Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2020, 13:00   #137
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, pokład Błysku Cieni


Po spotkaniu z seneszalem udała się w kierunku maszynowni planując po drodze zajrzeć jeszcze na mostek. Chciała porozmawiać z techkapłanem na temat zaginionej talii nie była jednak pewna gdzie będzie dane jej go znaleźć. Informacje, które udało się jej uzyskać po drodze od mijanych sług, doprowadziły ją do pracowni techkapłana. Niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu szukając charakterystycznej sylwetki.

Segment naprawczy w maszynowni był specyficznym pomieszczeniem. Ciężko było tu uświadczyć sterylności tak typowej dla krypt odzysku załogi. Całe pomieszczenie było wysokie na kilkanaście metrów. Sąsiadowało z pomieszczeniami jednego z reaktorów i przypominało sklecony naprędce warsztat. Zapach oleju mieszał się z zapachem spalanego paliwa. Pojedyncze „gabinety” były niczym więcej jak czterdziesto stopowymi kontenerami pozbawionymi bocznych ścian i ustawionymi jeden na drugim. Przy co drugim kontenerze stał podnośnik, który mógł działać w charakterze windy. Tak wyglądało zaplecze Mechanicusa. To, czego zwykłym ludziom nie było dane oglądać. Miejsce do którego trafiało wszystko co wymagało naprawy. Surowe niczym sami Adepci. Było tu wszystko. Począwszy od ekspresu do recaffu z mesy oficerskiej, który zamiast spieniać mleko wystrzeliwał ostatnio jakąś oleistą ciecz, przez vox-castery obsługujące muzykę na pokładzie lotniska, aż po stojącą na jednym z podnośników dziesięciotonową baterie laserową, która z nieznanego powodu emitowała jedynie 76% swojej mocy. Każdego dnia setki kapłanów pracowały po to, żeby nikt ich nie widział. Po to, żeby nikt nie zauważył braku prostych mechanizmów. Żeby wszystkie koła zębate były na właściwym miejscu pozostającego w wiecznym ruchu wszechświata.

Ale teraz większość kontenerów była martwa. Ledwie dwa z dwunastu, które dostrzegała Bellita były oświetlone. Jeden przy samym wejściu, gdzie zobaczyła dwójkę adeptów testujących duże urządzenie przypominające skrzyżowanie wiatraka z lodówką. Spojrzeli na nią i wymienili jakieś dziwne piknięcia, a diody spod ich kapturów zmieniły nieco barwy.

Drugi z kontenerów zdawał się być w środku hali, na ścianie po prawej stronie. Trzeci na wysokość, więc astropatka musiała skorzystać z podnośnika, żeby do niego dotrzeć. Pustki w sekcji miały powód. Cały korpus Adeptus Mechanicus został podzielony na dwie grupy. Połowa całymi dniami preparowała kolejne serwitory z odzyskanych zwłok, podczas gdy druga połowa odprawiała modły mające ukoić złość reaktora po wyładowanu osnowy. Tymczasem Ramirez zaszył się w jednej ze swych pracowni. Gdy przemysłowy podnośnik dotarł na trzeci z pięciu poziomów serwoczaszka obleciała Belitę jakby zbierając o niej informacje i ruszyła w głąb.

Twarz starego mężczyzny podążała za nią spojrzeniem. Poza twarzą ów mężczyzna miał jedynie prawą rękę osadzoną na plastalowym korpusie. Leżał na jednym z roboczych stołów patrząc błagalnie. Z jakiegoś powodu jego vox emiter nie działał. Ciężko było ocenić. Ot jeden z niedokończonych projektów. Choć fakt, że był tutaj, a nie z innymi ciałami, które doznawały właśnie błogosławieństwa Omnisiasza świadczył o tym, że raczej jest naprawiany niż budowany. Ciężko było stwierdzić jakie miał przeznaczenie. Poniżej przepony sterczały jedynie kable i rurki.

Kolejnym istotnym przedmiotem była ogromna zbroja. Stała oświetlona sześcioma intensywnymi lampami. Czerwona z wielkim, złotym Cog Mechanicus na klatce piersiowej i czarnym krukiem rodu Coraxów na wielkim naramienniku. Trzy potężne przewody były podłączone do pancerza. Dopiero za nim widać było Ramireza. Siedział w szerokim fotelu. Miał na sobie czarny fartuch, a na nim nadal ślady krwi. Jego odsłonięte ramiona odbijały światło. Były pokryte lustrzanymi tatuażami. Siedział kompletnie rozluźniony, a na jego prawym przedramieniu znajdował się Videx. Cybernetyczny sokół należący do lady Winter Corax. Ptak o żelaznych skrzydłach rytmicznie wygaszał i rozświetlał swoje błękitne oczy. W końcu oczy otworzył również sam Ramirez. Jedno świeciło się identycznym błękitem co oczy Videxa. Nie odezwał się jednak.

Podążając za serwoczaszką Bel przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem. Widok wydawał się jej mimo wszystko znajomy, kojarzył się z dzieciństwem i tymi niesamowitymi czasami nim dotknęła ją ręka Imperatora. Powstrzymywała jednak uśmiech, który byłby bardziej niż nieodpowiedni w tej chwili. Zatrzymała się kilka kroków od mężczyzny spoglądając to na niego, to na siedzącego mu na ramieniu sokoła.
- Witaj techkapłanie. - Bel skłoniła się nieznacznie jedynie opuściwszy na chwilę głowę. - Czy mogę zająć ci chwilę.

- Chwila jest trudno definiowalną jednostką czasu. Samo to pytanie zajmuje chwilę Starsza. Mniemam jednak, że to istotne skoro pofatygowałaś się osobiście aż tutaj.
Ramirez wstał, a Videx zatrzepotał skrzydłami i uruchomił przy tym silniki manewrowe. Przefrunął tuż nad głową kobiety i przysiadł na poręczy podnośnika.
- Proszę więc, mów.
Na przedramieniu techkapłana wyraźne były rozcięcia jakie szpony cyberzwierzęcia tam pozostawiły. Medyczny mechadendryt niemal bez użycia woli prześlizgnął się po ramieniu kapłana i rozpylił jakiś środek na powierzchni jego skóry.

Bel przyjrzała się temu procesowi z nieukrywanym zainteresowaniem. Sprawa była istotna… lecz czy dla kogokolwiek poza nią? Powoli podniosła swoje niewidzące oczy na Ramireza i przytaknęła ruchem głowy.
- Po… wydarzeniach z komnat Lady… zabrałeś z sobą ciało Alecto. - Powiedziała cicho, licząc na to że odgłosy statku zagłuszą jej głos na wypadek, gdyby był poza nimi ktoś jeszcze. - Byłam ciekawa czy może… nie było przy niej talii.

Ramirez spojrzał na wiszącą przed nim ryflowaną blachę co najmniej tak jakby były w niej odpowiedzi.
- Była.
Odpowiedział po chwili. Wszystko sprawiało wrażenie, że blacha rzeczywiście miała w sobie odpowiedzi. Techkapłan odwrócił wzrok ku Belicie.
- Została przekazana do utylizacji wraz z rzeczami o niskiej przydatności. Ale utylizacja jeszcze nie nastąpiła. Normalnie spalamy je wykorzystując płomień reaktora. Jednak ostatnio mieliśmy problem z reaktorem i wiele szczątek do utylizacji. Najpewniej czeka na swoją kolej.
Kapłan prawą dłonią zdarł utwardzoną warstwę z lewego przedramienia. Na skórze nie było już śladów po szponach.

- To.. bardzo cenna talia. Jest w niej cząstka naszego Pana - Imperatora.- Bel odetchnęła, słysząc że talii jeszcze nie “zutylizowano”. Ostatnie straty przyniosły jednak jakiś pożytek. Uśmiechnęła się do techkapłana. - Gdzie… gdzie je odnajdę? Te rzeczy?
- Znajduje się w sekcji czwartej pokładów maszynowni.
Podszedł bliżej astropatki.
- Mogę starszej towarzyszyć. To usprawni poszukiwania. Czy pojawiły się jakieś postępy w poszukiwaniu psionika odpowiedzialnego za aktualny stan dziedziczki?
Techkapłan minął kobietę i podszedł do podnośnika czekając na towarzyszkę. W tym czasie serwoczaszka przeleciała obok niego i ruszyła w głąb maszynowni. Prawdopodobnie wyruszyła zaanonsować ich przybycie.

- Dziękuję. - Bel podążyła za techkapłanem. - Nasłuchujemy, ale trwa cisza. - Gdy kobieta zrównała się z mężczyzną zerknęła na Ramireza. Choć ostatnio rozmawiała z tyloma ludźmi wydawał się jej najrozsądniejszym z członków załogi. - Gdy umysły moich towarzyszy ochłonął po stracie będę mogła poszukać, a nie tylko oczekiwać sygnału… teraz byłoby to dla nich zbyt niebezpieczne.

Kapłan Omnisjasza przytaknął jedynie.
Przeszli przez kolejne trzy pomieszczenia. Gdy tylko otworzyła się śluza w oboje uderzył przeraźliwy smród. Oto znajdowali się w pomieszczeniu gdzie na długim pasie transmisyjnym leżały części ciał. Części, których nie dało się wykorzystać. Ciężko było je nawet identyfikować. Wiadomo, że ręka czy noga mogły się przydać do wykonywania jakichś powtarzalnych prac, ale trzustka, czy nerka nie były nikomu potrzebne. Zwłaszcza przebite jakimś kawałkiem statku, albo nadpalone w pożarze. Wszystkie jednak znalazły swoje miejsce. Tym była sekcja czwarta.

Ramirez zakrył nos jedwabną chusteczką.
- To nie powinno zająć więcej niż kilka minut.
Na kopcu zwłok była już dwójka adeptów. Jeden przerzucał szczątki łopatą. Drugi sprawdzał coś na data-slate.

Bel wzięła przykład z kapłana osłaniając nos i usta, wydobytą z ukrytej kieszeni, chustą.
- Dziękuję, że ze mną przyszedłeś. - Astropatka spoglądała ze smutkiem na miejsce, w którym wylądowała talia. Tyle śmierci. - Sama… nic bym tu nie znalazła.
Kiwnął głową.
- Trudno w to uwierzyć, ale mamy wszystko tutaj dobrze skatalogowane.
Po chwili jeden z adeptów pochylił się i wyjął pojemnik przypominający worek na śmieci. Serwoczaszka Ramireza omiotła go promieniem auspexu, po czym pochwyciła go między zęby i przyleciała wprost do techkapłana.
Pojemnik był ubabrany ludzkimi szczątkami.
Ramirez otworzył go i wysypał jego zawartość na posadzkę. Było tam wszystko co Alecto miała przy sobie w chwili śmierci. Między innymi srebrzyste pudełko z kartami. Ramirez musiał dokonać błędnej ewaluacji jego wartości, albo był tak zajęty innymi rzeczami, że zupełnie je przeoczył. Nie trzeba było być specjalistą, żeby od razu określić, że był to wartościowy przedmiot.
Bel bez śladu zniesmaczenia sięgnęła po pudełko.
- Czy jest miejsce gdzie mogłabym go obmyć? - Spojrzała pytająco na mężczyznę. - Chciałabym sprawdzić czy nic im nie jest.
- Tak, tędy… -
po chwili ponownie przeszli przez śluzę zamykając za sobą pomieszczenie pełne nieprzyjemnego zapachu. Ramirez wykorzystał maleńki chwytak jednego z mechadendrytów i dzierżył tarota przed sobą.
- Czym są te karty? - Zapytał w końcu.
- Wielokrotnie wspominałam ci i reszcie o moich wróżbach, prawda? - Bel uśmiechnęła się, nie odrywając jednak wzroku od niesionej talii. - To tarot, zapewne inny niż mój ale także naznaczony przez Imperatora. Będzie mógł posłużyć innemu astropacie…. po oczyszczeniu.
- Jaki jest “mechanizm” wróżenia? Na ile odnoszą się do niego reguły prawdopodobieństwa? Czy wróżby są wynikiem treningu, czy mutacji? -
Ramirez dopytywał po czym otworzył drzwi do małego przedsionka. Mogła tam wejść ledwie jedna osoba, dlatego wsunął się tam zasłaniając plecami całe wejście. Jego mechadendryt przystąpił do jakiejś procedury, którą ciężko było ocenić.
- Mutacji… - Bel zamyśliła się spoglądając na plecy techkapłana. - Myślę o tym raczej jak o darze.
Dłuższą chwilę zastanawiała się nad pytaniami mężczyzny przysłuchując dziwnym odgłosem dobiegającym z pomieszczenia. - Wróżby to kwestia daru, Prosząc Imperatora o jego łaskę sięgamy po karty i prowadzeni jego darem wybieramy odpowiednie. Każda ma swoje znaczenie, acz jej interpretacja to już kwestia doświadczenia. Im bliżej jesteśmy z imperatorem tym więcej szczegółów widzimy, a tym samym lepiej możemy zinterpretować wróżbę.
Ramirez w końcu odwrócił się, a drzwi pomieszczenia za nim zamknęły się. W prawej dłoni trzymał talię schowaną w eleganckim pudełku.
- Proszę. Jaki jest średni czas obserwacji efektu wróżby od czasu samej wróżby? Jak czasochłonny jest proces “nabierania doświadczenia”?
- Dziękuję. - Bel przesunęła dłonią po pudełku, a potem otworzyła je by dotknąć awersów kart. Będzie musiała sprawdzić czy talia jest kompletna, choć wygląda na to, że postępowano z nią z należytą czułością. - Wszystko zależy od ilości szczegółów, które ujawni nam imperator. Im jest ich więcej tym dłużej trwa interpretacja. Opieramy się na symbolach pojawiających się w pismach i ze względu na to potrzebna jest nam rozległa wiedza o historii… polityce… tradycjach. - Astropatka zamknęła pudełko i uśmiechnęła się do techkapłana. - A jak długo nabiera się doświadczenia… To trochę jak z każdą umiejętnością. Pewnie i wokół ciebie są ludzie, którzy uczą się wolniej i szybciej. Osoby inteligentne i twórcze i takie, które są w stanie jedynie powtarzać czynności. Nie każdy astropata nadaje się do wróżenia, a im dłużej wróży tym więcej szczegółów potrafi dostrzec i tym konkretniejsza będzie przepowiednia. Jeśli jednak.. potrzebujesz czegoś konkretnego… to przyuczenie osoby z potencjałem zajmuje kilka lat. Zazwyczaj po czterech lub pięciu jest w stanie dołączyć się do grupy wróżących.
Ramirez przymknął oczy. Ciężko było stwierdzić, czy jego umysł przeszukiwał okoliczną sieć okrętu, sięgał gdzieś pamięcią, czy też zastanawiał się nad słowami kobiety. W końcu przemówił:
- W szeregach kapłanów Marsa posiadamy grupę określaną Calculus Logi. Calculus Logi zajmują się z mniejszą bądź większą dokładnością prognozowaniem zdarzeń w oparciu o ekstrapolację efektów zdarzeń minionych. Złośliwi określają ich mianem wyroczni. Calculus Logi jednak nie mają żadnego doświadczenia. Nie może być mowy o jakimkolwiek doświadczeniu. Jeżeli dziś przedstawię prognozę wydarzeń, które miałyby mieć miejsce za dziesięć lat, to muszę poczekać dziesięć lat na wyniki. Ocenić stopień trafności prognozy. W oparciu o popełnione błędy skorygować trafność przyszłych prognoz. Na ile starsza pamięta błędy interpretacji popełnione we wróżbach sprzed dziesięciu lat? Niestety ludzkie umysły są równie słabe co ludzkie ciała. Nie sądzę, że można nauczyć się czegokolwiek czekając dziesięć lat na wyniki swoich prób.
- Tutaj otrzymuję wyraźne wskazówki poprzez karty. -
Bel uniosła odzyskaną talię. - To znacząco zawęża możliwości choćby do informacji czy wróżba nam sprzyja czy nie. Jednak nie ma tu mowy o dokładnych danych.. to.. jedynie sugestie.
Tym razem na chwilę to astropatka się zamyśliła przyglądając się cały czas techkapłanowi.
- Nie… pamiętam bym kiedykolwiek popełniła błąd. Czasem jednak nie zdążam donieść wiadomości… tak jak w przypadku Lady Winter.
Ramirez nie odpowiedział. Ciężko było wywnioskować cokolwiek z jego miny. Ot, przyjął informacje. Być może już się przyłączył do swojego świata świętych iskier elektrycznych?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline