Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2020, 19:42   #295
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W pokoju pachniało wilgocią, która wdarła się do nieużywanej od kilku dni pościeli. Zapach jednak nie był uciążliwy i wnet uleciał przez otwarte okno.
Chaaya nie kryła podekscytowania z powrotu do miasta. Najwyraźniej wyprawa do ruin dała jej mocno w kość.
- Chcesz wziąć kąpiel? - spytała rozdziewając się do samych majtek i rzucając się w pielesze.
- Z chęcią, ale nie utrzymam rączek przy sobie jeśli będzie ona wspólna - odparł przywoływacz wodząc wzrokiem za ciałem kochanki i lawirując wśród kufrów ruszył ku wannie by ją przygotować.
- Wybieram miejsce na górze! - zawołała ze śmiechem dziewczyna, pozostawiając ciasny i niewygodny “dół” narzeczonemu. Chwilę milczała w roztargieniu, by w końcu rzec ze smutkiem.
- Nveryiotha nadal nie ma…
- To smok i jest z doświadczoną łowczynią. Nic mu nie grozi - odpowiedział czarownik pocieszając ją. - Tylko nie narzekaj jeśli na coś się nabijesz.
Zrzucił ubranie i goły wskoczył do wanny. - A i może się we mnie wampir od tych nietoperzy obudzić i ukąszę cię w szyję.

Kurtyzana zaśmiała się cicho, jeszcze chwilę kitrasząc się na kołdrze, w końcu podeszła do wanny i zsunęła bieliznę, ale nie weszła od razu do wody.
- Mogę umyć ci włosy? - spytała z troską.
- Jeśli masz ochotę? I uważasz, że są aż tak brudne - odparł ciepło jej towarzysz, jedynie czule wodząc opuszkami po jej biodrach. - Wyglądałaś strasznie i kusząco, gdy się wściekałaś na Laboni. Jak żywe wcielenie ognia.
- Bo jest ode mnie we wszystkim lepsza - poskarżyła się tancerka, klękając za plecami kąpiącego się i zajęła się zbieraniem mu włosów do tyłu. Była przy tym bardzo skupiona i zrazu bezlitosna dla każdego niesfornego kosmyka, którego wilgotnym palcem przeczesywała na właściwe miejsce.
Kiedy już całość była dokładnie zaczesana, Chaaya zaczęła obmywać włosy wodą z myjki, przy czym uważnie pilnowała by żaden strumyczek nie spłynął Jarvisowi po twarzy lub co gorsza wpadł do oka. Dotyk jej dłoni był rozluźniający, zwłaszcza gdy zabrała się za spienianie mydła i dokładny masaż skalpu. Przywoływacz czuł się trochę jak w sennym raju, odkrywając, że nawet tak prozaiczna czynność, może być przyjemna w swojej prostocie. Żadnego drapania i ostrego pocierania, żadnego ciągnięcia za splątane kołtuny, piana nie spływała do oczu, uszu i nosa, bez pośpiechu i zniecierpliwienia, byle szybciej się wyrobić… całkowicie nowy i inny wymiar mycia głowy.
- Nieprawda… nie okiełznała smoka - odparł zadziornie Jarvis, nadal wodząc palcami po biodrach i pośladkach kochanki, jakby sam szukał śladów ukąszeń po nietoperzu. - Nie uratowała pustyni przed piekielnymi zastępami. Nie knuła z Miedzianym Smokiem o którym niewielu ma przywilej wiedzieć.
W tym czasie Dholianka spłukała mydliny, starannie pilnując by choćby kropla nie spłynęła mu po twarzy. Następnie osuszyła mu włosy zwojem tkaniny i rozgrzała w dłoniach kilka kropel olejku.
- Żadnego smoka nie okiełznałam - sprostowała wypowiedź, zdecydowanie umniejszając swoim osiągnięciom. - I nie uratowałam pustyni, bo wroga armia nadal tam jest, a miedziany… cóż… ja mam miedzianego a ona ma co tylko zechce.

Kiedy natarła jego włosy olejem, wytarła mężczyźnie twarz i szyję za pomocą wilgotnej myjki, by na koniec pocałować go w czoło.
- Dałaś szansę swoim… to już równa się ratunkowi. I masz smoka na skinienie swojego paluszka… w serduszku. - Jarvis cmoknął ją pomiędzy obojczyki. - Plecki ci umyć?
- Poproszę. - Bardka przysiadła na krawędzi wanny i zgarnęła włosy na bok.
Magik z pietyzmem i precyzją zaczął namydlać, wpierw dłonie, a potem plecy ukochanej. Od czasu do czasu muskał jej skórę mówiąc.
- O tu cię ugryzłem… o tu ukąsiłem… wampir chyba ze mnie.
- Jeśli ty jesteś wampirem to ja wilkołakiem. - Zaśmiała się Chaaya. - Już przestałam liczyć gdzie i ile razy cię podrapałam.
- Smokołakiem raczej… - Cmoknął czule pojedynczą łuskę na pośladku tawaif. - …uroczym niezwykle.

Spłoszona bardka zaczęła oglądać się za siebie. Raz z prawej, raz z lewej. Wstała, zadarła nogę i próbowała zajrzeć pod siebie, później złapała się za pośladki i zaczęła kręcić się wokół, chcąc dostrzec skazę na swoim idealnym ciele.
~ Zabiję cię ty stara pijawkooo!!! Rujnujesz moją reputację! ~ zawołała zawistnie do gadziego przekleństwa, ukrytego w jej duszy.
~ Pfff… dodaję ci wyjątkowości i piękna… Nie ma nic piękniejszego niż smocze łuski. ~ Starzec miał na ten temat inne zdanie. A Jarvis odruchowo pochwycił kurtyzanę w pasie, co by w panice nie wpadła na niego do wanny.
- Powiedz mu żeby sobie poszedł i dał mi już spokój - zamiauczała złotoskóra, oddychając w cichej frustracji, instynktownie przytulając się do narzeczonego. - Już więcej zniewag w tym dniu nie wytrzymam.
- Śliczna… słodka… wyjątkowa… zniewalająca… ucieleśnienie gorących snów… zwinna sarenka… - Mężczyzna przytulił się i szeptał do ucha kochanki kolejne komplementy. Niczym oddany wyznawca czczący swoja boginię.
Jego wysiłki zostały przyjęte z łaskawą spolegliwością i dość słabym wahaniem.
- Powiedz, że nie jestem za... za… - mruczała gniewnie, nie potrafiąc wydusić siebie ohydnego oszczerstwa i zniewagi czym była niedowaga.
- Nie jesteś za chuda… te dwa skarby są wręcz stworzone do pieszczenia. - Przywoływacz pochwycił krągłe piersi tawaif. - A twoja pupa… mogłaby być wzorem dla wizerunków bogini pożądania i lubieżności.

Kamala przyglądała mu się z zachowawczością, aż w końcu odetchnęła i uśmiechnęła się. Złapała czarownika za rękę i pociągnęła w kierunku łóżka. Jego pobożne modły zostały wysłuchane.
- Kamalo… - mruknął jej kochanek wodząc po niej wzrokiem. - … jesteś wcieleniem pokusy, ale najpierw muszę cię chociaż wytrzeć z mydła. - Ale ona nie słuchała, chciała się kochać tu i teraz a nie za chwilę. Była na tyle uparta, że zaparła się nogami i próbowała wyciągnąć czarownika siłą.
I jej siła zatriumfowała… bo jakże mogło być inaczej? Wszak jej gibkie ciało hipnotyzowało każdego a już z pewnością ukochanego, a jej pupa była jak fujarka fakira dla jego węża. Więc szybko oboje znaleźli się na łóżku i zaczęła się gorączkowa walka o dominację, bo i Sundari i magik chcieli być na górze. Dziewczyna była jednak śliska i z łatwością się wymykała, drażniąc się i podjudzając ich wspólną pożądliwość. W pokoju zrobiło się gorąco i duszno, że nawet otwarte okna nie były w stanie wywietrzyć erotycznego napięcia. W końcu ciała kochanków połączyły się ze sobą, gdy oboje leżeli na boku, nadal się przepychając kto kogo zdobędzie.
Topór wojenny został na pewien czas zakopany, lecz chuć nie dała o sobie tak szybko zapomnieć i wkrótce Chaaya górowała nad partnerem ujeżdżając go tak jak chciała. Przegrana, nie ważne jak przyjemna, nie była jednak opcją i czarownik wykorzystał chwilę, kiedy jego połowica była bliska szczytu, przerzucając ją na bok i nakrywając ją całym sobą. Teraz to on ją zdobywał tak jak chciał, doprowadzając ją do dwóch orgazmów, zanim sam nie doszedł w jej objęciach. Pierwszy głód został zaspokojony.

Po wszystkim Jarvis przytulił do siebie bardkę mrucząc cicho. - Jeszcze musimy wrócić na bagna. Po smoczka chociażby.
- Ale… jak to? Nieee… zostańmy już w domu. - Ta jęknęła z niechęcią, odczuwając jakąś urazę do tej wyprawy.
- A co z biedną pyraustą? Tylko wpadniemy… i wypadniemy - mruczał czułym tonem przywoływacz wprost do jej ucha. - Wyjaśnimy Axowi… ja wyjaśnię, a ty uratujesz smoczka.
- A może ja wyjaśnię Axowi? - zaproponowała tancerka ciężkim od namiętności głosem. - A ty uratujesz smoczka? - Nawet teraz nie mogła przepuścić okazji, by się z nim podroczyć.
- Smoczek ma strasznie poważne podejście do obowiązków. Mam wrażenie, że nie da mi się wziąć, uznając, że próbuję ukraść to co pilnuje. - Zaśmiał się magik.
- Słaba to wymówka czarusiu - odparła kobieta, biorąc w usta dolną wargę rozmówcy.
- Ale zawsze jakaś - bronił się po tym pocałunku i odwdzięczył się podobną pieszczotą.
Chaaya otarła się zmysłowo o jego ciało, dając znak, że nabierała ochoty na więcej zabaw. - Nie przekonuje mnie… jestem pewna, że gdybyś powiedział smoczkowi… że taki mój rozkaz to na pewno by usłuchał. Zresztą został podarowany nam obojgu, a nie tylko mi? Ja - westchnęła cicho, owiewając ucho słuchacza ciepłym podmuchem. - Ja porozmawiam z diablęciem. Mam wprawny języczek, szybciej się dogadamy.
- Z pewnością… - sapnął rozpalonym głosem czarownik i sięgnął dłonią ku krągłości piersi, którą wszak przysięgał wielbić kilka chwil wcześniej. - ...ale ja mam… przeszywające argumenta.
- Lecz czy aby twarde… i nie zbite? - Kurtyzana przesunęła dłonią po boku kochanka, by złapać go za przyrodzenie. Przez cały czas patrzyła mu wyzywająco w oczy, przygryzając usta w kokieterii.
- Bardzo twarde i bardzo... wytrzymałe - wymruczał czarownik odpłacając się podobnym spojrzeniem i namiętną pieszczotą… piersi kochanki.

Kamala uniosła się na ręku, pochyliła głowę by zasmakować w wargach Jarvisa.
- W takim razie nie będziesz mieć chyba przeciwko… jeśli się upewnię i sama sprawdzę? - spytała drapieżnie, wzmacniając chwyt na męskości. - Chcę zobaczyć na własne oczy… jak przygotowany jesteś do… tej rozmowy - szeptała w przerwach między pocałunkami, którymi wędrowała coraz niżej po szczupłym ciele, aż w końcu jej język nie spotkał się z jego argumentem.
- Uważaj… mogę się potem odwdzięczyć podobną… inspekcją… - szeptał rozpalonym głosem przywoływacz próbując rozładować napięcie budowane jej palcami, za pomocą pieszczoty jej piersi jak i pocałunków na szyi. Bez skutku.
Sundari ostatecznie zjechała w dół łóżka, opierając ręce na torsie kochanka, a twarzą lądując między jego nogami. Rozmowa siłą rzeczy ucichła, choć w sypialni nie panowała cisza, głównie dlatego, że Chaaya nie tylko miała wprawny język, ale i usta i gardło, korzystając z tego zamiennie, mrucząc, cmokając, wzdychając, przy jednoczesnym nie przerywaniu niebezpiecznej zabawy z męską “bronią”.
Wypięta pupa kiwała się na boki, jakby chciała pokazać, że ona również ma ochotę dołączyć do zabawy i wręcz niecierpliwie oczekuje w kolejce.

~ Twarde i gorące te twoje argumenta… chcesz z nim rozmawiać czy może bić? ~ spytała telepatycznie, unosząc spojrzenie w kierunku magika.
~ Jedno i drugie… gdy na ciebie patrzy… to czasami mam wielką ochotę zetrzeć mu uśmieszek z twarzy. ~ Pieszczony przez kochankę przywoływacz pozwalał swojej zazdrości wypłynąć spod tafli samokontroli. No i hipnoza za pomocą kręcącej się pupy też tawaif pomagała w tym dziele. To wyznanie było dla niej zaskakujące, podniecające i rozczulające. Oznaczało bowiem, że zależało mu na niej, co niby było oczywiste, ale teraz posiadając taki dowód, czuła że jeszcze mocniej się w nim zakochuje. Była ważna… nie, cenna, albo nie… posiadała pewną wyjątkowość, którą Jarvis chciał strzec i mieć tylko dla siebie. Nie była to zazdrość jak u psa, który nie chce się dzielić swoją kością, bo nic innego nie ma do jedzenia.

Czarownik poczuł rozgorączkowane myśli Dholianki, która usiadła i weszła mu na biodra. Jego włócznia przecisnęła się przez miękkie pośladki przeciskając się do wyuzdanej krainy rozpusty. Nie był to jednak koniec, bowiem kiedy kobieta przyzwyczaiła się do “niezbitych argumentów” jakie ją dosięgły, wzięła jego dłoń i nakierowała ją na swoje łono, by mógł zatopić w nim palce.
Jarvis uśmiechnął się czule… kiedy jego palce sięgnęły do tego skarbu, by delikatnie i czule próbując rozpalić zmysły kochanki. Było mu tym łatwiej, że już dobrze poznał ciało Chaai… każdy punkcik, który wyrywał z jej ust zmysłowy pomruk, był dotykany powoli i z pietyzmem. Była instrumentem na którym grał… ale tym ukochanym i ulubionym. Tym, który nigdy się nie zostawia, który był jak żona dla grajka. Tak oto mógł sterować ujeżdżającą go pięknością, która nadstawiając się na przyjemności jednocześnie odpłacała mu się z nawiązką. Wedle jego uznania mógł dobierać rytm i pozycję, która najbardziej mu odpowiadała, zrazu przedłużając ich wspólny stosunek do maksimum jakie mogły znieść ich ciała.
Złotoskóra raz drżała, raz wiła się z rozkoszy nie odrywając pociemniałego, od pożądania, wzroku z narzeczonego, już nie chciała się z nim spierać, poddała się twardym argumentom, jęcząc coraz głośniej oszalała z namiętności.
Wkrótce opadli bez sił na równie wymęczoną pościel, jako, że ich igraszki nieźle dały się we znaki i meblowi, który ich gościł.

Przywoływacz objął kochankę i przytulił do siebie. Wodził leniwie po włosach bardki szepcząc jej do ucha.
- Jak chcesz spędzić więc następne godziny moja śliczna? Świętując nasz mały sukces, czy szukając kupców na towary, które zgromadziłaś?
- Kupców? Ja? Nieee… obiecałam, że sprzedam obrazy, co też zrobiłam, resztą niech się on zajmie. - Po tak wystrzałowych ekscesach, kobieta postanowiła się trochę polenić. - Chyba nie powinien mieć problemu ze sprzedażą złota czy komponentów, jeśli będzie się stawiać to nic mu nie damy, o! To był mój pomysł i moja inicjatywa by sprzedać malowidła!
- To prawda - zgodził się z nią przywoływacz i zajął leniwymi pieszczotami jej szyi. Bądź co bądź czynił to zawsze, gdy leżeli nadzy w łożu. Ot drobne pocałunki i pieszczoty języka, przypominające o pożądaniu, nawet jeśli sił chwilowo było brak. - Tylko będziemy musieli mu o tym powiedzieć. Bo zostawiliśmy go na bagnach bez słowa wyjaśnienia.
- Jamun… musisz chyba wypocząć, bo zaczynasz się powtarzać, mówiłam ci już, że rozmawiałam o tym pomyśle z Axamanderem. Dał mi wolną rękę, jak zwykle zresztą, bo na tej wyprawie robię wszystko za niego. Co prawda umawialiśmy się, że przeteleportuje je w ostatni dzień naszej wyprawy, a nie… teraz, ale tak czy siak, chyba ma tyle oleju w głowie by dodać dwa do dwóch. - Kamala przygwoździła ukochanego swoim udem, tak by biedaczyna nie uciekł jej z łóżka. - I tak wracamy po pyraustę, przestań już tyle myśleć o rogaczu, bo zaraz to ja będę zazdrosna o niego!
- Będzie ciężko… ma ogon… ale ty za to masz rozkoszny tyłeczek… - mruknął jej kochanek cmokając obojczyk dziewczyny. - Aż że kusi mnie żeby znów się w niego wgryźć.
- Czekaj, czekaj… - Sundari odsunęła od siebie mężczyznę. - Czy ty właśnie powiedziałeś, że lecisz na jego ogon?
- Niee… żartowałem. Nie lecę na jego ogon. - Zaśmiał się czarownik i cmoknął kochankę w czubek nosa, ta jednak nie dała się tak łatwo zbyć, lub wyczuła dobry moment by się znowu podroczyć.
- Co prawda ten jego ogon jest całkiem fajny, zwłaszcza jak używa go jako bicza, ale to nie oznacza by się pod niego nadstawiać!
- A skąd ty to wiesz, co? - Jarvis zauważył okazję do wymknięcia się z fochów przyjmując pozę podejrzliwego zazdrośnika.
- Ustaliliśmy już, że ogon ma fajny - mruknęła cicho tancerka, ściągając usta w dzióbek. Jeśli próbowała się wyłgać to słabo jej to wychodziło… chyba, że to był zabieg zamierzony…
- A co do używania ogona, to kiedy to ustaliliście? - zamruczał magik próbując przejąć kontrolę na tokiem tej rozmowy. Cmoknął jednak ów dzióbek nie mogąc się powstrzymać. Następnie zmienił temat. - Masz ochotę coś zjeść?
Chaaya zmrużyła oczy, uśmiechając się delikatnie i rozluźniła się.
- Nie, raczej nie… - stwierdziła. - Chyba, że ciebie… ale jeśli jesteś głodny to… pójdziemy gdzieś? I kiedy wracamy na bagna?
- Co za niespodzianka… ja też mam ochotę zjeść… ciebie… zacząć od udek i między udami. Mówiłem, że masz śliczne nóżki… które aż chce się wielbić? - Szeptał lubieżnym tonem Jarvis i poważniej dodał. - Nie... nie musimy w mieście. I wracamy kiedy będziesz gotowa. I smok też.
~ Co ja jestem powóz powietrzny? ~ obruszył się Starzec. ~ Poza tym moja magia choć potężna ma swoje limity. Nie można tak po prostu traktować moich darów jakbym mógł je dawać od niechcenia. Siedem razy dziennie mogę.
Kurtyzana przytuliła się do wybranka obdarowując go całuskami. Przyjemnie było słuchać komplementów, zwłaszcza tych wypowiadanych przez ukochane wargi.
- Może i mówiłeś, a może i nieee… powtórzyć nie zaszkodzi - kokietowała frywolnie. - Możemy zjeść tu… ale możemy też gdzieś wyjść. Tylko my. We dwoje.

Tymczasem węsząc okazję do słownych przepychanek, wspomnienie babki zleciało do smoka, niczym wredny ślepowron zlatujący z gałęzi do świeżo powieszonego straceńca.
“Jakby nie patrzeć cztery to nie siedem, więc spokojnie mógłbyś się wykosztować, ale rozumiem, żeś wieeelce “wyczerpany” i małe bobo musi przytulić się do cyca.” Pstryknęła palcami.
~ Po prostu nie jestem magiczną gondolą, która ma was przenosić tam i z powrotem. To wy tu jesteście żeby nosić mnie i zajmować się mną. ~ Gad napuszył się niczym czerwona żaba.
“Chciałbyś by tak było, ale nie stać cie na nasze dozgonne usługi” zasyczała marona.

- Starzec jest wycieńczony i potrzebuje odespać, mamy czas dla siebie - dodała na głos bardka.
- Więc lody? Płonący deser? Coś bardziej egzotycznego? - proponował Jarvis znając słabości kochanki.
- Najpierw lody - potwierdziła panna z błyskiem w oczach. - Później płonący deser… a póóóźniej… coś egzotycznego - szepnęła wpełzając na swoją “ofiarę” czule muskając ją ustami. - Tak dawno nie miałam nic słodkiego w ustaaach… - pożaliła się biedaczka.
- Cóż… samolubnie powiem, iż ja mam coś słodkiego… blisko. Ale podzielić się nie mogę. - Chaaya poczuła jak palcami muska obszar między jej udami. Tam szukał słodyczy z łobuzerskim uśmiechem.
