Flavio oddychał ciężko rozglądając się po okolicy, która teraz była pobojowiskiem zasłana trupami plugawych serwitorów. Jego uwagę zwrócił ręczny miotacz płomieni leżący obok jednego z trucheł, broń nie była najlepszej jakości ale dobrze leżała w dłoni i sprawiała na nim pozytywne wrażenie. Obracał jeszcze chwilę zdobycz w dłoni przyglądając się jej, po czym przypiął ja do zaczepu na pasie. Pozbierał również kilkanaście naboi pasujących do jego rewolweru, którego bębenek uzupełnił przed włożeniem do kabury.
-Widzieliście?! prawie zawalił na mnie tamtą ścianę.- mówił podniesionym głosem wyraźnie szybciej niż zazwyczaj, wiąż czuł pobudzenie po pierwszej, prawdziwej w jego życiu strzelaninie. Podszedł do napastnika który padł od jego kuli. Choć ranna po kuli z rewolweru nie była przesadnie wielka, Flavio czuł odrobinę dumy i całkiem sporą dawkę satysfakcji z ubicia ubicia brzydactwa. Uśmiechając się przeczesał palcami wąsy, pogrążył się we własnych myślach...
Gdy stępował w uświęcone progi Eklezjarchi, nie spodziewał się że będzie musiał przyjąć również role żołnierza. Wrócił wspomnieniami wiele lat ojca kiedy głownie za namową ojca, lokalnego arystokraty który widział w kościelnej karierze drugiego syna możliwość podniesienia rodowego prestiżu. On sam zaś chodź mocno religijny bardziej upatrywał w tym możliwość nie tylko na spokojne życie poza szlacheckimi rozgrywkami, w których tak bardzo lubił się jego ojciec. Równie ważne jak nie ważniejsze w stan duchowny pchały go honory i respekt jakimi darzono osoby związane z pełnieniem duchowej posługi na jego rodzimym świecie. „Jak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie” przeczesując wzrokiem kolejny raz po okolice. Widok martwych hybryd nie budził w nim obrzydzenia bądź strachu, czuł za to narastającą złość. Złość że ktokolwiek zechciał zbrukać wszystko to za co dziękowali Imperatorowi i jego świętym sługą, którzy nie raz za cenne swojego życia doprowadzili doprowadzili Ludzkość do dominującej siły w galaktyce. Ktokolwiek to był trzeba go zatrzymać dla dobra Imperium.
Wybuch pojazdu wyrwał go z odrętwienia gdy prowadził wewnętrzny monolog. Czas na kazania będzie potem teraz chciał działać i pracą oczyścić umysł od zbyt wielu pytań bez odpowiedzi.
-Merekkerth, potrafisz powiedzieć coś o tych paskudztwach? Poza tym powinniśmy zebrać te wszystkie trupy na stos i spalić. Nie możemy zostawiać tak jawnej herezji za sobą, jak ktoś chce mi pomóc niech się nie krępuje- Powiedziawszy to, zabrał się za przeciąganie najbliższego z poległych na środek drogi.
Ostatnio edytowane przez giewues : 31-05-2020 o 22:58.
Powód: drobne bledy
|