Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2020, 14:56   #141
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
“Where will we go?”
“I hear hell is particularly nice at this time of year.”

― Sarah J. Maas, Queen of Shadows


- Słuchaj. Wiem, na samym początku umawialiśmy się, że to Ty będziesz dyrygować tą potańcówką, ale... rozsądne to? Mamy na stanie czarodziejski odpowiednik dziesięciu głowic nuklearnych, a Ty chcesz się wybierać na tutejszy Woodstock? Nie lepiej byłoby zdać to w cholerę i mieć święty spokój? - zapytał z wyczuwalną nerwowością w głosie Valerius, któremu perspektywa noszenia ze sobą ich Śniętego Graala przez kolejne dwa dni nie przypadła szczególnie do gustu. Sułtan natomiast machnął dłonią, sprawiając, że z ciemności na wysokości głowy Nany wysunęła się, lewitując w powietrzu, srebrna szkatuła. Pojemnik posiadał skórzane pasy pozwalające na przerzucenie go przez plecy. Był także z każdej strony przyozdobiony grawerunkami przedstawiającymi niewieście twarze - owe pozbawione źrenic i tęczówek wizerunki, z oczyma gładkimi niczym tafla jeziora, jawiły się jako równie ponure co majestatyczne.
- Możecie w tym skryć swój zakup przed ciekawskimi oczyma.
- O tak, niekospiracyjne to jak cholera, napewno nikt nie zwróci uwagi -
sarknął płomiennowłosy anioł w odpowiedzi na ofertę starca.
- Hmm. Cóź, może nie tyle przed oczyma, co przed innymi, bardziej kłopotliwymi zmysłami - sprostował Fajuum, nie kryjąc rozbawienia przekornością skrzydlatego gbura.


- Czy w kontrakcie było odesłanie nas do domu? - Shateiel podszedł do dziwnej szkatuły i sięgnął po nią. W odpowiedzi na wyciągniętą rękę, grawitacja przypomniała sobie o istnieniu kanciastego przedmiotu, posyłając go na spotkanie z podłogą. Dziewczyna, która w ostatniej chwili złapała za jeden z pasków, omal nie straciła równowagi. Ćwiczenia wprowadzone w grafik Nany przez jej anioła stróża okazały się jednak coś warte, bo opętana nie tylko zdołała powstrzymać się przed kompromitującym wyrżnięciem o podłogę, ale również uchronić szkatułę przed podobnym losem.
- Nie oficjalnie, acz jeśli takie jest wasze życzenie, to nie będzie to żadnym kłopotem - uprzejmie zripostował brodacz, patrząc na kulturystyczne zapędy Nany. Taktownie nie obdarzył ich komentarzem. Valerius z kolei wymamrotał jakiś niesprecyzowany bliżej zlepek słów, stanowiący mieszankę pochwały i przyjemnego zdziwienia.

- Pewna osóbka siedząca w mojej głowie nie da mi spokoju, jeśli chociaż nie mignę na widowni podczas tego wydarzenia. - Shateiel wsunął torbę z ukrytą w niej przesyłką do postawionej na stole skrzynki. Jego wzrok powędrował do wezyra. Miał obawy, czy i jak Nana zniesie zaplanowany pokaz. Jeśli jego podejrzenia były słuszne, spektakl mógł się jej nazbyt kojarzyć z tym, co wyczyniał z nią Lamoine. Choć tutejsze dziewczyny raczej nie miały - w odróżnieniu od niej - nic przeciwko takim "rytuałom".
- Będziemy wdzięczni za pomoc. W sensie za odesłanie. Nasz wcześniejszy środek transportu uległ zniszczeniu - zeznała Nana.

- Krrr... - rudy wydał z siebie dźwięk będący krzyżówką warknięcia, przekleństwa oraz odgłosu silnika walca drogowego. - Priorytety? Z jednej strony śmichy-chichy i konfetti, z drugiej wpływ na całą... ech. - Zanosiło się na ognistą tyradę, ale, co nie było w jego stylu, Val nagle odpuścił. - Po prostu martwię się, że coś spieprzymy. Jeszcze ta przyśpiewka, że Eshat kazał nam szybko brać tyłki w troki i wracać. - Tutaj rudy łypnął na koordynatora Czarnej Metropolii, jakby chcąc się upewnić, że ten nie opowiadał mu głodnych kawałków. Fajuum tylko ostrożnie przytaknął, potwierdzając, co powiedział wcześniej, ale zarazem nie chcąc aktywnie angażować się w sprzeczkę.