- Aćha… okrutniku… - fuknęła trzpiotka w udawanej urazie. - Nawet ociupinką się nie podzielisz?
- Mam rurkę z kremem - zaproponował lubieżnie kochanek sugerując tawaif kolejną “zabawę”. Dholianka udawała, że rozważa jego propozycję.
- A czy ten krem… jest dostatecznie słodki? - spytała podejrzliwie. - Tak słodki, słodki, że aż chce się po nim pić?
- Oczywiście… bardzo słodziutki - odparł przywoływacz z żarliwością sprzedawcy, który usilnie chce wcisnąć swój towar klientce. Ha… przejrzała go bez problemu. Nie on pierwszy w takich sytuacji próbował przekonać, że jego przysmak jest godny jej ust. Cóż… on był tylko mężczyzną, a ona była tawaif… owijanie samców wokół paluszka było jej chlebem powszednim.
- Hmmm… sama nie wiem. - Tancerka westchnęła bez przekonania, pocierając nosem brodę kochanka. - A ta rrurka… to z jakiego ciasta? Takiego mięciutkiego i puszystego? Czy cieniutkiego i chrupkiego?
- Raczej coś chrupkiego i twardego, acz trzeba zmiękczyć języczkiem. - Jarvis starał się udawać obojętność. Biedaczek. Chaaya przejrzała wszystkie jego sztuczki, acz… jedna sprawiała jej kłopot. Jego palce wodziły czule po wrażliwym punkcie między jej udami, sięgały badawczo między wrota. Zbierały nektar… i wywoływały przyjemne uczucia, bo łajdak dobrze wiedział jak i gdzie lubi być dotykana. Trzymała go w niepewności jeszcze chwilę, tak dla własnego sportu i może z odrobiną złośliwości, w końcu mruknęła ochoczo.
- No dobrze… to pokaż mi swój smakołyk.
- O tu tu… - Wskazał starając się nie brzmieć błagalnie i żałośnie. A widok łechtał ego dziewczyny jak i cieszył wiele z jej masek. Prężył się ten smakołyk jak eunuch na straży haremu.

Bardka dźwignęła się na czworaka i obróciła z westchnieniem w kierunku “specjału” jaki jej oferowano. Była jednak leniwym chochlikiem, który tak łatwo nie rezygnował ze swojego leża, toteż czarownik znów został przygnieciony do materaca, choć tym razem przed twarzą wypięty miał bezwstydnie tyłeczek kobiety.
- Ojej… taka duża? Nie wiem czy ją zmieszczę - zachichotała psotliwie, tykając językiem męskość.
- Ja tam nie ma powodu narzekać na mój smakołyk. - Usta kochanka zaczęły wspinać się po udzie ku intymnemu zakątkowi kurtyzany. Jego głos lekko drżał, gdy język złotoskórej trącał twardy dowód pożądania. - Chyba znalazłem słodką barć… trzeba jej całej posmakować. Wylizać do czysta.
Kamala z pomrukiem zadowolenia zabrała się do smakowania. W przeciwieństwie do desperackiego zachowania partnera, ona zdawała się świetnie bawić uskuteczniając swoje tortury. Bo jej pieszczot, nie dało się inaczej nazwać. Była jak kotka, która zadręcza złapaną myszkę wypuszczając ją w odpowiednim momencie, co by nie wyzionęła ducha. Język czarownika lawirujący po jej kobiecości wzbudzał u niej czasem stłumiony pomruk, lub dreszcze przebiegające po plecach co skutkowało kołysaniem bioderkami i uciekaniem przed kolibrem, który atakował jej kwiatuszek. Kiedy jednak dostatecznie się rozgrzała i zapragnęła elektryzującej kulminacji pochłonęła ukochanego wypuszczając dopiero wtedy, aż najadła się do syta.
A ten starał się ją karmić obficie zarówno wijącym się językiem, spragnionym jej mięciutkiej strony, jak i oddając “krem” w znacznych ilościach. Jakby należała do tych wampirów co wysysają kochanków w łożu. Potworów pustyni całkowicie legendarnych, bo zmyślonych… Gula to potwierdził wszak odpowienimi księgami dawno temu.
- To teraz… lody? - zapytał po wszystkim przywoływacz, kiedy kokietka z cichym śmiechem sturlała się na kołdrę, ocierając ubrudzoną brodę i głośno oblizując przy tym palce. Za nic nie miała w sobie wstydu, a wręcz każdy jej ruch ociekał lubieżnością i wyzwalającą perwersją. Aż dziw, że tak bardzo wstydziła się okazywać czułość w miejscu publicznym.
- A będą owocowe? Jak nie będą to nie idę - pogroziła.
- Aaaa jakie to owoce mają być? - zaciekawił się czarownik wodząc spojrzeniem po nagim ciele kochanki, niczym ona po elfich obrazach. - Coś miejscowego, czy egzotycznego? Przy czym egzotyczne to są owoce z innych krain. Daktyle na przykład.
- Daktyle nie są egzotyczne - stwierdziła Dholianka tą oczywistą oczywistość. - Truskawki, gruszki, śliwki… to tak, ale daktyle to przeca normalne owoce - mruknęła układając głowę na jego biodrach, zarzucając sobie jego przyrodzenie na szyję.
- Tam gdzie ty mieszkałaś… tak, ale tu palmy daktylowe nie rosną. Za to banany… różowe. Chcesz lody z papką z różowych bananów podanie na liściu lilii wodnej? - zapytał czarownik przyglądając się kochance… z czułością i roztkliwieniem. Chaaya aż zastrzygła uszami.
- Chce! Różowych jeszcze nie jadłam!
- Sa lekko winne. Chcesz spróbować prosto z kiści wraz lodami? - dopytywał się przywoływacz głaszcząc ją po włosach.
- I z kiści… i z liści… i z lodami i bez. - Nie mogła się zdecydować.
- Możemy i tak i tak… najlepsze są i tak ze świeżych. Acz trzeba na nie wtedy czekać - zaproponował Jarvis z uśmiechem. Dziewczyna odwdzięczyła mu się tym samym, wyglądając na bardzo szczęśliwą.
- Nie śpieszy nam się, możemy poczekać a później wrócimy na bagna - zgodziła się na tę okoliczność, po czym kontynuowała z podnieceniem. - A póóóźniej jak wrócimy z bagien pójdziemy na płonący deser, a póóóźniej… zjemy coś egzotycznego, ale tego tutejszego egzotycznego. - Planowała z rozmarzeniem, bawiąc się palcami we włosach łonowych kochanka. - I coś ossstrego… tak… i czekoladowego też!
- A potem zajmę konsumowaniem ciebie - zamruczał “złowieszczo” jej kochanek zadowolony z dobrego humoru partnerki. I zamyślił się. - Jeśli mamy szczęście to knajpka w której podawali najlepsze potrawy z różowych bananów nadal działa… z małą plantacją na zapleczu, dzięki czemu zawsze mieli świeża dostawę.
Kamala wpatrywała się w niego jak w obrazek, od czasu do czasu muskając wargami jego rozleniwioną męskość spoczywającą jej na szyi. Widać było, że jest skora do “poświęceń” w imieniu kulinarnej rozpusty.
- Tutaj to chyba powszechne? By karczma miała swoje zaplecze z którego czerpie produkty, prawda? - rzuciła retorycznie, wspominając “randkę” z Axamanderem, kiedy to zakradli się do winnicy. Czarownik był świadomy jej myśli, które swobodnie i samoistnie przepływały przez jego umysł. - Myślisz… że uda nam się zakraść? Chcę zobaczyć jak rosną banany!
- Myślę, że uda nam się przekraść. Zwłaszcza jak wywołam dywersję - odparł przywoływacz i zaczął wyjaśniać. - A co do ogrodów na zapleczu, to... tak… i nie. Co prawda karczmy często czerpią pożywienie z takich ogródków, bo rośliny tu owocują cały rok, ale… nie zawsze jest ziemia uprawna pod ręką. Dużo obszarów to kamienne fundamenty między kanałami.
- To urocza tradycja… trochę szkoda, że takie miejsca są zamykane przed klientami. O wiele przyjemniej byłoby wypić sok z pomarańczy w pomarańczowym sadzie, och… albo nawet samemu wybrać, które owoce do tego soku zerwać - dywagowała bardka, mrużąc sennie oczy.
- Są i takie restauracje… tyle, że droższe i bardziej snobistyczne - przyznał mężczyzna z uśmiechem i głaszcząc ją po głowie nucił (fałszując przy tej okazji) jej kołysankę. Dholianka po chwili drzemała jak grzeczne dziecko mając na ustach rozciągnięty półcień uśmiechu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline