Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2020, 08:50   #226
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - 1940.V.01; śr; popołudnie; Europa Zach.

Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30
Miejsce: Europa Zach.
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,



Noémie i George



Pogoda była iście wiosenna. Jak co roku zresztą w tą porę. Przez jakiś tydzień po powrocie z misji kończyło się tą misję. Tym razem we własnym biurze. Spotkania, omówienia, narady, wyciąganie wniosków, planowanie no i zapełnianie skoroszytów tym wszystkim. Raczej standard.

Tym razem jednak obaj kapitanowie byli o wiele bardziej zadowoleni niż z poprzedniej francuskiej misji. Grupka starszej agentki Faucher nie odniosła żadnych strat. Przynajmniej trwałych. Owszem prawie wszyscy zostali ranni podczas pełnienia obowiązków. Ale jakoś nikogo z agentów nie obarczono winą za te obrażenia. Widocznie ich wyjaśnienia i raporty nie wzbudziły podejrzeń pod tym względem. A co za sukces! Namacalny dowód w postaci artefaktu z immaterium! No i sama niemiecka naukowiec z tajnej organizacji badawczej Rzeszy! Szkoda, że truchła tego czegoś co było w klatce nie udało się odzyskać razem z klatką. Albo tego całego Theissa. No ale i tak to był duży sukces. Misja została przeprowadzona bardzo dobrze. Tak powiedzieli obaj dowódcy ich komórki nie szczędząc pochwał. No ale wnioski z tej operacji były już o wiele mniej radosne.

- Obawiam się, że nie mamy nic takiego. - przyznał komandor porucznik Lloyd gdy pod koniec tamtego pierwszego pracowitego tygodnia byli już na etapie wyciągania wniosków, analiz i wytycznych jakie z tego płynęły.

- Niestety muszę się z tym zgodzić. Z tym radiem z “Grafa” to jeszcze mieliśmy nadzieję, że to jakiś jednorazowy przypadek. No ale niestety ta klatka udowadnia, że przeciwnik odstawił nas na kilka długości. - kapitan Busson z niechęcią ale to potwierdził. Zresztą para agentów sama wiedziała, że w żadnych dotychczasowych szkoleniach czy instrukcjach jakie do tej pory przeszli nie mieli ani wzmianki o tak namacalnych dowodach immaterium w tym świecie. Wszystko to były mrzonki, coś ulotnego, niepewnego, legendy, wizje mistyków, zapiski z zakurzonych ksiąg. Ale nic co można by dotknąć, zbadać, sfotografować, zaszulfadkować. Do tej pory sama obecność immaterium w tym świecie wydawała się mocno dyskusyjna. A tu proszę! Gotowy artefakt zrobiony z immaterium! I to zrobiony przez Niemców. No to była nowość. Jeżeli Niemcy mieli coś takiego to co jeszcze mieli w swoich laboratoriach i poligonach?

No i ta Niemka jaką przywieźli. Dzięki Bogu! Stanowiła żywy dowód na to, że Niemcy też mają jakiś odpowiednik Spectry. No i jak potwierdziły zdobyte artefakty i raporty dwójki agentów przeciwnik radził sobie całkiem nieźle. Nie będzie łatwo odrobić straty jakie widocznie mieli alianci.

No ale to było półtorej tygodnia temu. W nagrodę za taki sukces misji dwójka agentów dostała pełne 2 tygodnie urlopu. Dopiero w poniedziałek 6-go maja mieli powrócić do swoich standardowych obowiązków.

A w tym czasie wojna toczyła się nadal. Co prawda to zmasakrowanie niemieckich niszczycieli pod Narvikiem o jakim słyszeli od brytyjskiego pilota napełniało otuchą aliantów po obu stronach kanału. No ale jakoś z kolejnymi zwycięstwami było już gorzej. Gdy oni przylecieli do Londynu pod Narvkiem wysadzono pierwsze oddziały francuskie i brytyjskie. W tym sławny 13 półbrygadę Legii Cudzoziemskiej, oddziały strzelców alpejskich więc wydawało się, że wreszcie zabiorą się za wypędzenie tych Niemców z miasta. Ale dni a w końcu tygodnie mijały a wieści o zdobyciu miasta i wyparciu oddziałów niemieckich coś nie było słychać.

Potem zaczęło się wycofywanie. Z tydzień temu, w poprzedni poniedziałek, brytyjskie wojska wycofały się z Trondheim. W ostatnią sobotę przyszły wieści, że alianckie oddziały wycofywały się do północnej Norwegii co oznaczało, że na południu opór najeźdźcy stawia już tylko osamotniona armia norweska. Aż do wczoraj. Bo jak wczoraj podało radio a dzisiaj gazety potwierdziły armia norweska w południowej części kraju skapitulowała. Coraz bardziej zaczynało wyglądać jakby alianci powoli odpuszczali sobie Norwegię a Niemcy poczynali sobie coraz śmielej. Chociaż może nie? Podobno do Narviku miały zostać wysłane jakieś polskie oddziały i miano uczynić północną Norwegię twierdzą jaka stawi Niemcom twardy odpór.

A dzisiaj przyszła kolejna niezbyt wesoła wiadomość. Oficjalnie odwołano letnie igrzyska jakie miały się odbyć w Helsinkach. Ostatnie letnie igrzyska odbyły się w 36-ym w Berlinie. Wówczas chyba mało kto spodziewał się, że te wszystkie stolice i sportowcy staną po różnych stronach frontu.




Czas: 1940.V.01; śr; popołudnie; godz. 16:30
Miejsce: Pd. Wlk. Brytania; Londyn; siedziba agencji; pokój Birgit
Warunki: środek dnia, jasno, chłodno, sucho,



Birgit



No i schodził dzień za dniem. Niemka nie była pewna swojego statusu. Właściwie nie była nawet pewna czy ci co ją tu trzymają wiedzą jaki jest jej status. Coś pośredniego między gościem a więźniem. Na pewno nie była jeńcem wojennym bo nie była z żadnej umundurowanej strony konfliktu. Więc mogli ją potraktować jak szpiega. I chyba tak ją traktowali.

Najpierw przez chyba dwa czy trzy dni po prostu była w pokoju. Dostała swój pokój. Własne proste łóżko, szafa, umywalka, trochę ubrań no właściwie standardem przypominało jakiś tani pensjonat. Nie było ubikacji trzeba było za potrzebą wychodzić na korytarz. Trochę książek, biurko, komplet notesów, bloczków, piór i ołówków do robienia notatek. W oknie nie było krat, chociaż trzy poziomy do chodnika na ulicy nie zachęcały za bardzo do skakania. No i nie musiała chodzić w żadnym więziennym drelichu. Więc prawie jak pensjonat.

Z drugiej strony jakaś sucha Angielka, Ann, która płynnie mówiła po niemiecku przynosiła jej jedzenie o regularnych porach, towarzyszyła jej w wizytach do toalety, zabierała brudne i przynosiła czyste ubrania. I ograniczała swoje konwersacje do minimum. Praktycznie się do niej nie odzywała. Podobnie jak dwóch mężczyzn w cywilu którzy zawsze im obu towarzyszyli. Szli parę kroków za nimi i odzywali się jeszcze mniej. A nieważne o której zapukała w drzwi to nigdy nie czekała zbyt długo by ktoś sprawdził co się dzieje. Jakby stali na straży w pobliżu drzwi. No i oczywiście nie mogła nigdzie łazić samopas i jej wolność ograniczała się do wnętrza własnego pokoju. Więc prawie jak więzienie.

Ten zastój trwał pierwsze dwa czy trzy dni. Potem widocznie ktoś przemyślał sprawę i postanowił się za nią zabrać. Zaczęły się przesłuchania. Na szczęście nie takie o jakich chodziły słuchy o gestapo, SD czy choćby w zwykłej policji w jej ojczyźnie. Zawsze było przynajmniej dwóch mężczyzn ubranych po cywilnemu. Brytyjski oficer nazywał się Anthony Lloyd a francuski Marcel Busson. I jedna maszynistka która zapisywała stenogram. Zapewniali ją, że jeśli woli mogą rozmawiać po niemiecku. Tak zszedł jej jakiś tydzień. Pytali ją o różne rzeczy. Naprawdę różne. Czasami pytania były naprawdę dziwne.

Kiedy wsiadłaś na statek? Kto był twoim dowódcą? Jakie jest nazwisko panieńskie twojej matki? Jak przybyłaś do portu? Pociągiem, samochodem? Skąd? O której byłaś na miejscu? Gdzie spędziłaś ostatnią noc przed wyjazdem? Jak się nazywasz? Przez jakie stacje czy miasta jechałaś? Jakie są nastroje w Niemczech? Czy Niemcy kochają Hitlera? Jaki jest twój numer legitymacji NSDAP? W jakiej formacji służysz? Czy jesteś nazistką? Czy widziałaś jakieś oddziały wojskowe podczas przejazdu przez kraj? Jakie? Możesz podać listę profesorów na uniwersytecie w jakim pracowałaś? Do jakich organizacji należysz? Jaki był twój staż i stopień? Czym się zajmowałaś?

I tak cały tydzień. Bez trudu na różne sposoby pytali ją o różne rzeczy. Jakby w czwartek nie pamiętali, że pytali ją o to już w środę albo wtorek. Jakby sprawdzali co wie. O różnych rzeczach. Albo sprawdzali czy kłamie. I tak po kilka godzin dziennie. Codziennie. Śniadanie. Trochę czasu wolnego. A potem rozmowy aż do obiadu. Przerwa na obiad. I znów czas wolny aż do kolacji. Przynajmniej zaczęła dostawać gazety. Nawet z brytyjskich dało się wyczytać, że kampania norweska dalej się toczy. Ale bez większych alianckich zwycięstw. A w tym tygodniu coś na razie dali jej spokój. Nie wiedziała co to ma oznaczać. No ale ostatnia rozmowa była dość znamienna.

Zaczęło się jak zwykle. Ta sucha Angielka przyszła po nią do pokoju i zaprowadziła korytarzem znajomą trasą. Do biura w jakich poprzednio spędziła długie godziny rozmowy. Dwóch mężczyzn szło jak zwykle ze dwa kroki za nimi. I jak zwykle zostali za drzwiami gdy Ann wprowadziła ją do czekającej trójki. Dwóch oficerów przesłuchujących i maszynistka by spisać rozmowę.

- Proszę usiądź Birgit. - Francuz zaprosił ją gestem na to krzesło jakie zwykle zajmowała podczas wcześniejszych rozmów. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy. - przyznał na wstępie.

- Obawiam się, że twoja sytuacja nie jest zbyt wesoła. Zostałaś schwytana na pokładzie wrogiej jednostki jaka została wysłana do wrogich nam działań. A nie jesteś członkiem sił zbrojnych więc kwalifikujesz się na szpiega i sabotażystę. Chyba domyślasz się co za to grozi podczas wojny. Na pewno nie obóz jeniecki. - brytyjski oficer nie owijał w bawełnę i dość klarownie przedstawił jak wygląda jej sytuacja. Jakby jednak nie było nie była członkiem sił zbrojnych więc nie podlegała ich przywilejom w razie schwytania przez przeciwnika. A cywile pętający się po polu walki i bezpośredniej strefie walk zawsze musieli liczyć się z ryzykiem, że zostaną wzięci za szpiegów i sabotażystów.

- Ale oczywiście nie musimy kończyć naszej znajomości w ten przykry sposób. - francuski oficer uśmiechnął się dobrodusznie by dać znać, że jednak jest jakieś światełko w tunelu. - Dla osób które wykazałyby się wolą współpracy. Wsparłyby nas w wysiłku wojennym. Podzieliły się swoją wiedzą. Okazałyby się godne zaufania. Wówczas my też byśmy mieli pretekst by okazać im zaufanie. Moglibyśmy potraktować takie osoby jako współpracowników. I teraz i po wojnie. - oficer jaki przedstawiał się jako Marcel Busson pokazał jak jak wyglądałaby ścieżka współpracy a aliantami. Jego kolega zajął się alternatywą.

- Naturalnie jeśli ktoś okazałby się zatwardziałym nazistą i odmówiłby współpracy wówczas nie da nam wyboru. Zostaje oskarżenie o sabotaż i oczekiwanie w więzieniu na wyrok. - Anglik zakończył ten bardziej ponury wariant. No i od tej pory miała spokój z przesłuchaniami. Dali jej parę dni na zastanowienie się. Gdyby miała jakieś pytania, wątpliwości czy chciała porozmawiać to wystarczyło dać znak Ann. Czyli tej suchej Angielce która się nią zajmowała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline