Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2020, 23:01   #26
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - 2519.I.09; wlt (1/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; okolice kazamat; zaułek
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: zaułek, mrok, d.si. wiatr, zachmurzenie, siar.lód


Strupas


Poranny powrót do miasta śmierdzący garbus miał dawno za sobą. Tak samo jak bez żalu rozstał się z kobietą z północy. Chociaż Freya ufała jemu, i całemu miastu południowców jak on jej. Jednak poszła razem z nim w głąb miasta aż do kryjówki Grigorij. Koniec końców została tam u nich. Kto tam kogo właściwie miał to Strupas już nie wiedział. Toporniczka nie wyglądała na taką co daje sobie w kaszę dmuchać. Po tym dość krótkim przywitaniu i pożegnaniu całej gromadki Grigorij dowiedział się, że toporniczka faktycznie nazywa się Freya. Dokładnie Freya Dwa Topory. Z oczywistych względów przydomek wydawał się na miejscu. Z oczywistych względów ciemnowłosa kobieta nie bardzo chciała zdradzać kim jest, skąd pochodzi i po co. Za to była głodna. I chyba te zaproszenie na śniadanie ostatecznie przesądziło sprawę. W końcu drzwi do węglarni zamknęły się zostawiając garbusa uwolnionego od niechcianego towarzystwa.

Mógł się zająć swoimi sprawami. Na przykład by coś zjeść. Bo ten pieczony kot to ledwo starczył na przystawkę. A potem mógł zacząć szukać kolegi po fachu. Co jakoś specjalnie trudne nie było. Kolanko był w pracy. Czyli koczował na pledzie rozpostartym na śniegu i grał na fujarce przechodniom prosząc go o datki. Znalazł go gdzieś w połowie dnia. Jeśli zazwyczaj koczował tu gdzie go znalazł Strupas to była szansa, że miał przywzoity wgląda na główną bramę kazamat. Ale czy byłby skłonny podzielić się informacjami i czy w ogóle jakieś miał to już była całkiem inna sprawa.

No ale spotkanie z Kolankiem też było już za garbusem. Też nie musiał znosić jego towarzystwa. Teraz nad miastem zapadł już noc i mróz. Noc była ciemna bo wiatr który poruszał gałęziami drzew i zwiewał lżejsze płaty śniegu przywiał też chmury. Było ciemniej niż wczoraj. Za parę dni powinna być pełnia Mannslieba ale w tej chwili żadnego z księżyców i tak nie było widać przez te chmury. A do tego o zmierzchu spadła ulewa zamraznitego deszczu. Właściwie to gradu. Więc do tej pory wszędzie było pełno zamarzniętych kuleczek i śladów po nich gdy zbombardowały śnieg i całą okolicę. No ale na szczęście teraz się uspokoiło i zostały tylko te chmury i nie taki lekki wiatr. No i mróz oczywiście. W połowie zimy trudno było o inną pogodę.



---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; karczma “Piwniczna”
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: gwar karczmy, ciepło, półmrok, dym na zewnątrz ciemno, d.si.wiatr, zachmurzenie, siar.lód


Versana


Cóż, karczma urządzona w obszernej piwnicy czy może dawnym magazynie albo składzie to nie było przyjęcie dla wyższych sfer. I dało się to odczuć w każdej chwili zwłaszcza jak ktoś miał świeżo w pamięci wczorajszy wieczór. Nie było orkiestry, eleganckich masek, kreacji ani wytwornych manier. Był za to dym, zaduch, zapach wina, piwa jedzenia no i gości. Zwłaszcza, że pomieszczenie było kiepsko wentylowane. Goście też niewiele mieli wspólnego z dobrymi manierami czy wykwintością. Kilka stołów dalej Versana obserwowała dwóch biesiadujących mężczyzn. Aaron nieźle się wczuwał w rolę kompana od kufelka. Zostawało mieć nadzieję, że dosiadł się do tych co trzeba. Teraz bawili się tam przednie. Chyba ich koledze ze zboru udało się namówić swoich kompanów do sprawdzenia kto ma tęższą głowę bo pili prawie na wyścigi. To wszystko wydawało się im sprzyjać i iść zgodnie z planem. Tylko, że zgodnie z planem Aaron miał sobie upatrzyć jedną ofiarę. A siedział z dwoma nieprzyjemnie wyglądającymi zabijakami.

Siedząc w tej zadymionej i gwarnej karczmie młoda wdowa miała aż nadto czasu aby przemyśleć kończący się dzień. Malcolm o jakiejś blondynce co się miała kręcić po zaułkach nic nie wiedział. Albo inaczej. Wcale nie miało blondynek kręciło się po ulicach ale czy któraś z nich mogła być kimś znaczniejszym niż zwykłą ulicznicą czy inną osobą o szemranej reputacji to nie miał pojęcia. Zresztą zima odciskała swój dech Ulryka na wszelkich czynnościach i aktywnościach na zewnątrz to pewnie na te blondynki czy inne co się miały kręcić po ulicach także.

Trochę lepiej było z pytaniem o la Vegę. Tak, obiło mu się o uszy to nazwisko. Chyba była jednym z kapitanów jednego ze statków. Więc pewnie najłatwiej ją szukać w którejś z portowych tawern albo zapytać w kapitanacie portu. Tam często kapitanowie zostawiali jakiś namiar tak na wszelki wypadek. Nazwisko o tyle mu wpadło w ucho, że kapitan podobno była niezwykle młoda jak na dowodzenie całą jednostką no i była nowa. Pierwszy raz zimowała w porcie to i siłą rzeczy zwracała na siebie uwagę jak każdy kto się jakoś wyróżnia pierwszy raz będąc w porcie.

Co do dorożki to obiecał zrobić co się da. A z uwag miał tyle, że w dobrych domach wypadało mieć własną dorożkę jak i służbę. Więc jakby jedna młoda dama a nie mówiąc jakby dwie, miały wyjechać na miasto to bardzo możliwe, że wezmą własny powóz. Albo nawet karetę. Bo co by nie mówić, zwykły dorożkarz nie bardzo miał możliwości równać się z takimi powozami i karetami. Tak wysoko postawione młode damy mogły preferować swoje własne powozy niż cudze dorożki. Choćby po to by pokazać czym jeżdżą i widać było ich rodowe barwy z daleka. Ale oczywiście naszykuję dorożkę i konia jak się tylko da najlepiej.

Z Breną rozmowa i obcowanie okazało się o wiele bardziej ekscytujące. Młoda sprzątaczka pod ubraniem okazała się tak samo zgrabna i pociągająca jak to wyglądała w ubraniu. Chociaż w pierwszej chwili wydawała się zażenowana i zakłopotana propozycją wspólnej kąpieli ze swoją panią. Przecież nigdy wcześniej tego nie robiły! - Ależ proszę panią… - jęknęła zakłopotana gdy usłyszała o tej wspólnej kąpieli. Przez pare chwil miotały nią rozterki gdy wahała się jak powinna zareagować. Ale ostatecznie nie odważyła się sprzeciwić swojej pani ani nie chciała ryzykować jej gniewu. Więc zaczęła się rozbierać i gdy weszła do balii pełnej gorącej wody jaką sama dopiero co naszykowała zachichotała cichutko jak mała dziewczynka. I reszta kąpieli upłynęła całkiem przyjemnie.

Co do treningu etykiety no to już była inna sprawa. Rudawa służka starała się jak mogła ale jednak tych gestów, zwrotów, formułek była cała masa. Nie było szans by opanować to w dzień, dwa czy nawet parę tygodni. Ale jednak od czegoś trzeba było zacząć. Na młodą damę z towarzystwa Brena nie miała szans udawać ale jak przymierzyła suknię wybraną dla niej przez jej panią, czysta i pachnąca, z paroma wyćwiczonym zwrotami i gestami zaczynała wyglądać na całkiem ciekawy dodatek do swojej pani. Taka służka ale już zwracająca uwagę swoją urodą, sylwetką i manierami. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. No trochę gorzej było z tremą i ekscytacją. Brenę tak podniecała myśl, że może zobaczyć, ten cały wielki świat na własne oczy, że trudno było jej się skoncentrować na nauce. Zostawało żywić nadzieję, że to taki efekt zaskoczenia i pierwszego wrażenia i potem jakoś do tego dziewczyna przywyknie.

Greta dała znać, że na stanie nie mają ani bretońskiego bordo ani południowej madery. Więc musiała pójść na miasto aby sprawdzić czy uda się zdobyć gdzieś te trunki. Przed wieczornym wyjściem z pewna obawą dała znać swojej pani, że udało jej się kupić maderę. Ale cena była iście szlachecka i dlatego w piwniczce kupieckiej niewiele było butelek jakie mogły się równać cenowo za butelkę. A te bordo to nikt nic nie wie. Parę osób proponowało jej coś podobnego no ale jednak to nie było dokładnie to samo to nie wiedziała czy kupować czy nie dlatego na razie kupiła tą maderę.

No ale to było wcześniej. Wcześniej gdy już tutaj była z Kornasem i Aaronem na zewnątrz gruchnął grad. Wydawało się jakby Ulryk chciał zatłuc całe miasto tym gradem. Gdzieś wtedy do środka weszli ci dwaj do których potem dosiadł się brodaty i zaniedbany kultysta. I nadal siedzieli przy stole urządzając pijatykę. Cała trójka wydawała się już nieźle zrobiona sądząc po wesolutkich śmiechach, rozmowach i przechwałkach jakie widziała i słyszała siedząca kilka stołów dalej kobieta.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline