Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2020, 22:42   #307
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie do końca mógł uwierzyć w scenę rozgrywającą się przed nim. Młoda Hayes i jej przyboczni najwidoczniej w ogóle nie wzruszyli się na widok twarzy Rohena, ani rękawicy Sith na jego ramieniu. Rzeczywiście, przecież nie byli wyczuleni na Moc, nie wiedzieli wszystkiego o nim jak Jon i nie mieli powodów do niepokoju. Ale przecież to była tylko gra na czas. Mistrzowie mogą zauważyć, że coś jest nie tak, przecież sami mieli już swoje podejrzenia, inaczej by nie wysłali tu Baelisha. Dodatkowo jego raport… Jego oryginalny plan zakładał współpracę z Emily i wykorzystanie ich do zapewnienia Rady o jego kontroli nad sytuacją. Czy z udziałem Rohena dało się go też wykonać? Nie znał odpowiedzi, ale ewidentnie książe Mirialu nie miał problemu z przekonaniem do siebie nowoprzybyłych. Może dalej nie wiedział czym ryzykował, a może…
Wtedy go to uderzyło. Rohen podkochiwał się kiedyś w Laurienn, a właśnie stała przed nim jej kopia. To było tak małostkowe, ryzykować całą misję dla jednej dziewczyny. Nie było na to nawet czasu... Ale jednak po pierwszych paru wymienionych zdaniach Jon zdał sobie sprawę, że Mirialanin już ją ma. Nie spodziewał się, że padawan był aż takim kobieciarzem, ale w końcu pewnie pół życia spędził na dworach i miłosnych podbojach. Był księciem, miał władzę, co w połączeniu ze swoją gładką mową i wybujałym ego tworzyło mieszankę wybuchową. Irytowało go to niemiłosiernie, ale z drugiej strony nigdy naprawdę nie chciał skrzywdzić siostry Laurienn. Jeśli to ma im dodatkowo pomóc… Czemu nie?
Zmierzył wzrokiem przybyły statek. Jednocześnie z jednej strony miał wielką ochotę wejść tam i udowodnić sobie, że ten etap już za nim, a z drugiej dalej czuł do niego ogromną niechęć. Nilus... Dalej pamiętał wyraźnie napis “Skowyt” na jego dziobie, dawno już nieistniejący. Zdecydowanie bardziej mu ona pasowała do jego doświadczeń z tym frachtowcem, jakby jednym słowem podsumowywała jego odczucia.

Odprowadził wzrokiem znikających w głębi statku gości.
- Niezły jesteś… - szepnął do Rohena - Pobaw się, jeśli chcesz. Ale dla mnie to tylko gra na czas. Jesteś gotów na rozmowę z Mistrzami?
- Jeszcze nie, potrzebujemy więcej wyników - przyznał. - Ale to tylko kwestia czasu. A młoda wyrosła niesamowicie - pokiwał głową. - Pamiętam ją jako takiego małego podrostka co przy droidzie cały czas dłubał.
- Słodkie. Dobrze, że podzielasz moje zdanie co do Rady. Ale z tego co zauważyłem, właśnie udajemy się, żeby z nimi porozmawiać. Czy może pozwolisz mi samemu to załatwić?
- Jak wolisz - wzruszył ramionami.
- Wolę. Oni nie mają pojęcia o niczym, wbrew moim obawom, ale Mistrzowie mogliby Ciebie przejrzeć. Jak już wspominałem, ja dam radę ich uspokoić. Tobie zostawiam przekonanie Emily, że wszystko w porządku. Lub po prostu nie danie jej powodów do jakichkolwiek podejrzeń.

Kilka chwil później z frachtowca wrócili jej kapitan i arkaniański najemnik. Dziewczyna wydawała się odrobinę wzburzona, ale trudno było to ocenić.
- Proszę o przyjęcie tego skromnego podarunku w podzięce za Waszą gościnę - przekazała książkę z prawdziwego papieru. Tytuł sugerował traktat filozoficzny o braniu odpowiedzialności przez jednostki wybitne.
- Dziękuję bardzo, doceniam - Rohen był naprawdę pozytywnie zaskoczony i mile połechtany. - Zapraszam ze mną - odsunął się, ustępujac Emily pierwszeństwa. - Jon, zaprowadzisz naszego gościa z klanu Rect do jednej z kajut załogi, ja pokażę pani kapitan jedną z kajut oficerskich.
Noxus przytaknął i ruszył razem z Arkanianem kilka metrów za nimi, ku wyjściu z hangaru.

Nie wiedział, co o nim do końca sądzić. Co prawda współpracował przez długi czas z Republiką, a potem z Akademią, ale jednocześnie tyle razy zmieniał pracodawców, że Jon miał problem uznać go za kogoś więcej niż oportunistycznego najemnika. Ale nic nie pozwalało tak kogoś ocenić jak rozmowa, a jeśli już byli przynajmniej po części sojusznikami i musiał utrzymywać fasadę, zaczął spokojnie:
- Twoja kapitan wydaje się być bardzo zadowolona z ratunku przez naszego… księcia - wypowiedział ostatnie słowo, jakby było dla niego śmieszne.
- Młoda nie jest moją kapitan, tylko kapitan Nilusa. - sprostował nieco sytuację Sol - Jest równocześnie przyjaciółką moją i wszystkich mandalorian, więc udzielamy jej pomocy. - najemnik westchnął delikatnie, ale dodał już o wiele ciszej gdy idący przed nimi młodzi odeszli nieco dalej - Mam nadzieję że nie zrobią nic głupiego. Nie byłbym wstanie spojrzeć Laurienn w oczy.
- Zobaczymy… W końcu to jej wybór. W każdym bądź razie już teraz obraca się w ciekawym towarzystwie. Mówisz, że jest przyjaciółką Mandalorian. Może spodobał jej się inny styl przywitania. Z własnego doświadczenia wiem, że twoi koledzy z Dxun nie traktują miło gości.

Wojownik uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi.
- Niezapowiedzianych gości. - sprostował nieco - I zanim stali się moimi “kolegami” zdążyli mi ujebać rękę, ale to jest właśnie w nich piękne. Żadnych podtekstów. Żadnego wodzenia za nos, żadnego pieprzenia, liczy się tylko to co robisz i co możesz zaoferować. Wolę mieć jako przyjaciela jednego mandosa z którymi kiedyś walczyłem, niż stu dyplomatów. Bo na tego jednego będę mógł zawsze liczyć.
- Ciekawy wybór towarzyszy broni. Z tego co zrozumiałem walczyłeś kiedyś przeciw nim i to nie raz. Czemu nie zostałeś przy Republice? Albo jeśli rzeczywiście, w podobie do mnie nie lubisz dyplomacji, czemu nie zostać przy Akademii albo nawet z Czerwonymi? Tam nie spotkałeś wojowników, których uważasz za godnych twojej przyjaźni? Czy może skusiła cię ta cała fiksacja na kodeksie honorowym i chwale w chwalebnej bitwie? - spróbował wbić szpilkę Solowi - Który dodatkowo, z tego co doświadczyłem, wielu wykorzystuje do usprawiedliwiania swoich zbrodni?

- Odpowiedź godna dyplomaty, zawierająca w sobie kilka pytań. - odciął się akranianin - Spróbujmy po kolei. Dlaczego jestem z Mandalorianami a nie z Akademią? Bo tam daliście mi wierzyć że jestem ekhm… “przyjacielem”, co średnio pokrywało się z rzeczywistością. O innych powodach nie chcę mówić. Dlaczego nie Czerwoni? Bo czerwoni są jak dawni Mando z którymi walczyłem. Musisz zrozumieć że w ich… mojej kulturze Mandalorianie to Mandalore. Obecny Mandalore nie jest dobrym człowiekiem, ale ma łeb na karku i sumarycznie chce bardziej dobrze niż źle. Nikt nie zmusza nikogo do pozostania przy nim. - skłamał nieco - Od samego początku wie jakie jest moje stanowisko i wie czego dla niego nie zrobię. I on to respektuje. Traktuje mnie jak zwykłego żołnierza i cały czas nasz stosunek do siebie jest jasny i pozbawiony nadmiernych komplikacji. To samo rozciąga się na “chwałę” w bitwie. Dawny Mandalore robił dokładnie to o czym wspomniałeś, obecny całkowicie się od tego odcina. Gdybyś widział Wojny na żywo to wiedziałbyś o czym mówię. Zupełnie jak Akademia odcina się od Zakonu. I tu i tu mamy Jedi w nazwie, a jednak jesteście w zasadzie odmienni.

- Cóż, widzę, że przynajmniej w jednym jesteśmy podobni. Nie lubimy, gdy komuś zaufamy, a ten ktoś nas wykorzysta. Kto lubi? Ale jak już wspomniałeś, pamiętasz Korelię. Tamten Mandalorianin, który był ze mną… - sięgnął pamięcią w przeszłość, przywołując chociażby rozmowę, gdy uciekali z koloseum jego statkiem - Mówił tak samo jak ty. Był bardzo zakręcony na punkcie waszej kultury i honoru. A wszyscy pamiętamy, jak się to skończyło. Nie chcę generalizować, może to był jakiś wyjątek… Ale mi wydawał się najprawdziwszym z prawdziwych Mandalorian. Moi przyjaciele, których ty znalazłeś wśród właśnie Mandalorian, to wszyscy Jedi z Akademii. I właśnie z tego powodu nigdy nie zostaniemy więcej niż przypadkowymi sojusznikami. Nie, żebym nad tym ubolewał, ale chciałem żebyś zrozumiał moją i być może całej Rady niechęć do ciebie i twojej nowej rodziny.

- Caaałej rady? - spytał najemnik ironicznie - Nie będzie mi to spędzać snu z powiek. Jedyna rzecz której oczekuję to wymiana informacji. Nie życzę wam źle, wręcz przeciwnie. Uważam że Republika ma większe szanse z wami niż bez was, a stabilność ma wartość samą w sobie. Przyjaźń nie jest tutaj do niczego nikomu potrzebna.
- Sporej jej części, która w ogóle wie o twoim istnieniu, dałeś dobre powody. Widziałem wtedy na lotnisku - odparł szorstko Jon i machnął ręką - Ale to już nieważne. Czuję, że nadchodzą burzliwe czasy. Póki mamy wspólnego wroga, możemy profesjonalnie współpracować. Gdy opadnie bitewny kurz, może gdy pojawi się nowy Mandalore, wtedy się przekonamy, czy dalej będziemy po tej samej stronie.
- O ile akademia przetrwa nadciągającą burzę. - mruknął Sol, nie rozwijając dalej myśli.
Noxusa zaciekawiło, czy za tym komentarzem kryje się coś więcej. Ale czemu miałoby? Zresztą, dowie się wszystkiego, czego tamten wie w rozmowie z Micalem lub innym Mistrzem.
- O to się nie martw, Mandalorianinie.
 
Kolejny jest offline