Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2020, 22:01   #292
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Tancerka więc mogła się skupić na swoim kunszcie. Dopracowywać każdy ruch, podążać rytmem melodii słyszanej w głowie. Krok po kroku, z nieludzką wręcz precyzją... nie niepokojona przez nikogo. Ani rogacz, ani Jarvis nie przeszkadzali jej w tym. Dopiero gdy jej trening zbliżał się do końca pojawiła się Sharima. O obecności złodziejki w okolicy Chaaya wiedziała od dawna. Łotrzyca obstukiwała pobliskie mury w nadziei znalezienia kolejnej ukrytej komnaty… i z nudów. Głównie to z nudów.
Sharima przysiadła się przy wejściu, obserwując taniec złotoskórej z ciekawości, jak i pewnie dlatego, że żadnej rozrywki na bagnach nie było. Tawaif pozdrowiła jej przybycie, choć gest ten był nierozpoznawalny dla osoby nie z pustyni. Resztę ćwiczeń prowadziła twarzą do widzki, aż w końcu poczuła, że jej rozterki znikły, a myśli naprostowały się. Jej duch połączył się ze Śmiercią, która nie była przypadkowa i bezduszna jak u większości wierzeń. Śmierć była wyrozumiała i była mędrcem kochającym życie, a jego głównym dogmatem było to, że z każdego impasu znajdzie się wyjście.
Zawsze jest jakieś wyjście.

Zadowolona i nieco zmęczona Kamala skinęła głową łotrzycy, po czym bez słowa udała się do wyjścia. Jej mięśnie prosiły o odpoczynek, a żołądek o posiłek.

O to drugie nie musiała się martwić. Miała pewność, że choć jedzenie jakie tu przygotowano było proste, to zawsze było pożywne… i prawie zawsze z rybą.
Gdy wychodziła wprost na nią pofrunęła pyrausta… z jakimś kawałkiem pergaminu w pyszczku. Wyraźnie zmachana i wyczerpana długą podróżą. Było też widać łódź z druidem zbliżającą się do obozowiska. Sundari wyciągnęła dłonie, by smoczek mógł na nich wylądować i odpocząć. Pogłaskała go czule pod ryjkiem, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.
- Chcesz pić lub jeść? - zapytała w smoczym.
Pyrausta potrząsnęła łepkiem w zaprzeczeniu, choć widać było że to jej poczucie obowiązku przez nią przemawia. Miała wszak misję do wykonania. Co prawda bardka odniosła wrażenie, że Miedzianemu by nie przeszkadzało, gdyby mały “smoczek” nieco luźniej podchodził do swoich obowiązków… ale pyrausta wyraźnie bardzo przykładała się do swojego zadania. Czasami aż za bardzo. Kobieta uśmiechnęła się rozczulona malutkim stworkiem.
- Musisz się napić i zjeść i pójść spać… jeśli osłabniesz, może to zaszkodzić misji - stwierdziła dobrodusznie, odbierając liścik i sadzając gadzinkę na ramieniu. - Chodź poszukamy ci czegoś smacznego - dodała, chowając rulonik z wiadomością do kieszeni, kiedy podchodziła do ogniska.
- Ratunku, ratunku… jaszczurka w potrzebie, czy macie coś dla tyciego pyszczka do zjedzenia i picia? - zawołała za kucharką.
Pyrausta się trochę nadęła widząc jak potraktowano jej liścik, który na pewno był bardzo ważny, ale… widok łyżki pełnej rybiego mięsa, który podsunęła jej kucharka od razu odwrócił jej uwagę od bycia urażoną. Zaczęła zachłannie połykać kolejne kawałki.
- Twój chowaniec panienko? - zapytała kobiecina karmiąc pieszczocha tawaif.
- Towarzysz wojaży… pewnego dnia przyleciał i już został - odparła bardka rozczulona stworzeniem. - Poleciał gdzieś na cały dzień i wrócił taki wymizerowany… może go sokół gonił? Albo samiczkę poczuł? Kto wie…
- No… jak taki poczuje samiczkę, to może za nią cały dzień ganiać z wywieszonym ozorem, zapominając o wszelkich obowiązkach - mruknęła kobiecina, a kurtyzanie wydawało się, że nie o pyrauście mówi.

Tymczasem druid przybił do brzegu i wysiadł z niego. A następnie ruszył w kierunku biblioteki spodziewając się tam znaleźć Axamandera. Po drodze skinieniem głowy przywitał się z Chaayą. Dziewczyna skłoniła się lekko, odprowadzając go zaciekawionym spojrzeniem, w końcu wróciła do rozmowy z kucharką.
- Taka już rola mężczyzn, że jak poczują ucisk w spodniach to nie ma zmiłuj… trzeba im wybaczyć tę ułomność.
- Lub wybić im ją z głowy… chochlą lub wałkiem. - Zaśmiała się kucharka podając swoją “alternatywę” dla tego problemu. Obie kobiety chwilę chichotały, zanim złotoskóra nie poprosiła o coś dla siebie na kolację.
Zjadła we względnej ciszy, wyraźnie zniecierpliwiona oczekiwaniem… tylko na co? Może na sen. Bo po wypiciu ciepłego naparu, ziewnęła, podziękowała i udała się wprost do namiotu. By w zaciszu przeczytać korespondencję od starego smoka.

Odpowiedź była utrzymana w kondolencyjnym tonie, acz treść niezbyt do takiego tonu pasowała. Smok pisał.

“Z przykrością muszę donieść iż sir Gamveela, spotkał straszny wypadek. Gdy płynął gondolą, legendarny wielki sum wynurzył się z głębin i capnął biedaka. Nasz przyjaciel zginął pożarty żywcem. Współczuję tej wielkiej straty i łączę się w żalu.

A. ”

Dholianka siedziała w oniemieniu, łącząc ze sobą fakty. No tak… wielki sum… sum ma wąsy… miedziane smoki też je mają… Wszystko jasne! Zagadka rozwiązana!!!
~ Jarvisie! Jarvisie chodź do namiotu! ~ zaczęła nawoływać w myślach kochanka, jednocześnie gratulując pyrauście za wspaniale wykonaną pracę. W nagrodę, mogła wejść do torby i “pilnować” ksiąg… oraz wyjadać okruszki po ciasteczkach.
~ Ludzina… blech… ~ stwierdził Starzec.
~ Jarvisie! Jarvisie!!! ZNALAZŁAM SUMA! ~ krzyczała podekscytowana, nie zważając na burczenie gada i szykując się do wyjścia z namiotu, jeśl narzeczony się szybko nie zjawi.
Czarownik już jednak pędził z biblioteki z jakimś zwojem pod pachą.
~ Jakiego suma. Gdzie? ~ pytał zarówno z niepokojem jak i zaciekawieniem. Dziewczyna był tak zaaferowana tym nagłym olśnieniem, że nie spieszyła się z logicznym wytłumaczeniem.
~ W namiocie! Szybko Jarvisie!
~ Co? ~ zupełnie skołowany przywoływacz wpadł do namiotu szukając tej niezwykłej ryby. Chaaya czekała z wyciągniętą ręką z liścikiem. W jej oczach odbijał się błysk euforii.
~ Teraz wszystko układa się w całość! Sum ludojad istnieje naprawdę! Ale nie jest sumem! Patrz! Czytaj!
Jarvis powoli przestudiował zapisany kawałek tekstu wodząc od litery do litery.
~ A więc miałaś po części rację z tym sumem. Ale teraz chyba już się go nie boisz, co?
~ Teraz już nie… ~ przyznała z ulgą, ale i zadowoleniem z odkrycia. ~ Mocno się z nim pokłóciłam i postanowiłam… ~ wspomniała w roztargnieniu, próbując wyjaśnić sytuację ~ Chyba ci mówiłam, że napisałam Miedzianemu, że mogą wystąpić komplikacje ze strony… sponsorów wyprawy. To była jego odpowiedź.
~ Z pewnością on i jego mocodawca mają swoich wrogów w mieście. Raczej wątpię by podejrzewali nas o jego zgon ~ ocenił z ciepłym uśmiechem Jarvis. ~ Tym bardziej, gdy w grę wchodzi wypadek z olbrzymim sumem.
~ Wcale się tym nie… co tam trzymasz? ~ spytała rozkojarzona, wyciągając ręce po zwój pod pachą czarownika.
~ Miałem zamiar przejrzeć go, gdy się do mnie odezwałaś. Też w sumie nie wiem ~ stwierdził przywoływacz podnosząc zwój i czytając tekst. ~ Coś o astronomii. Układy gwiazd i ich wpływ… bardziej astrologia.
~ To może być ciekawe… może przyda się komuś, nie tu, ale gdzieś, gdzie widać niebo ~ odparła zaciekawiona, jednocześnie ziewając. ~ Kładę się spać… dziś miałam dzień pełen różnych wrażeń.
~ A co z moim porwaniem ciebie? ~ zapytał żartobliwie jej kochanek, ale dziewczyna cmoknęła tylko i zbyła go ręką.
~ Jutro znowu idziemy szukać skarbów, muszę wypocząć ~ stwierdziła podczas rozbierania się i zakopywania pod kocem.


Poranek był rześki, nieco chłodny i… deszczowy. Aczkolwiek nie zraziło to czwórki, dzielnych poszukiwaczy przygód. Czwórki, gdyż druid uznał, że pozostanie w obozowisku. Obiecał też zająć się wszystkimi rannymi po powrocie.

Dotarcie do znajomych ruin zajęło im więc niewiele czasu i znając dobrze już sam budynek, szybko podążyli w jego czeluści. Mroczne korytarze nie były już tak straszne, gdy się je przemierzyło kolejny pod rząd.
Minęli drzwi zbadanych wcześniej pomieszczeń i dotarli do dalszego, ciemniejszego zakątka korytarza. Tam natknęli się na schody… w połowie zalane czarną taflą wody.

- Musiały tam być pracownie alchemiczne i magiczne. Być może nawet sala przywołań pod ziemią i osłonięte magią. Gdy woda się podniosła przy powstawaniu bagna, pewnie wszystko tam zalało. Szkoda… moglibyśmy znaleźć coś ciekawego - ocenił Jarvis kucając i przyglądając się brzegowi.
Schody nie były końcem korytarza, acz drewniane poręcze i deski otaczające z obu stron schodów wyglądały na mocno przegniłe. Wypadnięcie przez dnie skutkowałoby wpadnięciem w mokrą czeluść podziemi. Obszar za schodami wyglądał stabilniej… przynajmniej w blasku źródeł światła jakie wzięli ze sobą.
- To co dalej? - spytała niepewnie bardka, która przeżyła już bliskie spotkanie z mieszkańcami zalanych podziemi i najwyraźniej nie była ich fanką. - Na górze może są jakieś biblioteki lub laboratoria, albo… albo… no nie wiem, akademik?
- Możliwe, że tak, albo sala astronomiczna - odparł po zastanowieniu przywoływacz, podczas gdy Sharima przyglądała się deskom oceniając ich stan.
- Jeśli będziemy zwinni i ostrożni… to przejdziemy… lub jeśli przyniesiemy jakieś długie deski… lub pal, który możemy położyć i po nim przejść. Tylko długi być musi tak na oko dwa i pół metra.
Chaaya przyjrzała się schodom bez większego przekonania.
- A może… - zaczęła, gryząc się z myślami. - No nie wiem… zburzymy te schody i… powiesimy linę? M-mogłabym się wspiąć po ścianie i suficie… albo ty Sharimo, tylko musiałabym… eee… - Musiałaby ubrać wyjątkowo sugestywną sukienkę, którą oczywiście nosiła przy sobie, jak i setki innych pierdół z którymi nie potrafiła się rozstać. - Trzeba by… się przygotować do tej wspinaczki.
- Możemy też powiesić linę, bez zburzenia schodów. A przy wspinaczce możemy sobie pomóc. Też potrafię łazić po linach - odparła wesoło złodziejka i zerknęła w kierunku obu mężczyzn. - Niestety nie ma co liczyć na męską pomoc w tym zadaniu.

“Niestety” przytaknęła złodziejce babka. “Tutejsi lowelasi, są niczym pomyje praczki. Szare, rzadkie i bezużyteczne.”

Tancerka czuła się w obowiązku bronić kochanka, ale tylko jego i tylko po to by móc później podwójnie się z niego naigrywać.
- Jarvis umie przywoływać wiele bezużytecznych potworów. Może przywołać jakiegoś czerwia na którym pojedzie… albo harpię, która go porwie w górę.
- Oj tam… obie wiemy, że najważniejszy jest potwór wyciągany w łóżku. Oby był warty męczenia się z nim za dnia - odparła żartem złodziejka przyglądając się sufitowi w poszukiwaniu haków na których kiedyś musiały wisieć kandelabry.
Tawaif popatrzyła na Axamandera posyłając mu rozbawiony uśmiech, po czym obejrzała się na drugiego z mężczyzn. W końcu oddaliła się w odosobnienie, by znaleźć w torbie pajęczą sukienkę, którą założyła na zwykły, pustynny strój. No dobra. Tunikę zdjęła, ale spodnie… o nie… po ostatnim razie - spodnie były obowiązkiem.
- To co… wejdę i zawieszę linę, jeśli nie pod to sufitem to pod drugim? - zaproponowała ignorując ciekawskie spojrzenia.
- Tam są haki na żyrandole. Jeden tu, a drugi tam. Powinny wytrzymać nasz ciężar. - Wskazała jej Sharima sama już wyposażona w białą liną splecioną z pajęczych sieci. - Wystarczy zahaczy o jeden… i przeskoczymy jak makaki, z jednego brzegu na drugi.
- Dobra.
Złotoskóra dokładnie przyglądała się wskazanym miejscom. Następnie zawiązała spódnicę między nogami, co by jej nie przeszkadzała podczas wspinaczki i biorąc koniec liny w zęby, podeszła do ściany i aktywowała magiczną sztuczkę.

Pierwsze “kroki” na ścianie zawsze były dziwne. Dziewczyna postanowiła maszerować na czworaka, co by nie mieć większych kłopotów z równowagą. Również po suficie raczkowała jak wyjątkowo skupiony bobas, by w końcu “uklęknąć” przed hakiem by móc obiema dłońmi nawlec linę, zabezpieczając ją przed niepożądanym zsunięciem.
- Tak dobrzeee? - spytała wisząc jak nietoperek.
- Szarpnij parę razy, by upewnić się czy dobrze uwiązana - zaproponowała złodziejka, po czym dodała. - Ja pobujam się pierwsza. Bo umiem i bujać się na linach i pływać, więc jestem idealna do tej roli. Potem wy, a nasza akrobatka to zejdzie po ścianie.
Dholianka gorliwie wykonywała polecenia, wyraźnie przejęta tym zadaniem. Wszak kto chciałby, by przez jego nieudolną robotę skąpała się reszta kompanów? Kamala była profesjonalistką! Nawet jeśli nigdy wcześniej nie parała się wyczynową wspinaczką poszukiwaczy przygód.
- W porządku… to idę na drugą stronę? Trzymam za was kciuki - odparła w końcu, dumna ze swojego wkładu w dzisiejsze szabrowanie.

Dumna była z siebie też i Sharima. Dumna i nieostrożna. Nie chwyciła wystarczająco pewnie liny i… ześlizgnęła się lądując zadkiem z głośnym pluskiem w zimnej, ciemnej wodzie. Wynurzyła się gwałtownie z krzykiem i bluzgiem marynarskich wyzwisk od których mogłyby uwiędnąć arystokratyczne uszy.
Sundari zagryzła usta by nie wybuchnąć śmiechem. Kto jak kto, ale nie łotrzyczkę obstawiała jako pierwszego pływaka.
- Lina była za śliska - burknęła złodziejka, wdrapując się po schodach z powrotem na górę, kręcąc zgrabnym zadkiem do którego przylepiły się spodnie.
- Na pewno za drugim razem pójdzie ci lepiej. Ale przynajmniej wiemy, że w wodzie nie ma potwora - stwierdził żartobliwie Jarvis. - No, chyba, że go właśnie obudziłaś Sharimo.

Kolejne skoki na linie już nie wzbudziły żadnych sensacji, choć widać było, że ani Axamander, ani Jarvis nie czuli się pewnie tuląc się do liny, niezgrabnie przeskakując na drugą stronę.
Po chwili wędrówki korytarzem, w świetle pochodni i blasku wachlarza wyłaniać się począł szkielet leżący pośrodku. Duży, o białych kościach… czaszce pełnej zębów i jednym rogu na środku. Cztery łapy miały sierpowate pazury. No i był ogon z kolcami.
Oczodoły złowieszczo “łypały” w świetle, acz… na tym się kończyła złowrogość, bo jakoś nie planował się ruszyć z miejsca. Dwie złamane włócznie tkwiące między jego żebrami dobitnie mu w tym pomagały. Rezolutna kurtyzana od razu zaczęła śpiewać magiczne słowa, bowiem dostrzegła w broniach zysk… tym większy, jeśli włócznie były magiczne.
Niestety nic w tych włóczniach nie promieniowało magią, aczkolwiek groty były wykonane przez mistrza w swoim fachu.
Jarvis i Axamander przykucnęli skupiając się na szkielecie i jego rozmiarze rozważając przez chwilę czym to stworzenie mogło być i jakie szanse są na to, że jego kuzyn, gdzieś tutaj krąży. Przemoczona i nieco rozdrażniona Sharima skomentowała to sarkastycznie.
- Chłopcy i ich zabawki.
Chaaya przyglądała się mężczyznom z rozczuleniem, tym mocniejszym, gdy patrzyła na szczupłe plecy ukochanego. Ostatecznie zabrała się za wyjmowanie włóczni i rozmontowywanie ich na kawałki godne do zabrania i sprzedania, oraz na spalenie.
- Myślicie, że to jakiś stwór z piekieł, czy może eksperyment tamtejszych magów? - spytała z grzecznym zainteresowaniem.
- Eksperyment, który wyszedł nie tak jak powinien… Ani chybi magia wysokich elfów - odparli zgodnie mężczyźni. A Sharima już się zabrała za zamek pobliskich drzwi.
- Biedna istota… - szepnęła, chowając groty do torby. Na dziwny sposób sympatyzowała z potworem, który tak jak ona przeszedł piekło w niewoli i ostatecznie poniósł śmierć z rąk oprawców.
- No nieźle… mamy do czynienia ze skrótem - odparła zaskoczona złodziejka zerkając przez otwarte drzwi do pomieszczenia...

[media]https://i.pinimg.com/originals/3c/81/99/3c81997b7c7c530e5b4f3799b670ac7f.jpg[/media]

...które zdecydowanie różniło się stylistyką od tego w którym przebywali. Komnata była olbrzymia z masywnymi posągami i zapuszczoną roślinnością sugerującą bardziej górski klimat.
Bardka zajrzała przez ramię złodziejki, będąc stosunkowo powściągliwą. “Skrót” dokądkolwiek on prowadził, mógł także zakończyć się ich zgubą.
- Wygląda na dwukierunkowy - mruknęła łotrzyca badając portalowe przejście.
- Ryzykujemy? - zapytał Jarvis, niby do Axamandera, ale spoglądał na kochankę.
- Z pewnością jesteśmy tu pierwsi od… bardzo dawna - oceniła warstwę kurzu jaka zebrała się na podłodze. Złotoskóra cofnęła się i odruchowo wczepiła się w rękaw czarownikowej marynarki.
~ Jeśli nie chcesz tam zaglądać. Mogę jakąś wymówkę wymyślić ~ zasugerował magik. ~ W górach dobrze widać słońce i niebo.
Kamala lekko nadęła policzki w speszeniu.
~ Ja się nie boję! Ja… jestem ostrożna ~ obwieściła dumnie, po czym nieśmiało dodała. ~ Idę za tobą.
- Możemy zajrzeć - stwierdził Axamander. - Możliwe, że to posterunek handlowy z krasnoludami. A to może oznaczać góry złota.
- Możemy - zgodził się przywoływacz.
Sharima przeszła więc przez portal, a potem wróciła.
- Jest bezpiecznie. Chodźmy - rzekła i znów przeszła, a po niej wszedł diablik… Jarvis i wczepiona w niego Sundari.

Powietrze zrobiło się od razu zimniejsze i bardziej rześkie. Od wejścia z jaskini jaką było to miejsce, słychać było porywisty wiatr. Tancerka była przygotowana na każdy zwrot w tej przygodzie, wyciągając z torby tunikę, którą nałożyła na pajęczą suknię, a później przypięła płaszczyk.
- W końcu nie czuję jakbym się ciągle topiła w oparach brudnej łaźni - odetchnęła głębiej, zadowolona ze zmiany klimatu.
- Tylko żebyś nie przemarzła, choć z drugiej strony… ogrzeję cię swoim ciałem - odparł czarownik z lubieżnym uśmieszkiem. Objął ją mocno i przytulił nagle całując po szyi i ustach… korzystając z okazji, że Sharima z diablęciem rzucili się przeszukiwać ruiny niczym małe brzdące odkrywające nową kryjówkę.
- Jamuuun… - skarciła go kurtyzana, przystając na pieszczoty. Niestety jednostronne. - Chodźmy zobaczyć niebo… dobrze? Proszę…
- Prowadź więc… - odparł czarownik tuląc kochankę do siebie. By mnie “zmarzła” oczywiście.

Ostrożnie ruszyli w kierunku wyjścia, w którym, aż gwizdało od wiatrów. Bardka wybrała najbezpieczniejszą, najnudniejszą “ścieżkę”, by nie zostać zaskoczoną przez wyskakującego potwora zza czegokolwiek, za czym mógłby się schować.
- Długo wczoraj siedziałeś nad księgami? - zapytała ciekawsko, choć bardziej ciekawa była pochłaniania szczegółów otoczenia, niż odpowiedzi ukochanego.
- Straciłem rachubę czasu. Długo… przysypiałem nad tekstem - odparł mężczyzna, podczas gdy ona baczyła na potencjalne potwory chcące ich pożreć.
Nie dostrzegła żadnych na ziemi. Za to na niebie, pełnym białych chmur i blasku słonecznego, tam nietrudno było wypatrzeć potwora, wielkiego jak okręt.
Biały orzeł… niósł do gniazda zdobycz w postaci włochatego słonia. Na szczęście takie drobinki (jak ludzie) u wylotu jaskini, nie zwracały uwagi potężnego władcy górskich niebios.

“To będzie mój chowaniec” zadecydowała Deewani, która aż do tej pory nie była zbyt zadowolona z wyników wycieczki. “Na pewno będzie się lepiej słuchał niż stary smok.”
“Wygląda jak chmura…” oceniła Nimfetka, która uznała roka za wyjątkowo słodkiego… co dla Starca było niezrozumiałe, bo przecież on był słodszy! To znaczy… jak się postara.
~ Ile chcesz mieć tych chowańców? Powinien być tylko jeden ~ burknął gad.
“TYLE ILE UZNAM ZA STOSOWNE” skwitowała dobitnie chłopczyca. “Takiej wspaniałej i wszechpotężnej smoczycy jak ja nie ograniczają żadne prawa co do ilości posiadanych chowańców.”
~ Żebyś się nie zdziwiła. Magia ma swoje zasady, których nagiąć się nie da. ~ Zaśmiał się chrapliwie smok. ~ A jak chcesz roka złapać?
“Oczaruję go swoją potęgą” burknęła maska, niezadowolona, że jej poddany kwestionuje jej smokowatość.
~ Z doświadczenia wiem, że oczarowanie potęgą w zasadzie nie działa… trzeba użyć strachu, brutalnej przemocy… lub przekupstwa. Jeśli jest się zbyt słabym, by zdominować wroga. Działa to świetnie na orki… wyszukujesz wodza plemienia i zjadasz go… no i szamana dla pewności. Orki są smaczne i mięsiste. Zżerasz ich na oczach całego plemienia i reszta służy ci jak niewolnicy ~ wyjaśnił łaskawie smok wspominając dawne dobre czasy.


- Zostańmy tu już na zawsze - westchnęła zachwycona Dholianka.
- Warunki są tu surowe, z dala cywilizacji i zimy pewnie są lodowato mroźne. Ale z pomocą smoka możemy korzystać z teleportacji i urządzić tu sobie nasze miłosne gniazdko i wracać tutaj - ocenił przywoływacz cmokając ucho kochanki.
Znajdowali się u wejścia wysoko położonej jaskini. Z niej roztaczał się widok na wysokie góry o szczytach pokrytych śniegiem. U wejścia do niej widać było dróżkę, która prowadziła zarówno w górę góry, jak i w dół i kiedyś zabezpieczana była łańcuchami. Obecnie pozostały po nich jedynie kamienne wypusty do których były mocowane, rzeźbione prosto, acz misterne na kształt krasnoludzkich strażników. I zapewne przez nie wytworzone. Wyglądało więc na to, że Axa miał rację. Złotoskóra na powrót westchnęła, przytulając się do partnera.
- Nie wiem czy się zgodzi, ale… ale byłoby miło mieć taką odskocznię z pięknym widokiem… to co, idziemy dalej?
- W górę, w dół… czy do naszych poszukiwaczy złota nurkujących wśród ruin? - zapytał żartobliwie jej kochanek, tuląc ją czule.
- Na szczyt - zadecydowała podekscytowana dziewczyna, ruszając powoli w górę ścieżki. Jej dłonie były jednak dojmująco lodowate a nos i uszy czerwone. Bądź co bądź nie miała przy sobie nic co pomogłoby jej zdobywać górskie wyżyny.

Czarownik sięgnął do sakwy i wyjął z niej kawałek wulkanicznej skały. Nachylił się i uderzył nią o ziemię, aż poszły iskry i na skale pojawiły się czerwone smugi żarzące się “złowrogo”. Po czym podał go tancerce mówiąc.
- Schowaj go blisko ciała. Zapewni ci ciepełko. I mnie też jak będę cię tulił.
Kamala przyjrzała się kamieniowi z lekkim wahaniem. Ostrożnie wzięła go do rąk, ale kiedy zorientowała się, że ten nie parzy ani nie zjada żywcem, przytuliła go do piersi, uśmiechając się w podzięce i wznowiła wędrówkę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline