6 marca 2050, dom Tylera
Hector wysłuchał opowieści gospodarzy, przeanalizował skrupulatnie wszystkie informacje popijając jednocześnie z wyszczerbionego kubka wodę.
- Chłopaki, poczekajcie chwilę - powiedział po dłuższym namyśle - Jeśli wasi rodzice mają ufortyfikowaną pozycję, nie ma sensu ryzykować rajdu poprzez noc i mgłę, żeby do nich dołączyć. Możemy im pomóc w inny sposób, jeśli zechcecie. Jest nas tutaj pięciu mężczyzn. Jeśli wyślemy kobiety i dzieci do okien na górze... może na dach, jeśli da się wyjść, możemy narobić hałasu, żeby ściągnąć jak najwięcej tych istot tutaj. Tyler ma solidne ogrodzenie, a w razie czego możemy cofnąć się do domu i zatarasować drzwi.
Początkowo samemu niezbyt przekonany do tego pomysłu, Nowojorczyk szybko odzyskał rezon, potrząsnął z aprobatą wobec własnych słów.
- Potrzebujemy drewnianych tyczek, może mioteł albo łopat, których uchwyty zaostrzymy nożami - mówił dalej - Jeśli uzbroimy się w dzidy, będziemy mogli dźgać nimi ponad ogrodzeniem albo przez okna, najlepiej w głowy i szyje. Tak, to ma szanse powodzenia, a jeśli odciągniemy zgraję od reszty domostw, ułatwimy im obronę.
- Ale ten plan zadziała tylko, jeśli zechcecie podjąć ryzyko, ja nie mogę za was zadecydować, jestem tylko zwyczajnym podróżnym. Jeśli odrzucicie ten pomysł, a bracia zechcą pójść odnaleźć rodziców, pójdę z nimi.