- Kurwa, no. To może po prostu zarzuć mi na plery to puzderko. Ja wrócę pierwszy, a Ty jak już skończą się tutejsze balety - zasugerował ryży.
- Też chciałam to zaproponować. - Nana zamknęła szkatułkę. - Nie będziesz musiał się tak denerwować moja obecnością. - Zakonnica podeszła do Vala i podała mu skrzynkę.

Ten ujął ją w łapska, oszacował wagę, a potem przerzucił sobie przez bark, dopasowując długość pasków. Wyglądał trochę jak dzieciak wyprawiający się do szkoły.
- Paczka *i* spokój ucha? Dobra nasza, same plusy. Ale jak znam życie, to od cholery ukrytych opłat. - Skrzywił się w (może kapkę przesadnym) uśmiechu.
- Zobaczymy, jak twój przełożony zareaguje, kiedy wrócisz beze mnie. - Nana cofnęła się. - Nie wiem tylko, czy odesłanie nas oddzielnie nie będzie zbyt wielką zamotą - mówiąc te słowa spojrzała z powrotem w stronę wezyra.
- Pewnie w jedną grabkę wciśnie mi zimny browar, a w drugą kubańskie.- Rozmarzył się anioł kuźni. Wezyr frenezyjnie zarzucił zarostem, najpewniej zadowolony, że upadli zdołali rozwiązać swój spór nie inspirując się przy tym Starym Testamentem.
- W zasadzie żadną - zapewnił byłą zakonnicę.
- Czy jesteś gotowy, Valeriusie? - zapytał, najwidoczniej chcąc upewnić się, że ryży nie zaplanował na tę okazję jakiegoś niezwykle poruszającego, piętnastominutowego monologu. Ale on tylko poprawił uchwyt mięsistych łap na swoim nowym “tornistrze”.
- Dawaj pan, mocium panie. Szkoda dnia. Mam terminy do wbicia i mordy do obicia.
- Uważaj na siebie i zadzwoń jak dojedziesz. - Nana uśmiechnęła się do rudzielca.
- Jasne, na koszt odbior... - No i w zasadzie tyle zdążył powiedzieć nim z nieistniejącej podłogi wystrzelił tuman seledynowego kurzu, który owiał go od stóp do głow. Wir rozszerzył się, zwęził i - zaraz po tym jak Fajuum zmarszczył nos na wzór pewnej sitcomowej magini z lat sześćdziesiątych - odseparował od smolistego gruntu, ruszając w bezkres czerni. Unosząc głowę i wytężając wzrok, Shateiel był jeszcze przez chwilę zdolny wypatrzeć skrzący zielony punkcik. Zaraz potem emanacja błysnęła ostatni raz, pozostawiając za sobą tylko garstkę dogasających drobin.


- Poczciwy młodzian. Zaprawdę - skwitował starzec na dowidzenia.
- Nasza audiencja zdaje się z wolna dobiegać końca. Pozwolę sobie zawezwać kogoś z służby. Wskażą Ci twoje komnaty, kruszyno. Czy taki układ jest odpowiedni? - zapytał siwobrody anielicę.
Nana jeszcze przez chwilę wpatrywała się w punkt, w którym niedawno stał Val. Dopiero po jakimś czasie dosięgły jej słowa wezyra.
- Będę wdzięczna. Czy kłopotem będzie jeśli udam się do miasta? Jestem ciekawa, czy ludzie, którzy nas ocalili na pustyni, już dotarli.
Wezyr zaśmiał się. W sposób, jaki pewnie jawił mu się jako dobroduszny, ale w uszach Nany pobrzmiewał zalążkiem megalomanii i starczej demencji.
- Ciekawa z Ciebie istota, kruszyno. Ciekawa świata i... ciekawa sama w sobie. Zacna to cecha, a ja nie zwykłem odmawiać osobom wiedzionym zewem przygody. Możesz oczywiście zwiedzić miasto, ale... - Zawsze musiało być jakieś “ale”.
- Pod warunkiem, że spełnisz także mój starczy kaprys i zgodzisz się, by towarzyszył Ci jeden z mych zaufanych dworaków. - W patrzałkach znów zatańczył mu ten błysk zarezerwowany dla przedwiecznego straganiarza. Ale przynajmniej tym razem obstawa dziewczyny ograniczyć się miała do pojedynczej osoby.
- Oczywiście, nie chciałabym sprawić ci kłopotów, wezyrze.
Shateiel uśmiechnął się do starszego mężczyzny.
- Wierzę, że utrudni mi to zgubienie się.
- Możemy tylko mieć nadzieję. - siwobrody również błysnął uzębieniem.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 04-01-2021 o 10:18.
Highlander jest offline