| 30 Martius 816.M41, prywatne kwatery Amelii
W kwaterze pierwszej oficer panował półmrok. Amelia leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Nadszedł dzień spotkania z Aspyce Chordą. Niechętnie zsunęła się z materaca i zapaliła światło. Przez chwilę, blask lampy ją oślepił, zmrużyła oczy z grymasem bólu. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do światła, ruszyła do łazienki.
Kiedy zmyła już z twarzy ostatnie ślady zaspania i oprzytomniała, przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Cienie pod oczami zdradzały, że kiepsko dziś spała. Na szczęście wszystko ukryje pod makijażem i maską. Spojrzała niechętnie na zawartość swojego biurka, na którym urządziła prowizoryczną toaletkę. Poza dużym, dobrze oświetlonym lustrem, znajdowało się tu sporo kosmetyków do makijażu Lady Corax. Amelia stęknęła na ten widok.
- Przynajmniej cerę mamy podobną, nie będę wyglądała jakbym uciekła z cyrku. - Westchnęła przeciągle i wyciągnęła rękę w stronę pojemnika z pędzlami. - Zobaczymy czy jeszcze pamiętam jak to się robi.
Pierwsze próby okazały się niezbyt udane. Ale Amelia spodziewała się tego. Dlatego też wstała bardzo wcześnie. By mieć czas na próby i poprawianie błędów. Cierpliwie nakładała kolejne warstwy na twarz. Korektor i podkład by zatuszować cienie pod oczami i blizny. Następnie puder i konturowanie twarzy, Winter miała ostrzejsze rysy. Podkreśliła mocno oczy na czarno i nałożyła pomadkę na usta. To, że Lady Corax dość wyraziście się malowała, działało teraz na korzyść Amelii. W końcu zadowolona z efektu, wstała od biurka.
Czas na suknię. Zdecydowała się na dość prosty fason. Lekko rozkloszowana dwuczęściowa suknia, z poszerzanymi ramionami i krótkim trenem z tyłu nadawała jej sylwetce smukłości i tuszowała nieco miejsca, gdzie było po prostu za dużo. Krawcowa spisała się na medal.
Amelia powoli, jakby z ociąganiem założyła swój strój. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze z dezaprobatą. Gorset sukni i dość głęboko wycięty dekolt mocno podkreślały piersi. Dzięki wstawkom wszytym po bokach, jakoś się w ten gorset zmieściła, ale fakt, że w klatce piersiowej wymiary lady Corax i Amelii bardzo się rozjeżdżały rzucał się w oczy.
- Nic z tym i tak nie zrobię. - Mruknęła cicho do siebie. - Mam nadzieje, że nikt nie zwróci na to uwagi.
Nadszedł czas na włosy. Rozsupłała papierowe, na prędce zaimprowizowane papiloty. Lady Corax lubiła jak jej włosy układały się w loki na końcach. Część włosów upięła z tyłu w swobodny koczek, pozwalając tylko kilku splotom spływać swobodnie na ramiona. Niesforną na co dzień grzywkę wyprostowała i wygładziła, zakrywając czoło. Czarne, farbowane wczoraj wieczorem włosy wyglądały dość naturalnie na głowie Amelii. Wrażenie naturalności podkreślały też przyciemnione brwi. Była zadowolona z efektu.
Na samym końcu założyła maskę. Kryjącą sporą część twarzy, ale na tyle delikatną, że nie przytłaczała Ameli, a wręcz nadawała jej tajemniczego wyglądu.
Powoli obróciła się wokół własnej osi, sprawdzając w lustrze, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Następnie przeszła parę kroków, upewniając się, że umiejętnie naśladuje krok Lady Winter.
- Lekko, lecz zdecydowanie. Ręce blisko ciała, nie machaj nimi. Najpierw stawiaj piętę, potem palce. Musisz sunąć do przodu, jakbyś płynęła. - Powtarzała sobie, przechadzając się po pokoju. Wczoraj ćwiczyła całe popołudnie, czekając na poprawki krawcowej. Nie było łatwo wyzbyć się, żołnierskiego chodu, jaki wyćwiczyła przez lata służby. Ale i tym razem ciało pamiętało dobrze wyuczoną lekcję, wpajaną przez lata młodość przez matkę. Kilka godzin ćwiczeń wystarczyło, by sobie przypomniała.
Uśmiechnęła się delikatnie do swojego odbicia w lustrze.
- Dziękuję mamo... - Przez chwilę poczuła jak w kącikach jej oczu wzbierają łzy. Ale przypomniała sobie o makijażu i je powstrzymała. - Nie możesz teraz płakać Amelio. Zrujnujesz cały wysiłek. - Zganiła się w duchu.
Czasu było coraz mniej. Zapewne pozostali oficerowie już na nią czekali w sali obrad. Powoli, jakby z wahaniem opuściła swoje kwatery. Korytarz był pusty. Dobrze, jej adiutant dopilnował, by nikt jej nie widział. Młody Drakios wykonał polecenie swojej przełożonej bez zadawania niewygodnych pytań.
Szła pośpiesznie w stronę sali konferencyjnej. Choć tuż przed samymi drzwiami zawahała się. "Strach zabija dusze..." Wyrecytowała bezwiednie. Wzięła głęboki oddech, pchnęła drzwi i stanowczym, płynnym krokiem weszła do pomieszczenia.. "Właśnie tak, broda lekko do góry, patrz dumnie, plecy prosto i ręce przy ciele. Pięta, palce, pięta, palce. Jesteś damą, dziedziczką potężnego rodu Corax."
- Panie Barca... - Skinęła nieznacznie seneszalowi głową na przywitanie. - Panie Visscher... - Powitała uprzejmie nawigatora. - Pani Bellitto, Panie Ramierzie... - Uśmiechnęła się uprzejmie do obojga. - Panie Garlik... - Zwróciła się do nadsternika. - Wybaczcie, że kazałam wam czekać. Jestem gotowa.
__________________ Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni... |