.
Bertan pokiwał głową na znak potwierdzenia, by za chwilę łapać kluczyki.
- Prowadzisz Taurosa z numerem jeden. Na działku siedzi Arnulf. Za pięć minut ruszamy.
Od Drugich Narodzin minęło nieco czasu. Wyciągnięty z wojny, jedyny ocalały z kompanii, bez wiedzy o swoim regimencie, został przygarnięty pod skrzydła Inkwizycji. Wyposażony w dokumenty, rozpoczął życie najemnego pistoletu.
Przerzucił autoguna przez plecy i ruszył. Podobnie jak reszta, Bertan maskował się jak tylko mógł. W ubraniach typowego mieszkańca kopca, nosił pod kurtką kamizelkę flak. Autogun, który otrzymał z przydziału tutaj, nie był taki zły. Prosty w budowie i obsłudze, niemal jedna bryła. Kopał jak wściekły podczas strzelania, ale potrafił uszkodzić o wiele mocniej niż laserowa krecha.
Wskoczył to szoferki Taurosa - ta wersja miała cztery koła i tak samo napęd na nie. Potężny silnik, który jeździł na wszelkie paliwo, idiotoodporny. Bliźniak tego, który montowali w Leman Russach czy Chimerach. Gdy zapinał pasy, pojawił się strzelec.
Czarnoskóry najemnik Arnulf, z jakieś dzikiej planety, której nazwy nie mógł zapamiętać. Wiecznie z grymasem uśmieszku, nad wyraz wyluzowany, nie rozstawał się z shotgunem.
- Siemano Diehl. Tylko nie wchodź tak ostro w zakręty jak ostatnio, bo w końcu mnie wyrzucisz z paki. - murzyn uśmiechnął się szeroko i odpalił lho. Gęsty dym wydostał się z ust, owijając twarz mężczyzny. Strzelec wgramolił się na górę i dał sygnał uderzając otwartą dłonią w poszycie.
Był teraz Diehlem Platov. Tak brzmiało jego alter-ego, wraz z odpowiednią przykrywką. Były żołnierz PDF, spoza sektora Calixis, obcy ale obyty z bronią.
Odpalił. Silnik odpowiedział ryknięciem, które przeszło w długi i basowym mruk. Na znak Kamiennogęby dał sygnał i konwój ruszył. Mieli do pokonania ładny kawałek trasy po autostradach kopcowych.
Wrzucił bieg i ruszył do przodu, czując jak maszyna przekazuje swoją moc przez kierownicę na całe jego ciało. Przyśpieszył, wjeżdżając na autostradę i tym samym wchodząc w ruch."




Gdy znaleźli się na miejscu, zatrzymał pojazd ale nie wyłączał silnika. Nie było mowy o skrytym podejściu, nie z tym gruchotem. Wysłuchał rozkazów Marion i wyskoczył z pojazdu z resztą ekipy. Nakazał im zebrać się w okół nich.
- Nie będziemy się rozdzielać. Idziemy szykiem dwurzędowym. - ukucnął i zaczął rysować placem na piaskowanej drodze. Narysował jak mają się ustawić, w tzw. jodełkę lub zakładkę. - Idę pierwszy, zamyka Varn. Plox, idziesz w środku ale jesteś ruchomy. Na każde skinienie, będziesz wyskakiwał pierwszy i badał wskazane podejście czy zejście ulic. To, co będzie w środku już mnie mało obchodzi, bo pozostali przedstawiacie sobą jednolity poziom wyszkolenia i umiejętności bojowych, czyli nijaki, wręcz chujowy. Miejcie oczy dookoła głowy. Jeśli będziemy przechodzić przez skrzyżowanie, robimy tak. - obok rysunku szyku, zaczął rysować kolejną mapkę. Narysował zarys prostego skrzyżowania, kropkami oznaczył Akolitów.
- Pierwsza kropka, czyli ja podchodzi do skrzyżowania, pilnuje zejścia ulicy z lewej, kolejna kropka, pilnuje zejścia z prawej. Trzecia biegnie pomiędzy nami i pilnuje kierunku w którym idziemy. Reszta przechodzi przez skrzyżowanie, patrzy na tyły. Gdy wszyscy przejdą, zwija się najpierw ten po prawej, potem ja. Odtwarzamy szyk i idziemy. Robimy tak z każdym skrzyżowaniem. Idąc przed wami, będę czasami pokazywał znaki rękoma. Uniesiona i otwarta na płask dłoń, macie się zatrzymać - pokazał gest. - Jeśli zacisnę ją w pięść, klękacie i zajmujecie stanowiska bojowe. Gdy zacznę machać ręką do przodu, ułożoną tak jakbym miał komuś zdzielić kantem dłoni, oznacza, że ruszamy dalej. To tyle z krótkiego szkolenia. W szyku, oprócz patrzenia przed siebie, każdy patrzy na boki. Varn, obracasz się też za siebie. Obserwujcie się w szyku. Pierwszy cel to transformatory. Potem przesuniemy się w głąb, by dotrzeć do centrum. Musimy sprawdzić budynki szeryfa czy tutejszych rządzących. - zakończył odprawę. Założył hełm na głowę, zapinając fasunek pod brodą. Potrząsnął głową dwa razy, by sprawdzić jak przylega. Następnie sprawdził karabin i przełączył go na tryb pojedynczych, wzmocnionych strzałów.
Ustawił się na początku, czekając aż reszta wykona jego polecenia.

"
Zauważył ruch na piętrze osmolonego budynku. Szli po przeciwległych stronach chodnika, przytuleni do ścian domów. Mimo, że szedł któryś w kolei, przyklęknął obok i wycelował w okno. Zmienił tryb na pojedynczy strzał.
- Mikenheim? - ktoś go zawołał, ale Bertan go nie słuchał. Widział to. Ktoś tam był.
I nie mylił się. Zauważył jak ruch zmaterializował się w sylwetkę. Sylwetka nie była zbyt przyjazna, skoro zaczęła podnosić coś ciężkiego i długiego, próbując oprzeć o ścianę.
- Kontakt z przodu! - wykrzyczał, nie poznając swojego głosu. Celował wcześniej, więc wystrzelił. Pierwsza krecha poleciała za nisko, w ścianę, niszcząc kawałek cegły i wzburzając pył. Żołnierze zastygli i wycelowali tam, gdzie celował i on.
Strzelił ponownie, nieco wyżej. Pierwsza seria rozdarła ciszę, lecąc przez ulicę ku sylwetkom Gwardzistów, gdy laserowa kreska dopadła strzelca.
Rozpętało się piekło. Zerwał się do biegu i doskoczył do wypalonego wraku samochodu. Strzelił ponownie i jeszcze raz, potem przełączył tryb. Ktoś biegł na nich, zauważył przeciwników na dachu pobliskiego budynku. Posłał mi kilka kresek na powitanie, ostudzając pierwszy zapał. Musiał skulić się i odczołgać w tył, gdy kulę przeleciały obok, a cześć zabębniła po wrak."


Te martwe agro-zadupie zbyt przypominało owo górnicze miasteczko na Tranchu.
Zamknął oczy i zmówił krótką modlitwę do Złotego Tronu. Jeśli miał dzisiaj zginąć, to byle szybko.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline