27-05-2020, 23:21
|
#335 |
| Dom Pielgrzyma, 1 lipca 2595
Choć umysł miał tęgi, Leon Thibaut był nieco zbity z tropu ilością szczegółów, które miał połączyć. Tak groźnym wzrokiem spoglądał na niewinne dziecko i jego srogą matkę, tak wcześniej sceptycznie chłonął słowa czerwonokrzyżowca mając wrażenie, że ten coś ukrywał. Raz jeszcze obmalował w pamięci, miejsce zbrodni, ufając, że wróci tam przedświtem, porą kiedy zdarzenie miało miejsce. Bladym świtaniem gdy już nie spałem,
Drętwe ramiona, wyprostowałem,
O niej myślałem i spoglądałem,
Jak inny kochanek rozpina jej ubranie. - przypomniała mu się stara ballada.
I choć Maria odpowiadała składnie, a Abdel był miły, wciąż coś zgrzytało. Leon uznał, że dziewczynka odpowiada zbyt składnie, a kuzyn jest zbyt miły, dokładnie jakby oboje grali przed nim teatr. Najgorszą zaś rolę miała ponura matka Marii, dostojną rolę głazu. Wszyscy zaś grali tylko strapienie, całe miasteczko i pielgrzymi, szukając tylko kęsa dla siebie z martwego ciała i może żywej jeszcze duszy Altaira.
Mając w pamięci spostrzeżenia z grobu, których nie przekazał rodzinie, postanowił na tę chwilę stanąć w opozycji do postawy kuzyna i być mniej łagodny w rozmowie.
- Powiedz mi Mario, czy księżyc oświetlał dobrze krew na podłożu, czy ciało skryte było w cieniu?
Wynalazca dobrze wykalkulował w jakiej pozycji powinien być wtedy księżyc, liczył, że może dziewczynka strzeli coś sprzecznego w zeznaniach. |
| |