Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2020, 02:10   #206
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Żałobnicy z wolna wracali do swoich samochodów. Czekali jeszcze na tych co dopiero wracali, rozmawiali ze sobą, żegnali się i wyglądało to dość zwyczajnie jak na takie okoliczności. Ale wśród tych sylwetek dwie ruszyły prosto ku zaparkowanej czarnej terenówce i Humvee stojącemu obok. Jedną z nich była szczupła, blondynka w mundurze porucznika jaką poznali w koszarach. Porucznik Buccaneer. Ale szła obok starszego mężczyzny w mundurze galowym kapitana. Oboje zatrzymali się o krok przed całą trójką. Z których tylko Wilma była ubrana po wojskowemu. Ale w przeciwieństwie do żałobników miała na sobie polowy mundur razem z całym polowym sprzejem wpakowanym w kamizelkę taktyczną. Ona też zasalutowała starszym stopniem oficerom a ci odpowiedzieli jej wojskowym salutem. Steve i Lamia mogli sobie darować saluty bo bez munduru nie bardzo wypadało salutować innym mundurowym.
- Dzień dobry państwu. Nazywam się kapitan Flores. - przywitał się mężczyzna. Jak na kapitana to wydawał się dość stary. Raczej w jego wieku stosowniejszy wydawał się stopień majora czy pułkownika. Ale Chudy nie mylił się co do jego spojrzenia. Wydawało się, że może nim przewiercić człowieka na wylot.

- Cieszę się, że pofatygowali się państwo do nas pomimo niedzielnej pory. - oficer podziękował im za to nieplanowane przybycie obrzucając całą trójkę spojrzeniem. Ale na dłużej zatrzymał się na kobiecie w kusej sukience. Ale samej sukience poświęcił tylko przelotne spojrzenie jakby jej kobiece wdzięki w ogóle go nie interesowały. W przeciwieństwie do twarzy bo szybko przeskanował spojrzeniem chyba każdy detal jej twarzy nawet przez te parę chwil jak się z nimi witał.

- Proszę wybaczyć, że przerywamy wam spokój w dniu pogrzebu - Mazzi odpowiedziała ze spokojem, łapanym z dyskretnego trzymania Hawajczyka za łapę. Manewr miał prawo bytu, gdy stanęło się obok i częścią kiecki oraz własnym udem zasłaniało się boltowy bok. Starszy oficer różnił się od tego młodszego w cywilu. Po pierwsze miał niezaprzeczalnie gorszy tyłek, co już samo w sobie go dyskredytowało… ale gorsze było spojrzenie, od którego przechodziły ciarki i naprawdę saper musiała się pilnować, aby nie zrobić niczego głupiego. choćby odwrócenia się nagle na pięcie, bo przecież, do jasnej cholery, już nie należała do wojskowej machiny więc nie musiała spędzać czasu z przerażającymi ludźmi w mundurach.
- Słyszałam że chcieliście się ze mną skontaktować, kapitanie.

- Tak, to prawda. - mężczyzna ubrany na galowo potwierdził ruchem głowy. - Starsza sierżant Lamia Mazii. - powiedział po chwili widocznie świetnie wiedząc z kim rozmawia. - Proszę wybaczyć to nagłe zainteresowanie swoją osobą. Ale uderzyło mnie twoje niezwykłe podobieństwo do pewnej kobiety. I na żywo widzę, że zdjęcia dość dobrze ujęły twoją fizjonomię. Dlatego muszę zapytać. Masz może siostrę? Zwłaszcza siostrę bliźniaczkę? Albo po prostu kogoś bardzo do siebie podobnego. - starszy kapitan zapytał obserwując uważnie starszą sierżant jaka tak rozbudziła jego ciekawość.

Ta pobladła, w jej oczach pojawiło się nieme pytanie, a potem smutek. Zwiesiła głowę, wpatrując się w chodnik pod nogami. Czy to możliwe, że miała siostrę? Pamięć podrzuciła jej urywek wspomnienia z polowego szpitala i mężczyznę z papierośnicą… ale poza tym nie miała kompletnie nic.
- Nie udzielę wam tej informacji. - wydusiła drewnianym głosem, choć mały okruch niepokoju rozpuścił się w ciepłym, jesiennym powietrzu. Nie chodziło o Andrew, Flores nie polował na niego, ani na jego przewiny. Podniosła udręczony, pusty wzrok na siwego oficera - Zwieźli mnie z Frontu nieprzytomną z urazem głowy, a po miesiącu w śpiączce, obudziłam się nie wiedząc gdzie i kim jestem. Amnezja, nie pamiętam praktycznie nic… Przykro mi, sir.

- Amnezja? - tym faktem z kolei starszy z kapitanów był zdziwiony. Tego chyba się nie spodziewał. Spojrzał na swoją blond porucznik a ta subtelnie zaprzeczyła ruchem głowy.

- Tak, amnezja. Uraz głowy. Stwierdzono to u Lamii w szpitalu zaraz po przebudzeniu. Prawie nic nie pamięta sprzed przebudzenia. Jak trzeba możemy dosłać potrzebną kartotekę jak wrócimy do Sioux Falls. - Steve objął swoją dziewczynę ramieniem i włączył się do rozmowy potwierdzając jej słowa. Więc teraz bystry wzrok starszego mężczyzny skierował się na niego.

- A ty jesteś? - zapytał nowego rozmówcę w kanarkowej koszuli który do tej pory się nie odzywał.

- Steve. Steve Mayers. Lamia to moja dziewczyna. - przedstawił się drugiemu oficerowi chociaż na razie nie zdradzał swojego wojskowego pochodzenia.

- Miło mi. Jakby wam nie sprawiło zbyt wiele kłopotu z tymi kartotekami medycznymi to bym był zobowiązany. - kapitan Flores pokiwał głową na znak, że chętnie by rzucił okiem na te dokumenty o stanie medycznym starszej saper.

- Ta kobieta… - brunetka odzyskała głos po paru chwilach. Gdy Mayers ją przytulił wczepiła się w niego trochę rozpaczliwym ruchem i trwała tam, póki oddech nie wrócił jej do normy. Wtedy też zaczęła myśleć - Kim jest? Kto to? Co o niej wiecie? Szukacie z konkretnego powodu? Jak ma na imię, co się z nią stało, albo dzieje? Jeśli coś powiecie, może mi się przypomni… - zmarszczyła lekko nos, a jej spojrzenie zrobiło się nieobecne - Miała emaliowana papierośnicę?

- Robin Harris. Kapral. Niestety w szeregach NYA. A współpraca z ich administracją niestety pozostawia trochę do życzenia. - kapitan westchnął nad tym brakiem idealnej współpracy między frontowymi sojusznikami. Ale Nowojorczycy słynęli tak z solidności swoich mocnych kontyngentów jak i podkreślania, czasem bardzo nachalnego, własnej niezależności.

- O ile mi wiadomo ma status KIA. - dodał prawie od razu o kobiecie o której widocznie wiedział co nieco bez pomocy asystentów i papierów. - Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi. Ale mam pamięć do twarzy. Więc gdy wasz kolega przyjechał po odpis akt rzuciła mi się w oczy twoja fotografia. Dlatego pytam. Ani w jej ani twoich aktach nic nie ma o rodzeństwie. Zwłaszcza w armii. No ale sama chyba wiesz jak to bywa z aktami. - Flores wyjaśnił jak to się stało, że się zainteresował właśnie tą a nie inną sierżant w stanie spoczynku.

- Jak zginęła? - pytanie nasuwało się automatycznie, Lamia je zadała ledwo tamten skończył gadać. Ramiona jej opadły, zaciskała też szczęki. Być może miała kogoś bliskiego, lecz zginął on, a ona nie umiała sobie nic przypomnieć. Pokręciła głową - I tak… wiem, że byłam do kogoś podobna. Pomylili nas… mnie i ją. Kiedyś. Nie wiem gdzie i kiedy, ani kto. Mężczyzna, szukał w szpitalu polowym… dziwił się, że nie jestem… chyba tą Robin.

- Na wojnie. Podczas ostatniej ofensywy. Na samym początku. Jak dokładnie to nie wiadomo. Zabrano tylko jej nieśmiertelnik. Są też zeznania jej kolegów o tym, że zginęła. Widzieli jej ciało. A co to był za mężczyzna? Możliwe, że mógł was pomylić naprawdę jesteście do siebie bardzo podobne. - starszy oficer rozłożył nieco ręce gdy musiał streścić jakże typowi koniec frontowego weterana. Często ich historia kończyła się właśnie w ten sposób.

- Nie wiem, naprawdę - Mazzi pokręciła głową zrezygnowana, rozkładając bezradnie ramiona. Popatrzyła na Mayersa jakby w nim szukając wsparcia i odpowiedzi, a gdy podjęła wątek, znowu obserwowała starszego oficera - To… obraz, wyrwany z kontekstu. Urywek… fragment rozbitego wazonu. Mam takich parę i brakuje wiedzy gdzie który leżał pierwotnie. Pamiętam rozmowę… jego… jego twarz - skończyła powoli, marszcząc brwi, żeby naraz poderwać głowę i wciągając głośno powietrze, biegiem wrócić do ghurki. Otworzyła drzwi od pasażera, łapiąc za torebkę. Wsadziła do niej łapę, grzebiąc intensywnie, ale efekty jej nie zadowalały. Sycząc pod nosem, uklękła obok terenówki, wysypując zawartość torebki na ziemię obok koła. Z kotłowaniny kosmetyków, naboi, paczek papierosów i zapalniczek, wygrzebała parę ołówków. Otworzyła też schowek, biorąc z niego teczkę własnych dokumentów. Tekturowa obudowa była idealna: płaska, jasna i czysta. Na niej więc zaczęła szybko kreślić ołówkowe linie, kreska po kresce nanosząc na papier obraz zapamiętanej z przebłysku twarzy. Cały świat odpłynął gdzieś w bok, a saper ponownie znalazła się na polowym łóżku, z obcym facetem naprzeciwko. Chwytała detale jego fizjonomii, przelewając na tekturę, aby utrwalić nim nie zniknie.

Jej nagła reakcja zaskoczyła chyba wszystkich. Zwłaszcza jak odbiła się od maski Humvee o jaką się we trójkę opierali, wyrwała się z objęć Mayersa i rzuciła się do czarnej terenówki jakby tam się chciała ukryć. Dopiero jak zaczęła rysować portret sytuacja się uspokoiła i wszyscy czekali aż skończy. Gdy podała umundurowanemu kapitanowi portret pamięciowy ten wziął tą kartkę i uważnie się jej chwilę przyglądał.

- A coś jeszcze zapamiętałaś? Imię, nazwisko, stopień, emblematy? - pokiwał głową obserwując ten rysunek raczej młodego mężczyzny no ale jednak rysunek a nie zdjęcie. Więc nieco uniósł kartkę gotów jej ją oddać jakby chciała coś jeszcze tam poprawić i dorysować.

Brunetka przełknęła ślinę, odbierając portret i patrzyła na niego intensywnie, czując na podniebieniu smak spalenizny. Dźwięki z parkingu dochodziły z coraz większej odległości, wypierane wojenną kanonadą. Światło dnia zrobiło się brudne, sepiowe, jakby za moment miała się rozpętać burza. Pojawił się też ból, łupiący skronie niczym rozgrzane do białości dłuto. Lamia jęknęła, przykładając jedną rękę do boku głowy, nie odrywając oczu od czarnych plam na papierze. Wrócił smród dezynfektyków, twarda prycza pod plecami i sztywne od szwów oraz długiego leżenia ciało. W błysku ujrzała nieznajomego o smutnej, spiętej twarzy i zrezygnowanym spojrzeniu, którym spoglądał na kobietę jednak nie będącą tą, jakiej szukał.

Rozmawiali, poznała to po poruszających się ustach, niestety dźwięki inne niż hałas ciężkich karabinów oraz ryk ognia trawiącego ściany i ludzkie ciała… nie istniały. Przez czerwoną mgłę widziała jak obcy usiadł obok, miał na sobie mundur i nerwowo wyłamywał palce. Tłumaczył, kręcił głową i obracał w dłoniach emaliowaną papierośnicę. Miał też emblemat na rękawie, bardzo charakterystyczny.


Dłoń Mazzi trzęsła się, wspomnienie blakło na rzecz czarnej ściany zbliżającej się nieubłaganie. Drżąca, drobna dłoń wymacała ołówek, kreśląc obok portretu trójkąt. Podzieliła go na trzy, w górnym rogu wpisała czwórkę, a pośrodku coś przypominającego działo na gąsienicach. Zrobiła też strzałki, wpisując kolory: żółty, niebieski czerwony. Całość obrazku przekreśliła błyskawicą. Zdążyła jeszcze dopisać “pancerni NYA”, zanim mrok zza pleców nie okrążył jej, topiąc w sobie i zabierając oddech, razem z rozsądkiem. Wróciły okopy, mgła, dym po wystrzelonych pociskach moździerzowych oraz lepki, czarny osad sączący się znad ludzkiego truchła polanego napalmem.

Gdy otworzyła oczy ujrzała nad sobą spokojną męską, znajomą twarz. Trzymał ją w ramionach i patrzył na nią z ciepłym uśmiechem orzechowych oczu.
- Witamy z powrotem. - powiedział jakby ktoś tu komuś wywinął psikusa. Pocałował ją delikatnie w usta i pogłaskał po ciemnych włosach. Trochę leżała a trochę siedziała na asfalcie parkingu. Na samym parkingu zrobiło się luźniej od żałobników i samochodów.

- Trzymasz się Rybka? - obok kucnęła Wilma widząc, że kumpela już kontaktuje. Matczynym gestem sprawdziła jej dłonią czoło i w końcu pocieszająco złapała jej dłoń.

Zorientowanie gdzie się znajduje zajęło moment, pomagały twarze nad głową i ich głosy. Dotyk, przyjaźń i sączący się z nich spokój. Słońce świeciło jasno gdzieś wysoko na niebie, migrena odpuszczała, pozostawiając po sobie zmęczenie oraz senność. Albo chodziło o atmosferę bezpieczeństwa, roztaczaną przez dwójkę bliskich ludzi.

- I nie puszczam - wymamrotała cicho, zaciskając dłoń na dłoni Willy, a Krótkiemu posłała blady uśmiech, głaszcząc go po policzku. Parking przed cmentarzem… daleko od Frontu, sami swoi. - Lepiej… już lepiej. Długo… mnie nie było? - na koniec dodała z cieniem obawy.

- Nie przejmuj się. Dasz radę wstać czy chcesz sobie jeszcze posiedzieć? - zapytał swobodnym tonem jakby każda z opcji była mu na rękę. Wilma zresztą też delikatnie pocałowała jej dłoń i pokiwała twierdzaco swoją rudawą głową.

- A mogę usiąść na tobie? - Mazzi uderzyła w weselszy ton, wysilając się na twór dowcipopodobny, ale szybko skrzywiła usta, opierając się mocniej o pierś bruneta. Cały czas trzymała też dłoń drugiej bękarcicy - Jeszcze chwila, zaraz wstanę, obiecuję… tamci już poszli?

- Tak, pierwszorzędnie ich spławiłaś, podwinęli ogony aż się kurzyło. Chociaż ta porucznik to szkoda, że nie została. Wyglądała mi na taką co lubi się ostro zabawić. - Wilma machnęła ręką na znak, że dla bękartów taki kapitan z porucznikowym wsparciem to pryszcz co spławienia.

- A po czym to się poznaje, że ktoś lubi się ostro zabawić? - Mayers spojrzał na sąsiadkę z zaciekawieniem dalej ciągnąć ten luźny temat.

- O rany Steve! - Wilson jęknęła z rozpaczą jakby jedyny facet w ich trójce nie załapał jakiejś oczywistej oczywistości. - Ja bym się z nią chciała ostro zabawić! - prychnęła śmiechem wyjaśniając na prosty, oficerski język jak należy rozumieć jej słowa.

Ich radość udzieliła się też saper, chociaż ona akurat milczała, zbierając się do kupy.
- Chyba zrobiliśmy co mieliśmy tu zrobić. Jedźmy do Sioux - powiedziała cicho, korzystając z pomocy przy wstawaniu. Czekał ich ciężki wieczór, a ona chwiała się na nogach po drugim ataku w przeciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Popatrzyła przepraszająco na swojego żołnierzyka o którego się opierała - Nie będziesz zły jeśli się prześpię? Boli mnie głowa, a na wieczór trzeba być w pełni sił. - mruknęła, pakując się do samochodu i biorąc od Willy torebkę razem z pozbieranymi z chodnika gamblami. Nie mogła dać plamy, po prostu były chwile gdy należało wziąć się w garść i przestać omdlewać.
Niedzielny wieczór był właśnie jedną z nich.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 25-05-2020 o 02:13.
Driada jest offline