Tura 56 - 2519.VIII.21; wieczór Miejsce: Ostland; Jaarheim; karczma “U rzeźnika” Czas: 2519.VIII.21 Marktag (3/8); wieczór Warunki: gwar karczmy, półmrok, ciepło na zewnątrz b.zimno; pogodnie; b.sil.wiatr Karl i Tladin
Drugi dzień drogi mieli za sobą. I całe szczęście. Dzień co prawda okazał się całkiem słoneczny ale raz, że w przesiece na dnie mrocznego lasu to tego blasku słonecznego niewiele było widać ale i tak lepiej niż na bocznych drogach. W końcu dzisiaj już jechali głównym traktem jaki łączył Ristedt i Lenkster. Droga więc przypominała chociaż drogę a nie rozjeżdżoną kopytami i wozami przesiekę. A drugi z powodów jaki dał się we znaki to wiatr. Praktycznie cały dzień wiało. Raczej bardziej niż mniej. A im bliżej wieczora tym mocniej. Wiatr bez trudu kołysał potężnymi konarami to i szarpanie ubraniami podróżnych czy zmiatanie z głów czapek i kapeluszy nie było dla niego żadnym problemem. A to z kolei mocno wytrącało ciepło z ciała. Wydawało się, że mimo słonecznego dnia świst wiatru mrozi i było zimno albo bardzo zimno.
Na szczęście przed zmierzchem udało się dotrzeć do Jaarheim. Ani Adolphusowi, ani Karlowi, Tladinowi czy reszcie nazwa nic nie mówiła i żaden z nich wcześniej tu nie był. Ale wyglądało to na jakąś większą osadę. No i karczma okazała się całkiem spora. I tłoczna. Karczmarz uszanował wolfenburski list żelazny jaki okazali no ale nie mógł zwolnić miejsca. Miał tylko jeden wolny pokój z czterema łóżkami. A ich było prawie dwa razy tyle.
Część gości pewnie stanowili podróżni jacy i tak by podróżowali na tym trakcie między graniczną twierdzą przy zachodnich rubieżach Ostlandu a Ristedt, Wolfenburgiem i resztą imperialnej prowincji. Ale też zauważalna część to byli zdemobilizowani wojacy z kampanii kalkengradzkiej. Świętowali zwycięstwo, opłakiwali poległych, wracali do domów i garnizonów. Halabardnicy, łucznicy, milicjanci, włócznicy nawet ze dwie czy trzy furie. Raczej ci z oddziałów pomocniczych które rozwiązywano po zakończonej bitwie czy kampanii. Te bardziej regularne oddziały wracały do swoich garnizonów i obowiązków. - Piękna rzecz. Ale rzuca się w oczy. Trudno będzie ją komuś opchnąć dalej. - zmarznięty Stephan już się zdążył trochę najeść i ogrzać w przyjemnie ciepłej karczmie. I jak już odtajał po tym jak ich wiatr chłostał przez cały dzień, zwłaszcza tą drugą połowę to zaczął przytomniej patrzeć i rozmawiać. Jakby dobrze poszło to jutro pod wieczór powinni dotrzeć do Lenkster. Oby nie padało i nie wiało. Pozwolił sobie skomentować list gończy jaki wisiał przy drzwiach. List gończy rzucał się w oczy z tego powodu. A także to, że rzadko wyznaczano nagrodę za przedmiot. A na kartce pergaminu był schematyczny rysunek zdobnej buławy generała Kempfa. Widocznie się nie odnalazła i dowódca ostlandzkich wojski na poważnie zabrał się za odnalezienie swojej własności. Nagroda rzeczywiście była spora więc dość często zdarzało się, że ktoś przystawał aby popatrzeć, może poczytać jeśli był w stanie. Widocznie uczony uważał, że ozdobną broń i oznakę władzy trudno byłoby komuś ukryć. - A ten drugi list? Chyba macie wprawę w tłuczeniu minotaurów. - zapytał zerkając głównie na Tladina który tak dziarsko opowiadał o swojej walce z rogatą bestią na kalkengradzkim placu. A za Krwawego Rozpruwacza też była spora sumka do zgarnięcia. Można byłoby za to kupić nowego kuca albo muła. O detale trzeba było pytać u sołtysa i przedstawicieli władz bo pewnie sołtysa nie byłoby stać na tak wysoką nagrodę. Minotaur terroryzował okolicę i za jego łeb była spora nagroda. Szczupły brodacz pytał z uprzejmym zaciekawieniem czy nie czują się na siłach zlikwidować kolejnego minotaura. - Niedaleko stąd rozegrała się sławna bitwa. Cała armia Ostlandu zebrała się aby pokonać obrzydliwego nekromantę. Otoczono go niedaleko stąd i tam rozgromiono jego i jego plugawą armię. Po bitwie całe pole było zasłane ciałami obu armii. A potem zostały po nich tylko kości. No i dlatego do dziś mówi się o tym miejscu jako pole kości. Na pamiątkę tego zwycięstwa wzniesiono obelisk. Wypisano na nim wszystkich naszych wodzów jacy brali udział w rozgromieniu tego nekromanty. - skoro była okazja to uczony siedząc na kufelkiem grzańca opowiadał o tym co wiedział o tej okolicy. Nawet jeśli wcześniej tutaj nie był. W rejon Risted sprowadziły go inne interesy no ale atak zwierzoludzi pokrzyżował plany jemu i Aldonie Khelman. Ona sama postanowiła zostać w Risted i jakoś jeszcze raz zacząć od nowa poskładać do kupy co się da. No ale w tych okolicach sławnej bitwy z przeszłości to jeszcze nie był.
Wśród innych karczemnych gości towarzystwo było różne. Pielgrzymi, kupcy, najemniczy, milicjanci, wojownicze urlykanki, typy spod ciemnej gwiazdy ale w tej barwnej, hałaśliwej zbieraninie w oczy rzucało się niecodzienne trio. Człowiek, elf i krasnolud. Obaj mężczyźni byli dość hałaśliwi i zamaszyści. Człowiek był ubrany dość biednie a do tego klął jak szewc. Krasnolud chociaż ubrany w skórzany kaftan wyglądał zauważalnie solidniej to jednak też nie przebierał w słowach. Jedynie elfka była spokojna ale może przez te bandaże jakie pewnie skrywały jakieś rany. Ona też wyglądała na najlepiej ubraną z całej tej trójki.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |